9. Beer everywhere

1.1K 158 25
                                    

Przystanąłem i rzuciłem mu się na szyje.
-Boże, Frank. Ty wiecznie patrzysz na innych, a nie na siebie. -Powiedziałem, jakbym go znał conajmniej parę lat. Nerwowo się rozejrzał, patrząc czy wokół ktoś jest. Na szczęście Megan i chłopak zniknęli za zakrętem, co dawało mi tylko parę chwil na jakiekolwiek działania, zanim zawrócą.
-Ktoś musi myśleć o innych. -Uśmiechnął się. -Na przykład o idiotach, którzy za dużo piją. Patrz, akurat jeden mi wisi na szyi.
-Uwielbiam gdy mnie obrażasz. - Musnąłem pocałunkiem jego policzek. Reakcja jego na to była dla mnie lekkim szokiem, lecz nie dałem po sobie tego poznać, tak myśle... W każdym razie Frank tylko się uśmiechnął i przyciągnął bliżej do siebie. Jednak, gdy usłyszeliśmy rozmowy wracającej dwójki za rogiem, odlepiliśmy się od siebie niechętnie i ruszyliśmy w ich stronę.
-I tak jutro nic nie będziesz pamiętał. -Powiedział Frank. Nie wiedziałem czy mówił do siebie czy do mnie. Tak czy tak, pamiętałem wszystko. W momencie, gdy mieliśmy sie rozdzielić w trzy inne kierunki, Megan mocno mnie przytuliła. Mina Franka nie wyrażała aprobaty, a do niego rzuciła tylko suche "cześć", na które odpowiedź ledwie wysyczał. Gdy zostaliśmy we dwójkę, nie rozmawialiśmy o niczym poważnym, gdyż nie byłem w stanie.
Mój dom był cały pogaszony. Mama i Mikey pewnie już spali, uh co za zainteresowanie. Tym razem porządnie, nie jak wczoraj, pożegnaliśmy się. Jak zawsze, na przeciwko siebie, delikatny uścisk, który tym razem był mocniejszy. I nim zdążyłem się odkleić, poczułem wargi Franka na mojej skroni. Posłał mi delikatnego całusa. Aż nie chciało mi się wracać do domu. Albo wracać ale z nim. Przez chwilę nawet chciałem to zaproponować, ale się powstrzymałem.
-To co, do jutra? -Zapytał
-Do jutra -Odpowdzialem, opierając się o niego.
-Obyś niczego nie pamiętał. -Wyszeptał. Kolejny raz nie wiedziałem kim był adresat

Z góry wiedziałem, że ten dzień będzie okropny. Miałem kaca zabójcę, a wypadałoby iść do szkoły. Psucie frekwencji na początek roku nie było dobrym pomysłem, chyba, że byłbym bez wyjścia. Rano musiałem wypić dwie kawy, w innym przypadku nawet bym nie planował wstać z łóżka. Wziąłem długi prysznic, znalazłem tabletkę na ból głowy i gdy byłem gotowy do wyjścia, wziąłem szczęśliwą zdrapkę i wyszedłem do szkoły. Byłem spóźniony już dziesięć minut na lekcje, więc nie oczekiwałem, że spotkam Franka i najzwyczajniej się wlokłem.
Wszedłem do klasy i po wydukaniu czegoś na zasadzie "Przepraszam za spóźnienie" usiadłem obok Franka. Chyba mu dopisywał humor, bo gdy mnie zobaczył o mało nie wybuchnął śmiechem. No tak, trzeba się śmiać z czyjegoś nieszczęścia. Położyłem się na ławce, nic nie wyjmując. Widziałem jak grupka z wczorajszego baru, rownież ma ze mnie pociechę ale zamknąłem jedynie oczy i udawałem, że nie istnieje. Na przerwie poszedłem z Frankiem do szatni, która była pod piętrem, taka jakby piwnica. Tam, o tej porze roku przeważnie nikt nie chodził, więc miałem okazje pokazać Frankowi wygraną. Ostrożnie wziął ją w ręce i zaczął czytać zasady, gdy zacząłem rozmowę.
-Frank, przepraszam za wczoraj. -Wzdrygnął się nieznacznie. -Musiałeś się kolejny raz zwlec do mnie.
-Co ty tam właściwie robiłeś?
-Oj, to dłuższa historia. -Powiedziałem. Frank patrzył jakby czekał na wyjaśnienia. -Eh, no więc jak się okazało, mama zdradziła tatę i jest w ciąży. -Spojrzał ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. -Też się zdziwiłem. Ale to bardzo w skrócie. Tak czy tak, chciałem poukładać sobie wszystko i poszedłem do baru, zwyczajnie napić się piwa, a tam spotkałem ich. Zawołali mnie i niechętnie podszedłem. Nawet nie wiem kiedy piłem trzecie.
-Pamiętasz cokolwiek? -Zadał pytanie pułapkę.
-Nie szczególnie. Nawet nie wiem jak wróciłem -Skłamałem. Pamiętałem wszystko dokładnie, ale wolałem nie wywoływać tego i póki co udawać, że nic się nie stało. -Pamietam, że chyba kogoś przytulałem -Sprawdzałem, czy Frank powie prawdę na ten temat.
-Ktoś Cię musiał lubić, skoro dał się przytulić -Zaśmiał się nerwowo -Może Megan. Chyba jej się podobasz. -Szybko zmienił temat. Mój lepszy nastrój właśnie gdzieś uciekł. To nie Megan przytulałem, a on się do tego nawet nie przyzna. Trudno, przynajmniej między nami jest jak kiedyś. No, może nie do końca. Frank tajemniczo się uśmiechał do siebie. Jeśli rozpamiętywał wczoraj, to widocznie nie było źle.
Po trzech godzinach lekcyjnych, czułem się już dobrze. Byłem w stanie nawiązać dłuższą konwersacje i nie byłem taki śpiący. Przez następne godziny myśleliśmy co dalej. Potrzebowaliśmy dużo czasu, a mieliśmy go zbyt mało. Zerwaliśmy się z lekcji o jedenastej, wraz z Andym, który był już pełnoletni. Mimo, że nie znałem go długo, uważałem, że nie rzuci się na pieniądze. Było to ryzykowne jak cholera, ale co mieliśmy zrobić na tamten moment? Jemu też obiecałem odpaloną część.

Najpierw pojawiliśmy się w domu Franka, który wziął potrzebne lub też nie, papiery z banku. Chciał wszystko zakończyć przelewem. Skierowaliśmy się do punktu, gdzie kupiłem zdrapkę, tam natomiast, przekierowali nas do jakiegoś głównego oddziału. Sam nie wiedziałem co powinienem na miejscu robić ani gdzie iść, bo w życiu nic nie wygrałem.
Znaleźliśmy się przy dość szerokim, szarym budynku. Byłem ciekaw przelewania się moich pieniążków, lecz postanowiłem zostać za zewnątrz i nie robić zamieszania. Zdrapka była moja, w rękach Andy'ego, której potrzebował Frank, co za paradoks.
Po niecałych 40 minutach wyszli oboje zadowoleni. Wszystko się udało, bezproblemowo. Zostało tylko wypłacić Andy'emu jego należność i przelać pieniądze tamtym ludziom.

Chodziliśmy po nieznanych terenach, szukając banku, aż znaleźliśmy. Kolejny raz czekałem na zewnątrz, aż wyszedł Frank. Gdy wszytsko już mieliśmy, mniej więcej poukładane, wróciliśmy i od razu poszliśmy do mnie. O tej porze nikogo nie było w domu, więc o tyle dobrze. Frank usiadł na krześle, gdy ja rzuciłem się na łóżko.
-Dobrze, że wszytsko jest już pozałatwiane. -Powiedziałem
-Dla kogo wszytsko, dla tego wszytsko.
-Przecież przelałeś im pieniądze.
-A czy to jakaś różnica? Tak czy tak jestem winny tyle, że tobie. -Wysyczał Frank
-Jest. Choćby taka, że ja ci nic nie zrobie i nie masz 5 dni. -Powiedziałem głośniejszym tonem
-Przepraszam. Jestem ci w cholerę wdzięczny i nie miało tak to zabrzmieć.
-W porządku. -Oznajmiłem spokojnie. -Ej, wypadałoby to oblać, nie?
-Że dzisiaj? -Zapytał zdziwiony
-Czemu nie?
-Jest poniedziałek, jutro szkoła i w ogóle. -Powiedział niepewnie
-Choćby po piwie. Chce ci się czekać do soboty? -Starałem się przekonać.
-No, skoro po jednym piwie to można.
-W barze?
-Nie. Tam jest zbyt dużo ludzi. Możemy wpaść do mnie, starych nie będzie przez cały wieczór.
-Na pewno?
-Jasne -Szybko poszło.

Gdy Frank wyszedł, zabrałem się za nadrabianie lekcji. Chciałem skończyć ten rok z jak najlepszymi wynikami, jednak zjawił się Mikey i zaczął ze mną dyskutować. Zawsze miał dość specyficzny rodzaj mówienia. Co jakiś czas powtarzał słowa i jąkał sie, więc gdy uznałem, że w połowie nie rozumiem co chce mi przekazać, wyszedłem pod wymówką, że muszę się zbierać. I tak zaraz miałem zacząć.

-Jak masz zamiar kupić alkohol? -Zapytałem Franka, idąc chodnikiem do pobliskiego sklepu.
-Spokojnie, kiedyś pokazałem im dowód, a ci nawet nie sprawdzili daty. Od tamtej pory sprzedają mi bez problemu. -Powiedział, po czym nastał moment ciszy.
Gdy znaleźliśmy się pod sklepem, zapytał
-To ile wziąć?
-Po jednym, dwa?
-Ja bym wolał dwa. -Powiedział z nadzieją. Uśmiechnąłem się na ten pomysł.
I tak wyszedł w sumie z pięcioma, jeden tak na "wszelki wypadek", paroma paczkami chipsów i colą. Ruszyliśmy w stronę domu Franka. Na miejscu usadowiliśmy się w salonie i włączyliśmy telewizor. Spokojny mecz, zamienił się w imprezę we dwójkę. Oboje po dwóch piwach byliśmy trochę pijani. Właściwie na tyle by nie myśleć.
-Kurde, zostało nam jedno piwo -Powiedziałem.
-Chodź po następne -Powiedział Frank, śmiejąc się.
Tak właśnie się zaczęła nasza przygoda.

Ćmy też mnie przerażają. Są wściekłe i knują spiski, po trzech uderzeniach :C

See u tomorrow? | Frerard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz