Draco podniósł wzrok znad szachownicy, gdyż do pokoju wspólnego wszedł jego wyraźnie zaniepokojony ojciec chrzestny. Snape uważnie rozejrzał się po pomieszczeniu, zanim podszedł do grających w szachy chłopców.
Malfoy i Zabini siedzieli w kącie pokoju, blisko kominka, ciesząc się bijącym od ognia ciepłem. W lochach zawsze było chłodno, nie wspominając już o mroźnych zimach, tak więc wielkie kominki ustawione w ślizgońskich dormitoriach nie były wyrazem zbytku, lecz po prostu koniecznością.
Draco rozsiadł się wygodnie w fotelu, po czym z narastającym niepokojem obserwował zbliżającego się mężczyznę. Poprzedniej nocy miał koszmary, po których trząsł się jeszcze długo po przebudzeniu. Nie potrafił przypomnieć sobie, czego one dotyczyły i raczej był z tego powodu szczęśliwy. Blaise, idąc za przykładem przyjaciela, spojrzał na zbliżającego się Snape'a, po czym wykonał kolejny ruch. Wtedy oparł się w fotelu, czekając, aż Mistrz Eliksirów do nich podejdzie.
Blondyn przez chwilę zastanawiał się, czy jego ojciec chrzestny może mieć coś wspólnego z tymi snami. Jednak już po chwili zdał sobie sprawę, że woli nie wiedzieć. Na ognie piekielne, oczywiście, że chcę, prychnął w myślach. Jeszcze trochę i zaczniesz zachowywać się jak prawdziwy Gryfon, zadrwił sam z siebie, jednak po chwili zignorował swój wewnętrzny głos, dochodząc do wniosku, że spieranie się z wymyślonymi głosami jest daleko poniżej jego godności. Spojrzał na ułożenie figur i widząc ruch Blaise'a, zmarszczył czoło. Jego przeciwnik był wyśmienitym graczem, a on, mając dużo innych spraw na głowie, nie wykazywał się cierpliwością do tej gry.
Severus zajął miejsce na krześle obok nich i utkwił wzrok w szachownicy. Gra toczyła się w milczeniu jeszcze przez kilka minut, podczas których obserwował ich z nieokreślonym błyskiem w oku. W końcu, wciąż nie wypowiedziawszy nawet jednego słowa, położył na stoliku, tuż przy łokciu Draco, zwinięty kawałek pergaminu. Chłopak spojrzał na kartkę, po czym niepewnie zerknął na swojego ojca chrzestnego.
– Profesorze? – spytał. Severus wpatrywał się w niego bez słowa, a potem wskazał wzrokiem na wiadomość. Chłopak, powstrzymując westchnięcie, podniósł i rozwinął pergamin. Blaise z niepokojem obserwował twarz przyjaciela, gdy ten czytał wiadomość. Draco przeczytał ją raz, po czym, jakby zupełnie nie pojmując tego, co było tam napisane, przeczytał ją ponownie.
To było dla Pottera, widniało na pergaminie. Draco zmieszany zerknął na Severusa, po czym znów przeczytał wiadomość. Po raz kolejny spojrzał na ojca chrzestnego, który przez cały ten czas obserwował go ze śmiertelną powagą – i wtedy załapał. Eliksir Wizji. O Merlinie, pomyślał zszokowany. Opuścił wzrok na kawałek pergaminu, lecz informacja nie zmieniła się. Potter, ty kretynie. Co ty zrobiłeś?
– Ale... Jak... To przecież niedorzeczne! Co oni... – Twarz Draco przybrała na kolorze, kiedy brakło mu słów, aby wyrazić głupotę zamieszanych w sprawę Gryfonów. Ktoś go do tego nakłonił i bez wątpienia tym kimś był Dumbledore, pomyślał. Cholerni, bezmyślni Gryfoni. Blaise uniósł brwi, wciąż obserwując przyjaciela. Severus, marszcząc czoło, wziął notatkę z ręki Draco, wyczarował pióro i zaczął pisać.
Malfoy utkwił wzrok w szachownicy, jednocześnie analizując wiadomość. Potter – dla Pottera? Jak dyrektor mógł zrobić coś takiego? Takie ryzyko, co chciał w ten sposób osiągnąć? Obłąkanego lub martwego Pottera? Dlaczego wystawiał go na takie niebezpieczeństwo? Chyba... chyba że Dumbledore uległ naciskom i próbuje go wyeliminować... Jednocześnie intensywnie zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją, próbował rozgryźć strategię starca i odgadnąć pobudki tak drastycznych działań. Z zamyślenia wyrwał go Snape, wręczając mu kolejną notatkę. Draco odebrał ją ostrożnie, starając się nie rozmazać wciąż mokrego atramentu.
Blizna Pottera jest mocniejszym połączeniem z V. niż Znak, więc chłopak ma dostęp do umysłu Czarnego Pana. Potter przyjął eliksir wczorajszej nocy. Teraz czuje się... nie za dobrze. Draco, czując ogarniający go gniew, fuknął pod nosem i przymrużył oczy. Oczywiście, że nie czuje się dobrze, jego mózg właśnie został zalany jakimś czarnomagicznym świństwem. Ma pełne prawo czuć się cholernie źle, pomyślał, zaciskając zęby. Spojrzał na ojca chrzestnego, starając się opanować wzburzone emocje, po czym spuściwszy wzrok, wpatrywał się w trzymany w ręku pergamin. Po chwili zmarszczył czoło i zerknął pytająco na Mistrza Eliksirów.
– Dlaczego pan to wszystko pisze, profesorze? – zdziwił się. Severus wydał z siebie pełne irytacji prychnięcie.
– Ponieważ Albus wmanewrował mnie i twojego ojca w przysięgę milczenia o tym. – Mężczyzna wskazał kawałek pergaminu. – Jednak była mała luka, którą ten stary kombinator pominął. Przysięga zabroniła nam rozmawiać o tym, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy wczorajszej nocy. Ale nie wspominała nic na temat zakazu zapisania tych informacji – wyjaśnił z dziwnym uśmiechem na twarzy. Draco skinął głową i uśmiechnął się do ojca chrzestnego. Po chwili znów zmarszczył czoło.
– Ojciec tam był? – spytał zaskoczony. Ojciec pomagał Potterowi? To... no cóż, słowo „dziwne" nawet częściowo nie jest w stanie tego oddać.Blaise, nie mogąc już dłużej opanować ciekawości, szturchnął Draco nogą i wyciągnął rękę po pergamin. Blondyn spojrzał pytająco na Severusa i gdy ten skinął głową, podał wiadomości przyjacielowi. Blaise przeczytał informacje i wyraźnie zbladł, gdy dodał w myślach dwa do dwóch. Kiedy ponownie spojrzał na Draco, minę miał raczej niewyraźną.
– Tak, twój ojciec też tam był. Albus chciał do samego końca utrzymać w tajemnicy jego udział, ale ostatecznie potrzebował mojej pomocy. Ja... – Z jego ust przestał wydobywać się dźwięk. Mistrz Eliksirów zirytował się i gestem zasugerował wciąż blademu Blaise'owi oddanie pergaminu. Chłopak tak też uczynił i Severus przez kilka kolejnych minut zawzięcie coś pisał. Jego zaciśnięte w wąską linię usta i ściągnięte brwi wyraźnie ujawniały całą wściekłość, jaka w nim kipiała z powodu pozbawienia możliwości swobodnego komunikowania się. Gdy skończył, wręczył notatkę Draco.
Udało mi się skłonić Albusa, by zabrał nas do Skrzydła Szpitalnego. Potter cierpiał z powodu efektów ubocznych eliksiru, a ani Pomfrey, ani dyrektor nie pomyśleli wcześniej, jak znaczny będą miały wpływ na chłopaka. Przez parę kolejnych miesięcy Potter będzie cierpiał tak, jak ostatniej nocy. A jeśli miał pecha eliksir utrzyma się w jego organizmie dłużej niż powinien. Blondynowi zrobiło się niedobrze. To pewnie stąd miałem te koszmary wczorajszej nocy. Zamyślony, podał pergamin Blaise'owi i zaczął masować skroń. Co robić?
– Więc Potter przyjął eliksir, który potencjalnie może doprowadzić go do obłędu, podczas gdy utknął w Domu, w którym wszyscy go nienawidzą i w którym nie potrafimy zidentyfikować szpiega. Mam nadzieję, że rozmawiał pan z dyrektorem na ten temat? – podsumował chłopak. Severus uśmiechnął się po nosem, słysząc pełen odrazy ton chrześniaka, lecz już po chwili przybrał zwyczajny wyraz twarzy.
– Niestety, tak właśnie wygląda sytuacja – potwierdził i pochylając się do przodu, oparł łokcie na kolanach, równocześnie wpatrując się intensywnie w Draco. – Jeśli istnieją jakieś zatargi pomiędzy tobą a Potterem, proponuję o nich zapomnieć. Jakkolwiek niechętnie, ale muszę przyznać, że chłopak teraz potrzebuje naszej pomocy i ochrony naszego Domu, zrozumiałeś? – Draco skinął głową. Nie, żebym miał z nim jakieś stare rachunki do wyrównania, pomyślał z pewnym rozbawieniem. Jego towarzystwo stało się nawet przyjemne, mimo że nasze spotkania były bardzo krótkie. Potter ma całkiem ciekawe poczucie humoru, stwierdził w duchu, lecz nie miał zamiaru nikomu tego zdradzać.
– Całkowicie, profesorze. Czy chce pan, żebyśmy go dzisiaj odnaleźli i porozmawiali o ewentualnym przeniesieniu do Slytherinu? – spytał. Słysząc to, Blaise uniósł brew, na co Draco spytał: – Co?
Jego przyjaciel, przyjmując całkowicie obojętny wyraz twarzy, oparł się wygodnie w fotelu i tylko zamyślone spojrzenie zdradzało, że zastanawia się nad czymś bardzo intensywnie.
– Uważam, że to nie jest najlepszy pomysł – wymamrotał Blaise, skupiając na sobie wzrok pozostałej dwójki, i wzruszył ramionami. – Taką propozycję powinniśmy raczej rzucić mu kiedyś mimochodem. Potter jest zbyt niezależny, by zgodzić się, jeśli do niego przyjdziemy i prosto z mostu spróbujemy nakłonić do zmiany Domu. Oczywiście pod warunkiem, że dyrektor w ogóle by na to zezwolił. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby podejść do Pottera z innej strony. Najpierw zdobyć jego zaufanie, oferując mu przyjaźń, i dopiero wtedy zasugerować przeniesienie – wyjaśnił, rozkładając ręce i spoglądając to na jednego, to na drugiego Ślizgona. – Poza tym z nami, jako nowymi przyjaciółmi lub chociażby zaufanymi kolegami, Potter zyska kogoś, kto będzie go chronił. To chyba będzie najlepsze rozwiązanie. On potrzebuje ochrony i sądzę, że jest na tyle sprytny, by docenić naszą propozycję.
Draco zastanawiał się nad słowami przyjaciela przez kilka sekund, po czym skinął głową, dając znać, że popiera jego pomysł, i spojrzał na Severusa. Mistrz Eliksirów ze skupieniem przez chwilę pocierał podbródek, po czym także przytaknął.
– Czy wie pan, gdzie moglibyśmy go odnaleźć, profesorze? – spytał blondyn, na co Severus zmarszczył czoło.
– Powinien odpoczywać w swoim dormitorium, ale szanse na to, że właśnie tak się dzieje, są bliskie zeru. Gdzie zwykle bywa? – Severus zdawał sobie sprawę, że Ślizgoni już wcześniej mieli oko na Chłopca, Który Przeżył. Draco i Blaise wymienili się spojrzeniami.
– Zwykle siedzi w bibliotece, praktycznie spędza tam cały swój wolny czas. I jest całkiem dobry w unikaniu Granger. Nie wydaje mi się, żeby ta szopowłosa zdzi... hmm, dziewczyna zdawała sobie sprawę, że Potter przebywa w bibliotece w tym samym czasie. Za to ponoć czymś strasznie wkurzyła Krukonów, tak słyszałem. W drodze do biblioteki zahaczymy o wieżę Gryfogłupków, może uda nam się złapać go gdzieś po drodze. – Draco wstał, porzucając już na dobre szachy. Blaise poszedł za jego przykładem i oboje spojrzeli na opiekuna Domu, czekając, aż udzieli im zgody na odejście. Severus odprawił ich kurtuazyjnym ruchem ręki i znaczącym spojrzeniem, na co chłopcy skinęli tylko głowami i skierowali się do wyjścia.
Biorąc pod uwagę, że większość uczniów przebywała właśnie w Hogsmeade, dostanie się niepostrzeżenie w pobliże dormitorium Gryfonów nie było trudnym zadaniem. Właśnie skręcili w korytarz, w którym znajdowało się wejście do Wieży Gryffindoru, gdy w ostatniej chwili zauważyli, że portret Grubej Damy odchyla się z rozmachem, odsłaniając przejście. Draco cicho zaklął i popchnął Blaise'a w głąb ciemnej klasy, modląc się w duchu, by nie zostali zauważeni przez osobę, która właśnie opuszczała wieżę. Po chwili stwierdził z miłym zdziwieniem, że tą osobą był nie kto inny, jak Potter we własnej osobie. Wygląda na zmęczonego, pomyślał blondyn.
Zimny dreszcz przebiegł Ślizgonowi wzdłuż kręgosłupa, gdy Gryfon przystanął i marszcząc czoło, zaczął się rozglądać dookoła. Jakby czuł, że go ktoś obserwuje, pomyślał Draco. Ostatecznie Potter, nie zauważając niczego podejrzanego, żwawo ruszył przed siebie. Ślizgoni odczekali jeszcze, aż dwie Krukonki miną ich kryjówkę, i poszli jego śladem, zachowując bezpieczną odległość. Wślizgnęli się do biblioteki i przeszukali wzrokiem stoliki stojące na przedzie, jednak nigdzie nie zauważyli Gryfona. Blaise szturchnął Draco łokciem i wskazał głową boczne drzwi, w których właśnie znikała fałda czyjejś szaty. Szybko ruszyli w tamtą stronę.
Zderzenie się z Weasleyówną i Longbottomem było najbardziej poniżającym wydarzeniem w życiu młodego Malfoya. Zawstydzony i wściekły wpatrywał się w nich, przygładzając szaty i próbując równocześnie odzyskać trochę godności. Oni z kolei przyglądali mu się z zaskoczeniem. Blondyn spojrzał na Harry'ego, który najwyraźniej oniemiał, obserwując tę dziwną scenę rozgrywającą się w jego dotychczas cichej kryjówce. Draco podszedł bliżej niego, kątem oka wciąż nieufnie zerkając na dwójkę pozostałych Gryfonów.
– Potter – zaczął. Otworzył usta, by kontynuować, kiedy Ginny wpadła mu w słowo.
– Co ty tu robisz? – Oparła ręce na biodrach, obrzucając go wściekłym spojrzeniem.
– Ja pytam Pottera, czy nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyśmy z Blaise'em pouczyli się razem z nim. A co ty tutaj robisz? – spytał, unosząc brew. Kłamstwo przyszło łatwo. Ginny wzięła wdech i wyglądało na to, że ma zamiar ponownie na niego naskoczyć, lecz ostatecznie zmierzyła go tylko wzrokiem i zaczęła chichotać. Draco spojrzał na nią, nie rozumiejąc tak nagłej zmiany humoru. Dziewczyny są dziwne,stwierdził w duchu. Zakryła ręką usta i mocno zacisnęła oczy, śmiejąc się już na dobre.
– Co cię tak śmieszy, Weasley? – rzucił coraz bardziej zdenerwowany Ślizgon. Nienawidził, gdy ludzie się z niego śmiali. Jej rozbawienie przygasło, chociaż uśmiech wciąż czaił się w kącikach ust. Uspokoiwszy się, westchnęła, pokręciła głową i podeszła do stolika. Wysunęła krzesło naprzeciw Harry'ego, który opierając głowę na rękach, przyglądał się rozwojowi wydarzeń z rozbawioną miną.
– Dobrze się bawisz? – spytała czarnowłosego chłopca, zupełnie ignorując wcześniejsze pytanie blondyna, który prychnął z oburzeniem. Równie mocno nienawidził być ignorowanym. Harry uśmiechnął się do dziewczyny i spojrzał na Draco. Wyraz twarzy Gryfona z miejsca przykuł uwagę blondyna, tłamsząc gniew.
– W miarę. Tylko się nie pobijcie, dobra? Naprawdę nie jestem w nastroju, by was rozdzielać. – Draco uznałby wypowiedź Gryfona za całkiem beztroską, gdyby nie wyczuł pomiędzy słowami zmęczenia, którego drugi chłopiec nie potrafił ukryć. Blondyn podszedł do nich i usiadł obok Ginny, nie spuszczając jej przy tym z oka. Zastanawiał się, dlaczego przestała na niego naskakiwać, w końcu naturalnym zachowaniem Weasleyów było najpierw atakowanie Malfoyów, potem zadawanie im pytań. Jednakże musiał przyznać, że taka odmiana była całkiem miła. Neville i Blaise zerknęli na siebie i zajęli ostatnie dwa wolne miejsca przy stoliku, tym samym blokując Harry'emu drogę ucieczki.
– Na cóż, Potter – powiedział Draco, przeciągając sylaby. – A można by pomyśleć, że z twoją gryfońską odwagą i męstwem tak heroiczny wyczyn byłby pierwszy na liście rzeczy do zrobienia – dokończył, sadowiąc się wygodniej na krześle. Harry, nic nie mówiąc, odwrócił głowę w stronę okna, a w tym samym momencie Draco poczuł pod stołem silne kopnięcie. Ledwo się powstrzymał od jęknięcia z bólu i spojrzał z wyrzutem na Ginny, która patrzyła na niego z wściekłością.
– Nie czuję się dzisiaj zbytnio gryfońsko, przykro mi, Dra... Malfoy – odpowiedział, nie odrywając spojrzenia od okna. Ślizgon drgnął, słysząc tę małą pomyłkę. W sumie wolałby, by Harry zwracał się do niego po imieniu. Kiedy to Potter stał się Harrym, hę?, odezwał się jego sarkastyczny wewnętrzny głosik, który Draco swoim zwyczajem zupełnie zignorował.
– A to dlaczego? – Pochylił się do przodu i opierając łokcie na stole, wbił spojrzenie w twarz Harry'ego. Gryfon odwrócił się i spojrzał na niego, marszcząc czoło.
– A dlaczego tak cię to interesuje? – W głosie Harry'ego nie było słychać złośliwości, tylko czyste zdziwienie i ciekawość. Dlaczego jego największy przeciwnik nagle zaczął się przejmować tym, co w jego życiu jest nie tak, zamiast wbijać kolejne szpilki? Draco wzruszył ramionami, nie chcąc ujawniać przy pozostałych Gryfonach tego, co im przekazał Severus. Próbując jakoś naprowadzić Harry'ego na powody swojego zmartwienia, szybko wskazał wzrokiem na jego bliznę. Zadowolony zauważył, że chłopak skojarzył, o co mu chodzi, bo wyraz jego twarzy zmienił się błyskawicznie. Ginny wyprostowała się na krześle, widząc reakcję przyjaciela.
– Harry, co się stało? – zmartwiła się, ale zapytany potrząsnął tylko głową.
– Ty... ty wiesz, prawda? Wiesz o wszystkim... Profesor Snape jakoś ci powiedział i teraz wiesz – Harry wyszeptał ostatnie słowa, praktycznie nie poruszając ustami. Draco, coraz bardziej zaniepokojony, przyglądał się Gryfonowi, który blady jak ściana nie spuszczał z niego wzroku, zaciskając palce na brzegu stołu tak mocno, że pobielały mu kłykcie.
– Wie? Co wie? Harry, o czym ty mówisz? – spytała dziewczyna, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Harry obdarzył ją przelotnym spojrzeniem i ponownie pokręcił głową. Z jego oczu biły strach i zawód.
– To, o czym nikt nie powinien się dowiedzieć – odpowiedział cicho, na co Draco prychnął.
– I jeśli ty nikomu nie powiesz, to nikt więcej się nie dowie – stwierdził Ślizgon – więc przestań tak dramatyzować. Chociaż byłbym wdzięczny za wyjaśnienie wszystkiego Weasleyównie, zanim złamie mi nogę swoimi kopniakami – zasugerował, wywołując na twarzy Ginny piękny rumieniec. Dziewczyna odwróciła się do przyjaciela, unosząc pytająco brew. Harry przez chwilę ich obserwował, po czym rozejrzał się dookoła, przygryzając nerwowo wargę. Wyciągnął różdżkę i rzucił wokół nich zaklęcie wyciszające. Draco uniósł brew z uznaniem. Zaklęcie, którego użył Potter, było dość zaawansowane jak na normalnego piątoklasistę i raczej porównywalne z poziomem tych, których Ślizgoni uczyli się w domach.
– Ja... Ginny, nie spodoba ci się to, co usłyszysz, przykro mi – zaczął Harry, równocześnie wbijając wzrok w blat stołu. – Hmm... Istnieje eliksir pozwalający ludziom, pomiędzy którymi istnieje magiczne połączenie, widzieć to, co się dzieje w umyśle drugiego człowieka. To Eliksir Wizji, wczoraj go przyjąłem i...
– Harry! – przerażona dziewczyna wpadła mu w słowo. – Jak mogłeś?! Bill opowiadał mi o tym eliksirze, kiedy w którymś z grobowców znaleźli o nim wzmianki. Ty... ty idioto! Czy ty wiesz, co ci groziło? Mogłeś umrzeć! – zrugała go. Harry obserwował ją, całkowicie zaskoczony. Wyraźnie było widać, że spodziewał się raczej odrzucenia niż zmartwienia. Oniemiały zerknął na Neville'a, lecz jasnowłosy chłopak także obserwował go pełnym dezaprobaty wzrokiem.
– Moi rodzice byli aurorami, Harry. Wciąż mam ich książki i wiem, co to za eliksir i... jak działa. I w zupełności zgadzam się z Ginny. Czyś tyoszalał? Mogłeś zginąć! – rzucił Neville, marszcząc gniewnie czoło. Harry zamrugał parę razy.
– Nie... nie nienawidzicie mnie? Nie myślicie, że stanę się kolejnym Czarnym Panem? Że wymorduję wszystkich we śnie? – spytał po chwili, wciąż nie dowierzając. Draco opuścił wzrok, by ukryć uśmiech i kątem oka zauważył, że Blaise zrobił to samo.
– Oczywiście, że cię nie nienawidzimy, Harry. I żadne z nas nie wierzy, że staniesz się kolejnym Czarnym Panem. Jednak możemy skończyć na pomaganiu ci w mordowaniu wszystkich podczas snu, jeśli wciąż będą się trzymać tych bzdur – stwierdziła, chwytając go za rękę. Harry po chwili odwdzięczył się tym samym, nakrywając jej drobną dłoń swoją.
– To... Dziękuję ci, Ginny, to bardzo dużo dla mnie znaczy – powiedział, nie podnosząc wzroku. Dziewczyna spojrzała ostrzegawczo na Draco. Nie zrań go, można było odczytać w tym spojrzeniu, nawet nie próbuj. Blondyn uniósł brew, ale skinął głową. Zrozumiał i, co ważniejsze, zgodził się z nią.
– Więc, gwoli wyjaśnienia, profesor Snape był zmuszony do zachowania milczenia o tym, co stało się wczorajszego wieczoru i nie wspominał nam o nim w szczegółach. Poinformował nas częściowo, bo był... zmartwiony, jak sądzę. To, co się dzieje w Domu Gryffindora, nie jest żadną tajemnicą. To znaczy, mam na myśli uczucie nienawiści, jakim pałają do ciebie twoi współdomownicy, jak zresztą i większość uczniów tej szkoły. I, jak sądzę, chciał nam zwrócić uwagę, że powinieneś mieć wokół siebie grupę ludzi, do których mógłbyś się zwrócić w razie potrzeby. Mydoskonale wiemy, co to znaczy wciąż być na językach innych i obrzucanym obelgami. To jest wliczone w cenę bycia Ślizgonem. – Draco wzruszył ramionami, patrząc mu prosto w oczy. Jego słowa najwyraźniej go trochę uspokoiły.
– Rozumiem – odpowiedział Harry po chwili, nie spuszczając wzroku z twarzy blondyna. – To było bardzo... miłe z jego strony.
Draco uśmiechnął się znacząco. Świetnie zdawał sobie z tego sprawę, jaki jego ojciec chrzestny potrafi być i co Potter o nim wcześniej myślał.To musi być dla niego całkowita nowość.
– Z całą pewnością mu to przekażę – odpowiedział Draco, a Harry spojrzał na niego niepewnie.
– Idiota – rzucił w końcu, ale bez złości. Ślizgon uśmiechnął się szczerze i oparł wygodniej na krześle. Harry także się uśmiechnął, po czym wbił wzrok w swoje dłonie. Całkiem dobry początek, pomyślał blondyn, obrzucając spojrzeniem zebranych. W tej grupie tkwi niezły potencjał. I z Weasleyówną nawet nie będzie tak tragicznie, jeśli tylko przestanie mnie kopać. Harry podniósł głowę, tym razem z uśmieszkiem na twarzy.
– Uczyć się, co? – spytał. Draco zamrugał kilka razy, początkowo nie rozumiejąc, o co mu chodzi, lecz po chwili się zaśmiał.
– To był pierwszy pretekst, jaki przyszedł mi na myśl – przyznał rozbawiony, ale widząc, że Gryfon wpatruje się w niego z dziwnym wyrazem twarzy, przechylił głowę i spytał: – Co? – Harry zarumienił się i szybko odwrócił głowę, wzruszając ramionami.
– Przepraszam. To było takie... Bo ja wiem. Takie ludzkie. Zwykle twój śmiech brzmi tak wyniośle i drwiąco, ale teraz brzmiałeś jakoś tak normalnie – stwierdził. Draco przyglądał mu się przez chwilę.
– Umiejętności aktorskie są mocną stroną Ślizgonów – wyjaśnił i tym razem to on pierwszy odwrócił głowę. – Większość z nas poznaje i zaczyna doceniać ich wartość już we wczesnym dzieciństwie. – Blaise przytaknął słowom przyjaciela. Harry patrzył to na jednego, to na drugiego Ślizgona z dziwnym półuśmieszkiem na twarzy.
– Rozumiem – odpowiedział, na co Draco ponownie na niego spojrzał i powoli skinął głową. Na chwilę zapadła pomiędzy nimi cisza.
– Oberwiesz od Rona, jeśli się dowie, że tutaj jesteś. – Harry przeniósł spojrzenie na Ginny. Dziewczyna westchnęła i wzruszyła ramionami.
– I tak już jestem z nim na wojennej ścieżce. Mama się wczoraj wszystkiego dowiedziała i przysłała mi wyjca dziś rano, dzięki czemu moi bracia byli wniebowzięci. Wysłałam list do Billa, ale nie spodziewam się szybkiej odpowiedzi. – Palcami wolnej ręki zaczęła stukać w stół.
Harry ścisnął mocniej dłoń przyjaciółki.
– Ginny, nie rób tego. To twoja rodzina. Oni...
– Są kompletnymi fanatykami, którzy wolą, bym raczej ślepo podążała za tym, co mi powiedzą, niż podejmowała niezależne decyzje, opierając się na własnym zdaniu. Przestań, Harry. Pomiędzy mną a moją rodziną wszystko się jakoś ułoży, jestem tego pewna. I nie czuj się w żadnym wypadku winny tej sytuacji, dobrze? Już to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz – jesteś dla mnie jak brat. Traktuję cię na równi z Ronem, Fredem czy George'em i całą resztą. A to, że większość mojej rodziny najwyraźniej oszalała, nie znaczy, że ja też powinnam. I będę tu z tobą siedzieć tak długo, dopóki to do ciebie nie dotrze, łapiesz? Nic ci nie przyjdzie z zamartwiania się z tego powodu. Tym bardziej, że jeśli będziesz to robił, obiecuję, że skopię ci tyłek. – Mówiąc to, Ginny pochyliła się do przodu i przyszpiliła go wzrokiem. Harry patrzył na nią przez chwilę oniemiały, a po chwili zaczął chichotać. Rzucił okiem na Draco, który wpatrywał się w Ginny z pewnym podziwem.
– I dlatego nikt nie powinien się sprzeciwiać Weasleyowym kobietom – podsumował Harry, ściskając dłoń Ginny. Dziewczyna rozpromieniła się, po czym uśmiechnąwszy się przebiegle, spojrzała na siedzącego obok Ślizgona.
– I nie waż się o tym zapomnieć – wymruczała pod nosem. Neville, słysząc jej komentarz, zachichotał i zakrył dłonią usta.
– Muszę to sobie zanotować – odciął się Draco. Harry uśmiechnął się do nich, lecz po chwili skrzywił się z bólu i uwolniwszy rękę z dłoni Ginny, chwycił się za głowę. Tym samym zwrócił na siebie uwagę przyjaciółki, która odwróciła się i spojrzała na niego przestraszona.
– Harry, dobrze się czujesz? – spytała zdenerwowana, podczas gdy Draco przechylił się ponad stołem, uważnie obserwując Gryfona. Harry, zauważając ich zmartwione miny, przestał na chwilę masować czoło i spojrzał na nich.
– Oczywiście, to tylko... trochę boli. Nie przejmujcie się. Naprawdę. To mi się zdarza cały czas – zapewnił. Najwyraźniej nie uspokoiła ich ta odpowiedź, bo oboje jeszcze bardziej zmarszczyli czoło. Ginny, łapiąc spojrzenie Draco, wskazała wzrokiem na Harry'ego. Blondyn skinął głową i wstał. To samo zrobili Blaise i Neville, chwytając Harry'ego pod ramiona.
– Hej! – krzyknął, gdy dwóch większych chłopców postawiło go na nogi i zaczęło ciągnąć w kierunku wyjścia z biblioteki. – Potrafię sam chodzić! Neville! Skończ z tym! To naprawdę niepotrzebne... – Bronił się, lecz urwał w pół zdania, widząc spojrzenie Ginny.
– Nie, Harry. Nie czujesz się dobrze. Potrzebujesz odpoczynku, jedzenia i snu – dokładnie w tej kolejności. I ostatnią rzeczą, jaką powinieneś w tej chwili robić, jest włóczenie się po szkole. Teraz bądź cicho i pozwól Blaise'owi i Neville'owi sobie pomóc. A potem wezwiemy tego skrzata domowego, który cię tak lubi i zamówimy sobie smakowity, spóźniony lunch, po którym pomaszerujesz prosto do łóżka, zrozumiano? – Powiedziawszy to tonem nieznoszącym sprzeciwu, położyła ręce na biodrach i zacisnęła usta. Harry wysłuchał przyjaciółki i popatrzył na nią zdumiony, po czym się uśmiechnął.
– Poddaję się, Ginny, wygrałaś, już idę – powiedział, pozwalając dwójce chłopców się odprowadzić.
Dziewczyna przystanęła i pociągnęła Draco za rękaw, sugerując, by też przystanął. Ślizgon zatrzymał się i spojrzał na nią, przechylając głowę.
– Twój Dom.... Oni nie mają zamiaru zabić Harry'ego? – spytała w końcu. Blondyn przyglądał się jej przez chwilę.
– Nie. A nawet jeśli, naprawdę sądzisz, że powiedziałbym ci o tym? – prychnął. Ginny zmierzyła go wzrokiem, po czym skinęła głową.
– Skrzywdź go w jakikolwiek sposób, a cię zabiję – powiedziała powoli. Draco już otwierał usta, by rzucić jakąś ciętą ripostą, kiedy coś w jej oczach go powstrzymało.
– To... dość mocne słowa – stwierdził, ale dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
– Harry jest moją rodziną. Przez całą tę sytuację moi rodzice najprawdopodobniej się mnie wyrzekną. Harry będzie wszystkim, co mi pozostanie. Nie pozwolę, by cokolwiek mu się przytrafiło, zrozumiałeś? – wyjaśniła bardzo poważnym tonem. Draco przytaknął, czując narastający szacunek do tej dziewczyny.
– Wygląda na to, że jesteśmy po tej samej stronie – stwierdził. Ginny, przechyliwszy głowę na bok, przyglądała mu się jeszcze przez chwilę.
– Rzeczywiście, na to wygląda – stwierdziła, uśmiechając się delikatnie, po czym chwyciła torbę Harry'ego i ruszyła do wyjścia. Draco, zagubiony w myślach, nie ruszył się z miejsca i dopiero po chwili pospieszył za resztą.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...