Helen spięła swoje mysie włosy w wysokiego kucyka, a ja zdążyłam wrzucić do jej torby wszystkie leki jakie posiadałam w domu. Postanowiłyśmy iść polami na pograniczu z drzewami. Przez całą dotychczasową drogę nie spotkałyśmy żadnego zakażonego. Ich większe grupy jeszcze nie dotarły do naszych terenów, ale powoli się zbliżają. Dwadzieścia metrów przed nami stał znak z napisem: 'Holland'. Okolica była opustoszała; ludzie uciekli jak najdalej, żeby nie musieć stawiać czoła wirusowi. Myślą, że ich to ominie. Nic bardziej mylnego.
-Musimy być cicho. Zakażeni nie rozprzestrzeniają się równomiernie- powiedziałam do Helen i wyciągnęłam nóż kuchenny. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem na narzędzie, ale chwilę później otrząsnęła się i wyjęła ze swojej torby sztylet o długości około trzydziestu centymetrów.
-Niezły sprzęt- powiedziałam z uznaniem. Szłyśmy skulone rowami i nasłuchiwałyśmy. Nic nie przyciągnęło naszej uwagi. Wszyscy musieli wyjechać.
W końcu stanęłyśmy przed wielkim domem. Był urządzony na bogato, więc w środku pewnie niczym się nie różnił.
-Myślisz, że Aiden nie wyjechał?- zapytałam, otwierając furtkę.
-Dwa dni temu, kiedy działały jeszcze satelity dostałam od niego esemesa, że nigdzie się nie wybiera- odpowiedziała. Prawdę mówiąc, nie chciało mi się w to wierzyć. Znam go od kilkunastu lat i mimo że nie mamy ze sobą dobrych stosunków, wiem, że chłopak zrobiłby wszystko, żeby uratować swój bufoniasty zadek.
Jego rodzina nawet nie zabarykadowała okien, więc pewnie od początku mieli zaplanowany wyjazd. Weszłyśmy na ganek po kilku schodkach na palcach. Zajrzałam przez okno. Wszystko było porozwalane, zniszczone. Wnętrze domu wyglądało jakby przeszło przez nie tornado.
-Sądzisz, że coś mu się stało?- szepnęła przerażona Helen. Spojrzałam na nią kątem oka, otwierając cicho drzwi.
-Ja to wiem- przyznałam i weszłam do środka.-Bądź gotowa- dodałam, a dziewczyna kiwnęła twierdząco głową. Mimo że starała się być twarda, widziałam jej emocje z daleka. Bała się. Cholernie się bała, ale chciała walczyć.
Weszłyśmy prawdopodobnie do salonu. Plazma leżała na podłodze potłuczona, tak jak wszelakie obrazy i figurki. Spod drzwi do jakiegoś pomieszczenia wychodziły smugi krwi. Helen zaciągnęła się powietrzem na ten widok.
-Jakie jest tam pomieszczenie?- zapytałam półtonem. Dziewczyna znała ten dom jak własną kieszeń, bo doskonale wiedziałam, że przebywała u Aidena dniami i nocami.
-Łazienka- odpowiedziała szeptem.- Idziemy sprawdzić?- spytała.
-Trzymaj się za mną- rozkazałam i podeszłam na kuckach do drzwi. Zajrzałam przez dziurkę do klucza. Na podłodze leżało jakieś ciało, ale nie mogłam zidentyfikować kto to. Chciałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte.
-Co tam zobaczyłaś?- odezwała się moja towarzyszka.
-Ciało- powiedziałam bez ogródek. Wyprostowałam się i z całej siły kopnęłam w drzwi. Powtórzyłam to dwa razy i bez problemu mogłyśmy wejść do pomieszczenia.
-To nie może być zakażony, bo...- zaczęłam, ale dziewczyna przepchnęła mnie w przejściu.
-Aiden!- pisnęła i uklęknęła obok ciała. Podeszłam i nachyliłam się. Faktycznie to był on.- Żyje?- zapytała.
-Gdyby umarł zamieniłby się już w zakażonego- powiedziałam. Uklęknęłam po drugiej stronie nieprzytomnego chłopaka i położyłam go na plecach. Złapałam jego rękę i przyłożyłam kciuk do jego nadgarstka.- Żyje- stwierdziłam, gdy wyczułam delikatny puls. Helen odetchnęła.- Ale trzeba zrobić resuscytację- dodałam.
-Ja nie umiem- przyznała dziewczyna. Westchnęłam.
-Pilnuj drzwi, nie wiadomo czy są tu jakieś umarlaki- powiedziałam. Zielonooka zrobiła to, co jej kazałam.- Uh, nawet nie wiesz jak dla ciebie się poświęcam- zwróciłam się do niej, na co zachichotała.
Trzydzieści uciśnięć klatki piersiowej, dwa wdechy. Kolejne trzydzieści uciśnięć i kolejne dwa wdechy. Gdy zaczynałam trzecią serię ucisków, chłopak otworzył oczy.
-Bogu dzięki- bąknęłam i wstałam.
-Kaysa!- pisnęła Helen, a ja się odwróciłam. Zakażony bez jednej ręki kuśtykał w naszą stronę.
Wyrwałam dziewczynie sztylet, mówiąc żeby zajęła się Aidenem. Podeszłam do umarlaka i unikając jego chwytu, kopnęłam go w kolano. Upadł, a ja wbiłam sztylet w jego głowę, na której była część długich, brązowych włosów. Przetrzymałam głowę stopą i wyciągnęłam broń. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.-Idę się rozejrzeć- powiedziałam, nie odwracając się do Helen i Aidena. Rozpoznawałam tę kobietę, którą teraz zabiłam. To była mama chłopaka, pani Foster. Musiał przeżyć tu piekło.
Po obejściu całego domu i zamknięciu wszystkich drzwi, wróciłam do łazienki na parterze. Okazało się, że przenieśli się do salonu, więc przeszukałam półki w ubikacji i poszłam do nich. Aiden leżał na kanapie z przymrużonymi oczami, a Helen klękała przy kanapie i trzymała chłopaka za rękę. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam, że w drugiej ręce trzymała szmatkę i przecierała nią czoło szatyna.
-Czysto- powiadomiłam ich i zaczęłam uważniej przyglądać się otoczeniu. Szukałam czegoś, co mogłoby się przydać.
-Kaysa- zaczął Aiden, siadając na sofie. Milczałam, nadal chodząc po pomieszczeniu.- Dzięki za ratowanie życia- dokończył.
-Spoko- powiedziałam od niechcenia.
-Co tu się stało?- zapytała Helen.
-Dwa dni temu moi rodzice się pokłócili. Moja matka chciała zostać, a ojciec uciec. Wściekł się i w wyniku napadu agresji dźgnął mamę nożem. Przestała oddychać, a tata w nocy zabrał swoje rzeczy i uciekł. Zostawił mnie- wzruszył ramionami i opuścił głowę.- Miałem nadzieję, że reanimacja pomoże, ale było za późno. Kiedy mnie goniła, uciekłem do łazienki i zamknąłem się tam. Musiałem zemdleć, gdy uderzyłem głową o umywalkę. Wiedziałem, że muszę ją zabić, ale...- zaciął się.- Ale nie potrafiłem- wyszeptał.
Jeśli mam być szczera, to nie interesuje mnie to nawet w najmniejszym stopniu. Nie interesowałam się jego życiem przed epidemią, a co dopiero teraz. Helen była wstrząśnięta tym, co usłyszała. Widać było, że zaczęła przeżywać to z nim. Ta dziewczyna jest bardzo emocjonalna. Nie dałaby sobie rady w teraźniejszym świecie sama.
Aiden powiedział, że idzie z nami. Wiedziałam, że będzie to nieuniknione, bo w końcu specjalnie po niego przyszłyśmy, ale miałam cichą nadzieję, że zadecyduje zostać. Nie kryję się z tym, że go nie lubię. Z resztą on za mną też nie przepada. Helen opatrzyła swojego przyjaciela, a ja zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy z jego domu. Przybyło nam leków, bandaży, jedzenia, kilka butelek picia i scyzoryk. Foster wziął jeszcze swój zegarek, kilka zestawów baterii i latarkę. Podzieliliśmy się bagażami, aby było po równo. Aiden chciał wziąć część mojego i Helen; ja kategorycznie się nie zgodziłam, ale zielonooka przystała na jego propozycję. Na zegarku chłopaka widniała godzina dwudziesta czterdzieści jeden, a za oknami panował zmrok.
-Idziemy?- zapytał, zerkając na mnie i na Helen. Dziewczyna spojrzała na mnie, dając do zrozumienia, że nie ma pojęcia.
-Nie powinniśmy ryzykować- stwierdziłam.- Możemy przenocować, ale proponuję utrzymywać warty dla bezpieczeństwa- dodałam.
-Ja mogę mieć pierwszą- zgłosiła się Helen. Zdziwiłam się jej krokiem. Może chce nauczyć się być silniejszą? Zgodziliśmy się na jej propozycję.
Pierwszą dwu i półgodzinną wartę miała Myszka. Pasuje do niej ta ksywka. Drugą, trzygodzinną ja, a ostatnią też trzygodzinną Aiden. Na kolację zjadłam tylko banana, który szatyn miał w lodówce. Oboje również zjedli po jednym owocu, aby oszczędzać na jedzeniu.
_________
To już teoretycznie drugi rozdział :D
Chciałabym Was zaprosić na opowiadanie mojej dobrej, nowej znajomej. Jest o Carlu Grimes'ie, więc myślę, że przypadnie Wam do gustu :) Macie je w linku zewnętrznym, ale jeśli ktoś nie mógłby się połapać zapraszam na profil nothingselves .
CZYTASZ
Still alive
Science FictionPisane bardzo dawno temu. Ostrzegam przed masą błędów każdego możliwego rodzaju oraz dużą ilością niedociągnięć fabularnych. Obecnie pracuję nad nową wersją. Najwyższe notowania: • sci-fi - 01 w dniu 29.06.2021 ♥ • #zombie - 01 w dniu 08.06.2018 •...