Severus, czekając w gabinecie dyrektora, wydeptywał ścieżkę w dywanie przed kominkiem, chodząc nerwowo tam i z powrotem. W ciszy, przy akompaniamencie syków i trzasków płonącego ognia, było słychać tylko szelest powiewającej szaty.
Przez okno przedzierały się delikatne promienie słońca, na widok których Severus zareagował cichym warknięciem – był wściekły. Miał ochotę udusić Dumbledore'a i panią Pomfrey gołymi rękami.
Po tym, jak opuścili z Lucjuszem Skrzydło Szpitalne, przesiedział większość nocy, analizując wydarzenia poprzedniego wieczoru. Blondyn ostatecznie się poddał i poszedł spać, lecz Mistrz Eliksirów siedział prawie do rana. Wciąż coś nie dawało mu spokoju. Miał wrażenie, że umknęła mu jakaś bardzo ważna informacja. W końcu wpadł na nią, przeglądając po raz kolejny dużą teczkę zawierającą wszystkie dostępne dane na temat Eliksiru Wizji. Była tam, napisana czarno na białym, w rozdziale zatytułowanym "Efekty uboczne". Słysząc hałas dochodzący od strony drzwi, odwrócił się, a w jego oczach na widok zmęczonych twarzy Poppy i Albusa pojawił się ogień. Dobrze, miał ochotę warknąć. Mam wam do powiedzenia o wiele więcej niż tylko parę słów.
– Severusie – przywitał się Albus w drodze do swojego fotela, stojącego za biurkiem. Poppy zbliżyła się do kanapy usytuowanej blisko kominka i strzelającego wesoło ognia. Oboje wyglądali, jakby całą noc nie zmrużyli oka, co mile połechtało wściekłego mężczyznę. Wyprostował się, skupił całą uwagę na dyrektorze i wbijając w niego spojrzenie złowrogo błyszczących oczu, przypuścił atak.
– Co ty, do jasnej cholery, sobie myślałeś? – spytał, chowając dłonie w fałdach szaty. – Czy nie czytałeś raportów, które ci dałem? Zwłaszcza części dotyczącej działań ubocznych? Z dziesięciu odnotowanych przypadków spożycia Eliksiru Wizji, pięciu przyjmujących go zmarło! Umarło, Albusie! Nie żyją! Trzech pozostałych straciło zmysły! A ty dałeś ten cholerny eliksir Potterowi? Potterowi?! Chłopak stanął twarzą w twarz z Voldemortem cztery razy i za każdym był bliski śmierci. Teraz jest obiektem drwin i hipokryzji czarodziejskiego świata, a ty go spoiłeś miksturą, która może pozbawić go rozumu? Czyś ty oszalał?
Mistrz Eliksirów położył dłonie na blacie biurka i pochylił się ku dyrektorowi.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebujesz informacji, Albusie, ale znacznie bardziej potrzebujemy tego chłopca. Tylko on może pokonać Voldemorta – dobrze o tym wiesz, Merlinie, nawet ja o tym wiem, mimo że nieszczególnie przepadam za tym irytującym dzieciakiem. On jestchłopcem, Albusie. Chłopcem, który musiał dorosnąć o wiele za szybko! Czy kiedykolwiek miał dzieciństwo? Chwilę spokoju? Jak mogłeś mu to odebrać, Albusie? Lepiej by było, gdyby wyrósł na rozpuszczonego bachora, za jakiego go zawsze uważałem, niż poświęcającego się męczennika, którego widziałem wczoraj w nocy! Czy byłbyś łaskaw mi wytłumaczyć, dokładnie, ze szczegółami, co, do cholery, przyszło ci do głowy? – zagrzmiał Severus, ostatecznie tracąc panowanie nad sobą na wspomnienie przepełnionych strachem oczu Harry'ego. Och, Merlinie, i jeszcze zacząłem nazywać go po imieniu.
Dyrektor siedział z rękami złożonymi na kolanach i spokojnie czekał, aż wybuch Severusa minie, po czym przez dłuższą chwilę mierzył go wzrokiem.
– Severusie, wiem, że wszystko wskazuje na to, że wyrządziłem chłopcu wielką krzywdę. I pod wieloma względami tak też się stało. Ale patrząc na to z perspektywy czasu, jego poświęcenie, tak jak i twoje – dyrektor spojrzał znacząco na Mistrza Eliksirów – zmieni losy wojny. Musimy powstrzymać Voldemorta i, na nieszczęście, każda decyzja podjęta w tym celu będzie miała jakieś niemiłe konsekwencje. Nie, Harry nigdy nie miał prawdziwego dzieciństwa i prawdę mówiąc, nigdy nie był traktowany jak dziecko w pełnym tego słowa znaczeniu – jego krewni już o to zadbali. Ale obawiam się, że Harry nie może zaznać luksusu dzieciństwa... albo przedłużonego okresu niewinności.
Oczy dyrektora pociemniały, ale nim Severus zdążył mu przerwać, ten mówił dalej:
– On doskonale rozumie, dlaczego podjąłem takie, a nie inne decyzje. I mimo wszystko, zamiast przeciwstawiać się losowi, chciał pomóc, ponieważ zdaje sobie sprawę, co by się stało, gdyby jego wybór był inny. Decyzja o przyjęciu Eliksiru Wizji była tylko i wyłącznie jego własną. W żaden sposób go do tego nie zmuszałem – oświadczył, nie spuszczając oczu z młodszego czarodzieja. Poppy poruszyła się niespokojnie na kanapie, przenosząc spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego. Skrzywiła się, gdy na twarzy Severusa pojawił się drwiący uśmiech, a dłonie zacisnął w pięści.
– Zapewne zbytnio się też nie opierałeś. Odkąd chłopak się tu pojawił, aktywnie zachęcałeś go, by wpakowywał się w kłopoty, Albusie. Jeśli dalej będziemy tak postępować, on znienawidzi magiczny świat i to całkiem szybko. Dlaczegóż nie miałby tego zrobić? – zadrwił gniewnie Mistrz Eliksirów i wyprostował się, stając sztywno przy biurku dyrektora.
Albus westchnął, pozwalając ostatecznie opaść masce wszystkowiedzącego czarodzieja i odsłaniając przed Severusem oblicze starego, zmęczonego człowieka.
– Wiem, Severusie. Wiem. – Mistrz Eliksirów spodziewał się wszystkiego, tylko nie pełnej cierpienia zgody, którą właśnie wyraził dyrektor. Cały ogień, który trawił młodszego czarodzieja od środka, zniknął w mgnieniu oka. Usiadł naprzeciw Dumbledore'a. Cholera, nienawidzę, kiedy to robi,pomyślał, czując narastające poczucie winy. Severus zawdzięczał mu życie i nie powinien o tym zapominać. O jeden dług wdzięczności więcej do spłacenia, pomyślał. Niech cię szlag, Jamesie. I ciebie też, Albusie. Oparł się w fotelu, pozwalając ulecieć resztkom gniewu. Na kanapie Poppy z ulgą wypuściła wstrzymywany oddech – przez sekundę myślała, że Severus zamierza przekląć dyrektora. A potem wpadła na pewien pomysł.
– Może chłopak potrzebuje kogoś, kto się upewni, że nie będzie brał spraw zbyt poważnie? Może jego przyjaciele... – zauważyła, przyjaciół Pottera zawsze było ciężko wygonić ze Skrzydła Szpitalnego. Teraz z całą pewnością... Przerwało jej prychnięcie Severusa.
– Przyjaciele go porzucili – powiedział mężczyzna, nie kryjąc w głosie obrzydzenia i rzucając jej spojrzenie przez ramię.
– Oni... co? – Poppy przyglądała się Mistrzowi Eliksirów wielkimi, zdziwionymi oczami.
Severus odwrócił się i spojrzał zirytowany na pielęgniarkę, która pod wpływem mrocznego spojrzenia oblała się rumieńcem i spuściła wzrok.
– Gdzieś ty była, kobieto? Cały Gryffindor odwrócił się od chłopaka, zresztą tak jak większość szkoły. Jedyni uczniowie, jakich znam i którzy go nie nienawidzą, są mieszkańcami mojego Domu, a szansa, że Potter poczuje się dobrze w ich towarzystwie, jest bliska zeru. – Mistrz Eliksirów odwrócił się w samą porę, by zauważyć delikatną zmianę na obliczu dyrektora. Coś na kształt znajomego błysku pojawiło się w spojrzeniu starszego czarodzieja, zmuszając Severusa do wzmożenia czujności.
– I myślę, że tu się mylisz, Severusie – stwierdził Albus. Młodszy czarodziej zmarszczył czoło i spojrzał zmieszany na dyrektora. Całe napięcie, które przed chwilą go opuściło, zaczęło powracać. Ten błysk w oku Dumbledore'a zawsze wskazywał na to, że właśnie knuje jakiś chytry plan.
– Co sugerujesz, Albusie? – spytał Mistrz Eliksirów. Dyrektor tylko potrząsnął głową.
– Och, nieważne. Plecenie starego człowieka. To nic takiego, zapewniam cię – odpowiedział, ponownie przybierając wyraz twarzy wszystkowiedzącego czarodzieja. Spojrzał na Mistrza Eliksirów znad swoich okularów. – Severusie, wszystko się ułoży. Przekonasz się – stwierdził, delikatnie się uśmiechając. Te słowa wywołały w Mistrzu Eliksirów chęć zgrzytania zębami. Wyprostował się i posłał w kierunku dyrektora wściekłe spojrzenie. „Plecenie starego człowieka" uspokoiło obawy Severusa, jednocześnie wyraźnie wzmagając jego ciekawość.
– Albusie... – Biorąc głęboki wdech, zaczął zdanie z zamiarem przesłuchania dyrektora, lecz przerwała mu podniesiona dłoń. Zirytowany wypuścił ze świstem powietrze, nie dokańczając zdania. To jeszcze bardziej rozbawiło dyrektora.
– Severusie, wiem, że jesteś zdenerwowany. Wiem również, że chcesz powstrzymać chłopaka przed ponownym zażyciem tego eliksiru, ale nie mogę niczego zagwarantować. – Dobry humor dyrektora zniknął. – Harry dostarczył nam więcej informacji niż potrzeba, by powstrzymać Voldemorta. Kto wie, co może się zdarzyć w przyszłości. Lecz biorąc pod uwagę tylko chwilę obecną, nie będziemy musieli tego powtarzać. – Severus skrzywił się, słysząc optymistyczną wypowiedź Dumbledore'a, który najwyraźniej nie poświęcił wystarczająco dużo uwagi rozdziałowi dotyczącemu efektów ubocznych.
– To nie rozwiązuje problemów wynikających z tej sytuacji. Działanie eliksiru długo się utrzymuje, Albusie. Nie czytałeś tej części raportów? To właśnie dlatego nie może być zbyt często używany – powiedział młodszy czarodziej, pochylając się w swoim krześle i oblizując nerwowo usta. – Eliksir odkłada się w płynie mózgowo-rdzeniowym i jest wydalany z organizmu bardzo powoli. Uważasz, że koszmar, który wczoraj go męczył, był straszny, a on będzie takie miewał przez miesiące. I nawet nie jestem pewien, czy to będą tylko koszmary. Z raportów wynika, że może miewać w pełni rozwinięte wizje za każdym razem, kiedy pójdzie spać lub gdy tylko przymknie powieki.
Dyrektor pobladł i zadrżał, zamykając oczy.
– Wszyscy robimy to, co musimy – wymamrotał, nie otwierając ich. Severus poczuł, jak znów ogarnia go gniew.
– Tak, ale co zrobisz, kiedy chłopak pewnej nocy wydrapie sobie oczy? Nie możesz go zatrzymać na zawsze w Skrzydle Szpitalnym, a zabranie go teraz z jego Domu wywoła kolejną niepotrzebną falę plotek na temat jego stanu zdrowia. Pomyślałeś o tym? – zapytał ostro, a w jego czarnych oczach pojawił się ogień. Dyrektor westchnął smutno i oparł się na fotelu. Na to nie miał natychmiastowej odpowiedzi.
– Istnieje pewne zaklęcie, którego rutynowo używam w czasie opieki nad pacjentami. Możemy je rzucić na komnatę chłopca. Jeśli będzie potrzebował mojej pomocy, zostanę zawiadomiona – wtrąciła nieśmiało pielęgniarka. Albus powoli otworzył oczy i spojrzał na kobietę.
– Tak, to powinno się udać. Można by utworzyć w jego pokoju kominek i w ten sposób, zamiast szturmować przez całą wieżę, mogłabyś przefiukać tam bezpośrednio. – Zamyślił się, marszcząc czoło. – Myślę, że to doskonały pomysł, Poppy. Czy jest możliwość, abym ja także został powiadomiony w razie potrzeby?
– I ja – dodał Severus, ściągając na siebie wzrok pozostałych i odwdzięczając im się gniewnym spojrzeniem. Poppy przygryzła wargę, po czym skinęła głową.
– Tak, nie powinno być z tym problemu – odpowiedziała. Severus uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie należał do miłych. Niech go szlag trafi, jeśli zostawi Harry'ego ponownie w rękach tej dwójki. Chłopak może sobie protestować, ile wlezie – nie zmieni zdania. Mężczyzna był zdecydowany, by zyskać pewność, że chłopak się nie zamęczy albo nie podejmie kolejnych prób samobójczych. To źle zabrzmiało. Przewrócił oczami. Chyba mięknę.
– Doskonale. Zaaranżujemy wszystko dziś po południu, zanim uczniowie wrócą z Hogsmeade. Poppy, zawiadomię cię, kiedy całość będzie gotowa, tak abyś mogła rzucić zaklęcie. – Pielęgniarka skinęła głową. – Czy coś jeszcze, Severusie? – zapytał dyrektor. Mistrz Eliksirów mierzył go przez chwilę wzrokiem, po czym, wstając, zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie, Albusie. To na razie wszystko – odpowiedział i wyszedł z gabinetu. Skierował się do Skrzydła Szpitalnego, gdzie zamierzał odbyć długą konwersację z Potterem.
*
Harry powoli się budził. Czuł tępe rwanie w kilkunastu miejsca, nie wspominając o bólu głowy, który chyba nie miał zamiaru ustąpić. Jęknął i przycisnął dłonie do oczu z taką siłą, że pod powiekami zobaczył fajerwerki kolorowych plamek. Miał wrażenie, że ktoś wali w jego czaszkę młotem kowalskim.
– Wypij to – odezwał się jakiś głos, wywołując w jego głowie kolejną falę bólu, pod wpływem której skrzywił się. Kiedy w ogóle się nie poruszył, osoba ujęła jego dłoń, włożyła do niej fiolkę i poprowadziła do ust. – Wypij. Ten. Eliksir – wywarczał bardzo znajomo brzmiący już głos.
Harry powstrzymał się przed wydaniem z siebie jęku paniki, który mógł spowodować kolejne wybuchy bólu. Miał nadzieję, że ostatnia noc była bardzo dziwacznym snem. Wygląda na to, że się myliłem, westchnął zrezygnowany i wypił do dna zadziwiająco mało obrzydliwy eliksir. Prawie natychmiast ból rozmył się całkowicie i już po kilku chwilach Harry był w stanie otworzyć oczy.
Zamrugał parę razy, by skupić wzrok, gdy poczuł, że ktoś włożył mu na nos okulary. Potem zamrugał po raz kolejny z powodu widoku, jakim został uraczony. Przy jego łóżku, trzymając książkę na kolanach, siedział Severus Snape i przyglądał mu się ze stoickim spokojem. Harry, nie odzywając się ani słowem, obserwował nauczyciela. Nie miał pojęcia, z jakiego powodu mężczyzna się tam znajduje i z całą pewnością nie miał ochoty wyprowadzić go z równowagi. Przez długą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Czego on może chcieć?, zastanowił się, unosząc się na łóżku i równocześnie omiatając wzrokiem sterylnie białe pomieszczenie. Byli sami. Czując niemiłe mrowienie skóry, spojrzał na Mistrza Eliksirów.
– Panie profesorze? – powiedział, przełamując ciszę. Snape zamrugał z nieodgadnionym wyrazem twarzy, skutecznie ukrywającym wszelkie emocje.
– Jak się czujesz, Potter? – zapytał rzeczowym tonem.
– Ból głowy minął, dziękuję, teraz czuję się doskonale – zapewnił chłopiec, wciąż zastanawiając się nad powodami obecności profesora.
– Żadnego kłucia lub odczuwalnego bólu? Nie masz zawrotów głowy, nie chce ci się wymiotować? – spytał Snape, prostując się na fotelu i mierząc Harry'ego wzrokiem. Ach, chce się dowiedzieć wszystkiego o efektach działania eliksiru, stwierdził Harry i poczuł falę ulgi. Jeszcze chwila i naprawdę bym uwierzył, że się... martwił, pomyślał, odsuwając od siebie ukłucie smutku. Oczywiście, że Snape się o niego nie martwił. On go nienawidził.
– Nie, profesorze. Nic z tych rzeczy – odpowiedział szczerze. Nauczyciel zacisnął usta i wciąż przyglądając mu się uważnie, oparł się wygodnie w fotelu. Harry ledwo powstrzymał się od wzdrygnięcia, gdy profesor przyglądał mu się z nieukrywaną złością. Podejrzewał, że to, co za chwilę nastąpi, nie bardzo mu się spodoba.
– Potter, czy w takim razie byłbyś łaskaw mi wytłumaczyć, co cię opętało, że przyjąłeś Eliksir Wizji? Właściwie dlaczego poczułeś potrzebę postawienia się w tak niebezpiecznej sytuacji? – Snape spytał spokojnym tonem, lecz ogień płonący w jego spojrzeniu zdradzał wewnętrzny gniew.
Harry obserwował nauczyciela z coraz większym niepokojem. Odwrócił głowę i skupił wzrok na odległej ścianie pomieszczenia.
– Ja... ja... – zaciął się. – Ja musiałem coś zrobić, cokolwiek – dokończył po chwili. – Voldemort ma jakiś plan i jak na razie czarodziejski świat nie jest ze mnie zbyt zadowolony. Musiałem coś zrobić, ale w taki sposób, by nikt się o tym nie dowiedział. I by nikt mnie nie wydał. Nie mogłem siedzieć bezczynnie, kiedy wszyscy wokół mnie nadstawiają głowy. – Patrząc na ścianę, Harry nie zauważył, jak Snape zmrużył oczy.
– Potter, masz tylko piętnaście lat. Ludzie, którzy nadstawiają głowy – jak to ująłeś – są w pełni dorosłymi osobami, które wiedzą, co robią i jakie mogą być tego konsekwencje. I nie ma żadnego powodu, dla którego powinieneś się wystawiać na takie niebezpieczeństwo – podkreślił mężczyzna, przyciągając uwagę Harry'ego.
– Ale dlaczego oni mogą ryzykować swoim życiem, a ja nie? – Chłopak rozłożył bezradnie ręce, a w jego zielonych oczach pojawił się ból. – Wiele osób zginie, jeśli nie zaryzykuję. A mam już na sumieniu trzy życia. Nie chcę mieć kolejnych... – Gdy głos zawiódł go ostatecznie, wbił spojrzenie w ramię mężczyzny, zupełnie nieświadomy, że właśnie powtórzył jego wczorajszą wypowiedź.
Echo własnych słów wywołało w Severusie ukłucie bólu i pozwoliło spojrzeć na chłopca w zupełnie innym świetle. Mówił głosem człowieka straszliwie zagubionego i przygnębionego. Przerażonego tym, co ujrzał ostatniej nocy. Mistrz Eliksirów wiedział, jak to jest czuć się zaszczutym przez własne sny.
Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę, do czego właśnie się przyznał i zakrył dłonią usta, obserwując nauczyciela z przerażeniem. Ale na twarzy Snape'a nie pojawił się drwiący uśmiech, który chłopiec spodziewał się tam teraz ujrzeć. Mężczyzna wyglądał raczej na... smutnego – co sprawiło, że Harry poczuł się jeszcze dziwniej.
– Potter, pomijając to, że w pełni zrozumiem twoją potrzebę niesienia pomocy, powinieneś przyjąć do wiadomości, że jesteś jeszcze na to za młody. Osoby, które pomagają Zakonowi, walcząc z Voldemortem, są dorosłe. Całkowicie świadome tego, że mogą stracić życie. To ich wybór i ryzyko, które chcą podjąć – stwierdził mężczyzna, patrząc na niego łagodnie. Harry zamknął oczy. Nie, nie oszukuj się. On nie dba o ciebie. Nie wystawiaj się na cios, którego nie zniesies, wyszeptał wewnętrzny głos.
– Cedrik nie miał wyboru – rzucił Harry po chwili ciszy i otworzył oczy.
– Czy naprawdę wierzysz, że to ty jesteś odpowiedzialny za śmierć Diggory'ego? – Głos Mistrza Eliksirów był... dziwny, a Harry, nie ufając swojemu, spojrzał milcząco na profesora. W końcu wzruszył tylko ramionami. – Tak uważasz, prawda? – Severus pochylił się ku niemu, przechylając głowę i uważnie mierząc wzrokiem jego twarz. Chłopak opuścił wzrok i zapatrzył się w kołdrę, nie będąc w stanie znieść przeszywającego spojrzenia mężczyzny.
– Harry – powiedział Severus, a zaskoczony chłopak, słysząc swoje imię padające z ust Mistrza Eliksirów, ponownie na niego spojrzał. – Nie jesteś w żaden sposób odpowiedzialny za śmierć Puchona. – Snape jeszcze bardziej przybliżył twarz do twarzy Harry'ego, nie pozwalając mu odwrócić wzroku. – Nie mogłeś jej zapobiec. To nie twoja wina.
Harry poczuł niemiły uścisk w gardle i piekące łzy pod powiekami. Czy ten oto człowiek, paskudny, złośliwy i obrzydliwy Mistrz Eliksirów, okazał się właśnie być jednym z niewielu, którzy go nie obwiniali i nie posądzali o to, że pozwolił Cedrikowi umrzeć? Snape był ostatnią osobą, o której Harry by pomyślał, że mu uwierzy i go zrozumie. Pod wpływem tej myśli opuścił głowę i zakrył dłońmi oczy, śmiertelnie zawstydzony tym, że płacze na oczach nauczyciela. To jest ten moment, w którym rzeczywistość daje człowiekowi po łbie, prawda? To jest ta chwila, w której Snape zaczyna się śmiać i mówić mi, jaki jestem słaby, no nie? Harry spiął się cały i wbijając gniewne spojrzenie w pościel, czekał na niechybny atak ze strony Mistrza Eliksirów.
– Tego nie wiesz – odciął się chłopak, starając odepchnąć od siebie mężczyznę, nim uda mu się go zranić. Usłyszał syk powietrza wypuszczanego przez Snape'a, a potem jeszcze szuranie nóg krzesła o podłogowe deski. Nagle męska dłoń chwyciła go za ramię.
– Potter, spójrz na mnie. – Profesor potrząsnął nim, lecz w jego głosie nie było ani odrobiny zwykłej niechęci czy drwiny. Harry uniósł głowę, ale nie spojrzał mu w oczy. – Masz tylko piętnaście lat. Miałeś czternaście, kiedy zginął Diggory. Czternaście, Potter. Czternaście – zaakcentował. – Nie miałeś żadnej wiedzy. A mimo to pojedynkowałeś się z Voldemortem i przeżyłeś. – Severus podkreślał każde słowo, delikatnym potrząśnięciem ramieniem Harry'ego. – Nawet wśród aurorów są osoby, które nie dałyby rady. Byliby zbyt słabi, zbyt przerażeni, żeby stanąć twarzą w twarz z Czarnym Panem. A ty, Potter, spotkałeś się z nim cztery razy i przeżyłeś, by za każdym razem ujawnić kolejną tajemnicę.
Chłopak w końcu spojrzał na Mistrza Eliksirów.
– Miałem pomoc – zaprotestował, starając nie rozpłakać się po raz kolejny i opanować drżenie. Miał już dość płaczu.
– Ale dałeś radę, Potter, przeszedłeś przez rzeczy, których nikt z dorosłych nie jest w stanie sobie wyobrazić i wciąż utrzymujesz, że to nic nie znaczy. Przestań się obwiniać za coś, na co nie miałeś wpływu. – Uścisk na ramieniu chłopca przybrał na sile.
Harry patrzył w oczy mężczyzny, czując, jak pojedyncza łza wymyka się spod kontroli i stacza w dół. Opuścił wzrok, otarł policzek i skinął głową, nic nie mówiąc. Nie ufał swojemu głosowi.
Snape puścił go i oparł się w fotelu.
– No dobrze, w takim razie przejdźmy teraz do głównego powodu, dla którego tu jestem. Muszę cię poinformować o niektórych konsekwencjach przyjęcia Eliksiru Wizji. – Mężczyzna obserwował, jak chłopak powoli się zbiera.
– Jakich konsekwencjach? – spytał Harry, a w jego głosie pojawiła się nutka strachu. – Dyrektor nie wspominał nic na temat utrzymujących się skutków ubocznych – powiedział, marszcząc czoło, lecz całkiem zadowolony ze zmiany tematu, bez względu na to, jak bardzo przygnębiający miałby on nie być.
– Eliksir pozostanie w twoim organizmie przez około jednego do trzech miesięcy. W tym czasie najprawdopodobniej będziesz miewał koszmary i wizje, takie jak ta z ostatniego wieczoru. Pani Pomfrey będzie cię badała przynajmniej trzy razy w tygodniu, jeśli nie częściej, by sprawdzić, w jakim tempie twój organizm wydala toksyny. Pod żadnym względem nie możesz przyjąć kolejnej dawki eliksiru, zanim organizm nie oczyści się z pozostałości po tej. W innym wypadku możesz spowodować u siebie trwałe uszkodzenia. – Harry pobladł, ale nie spuścił oczu z twarzy Mistrza Eliksirów.
– Jakiego rodzaju uszkodzenia? – spytał, przełykając ciężko ślinę. Spojrzenie mężczyzny ściemniało.
– Różne. Możesz doprowadzić się do obłędu, śmierci lub całkowitego paraliżu. Istnieje też możliwość stałego występowania proroczych snów. Nie jesteśmy pewni – odpowiedział Mistrz Eliksirów, ale widząc kalkulacyjne spojrzenie Harry'ego, dodał ostro: – I się nie dowiemy – starając się dobitnie uświadomić chłopcu powagę sytuacji. Przyłapanego na kombinatorstwie Gryfona zalała fala poczucia winy, więc opuścił wzrok.
– Ale.. – zaczął.
– Żadnych ale, Potter. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujesz, jest kuszenie losu... i własnej poczytalności – stwierdził Snape, krzyżując ręce na piersi.
Harry obserwował swojego nauczyciela, próbując zweryfikować opinię, jaką wyrobił sobie wcześniej na jego temat, z tym, co mężczyzna reprezentował sobą teraz. Nie ufał mu, niemniej jednak jakaś część jego duszy chciałaby. Ta część podpowiadała mu, że ten człowiek by go zrozumiał, nie traktowałby go dłużej jak rozpuszczonego bachora. Jednak znacznie większa część wolała się wycofać, bojąc się obdarzyć go zaufaniem. Obawiając się, że ostatecznie i ten mężczyzna odwróci się od niego, tak jak reszta czarodziejskiej społeczności, bez względu na to, jaki by nie był teraz miły.
Przez chwilę w pokoju panowała głucha cisza, którą nagle przerwało wyraźnie burczenie żołądka Harry'ego. Zawstydzony pochylił głowę tak, by nie musieć oglądać rozbawienia na twarzy profesora. Pukanie do drzwi oznajmiło przybycie pani Pomfrey, która po chwili wkroczyła do pokoju, trzymając w rękach tacę ze stosem jedzenia.
– Ach, Potter. Obudziłeś się. Cudownie. Pomyśleliśmy z dyrektorem, że będziesz głodny. – Zaczęła się krzątać wokół niego, kładąc mu tacę na kolanach i pomagając wygodnie usiąść, ku jego wielkiemu zawstydzeniu.
Popatrzył ukradkiem na nauczyciela i westchnął, kiedy napotkał rozbawione spojrzenie mężczyzny. Wygląda na to, że z jego strony nie uzyskam teraz pomocy, pomyślał. Ponieważ był głodny, z zapałem zabrał się do jedzenia, przez cały czas ignorując pielęgniarkę, która raz po raz przebiegała nad nim swoją różdżką. Dzięki odbytej przed chwilą rozmowie wiedział, czego szuka, i nie przeszkadzało mu, że robi to, kiedy je. Im szybciej skończy, tym szybciej będę mógł się wydostać z tego obrzydliwego pokoju. Z talerza nie zniknęła nawet połowa posiłku, gdy poczuł, że jest już najedzony. Przez chwilę jeszcze grzebał widelcem w jedzeniu, z nadzieją, że dzięki temu uda mu się stworzyć pozory tego, że zjadł więcej niż w rzeczywistości.
– Jestem pełen, mogę iść? – Spojrzał na panią Pomfrey, która z dezaprobatą przyglądała się niedokończonemu posiłkowi. – Naprawdę nie przełknę już ani kęsa. Proszę? – Popatrzył na nią wielkimi, pełnymi nadziei oczami i usłyszał gdzieś z boku prychnięcie Snape'a. Ale kobieta tylko splotła ręce i po chwili skinęła głową.
– No cóż, możesz odejść. Ale spodziewam się, że na kolację zjesz więcej, zrozumiano? – Harry przytaknął, widząc, jak grozi mu palcem. – Bardzo dobrze. Jutro masz się zgłosić na badanie. Dyrektor podłączył twój pokój do sieci Fiu, na wypadek powtórki z wczorajszej nocy. A teraz nie ruszaj się przez chwilę – powiedziała i rzuciła na niego zaklęcie. Wokół Harry'ego pojawił się kokon niebieskiego światła i po chwili z małym pyknięciem zniknął. Chłopiec popatrzył na nią wzburzony.
– No nie bądź taki zdenerwowany. To zaklęcie powiadomi mnie, gdybyś potrzebował mojej pomocy w ciągu nocy. Zaalarmuje również dyrektora i profesora Snape'a. – Przerwała, czekając na jego niechętne skinięcie. – Czy będziemy mieć jakiś problem z twoim współlokatorem? – Harry pokręcił głową, spoglądając na swój koc. Byłby, gdyby miał współlokatora, pomyślał, ale ponieważ nie mam, to i problemu nie będzie. Modlił się w duchu, by go nie spytali, z kim dzieli pokój, ale oczywiście na nic się to nie zdało.
– Mam nadzieję, że Weasley będzie w stanie się kontrolować, gdy się nagle pojawię w waszym pokoju, Potter. – Harry skurczył się na swoim miejscu, słysząc jedwabisty głos Snape'a. Cholera.
– Hmm, aktualnie Ron jest współlokatorem Neville'a. W tym roku nikt nie chciał ze mną mieszkać – powiedział, wciąż nie podnosząc wzroku. Wziął głęboki wdech i podjął próbę przywołania na twarz beztroskiego uśmiechu. – I dobrze. Przynajmniej teraz mam cały pokój dla siebie – spróbował zażartować, spoglądając na dorosłych. Westchnął, widząc litość w oczach pielęgniarki, i z ulgą dostrzegł, że Snape przybrał zwykły dla siebie, obojętny wyraz twarzy. Nie znosił litości. Merlinie, jak on nienawidził litości.
– W takim razie, tym lepiej – powiedział Severus po chwili milczenia. Wstał, nie spuszczając spojrzenia z Harry'ego. – Mam zamiar z tobą porozmawiać jutro, Potter, gdy pani Pomfrey skończy badanie, zrozumiałeś? – Harry spojrzał z zaskoczeniem na nauczyciela i skinął głową. – Doskonale – rzucił mistrz Eliksirów i wyszedł z pokoju.
Harry wypuścił powietrze – ten człowiek był pełen sprzeczności. Nie mogę uwierzyć, że był dla mnie miły, pomyślał, podczas gdy pani Pomfrey kręciła się po pomieszczeniu. Podała mu ubrania i pozostawiła na chwilę samego, by mógł się przebrać. Harry szybko i byle jak narzucił je na siebie, bojąc się, że nadopiekuńcza pielęgniarka zmieni jeszcze zdanie. Wyślizgnął się z pomieszczenia i skinąwszy kobiecie na do widzenia, pomknął w stronę dormitoriów. Z dużą dozą szczęścia nikogo nie powinienem tam zastać, pomyślał i przyspieszył kroku, nie oglądając się za siebie.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...