Lekarz powiedział, że przetrzyma Franka do następnego dnia, by wiedzieć, czy gorączka wróci na noc, czy udało się ją zneutralizować. Zostało pięć dni do sylwestra. Miałem ogromną nadzieje, że do tego czasu wszytsko już będzie w porządku. Dzień w szpitalu, mimo tych białych ścian i okropnego zapachu, minął całkiem znośnie. Frankie czuł się lepiej. Chodził, jadł i miał troszkę ponad stan gorączkowy. Wieczorem, prosto po pracy wpadł Bob. Wszyscy siedzieliśmy tak długo jak mogliśmy.
Lekarz stwierdził, że nie muszę, i właściwie nie powinienem siedzieć tej nocy w szpitalu. Miejsca, bym tam spał rzeczywiście nie było, aczkolwiek wiedziałem, że nie musiałem wcale spać. Oznajmił mi, że jeśli cokolwiek się tej nocy bedzie działo z Frankiem, od razu mnie powiadomi. Przekonywał mnie, żebym pojechał do domu, pozbierał się, wyspał i wrócił następnego dnia. Bałem się jedynie tego, że gdyby była potrzeba, żebym zjawił się w nocy, nie miałbym jak szybko dotrzeć. Ray, który był przy całej rozmowie, obiecał, że w razie czego mam dzwonić i mnie zawiezie. Sam próbował mnie przekonać, widząc jak źle się trzymam.-Frank. -Rzekłem, wchodząc do sali, w której siedział chłopak, czytając jakiś komiks. -Wrócę dziś do domu na noc.
-I bardzo dobrze. -Odrzekł, uśmiechając się. -Tylko spójrz na siebie. Wyglądasz jak chodzący trup.
-Już ci się nie podobam? -Zaśmiałem się, siadając przy nim.
-Skądże. -Rzekł i przybliżył się, by mnie przytulić. Siedzielismy tak chwile bez odzewu, aż w końcu się pożegnaliśmy. Po dość mokrym całusie, rozczochrałem mu włosy i wstałem, udając się w stronę drzwi.
-Jakby cokolwiek się działo, przyjadę jak najszybciej.
-Spokojnie, Gee. Czuje się dobrze.
-Do jutra? -Zapytałem.
-Do jutra. Dobranoc. -Rzekł i ułożył się na łóżku, szczelnie okrywając.
-Dobranoc, Frankie. -Puściłem oczko i wyszedłem z sali, gdzie czekał już na mnie Ray i Bob.
Odwieźli mnie do domu, gdzie czułem pustkę. Co jak co, ale w nocy ten dom był przerażający. Mimo późnej godziny, zrobiłem sobie kolację i obejrzałem jakiś film, w takcie którego, zasnąłem.
W nocy, budziłem się dosłownie co chwile, sprawdzając telefon, czy aby nikt nie dzwonił, gdzie do rana nic się nie działo. Mimo tych przebudzeń, wstałem wyspany. 9:36. Wypiłem kawę, tym razem z maksymalną ilością mleka i dostałem telefon od Mikey'ego. Oznajmił mi, że John do nich przyjechał. Trochę mnie to rozbiło od środka, ale uspokoił mnie faktem, że wszytsko w porządku. Opowiedziałem o szpitalu i o tym co się stało. Długo musiałem potem tłumaczyć, że wszytsko jest już w porządku, aż w końcu zrozumiał. Rozmawiałem z nim przez pół godziny, aż ten wyjaśnił, że wychodzi z kolegami i musi kończyć. Sam też chciałem zadzwonić do Franka, więc gdy się rozłączyliśmy, od razu wybrałem do niego numer. Dowiedziałem się, że spadła mu gorączka poniżej stanu gorączkowego, i że nie mam o co się martwić. Nie chciałem budzić Raya, bo wiedziałem, że jest pokroju Franka i woli spać nie wiadomo ile, przez co pojechałem autobusem.Frankowi było lepiej i mogliśmy wrócić do domu. W ciągu trzech dni był już ponownie zdrowy jak kiedyś. Cudownie było móc w końcu spać z nim i nie patrzeć jak chodzi, trzęsąc się. Mało wtedy spędzaliśmy czasu z przyjaciółmi, aczkolwiek dzięki temu, mieliśmy więcej czasu dla siebie. Wspólnie omówiliśmy kwestie sylwestra, gdzie padło na to, że zostaniemy po prostu w domu. Ja, Frank, Ray, Bob i może ktoś jeszcze.
Dwa dni do sylwestra. Tego dnia wyszliśmy z Andym na piwo, do pobliskiej knajpki, czyli tam gdzie zawsze.
Ja i Frank siedzielismy już w barze, czakając na Andy'iego, pijąc piwo. Po niespełna dziesięciu minutach, ktoś dotknął mnie w ramie, na co się zdrygnąłem, ale wiedziałem już kim była postać za mną. Momentalnie się odwróciłem i troszkę zdziwiłem. Stał tam Andy, Megan, Brad i Mike. Nie mówił nic o tym, że zabierze innych ale i tak byłem zadowolony. Wstałem i podałem rękę pierwszej osobie, a nastepnie dopiero przez brak miejsca, podszedłem do Megan, której pierwszej powinienem podać rękę. Dziewczyna zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, przytuliła mnie, mówiąc
-Jak ja dawno cie nie widziałam.
-Cóż, ja ciebie też. -Odrzeknąłem, próbując uwolnić sie z uścisku, a nastepnie podszedłem do reszty. Siedliśmy i rozmawialiśmy. Oczywiście nie obeszło się bez pytań, czemu mnie nie było w szkole, co było dość irytujące. Próbowałem przez to jak najszybciej zmienić temat. Nie byłem szczególnie szczęśliwy, że przyszli wszyscy. Oczywiście dobrze było ich zobaczyć, ale przez to, że stworzyliśmy sobie własną ekipę, wolałem siedzieć z nimi niż z byłymi kolegami ze szkoły, choćby z zasady.-A jak Ci idzie w szkole? -Zapytała Megan.
-Właściwie dobrze. Nie ma tam podłych nauczycieli pokroju Daviesa. -Odpowiedziałem, uśmiechając się.
-Pytał o ciebie. -Odrzekł Mike, rozwalając się na krześle, niczym u siebie.
-Serio? -Spojrzałem na Franka, który przymknął oczy i pokiwał głową na znak, że się zgadza.
-Był zdziwiony, że się wypisałeś w trzeciej, najważniejszej klasie. -Dodał. -Stelle też wydawała się być zdziwiona.
-Buzz też. -Powiedział Andy.
-Buzz? -Zapytałem, niedowierzając.
-Gee, właściwie to chcieliśmy ci to powiedzieć, ale dowiedzieliśmy się dopiero ostatnio. -Rzekł, czekając na moją reakcje.
-Czego się dowiedzieliście? -Zapytałem, lekko poirytowany czekaniem.
-Był dla ciebie miły, prawda? On nawet taki nie jest dla swoich głupich kolegów. Rozmawiał z tobą, mówił o tobie miłe rzeczy, a to wszytsko było tylko przykrywką. -Ujął Andy.
-I właśnie ostatnio jeden z jego kolegów się wygadał. -Dodała Megan. -Mówił, że chciał się z tobą zaprzyjaźnić, tylko po to, żeby potem cię w jakiś sposób upokorzyć. -Patrzyłem, ciagle nie wierząc w wypowiadane słowa. -Wiesz, chciał zdobyć twoje zaufanie, wpuścić cię do swojego 'kółka debili' -Ujęła ironicznie -A potem przy wszystkich upokorzyć.
-Słucham? -Patrzyłem na nią.
-To nie jego pierwsza taka akcja -Rzekł Brad. -Ale pierwsza, w której nikomu nic nie mówił.
-No tak... -Powiedział Frank, kręcąc głową.
Złapałem się za głowę, ale po chwili odetchnąłem. -I tak bym do nich nawet nie próbował dołączyć. Słyszałem o nich dużo, więc wiedziałem z kim mam doczynienia. -Powiedziałem, ironicznie wywracając oczami. Zapadła niezręczna cisza, która przerwał Brad
-Ale są tez dobre wieści. -Spojrzał na kolegę obok. -Andy znalazł miłość. -Andy zaczął się czerwienić, a ja się uśmiechnąłem patrząc na niego.
-Dajcie mi spokój -Odrzekł, też uśmiechając się.
-Nie no dawaj, jak ma na imię? -Zapytałem.
-Cóż -Zaczął zawstydzony. -Ronnie. -Czyli on też. Uśmiechnąłem się szeroko do niego, przez co spojrzał na mnie, mówiąc. -Tylko nie mów, że jesteś homofobem. -Zaśmiał się nerwowo. Uniosłem brwi, z ironią wyrytą na twarzy i momentalnie złapałem Franka za rękę, która leżała na stole. Na szczęście jej nie zabrał, tylko również zaczął się nerwowo śmiać.
-Wy też? -Zapytał Brad. Mimiką twarzy oznajmiłem, że się nie myli. -No nie -Przeciągnął ostatnią literę. Nie był źle nastawiony. Każdy się uśmiechał, co dawało mi pewności siebie.
-Ile? -zapytał Andy. Chwile milczałem, obliczając.
-Trzy miesiące. -Odrzekłem zdziwiony. Byłem pewien, że jesteśmy razem dłużej. No, przynajmniej czas spędzony z nim, wydawał się dłużyć. Musiałem się porządnie zakochać, żeby wiedzieć, że przyszłość jest nasza.
-Czyli... -Liczył Mike. -Kryjecie się z tym od początku szkoły?
-A co mogliśmy zrobić? -Zapytał Frank.
Megan ewidentnie była zszkowana. Każdy prawie powiedział mi już, że jej się podobam, a tu okazuje się, że jestem w związku przez ten cały czas, a dodatku z chłopakiem.
Wytłumaczyli mi, że nie mają z tym problemu, dzięki czemu była luźna atmosfera. Trafiłem na najlepszych ludzi, na jakich mogłem trafić. Andy, Brad, Mike, Ray i Bob. Żaden z nich nie miał wontów o to z kim jestem. Obiecali, że nikomu nie powiedzą, jeśli chcę, za co byłem im wdzięczny. Nie chciałem, by Frank przeze to miał problemy od innych uczniów.
Cały wieczór się śmialiśmy, a mi jakby spadło coś z serca, wiedząc, że oni już wiedzą. Patrzyłem na moją przeszłość, i szkołę do której kiedyś chodziłem. Szkołę, w której każdy każdego zabijał wzrokiem. Nie sadziłem, że tak mała zmiana, tak zmieni moje życie, i poznam tak wspaniałych ludzi.Ludzie moi drodzy, kilka słów ode mnie. Poważnie -Przeczytałam ostatnie komentarze, i na wszystkie nie odpowiedziałam należycie (to przez problemy z internetem, które mam nadzieje, wkrótce rozwiąże). W każdym razie, cieszyłam się niczym koncertem Linkin Park, że pojawił się pewien odzew, aby nie kończyć książki. Osobiście wiem, że wkrótce nadejdzie ten moment, a że juz bedzie z 40 rozdziałów, wypadałoby tego tak nie dłużyć (sama się sobie dziwie). W każdym razie, mam szkic nowej książki, bo pisać nie przestanę. Nie wiem czy ów pomysł wam się podoba, czy nie, ale no, o tym dopiero na koniec tej książki.
Tak więc dziękuje za każdy osobny komentarz, nie ważne jakiego typu i oczywiście za głosy. ❤️
