Sobota. Wczoraj było zbyt późno, by gdziekolwiek iść i wymienić zdrapkę. Niedziela- Dzisiaj, wszystko zamknięte. Ostateczny termin mógł nadejść jutro. To byłby szósty dzień, a Frank miał ich tylko pięć. Miałem nadzieje, że nic mu się przez to nie stanie.
Nie potrafiłem myśleć o czymkolwiek innym niż o wczorajszym wieczorze. Przez głowę przechodziły mi najgorsze myśli. Że Frank będzie chciał zerwać kontakt, na przykład. Właściwie to nie była tylko moja wina, bo ani ja, ani on nie oddaliliśmy się od siebie wtedy. Czy słowo "wina" jest w ogóle dobrze dobranym terminem? Gdy udało mi się rano zebrać, zszedłem na dół, spotykając mamę. Miałem z nią porozmawiać wczoraj, więc zrobiłem to tego dnia. Mikey jeszcze spał, więc miałem szansę.
-Mamo? -Zapytałem kobietę, stojącą w kuchni. -Możemy porozmawiać?
-Synku.. -Zaczęła
-To ważne -Powiedziałem głośniej. Kobieta popatrzyła na mnie i skierowała się do salonu, więc poszedłem za nią. Usiedliśmy razem na kanapie i zacząłem
-Nie wiem co się ostatnio dzieje. Stałaś się taka... Nieobecna. Jedyny moment, gdy się do mnie odzywasz, to gdy mnie o coś prosisz. A ja chodzę zdezorientowany.
-Gerard... Nic się nie dzieje, mam gorsze dni. -Powiedziała przygnębiona.
-Od prawie miesiąca? Przecież widać po tobie, że coś jest na rzeczy. Mikey też to zauważył. Chodzi o tatę?
-Nie... -Powiedziała krótko lecz po chwili dodała -Tak.
-A więc?
-Gerard, jestem zmęczona.
-Jestem Twoim synem, chcę widzieć o co chodzi. -Przekonywałem. Kobieta zamyśliła się na dłużej. Próbowała coś z siebie wydusić, ale widocznie nie wiedziała jak.
-To... Trudniejszy temat. -Czekałem na resztę zdania -Eh, dobrze. Jestem w ciąży.
-Słucham? -Mocno się zdziwiłem. -Tata wie?
-Nie i... Nie chcę aby na razie wiedział.
-Jak to nie chcesz? Jest ojcem, powinien wiedzieć. -Kobieta spuściła nisko wzrok i milczała. -Mamo, jest ojcem prawda? -Nadal panowała cisza. Po chwili przemyśleń, orzekła
-Gerard. Jesteś dorosły i zdarzają się pewne rzeczy, na które masz mały wpływ. Ludzie popełniają błędy... -Nie mogłem uwierzyć w to co mówiła. - Ludzie popełniają błędy -Powtórzyła -Wiesz to prawda?
-On musi się dowiedzieć -Rzuciłem.
-Nie może teraz. To chyba byłby najgorszy moment.
-Nie możesz mu powiedzieć, że to jego dziecko?
-Nie mogę. Jak mówiłam, jesteś dorosły. Gdybym mu tak powiedziała, od razu by się zorientował, bo to po prostu nie możliwe. -No to wpadła w niezłe bagno.
-Musisz mu w końcu powiedzieć, jeśli nie ty, brzuch to zrobi -Wstałem powoli kierując się w stronę schodów -Jeśli jesteś pewna, że to błąd, on Ci wybaczy. Będzie ciężko, ale wybaczy. W miłości tak już jest. -Wyszedłem z pokoju.
Nie byłem specem w takich sprawach, bo sam miałem ledwie jedną dziewczynę, z którą byłem niecały miesiąc. To była porażka i wolałem zapomnieć. Aczkolwiek na tamten moment to chyba jedyna rzecz, którą mogłem powiedzieć.Pod pretekstem wyrzucenia, tych śmieci z wczoraj, koło siedemnastej postanowiłem przejść się i wszystko sobie poukładać. Dom kojarzył mi się teraz z ciszą przed silną burzą i chciałem się z niej wyrwać. Jakie to wszystko stało się beznadziejne na przełomie dwóch dni. Kierowałem się w stronę baru, w którym jakiś czas temu byłem z Frankiem. Będąc za miejscu spotkałem parę ludzi z klasy, którzy mnie zawołali, abym usiadł z nimi. Nie chętnie do tego podszedłem, gdyż wolałem być sam. Na szczęście była tam Megan, z którą również dobrze się dogadywałem. Zamówiłem piwo i wdałem się w tok rozmów o różnych, bezcelowych tematach. Było całkiem fajnie po jednym piwie, więc zamówiłem następne.
-A czemu dziś bez Franka? -Zapytał Brad, jeden z typów z tej paczce.
-Um... Źle się czuł, czemu pytasz? -Zapytałem nerwowo.
-No wiesz, na początku trzymaliście się siebie, a gdy go nie było i tak zjawił się pod szkołą do ciebie. Nie to żebym coś sugerował.
-Po prostu dobrze się z nim dogaduje -Odpowiedziałem, po czym wziąłem następny łyk.
-No, to niezłe osiągniecie. -Powiedziała jedna z dziewczyn.
-Co masz na myśli? -Zapytałem spokojnie.
-No wiesz. Frank zawsze uchodził za najcichszego. Wydaje się dziwny dla innych, bo nigdy się nie odzywa, a nawet nie próbuje. -Odpowiedziała.
-Może nie ma powodu -Wyszeptałem do siebie. Wchodząc w zdanie przedmówczyni, dodała inna dziewczyna, śmiejąc się
-A tu pojawia się Gerard Way i zawraca mu w głowie. -Nawet nie wiesz jak bardzo. Byłem lekko poddenerwowany, nie było miłe, gdy zaczęli z niego żartować. Megan zauważyła moją gburowatość i aby przerwać, zaprosiła mnie żebyśmy zatańczyli. Niechętnie zgodziłem się. Chciałem od nich odejść, bo zaczęli lekko przesadzać. Gdy znalazłem się na parkiecie, Megan zarzuciła ręce za moją szyje i zaczęła się ruszać w rytm muzyki. Złapałem ją powyżej bioder, tak delikatnie jak chwyta się w friendzonie. Z każdym krokiem przybliżała się coraz bardziej, co mnie przerażało ale z czasem już nie było tak źle. W pewnym momencie w jej rękach pojawiło się kolejne piwo. Piła, ciągle tańcząc po czym dała, abym i ja mógł się napić. Z każdym łykiem, kojarzyłem fakty coraz gorzej, aż do momentu gdy poczułem jej usta na moich. Od razu odskoczyłem i próbowałem cokolwiek zrozumieć.
-Przep-raszam -Wydukałem i poleciałem do łazienki, w której wydaliłem wszystko co wypiłem, wraz ze śniadaniem. Źle się czułem, bardzo źle. Słaba głowa była u mnie chyba dziedziczna. Wyszedłem na zewnątrz, gdyż natłok ludzi był zbyt duży. Uspokoiłem się i zapaliłem papierosa. Po chwili wciągnąłem telefon, by dowiedzieć się, która godzina. 21:13. Kiedy to minęło? Coś czuje, ze mam powoli przesrane. 5 nieodebranych połączeń od mamy, 2 od Mikey'ego i 3 smsy od... Franka? Od razu musiałem wiedzieć o co chodziło.
Frank: Cześć Gee. Chciałbym pogadać... Nie wiem czy chcesz, czy nie szczególnie ale to dość ważne. Jakbyś mógł jeszcze dzisiaj się spotkać, byłoby dobrze.
Napisał o 17:53, musiałem mieć wyciszony telefon
Frank: Jesteś zły? Jeśli tak, to wybacz ale naprawdę musimy pogadać. Wiem, że jest późno ale... Dałbyś mi chociaż parę minut?
Moje serce się roztapiało. To napisał godzinę później, o 19:06.
Frank: Błagam Cię, chociaż daj znak, że żyjesz i po prostu leżysz na łóżku i czekasz aż się odczepię. Proszę.
20:54. Ale spieprzyłem. Spalił mi się cały papieros. Nagle z baru wyszła Megan, mówiąc
-Gerard, przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć. -Nawet na nią nie spojrzałem. Ignorując jej słowa, odszedłem parę metrów chwiejnym krokiem i pod wpływem emocji zadzwoniłem do Franka.
-Gerard? W porządku?
-Frank. Ja... Przepraszam? -Zapytałem próbując wyrównać pijany głos
-Gee... Gdzie ty jesteś?
-Em, nie wiem. -Rozejrzałem się
-Jest ktoś z Tobą? -Zapytał przejęty
-Są tu jacyś panowie. I jest Megan, a w środku też Brad...
-Nazwa lokalu, Gerard.
-Jezus, ja ledwie widzę własną rękę. Więc nazywa się to "Bar" -Usłyszałem jak Frank uderza się w czoło, załamując się przez moją głupotę.
-Zostań tam, dobrze?
-A przyjdziesz tu?
-Tak. Usiądź przy stoliku, gdzie siedziałeś, a ja za nie długo będę.
-Dla ciebie wszystko, Frank.
-Dobrze... -Powiedział podejrzliwym głosem. Nie patrzyłem już ani na ekran, ani na nic. Wróciłem do pomieszczenia jak kazał mi Frank i usiadłem przy stole. Wróciliśmy do rozmów o ważnych partiach politycznych. Po niespełna dwudziestu minutach, przynajmniej tak mi się wydaje, ktoś z mojego stolika powiedział głośniej
-O, cześć. -Odwróciłem się, szukając adresata. No tak, zapomniałem, że czekałem na Franka.
-Cześć -Odpowiedział krótko Bradowi -Gerard.
-Ej, fajne towarzystwo, serio. Siadaj. -Powiedziałem. Frank nie był zadowolony i pokazał to patrząc na mnie. Aczkolwiek usiadł, było widać, że nigdzie się nie wybieram. Widziałem, jak każdy był zdziwiony, widząc Franka, siedzącego przy jednym stole co reszta. Zacząłem rozmawiać ponownie. Wiele z osób próbowało coś z niego wydusić, ale ten tylko przytakiwał, a gdy powiedział coś dłuższego, za chwile przerywał, skracając całość wypowiedzi. W jednej z chwil powiedział
-Gee. Jest prawie północ, wypadałoby się zbierać.
-O tak. Trzeba iść -Popatrzyłem dumnie na sufit. Czułem, że powiedziałem coś mądrego i głębokiego.
Udało nam się wydostać z lokalu. Megan i jeden chłopak, Abraham, też postanowili wracać. Z tego co zrozumiałem, to mieli iść pewien odcinek razem z nami, a potem we własne strony. Po drodze Frank pytał się mnie jak się tam znalazłem ale z bełkotu dotarło do niego jedynie tyle, że szedłem na spacer. Megan sprecyzowała, że nie spodziewali się mnie tam i to był widocznie przypadek.
-Mogłeś cokolwiek napisać. Nie martwił bym się -Powiedział tak, abym tylko ja usłyszał. Mojej reakcji się nie spodziewał.Poprawiając tekst, aby brzmiał w miarę logicznie, zobaczyłam gnającego na kanapie (na której siedziałam) pająka. Zrzuciłam laptop, uciekając z pokoju. Pająka potem już nie znalazłam, a laptop był w ciężkim stanie ;_; Urwało się coś, co trzymało ramę przy pulpicie i nie mogę go od dziś zamknąć xD Arachnofobia na propsie
Najgorsze jednak, że ten zwyrodnialec gdzieś na mnie czyha ;-;