15. Mates

1.2K 148 5
                                    

Wybraliśmy się do sklepu, skąd przynieśliśmy dużo przekąsek. Sam byłem dość zadowolony, że nikogo nie było w domu. Mogłem palić i pić kiedy chciałem. Zaczął się mecz. Różnorodne chipsy leżały na stole przed nami, piwo w ręku i mogliśmy oglądać. Pierwsza połowa była niezbyt ciekawa. Żadna z drużyn nie wbiła gola. Frank skończył swoje piwo po 10 minutach, gdy ja dopiero wypiłem jedną trzecią. Gdy nastała przerwa, który ewidentnie znudzony, zaczął mnie łaskotać w poszukiwaniu rozrywki. Wiedział już jakie łaskotki mam, co dawało mu przewagę. Próbowałem uciec, jednak ten mnie mocno złapał, aż w końcu przewrócił na plecy. Usiadł na mnie okrakiem, ciągle łaskocząc. Gdy zacząłem już płakać że śmiechu, przestał i zaczął się ze mnie śmiać. Jego głos był niski, ale śmiech piskliwy i brzmiał jak mała dziewczynka. Gdy zorientował się w jak niekorzystnej pozycji się znaleźliśmy, zszedł ze mnie, układając się obok.
-Jeszcze raz w ten sposób spróbujesz przerwać nudę, to dzwonię do prokuratury. -Zażartowałem, próbując grozić.
-Co miałem innego zrobić? -Zapytał, ciągle się śmiejąc
-Nie wiem. Na pewno są jakieś wyjścia. -Powiedziałem, leżąc do niego tyłem.
-Na przykład takie? -Zapytał i podniósł się na rękach, odwracając moje ciało w jego stronę. Nachylił się i mnie pocałował. Zwykle pocałunki przeszły w dosłowne lizanie się. Tym razem nie było tak powoli i delikatnie. Było nieco bardziej brutalnie, lecz nie zbyt bardzo. Wpasował się akurat w moje ruchy. Zaczął powoli się na mnie kłaść, obejmując, a ja złapałem go za włosy z tylu, i co jakiś czas ciągnąłem je i puszczałem. Ręce wędrowały w różne miejsca, jakby miały własne życie. Same decydowały gdzie się znaleźć, aczkolwiek tak, by nie wystraszyć siebie nawzajem. W pewnej chwili odkleił się ode mnie i powiedziałem
-Na przykład takie.
Dalsze zabawy z językiem przerwał mecz, który na nowo się zaczął. Frank wrócił do pozycji, gdy leżał za mną i obejmując mnie na różne sposoby i oglądaliśmy dalszą relacje. Z czasem stawaliśmy się coraz bardziej znudzeni, przez co, co jakiś czas wymienialiśmy się drobnymi całusami. To wszystko wcale nie było takie złe. Właściwie, a nie sądziłem, że bycie z facetem jest całkiem normalne.
Całusy przeistoczyły się w rozmowy, a rozmowy zeszły na dziwne tematy.
-Podobam Ci się? -Zapytał Frank. Nerwowo zacząłem szukać zmiany tematu, na marne. Kiedyś pojawiłoby się to pytanie, tak czy tak, mimo, że nie sądziłem, że tak szybko.
-No... Tak. -Powiedziałem dumnie.
-Ale tak poważnie? -Nie dowierzał Frank.
-Poważnie. Czemu nie? -Odwróciłem ciało, patrząc na niego.
-Błagam cię. Tylko na mnie spójrz.
-Właśnie patrzę. -Uśmiechnął się. -Um... A ja? -Odchrząknąłem.
-Też mi się podobasz. -Rzekł pewniej niż ja.
-Tylko ja się pytam, gdzie twoje kolczyki? -Zapytałem, uśmiechając się. Frank nerwowo na mnie spojrzał.
-Naprawdę je zauważyłeś?
-Czemu nie miałbym? -Odrzekłem, po czym Frank się zestresował.
-Bo wyglądam w nich idiotycznie i... Nie wiem czemu je założyłem.
-Ej, nie prawda! -Mówiłem przekonująco. -Według mnie wyglądasz dobrze, nawet bardzo. To pierwsze co w tobie spostrzegłem.
-Naprawdę? -Zapytał z nadzieją
-Powinieneś je założyć z powrotem. -Uściśliłem.
-Moi rodzice nawet nie wiedzą, że je mam. -Powiedział, śmiejąc się.
-Jak to?
-Nie zgodziliby się i zawsze je zdejmowałem wchodząc do domu. Na tyle się interesują, lub też nie, że od roku się nie zorientowali.
-Chyba masz na tyle dużo lat, że mógłbyś sobie pozwolić?
-Mam, ale oni na to nie patrzą. Patrzą na to tak, że póki mieszkam z nimi, mam dziesięć lat. -Zażartował -Więc gdy tylko się wyprowadzę, robię tatuaż i wszystko inne co będę chciał.
-Wiesz jaki?
-Jeszcze nie.
-Ja muszę przefarbować włosy. -Zmieniłem temat.
-Czemu?
-Czerwony mi się już znudził. Poza tym te odrosty są dość nieestetyczne. -Powiedziałem niczym artysta, wywracając oczami, niemal arogancko.
-A na jaki?
-Hm, prawdopodobnie czarny. Aczkolwiek nie zetnę ich, tak jak mama by chciała.
-I dobrze. W takich Ci idealnie. -Uśmiechnął się.
Sytuacja po pewnym czasie się odwróciła i to ja leżałem za Frankiem. Gdy ten usypiał, bawiłem się jego włosami, robiąc warkoczyki, aż usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko się zebrałem i przebudziłem Franka. Wiedziałem, że to Mikey i zaraz otworzy sobie drzwi kluczem, więc usadowiliśmy się w pozycję siedzącą, jakby nic się nie stało. Dosłownie chwilę później wszedł ów brat.
-Gerard, siedzisz do cholery w salonie, i nie możesz mi otworzyć? -Zapytał, po czym na mnie spojrzał. -O, cześć Frank.
-Cześć. -Odpowiedział odwracając się na kanapie.
-Oglądaliśmy mecz i nie usłyszałem. -Powiedziałem. Mikey spojrzał na telewizor, w którym ewidentnie nie było meczu. Zdałem sobie sprawę z głupoty jaką powiedziałem, jednak ten tylko wzruszył ramionami i przeszedł do kuchni. Spojrzeliśmy się z Frankiem na siebie ze zgrozą, jednocześnie odetchnąwszy z ulgą. Mikey musiał być nieźle rozkojarzony. Frank wrócił do oglądania jakiegoś ponadto głupszego programu, a ja poszedłem do kuchni pytając co w szpitalu. Tak, byłem tam parę godzin temu, ale chciałem jakoś odwrócić myśli Mikey'ego od nas. Cóż, nic nowego.
Koło 22:30 Frank wyszedł, a ja będąc zmęczonym, właściwie nie wiem po czym, poszedłem spać.

Wtorek. Wstałem zestresowany. Nie dość, że po szkole, przez lekcje dodatkowe, musiałem się spieszyć, by zdążyć na autobus do szpitala, to jeszcze nic na te lekcje nie umiałem.
Franka zgarnąłem po drodze, drobne buzi i już byliśmy w szkole. Byłem rozkojarzony i dużo z nim rozmawiałem. To niezbyt dobrze, bo na lekcjach dostawaliśmy dużo upomnień. Prawie co chwile. Szczególnie na historii, gdzie to Pan Davies znowu z nas ironizował. Najlepsze, że sprawiało mu to taką przyjemność, że stracił na to 15 minut lekcji. Jechał po nas niemiłosiernie. Chociaż bardziej po Franku. Jego znał, a mnie nie, co dawało mi przewagę. To była dziwna lekcja. Gdy mówił, ani słowem się nieodezwalismy, żadnych protestów, a on i tak kontynuował. Po około 5 minutach jego przemowy w naszą stronę, trochę się oburzyłem. Przesadzał i nie wyglądało jakby miał skończyć. Zmarszczyłem brwi, patrząc mu w oczy, a Frank zaczął cicho chichotać. Wszyscy na nas patrzyli, gdy eksponowaliśmy swoje rożne ekspresje. Z czasem ktoś zaczął sie śmiać, po drugiej stronie klasy, prawdopodobnie zarażony śmiechem Franka. Ale i ja nie wytrzymałem, gdy Davies zapytał
-Panie Iero, co pana tak bawi? -Frank roześmiał się na całą klasę, wraz ze mną i paroma innymi uczniami. Patrząc na ich miny, był to pierwszy raz, kiedy go usłyszeli, śmiejącego się. Nauczyciel posłał nam porażające spojrzenie, ale nie mieliśmy zamiaru przestać. We wszystkim nie chodziło o obrazy skierowane przez nauczyciela w nasza stronę, a o ten cholerny śmiech. Tego się nie dało opisać.
-Potrzebują Panowie wyjść? -Zapytał Stephen. -Panie Iero? Panie Way? Reszta śmieszków też, zapraszam na korytarz. Może uspokoi was fakt, że obok jest gabinet dyrektora. Wróćcie, gdy się uspokoicie. -Powiedział zupełnie spokojnie i wrócił do swojego nauczycielskiego biurka. My i pare innych osób wyszliśmy zgodnie z poleceniem i powoli się uspakajaliśmy. Serce mi się rozlało, gdy do Franka podeszli, ciągle roześmiani koledzy z klasy, i powiedzieli:
-Stary, to było mistrzowskie. -Frank się uśmiechnął i podali sobie ręce. Miałem ochotę go przytulić ale nie miałem jak. Dobrym wyjściem było wyjście do łazienki. Gdy reszta weszła, zapytaliśmy czy jest taka możliwość. Oczywiście Davies zażartował, gdzie można było wyczuć podtekst skierowany do nas na zasadzie "tylko się nie całujcie". Nie powiedział tego wprost, ale chyba nie miał złych intencji. Kiedy ja właśnie chciałem się całować.
Znaleźliśmy się w łazience, gdzie zapaliliśmy. Dobrze, że Frank papierosy trzymał w swojej za dużej bluzie. Byliśmy w dobrym nastroju.
-Podeszli do mnie i podali mi rękę, mówiąc, że to było dobre. -Zachwycał się. Cieszyłem się w tego.
-Może nie są tacy źli? -Zapytałem
-Niby tak ale... Zajęło im dwa lata, żeby się w jakiś sposób. -przerwał -Przknonali? Odezwali?
-Oj Frank. -Wymruczałem, podszedłem bliżej, przyciskając chłopaka do ściany i pocałowałem. Ten wyrzucił peta i zarzucił ręce na moją szyje. Zaczęliśmy się obściskiwać. Nasze poczynania przerwały czyjeś kroki, wchodzące do łazienki.
-Nie nie nie nie -Powtarzał cicho Frank.
-No już, wyłaźcie. -Rzucił głos.


Beznadziejnie się czuje ale dzisiaj dwa. 😁

See u tomorrow? | Frerard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz