Epilog

1K 49 12
                                    

Kaysa

- Mamuś idziemy do siostrzyczki?- zapytała Hope, wbiegając do pomieszczenia. Uśmiechnęłam się. Nadal jest ciekusem. 

- Pewnie, poczekaj chwilkę- odpowiedziałam. Dokończyłam kroić pomidory i wrzuciłam je do wielkiej miski. Przykryłam je talerzem, żeby nie zleciały się muchy. Wytarłam ręce w ścierkę i podałam Hope dłoń. Dziewczynka złapała ją, a następnie wyszłyśmy na zewnątrz. 

Otoczenie fabryki wyglądało teraz przyjemniej. Nie wyglądało na teren, który kiedyś był przemysłowy. Było zdecydowanie więcej zieleni. Ludzie byli spokojni, wszystko wyglądało normalnie. Skierowałyśmy się w stronę wysokiego muru za budynkiem, w którym kiedyś była najniższa klasa - teraz jest on miejscem pracy kowala i jego pomocników. Pod murem wbite były w ziemię grube deski z imionami i datą śmierci. W końcu dotarłyśmy do naszego celu.

" Susanne Ryeen

ur. 10.05.2019r.

zm. 13.05.2019r."

To co powiedziałam Khorey'owi tamtego dnia nie było kłamstwem. Od jakiegoś czasu miałam przeczucie, że zaszłam w ciążę, ale nie byłam pewna. Dopiero kilka dni po przybyciu do szpitala Jaden to potwierdził. Wszyscy się z tym pogodziliśmy. Widziałam, że najbardziej przeżywał to Aiden. Mi również było ciężko, ale to miało być też moje dziecko. Niestety przy porodzie coś poszło nie tak. Susanne zmarła po trzech dniach ciężkiej walki o życie. Minął prawie rok, a ja do tej pory pamiętam jaka była śliczna. Trzymałam ją w rękach tylko raz, ale nigdy tego nie zapomnę. Miała zielone oczy, w przeciwieństwie do swojego ojca jej były radosne i kochane, nie opętane żądzą zemsty. Zabiłam Khorey'a nie w obawie, że mnie zabije, ale w przekonaniu, że jemu już nic nie pomoże. Widziałam jak brał psychotropy, a jakiś czas po tym przykłada nóż do mojego gardła- osoby, którą ponoć kochał nad życie. Musiałam to zrobić. 

- Tęsknisz za nią?- zapytała Hope, kiedy kładła kwiatka na grobie. 

- Bardzo- odpowiedziałam.- Ale cieszę się, że mam ciebie- dodałam, obejmując dziewczynkę. 

- Wiesz co, ja to już jestem duża- stwierdziła z rękami na biodrach. 

- Ale nadal jesteś moją córeczką- powiedziałam, pstykając ją palcem w nos. - Chodź na obiad. 

Wróciłyśmy do najmniejszego z budynków. Nie chciałam mieszkać w tym samym, co wcześniej. Wolałam coś bardziej przytulniejszego. W kuchni siedział już Aiden. Uśmiechnął się do mnie. 

- A gdzie moje kobiety były?- zapytał, podchodząc do nas. Cmoknęłam go w usta i zajęłam się urywaniem liści sałaty. 

- U siostry- odpowiedziała Hope. Usiadła przy stole, a naprzeciwko niej Aiden. Chłopak nie skomentował tego, wolał zmienić temat. 

- Co dobrego na obiad?- zapytał. 

- A co sobie zrobiłeś?- odparłam. 

Wieczorem, gdy Hope już spała, rozsiadłam się na kanapie w salonie. Miałam ochotę przeczytać coś. Wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki i zaczęłam czytać. Niestety nie było mi to dane na długi czas, ponieważ Aiden położył głowę na moich nogach, gdzie trzymałam lekturę. 

- Kocham cię- powiedział z uśmiechem. Odwzajemniłam jego gest, nachyliłam się i pocałowałam go. Pocałunek był pełny uczuć i delikatny. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, Foster usiadł obok mnie i objął ramieniem. 

- W szpitalu wszystko dobrze, Karrie i Blase dobrze tam rządzą. Zajmują się uprawą warzyw. Jaden ma trzech uczniów. Zaczynamy nową erę kochanie- powiedział. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie. Pocałował mnie w czoło i mocniej przytulił. 

A za murami chodzili martwi, którzy byli ciągle żywi. 

~~~

To wcale nie koniec :D 

Owszem to epilog, ale mam dla was coś przygotowane.

Sprawdzajcie mój profil, bo niedługo wleci "Still walk" :) 

Still aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz