Wyjec

10.6K 680 129
                                    

  Harry podmuchał delikatnie na pergamin zapisany jeszcze mokrym atramentem i zaczął rozmasowywać obolałą dłoń. Próby rozrysowania mapy lochów, które zapamiętał ze swoich nocnych wycieczek, pochłonęły go bez reszty, ale w pewnym momencie stwierdził, że o przebiegu większości nie ma pojęcia. Na co ci peleryna niewidka, skoro jej nie używasz?, uśmiechnął się pod nosem. Nie był na ani jednej porządnej nocnej eskapadzie od początku roku szkolnego. Po chwili zmarszczył czoło. Ale ciekawe, czy przy tych wizjach zaklęcie pani Pomfrey może mnie wszędzie namierzyć? To było głupie, całkowicie idiotyczne. O taaak, już to widzę. Idę sobie spokojnie korytarzem i nagle zostaję zaatakowany przez wściekłą pielęgniarkę... Cudownie.
Westchnął i przesunąwszy okulary na czoło, potarł zmęczone oczy. Ostatnio dość często mu dokuczały. Nigdy się tak dużo nie uczyłem ani nie czytałem, stwierdził. Może powinienem sprawdzić, czy przypadkiem w Hogsmeade nie ma jakiegoś okulisty. Opuścił dłoń i zamrugał parę razy, próbując rozpędzić mroczki pląsające mu przed oczami. Założył okulary z powrotem na nos i porządnie zakręcił kałamarz.
Sprawdził, która godzina i stwierdził, że zbliża się południe. Nieświadomie przygryzł dolną wargę, gdy przypomniał sobie, co powiedział wcześniej Draco. Czy on naprawdę chce mnie włączyć do drużyny? To chyba nie będzie zbyt uczciwe w stosunku do reszty graczy, pomyślał, pakując podręczniki do opcm—u i eliksirów. Po drugim śniadaniu zamierzał iść do biblioteki, żeby się trochę pouczyć. Profesor Montevay była bardzo dobrą nauczycielką, może trochę za surową, i Harry nie chciał źle wypaść na kolejnym sprawdzianie, który już zapowiedziała. W tym roku pragnął zawalczyć o dobre stopnie, zwłaszcza z obrony. W końcu znów uczy nas ktoś kompetentny, mruknął, wracając myślami do poprzednich nauczycieli. Z uśmiechem na twarzy pomyślał o profesorze Lupinie, a po chwili wzdrygnął się na wspomnienie profesora Lockharta. Może profesor Montevay uda się utrzymać stanowisko dłużej niż rok. Na pewno byśmy na tym skorzystali.
Wstał, zarzucił plecak na ramię i ruszył do drzwi. Zatrzymał się tuż za nimi, rozważając, czy nałożyć zaklęcia ochronne, czy też nie. To nie Gryffindor, wytknął sam sobie. I wątpię, by którykolwiek ze Ślizgonów zechciał dobrać się do moich rzeczy. Ale... Po chwili duchowej wymiany zdań sięgnął po różdżkę. Jedno zaklęcie nie zaszkodzi, zdecydował, całkowicie ignorując podszepty wewnętrznego głosu, który oskarżał go o paranoję. Rzucił zaklęcie, które miało poinformować go o tym, czy ktoś wchodził do jego pokoju. Gdy wróci i okaże się, że było niepotrzebne, w przyszłości nie będzie w ogóle się przejmował zaklęciami zabezpieczającymi. Ale jeśli jednak zadziała... witaj, Harry—Ohydny—Gderliwcu. Nie, żebyś w takim przypadku mógł cokolwiek zrobić. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujesz, jest usunięcie z dwóch Domów w ciągu jednego roku...Prychnął pod nosem na swój dziecięco brzmiący wewnętrzny głos i ruszył do pokoju wspólnego.
Draco siedział wygodnie rozparty naprzeciw jednego z wielkich kominków i obserwował tańczące płomienie. Kiedy Harry wszedł do pokoju, przystanął niedaleko i przez chwilę przyglądał się lekko przygarbionej postaci. Gdy nie jest na forum publicznym, wydaje się być zupełnie inną osobą, stwierdził w myślach. Po chwili Draco go zauważył i zamachał ręką, by usiadł obok niego na kanapie.
— Tu poprawna postawa nie obowiązuje? — zażartował Harry, na co drugi chłopak zmarszczył nos.
— Na to zwracamy uwagę w Wielkiej Sali. Wiesz, Ślizgoni muszą utrzymać reputację. To my kultywujemy stare tradycje i trzymamy się etykiety. Jesteśmy zaszczyceni powierzonym nam obowiązkiem podtrzymania zwyczajów, nawet jeśli wykańcza to nasz kręgosłup, a po niecałej godzinie masz ochotę odstrzelić głowę paplającemu bez końca dyrektorowi. Powinny istnieć jakieś limity czasowe na przemowy tego starca. To znaczy, czy on w ogóle nie zdaje sobie sprawy, jakie to jest cholernie męczące siedzieć przez cały ten czas wciąż wyprostowanym na tej twardej ławce? No doprawdy — naburmuszył się Draco, lecz po chwili na jego twarzy zagościł sardoniczny uśmiech. Harry zaśmiał się cicho, położył plecak na ziemi i usiadł na kanapie koło blondyna. Obicie ugięło pod jego ciężarem i nim się zorientował, siedział, dotykając ramieniem ramienia Draco. Próbował się przesunąć, ale w końcu zrezygnował, widząc, że blondynowi najwyraźniej to nie przeszkadza. Długo wpatrywali się w płonący w kominku ogień, ciesząc się jego pięknem i bijącym od niego ciepłem.
— Chciałeś ze mną porozmawiać na temat drużyny quidditcha? — Harry w końcu przerwał ciszę. Draco skinął głową i westchnął.
— Chciałbym, żebyś został naszym szukającym. Adrian, jeden z siódmoklasistów, chce zrezygnować w tym roku z gry i skupić się na nauce. Odkładał to, dopóki nie znajdziemy dla niego zastępstwa, ale nikt się nie nadawał. Myślałem, że gdybyś ty został naszym szukającym, ja zastąpię go na pozycji ścigającego. Myślę, że wtedy wszystko by pasowało — wyjaśnił Draco, nie odrywając spojrzenia od płomieni. Uniósł się nieco na kanapie, trącając nieznacznie ramieniem Harry'ego.
— I nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, że ot tak, wejdę w skład drużyny? — zapytał Harry z nutką niedowierzania. Odwrócił głowę i obrzucił Draco zdumionym spojrzeniem. Ten prychnął, krzyżując nogi i składając ręce na brzuchu.
— Nie, nie będą. Straciliśmy wielu dobrych zawodników, którzy nie wrócili w tym roku szkolnym. Z tobą mamy minimalną szansę na dostanie się do rozgrywek o Puchar Domów. A już sam ten fakt niezmiernie nas cieszy. — Draco obojętnie wzruszył ramionami. — Poza tym zawsze chciałem grać na pozycji ścigającego. Wygląda na niezłą zabawę — dokończył z wszystko mówiącym szatańskim uśmiechem na twarzy. Harry'emu niemal zrobiło się żal tych biedaków, którzy będą musieli stawić czoła Draco podczas gry. Cóż, w sumie to nie do końca, wtrącił jego wewnętrzny głosik.Zabij, kotku, zabij! Musiał opuścić głowę, by ukryć nagły uśmiech.
— Cóż, to dobrze. — Harry zamrugał, nie odrywając spojrzenia od kominka. Miewał napady zmęczenia o najróżniejszych porach, ale składał to na karb małej ilości porządnego snu. Ziewnął i osunął się nieco na siedzenie, czując, jak powieki stają się coraz cięższe. Pozwolił sobie na króciutką drzemkę, mając nadzieję, że choć tym razem uda mu się złapać trochę snu bez koszmarów.
Gdy Draco zauważył, jak Harry ziewa, znieruchomiał. Nie zmieniając pozycji, obserwował, jak były Gryfon zapada w sen tuż koło niego. Wygląda na bardzo zmęczonego, pomyślał. Nie wysypiał się ostatnio, zauważył, przebiegając wzrokiem po twarzy Harry'ego. Pod jego oczami widniały ciemne plamy, nadające mu wygląd osoby, której ktoś podbił oboje oczu. Skórę wokół ust naznaczała siateczka delikatnych linii, widocznych także teraz, gdy spał. Jakby odczuwał ból, ciągle, nawet podczas snu. Ciekawe, czy Eliksir Wizji ma jeszcze wpływ na jego sny? Draco wiedział o tym, że Severus w każdej chwili był na wezwanie, gdyby Harry potrzebował w nocy jego pomocy, ale Mistrz Eliksirów nie wspominał o tych wizytach. Cóż, przekonamy się dziś wieczorem. Draco powstrzymał westchnięcie.
Harry poruszył się przez sen i skrzywił się nieznacznie. Draco nie spuszczał z niego wzroku, gotów go obudzić, gdyby zaszła taka potrzeba. Harry zamruczał coś i westchnął, a jego głowa osunęła się na bok i opadła na ramię Draco. Bezwiednie potarł czołem o ramię blondyna, a na jego twarzy powoli zaczynał rysować się błogi spokój. To blizna, pomyślał Draco, musi mu przeszkadzać. Najwyraźniej to działanie przynosiło mu ulgę. Odgłosy dobiegające od strony korytarza uświadomiły Ślizgonowi, że nadchodzi reszta ich współdomowników i przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy nie obudzić Harry'ego, lecz zanim podjął jakąkolwiek decyzję, w pokoju wspólnym pojawił się Neville.
Dojrzał ich siedzących na kanapie i podszedł. Gdy zauważył, że Harry śpi, w jego oczach pojawiło się zaskoczenie i strach. Draco przez chwilę zastanawiał się, czy Neville się o nie zdenerwuje o to, ale gdy otwierał usta, by coś powiedzieć, ku jego zdziwieniu były Gryfon przyłożył wskazujący palec do ust, szepnął „ciiii" i gestem wskazał, by blondyn za nim poszedł. Draco zmarszczył brwi, zdziwiony tak nietypową dla nowego Ślizgona postawą, ostrożnie przesunął głowę Harry'ego i ułożył ją na kanapie, a sam wstał i podszedł we wskazane miejsce. Stali w małej alkowie, niedaleko korytarza prowadzącego do chłopięcych dormitoriów.
— Jak długo już śpi? — spytał Neville, bawiąc się nerwowo rękawem szaty i zerkając w kierunku kanapy.
— Dopiero kilka minut, dlaczego pytasz? — odparł Draco, jeszcze bardziej marszcząc czoło i krzyżując ręce na piersi. Neville przeniósł ciężar z nogi na nogę i przygryzł dolną wargę. Wyglądało na to, że toczył ciężką wewnętrzną walkę, jednak w końcu odwrócił głowę i spojrzał prosto na Draco.
— Przez ostatni tydzień dzieliłem z nim pokój. I cóż, od czasu, kiedy wziął ten eliksir, nie przespał dobrze ani jednej nocy. Wciąż budzi się z krzykiem. To jest przerażające, naprawdę i po prostu... Jeśli ma szansę na kilka chwil nieprzerwanego snu, to super. Harry jest niezły w ukrywaniu tego, ale... — Neville urwał, widząc zdumione spojrzenie Ślizgona. Nie przespał ani jednej całej nocy? Co, u diabła, się z nim dzieje, pomyślał Draco, spoglądając przez ramię na leżącą na kanapie nieruchomą postać. Jego blada skóra wyraźnie kontrastowała z głęboką zielenią obicia.
— To się ciągnie od tygodnia? — zdziwił się, na co Neville przytaknął ruchem głowy. — Czy Severus o tym wie? — Były Gryfon, słysząc tę poufałość w stosunku do Mistrza Eliksirów, spojrzał zdumiony na Draco.
— Profesor Snape praktycznie co noc odwiedzał nasz pokój za pomocą sieci Fiuu. Wczoraj go nie było, pani Pomfrey przybyła sama, ale wcześniej zwykle wpadał do pokoju nawet przed dyrektorem...
— Dyrektorem? — przerwał mu Draco, całkowicie zaskoczony, na co Neville tylko wzruszył ramionami.
— Draco... To, co działo się nocami, było naprawdę paskudne, wiesz? Budził się z krzykiem i próbował wydrapać oczy. Odmawiał zażycia Eliksiru Bezsennego Snu, bo jego wpływ ograniczał się tylko do tego, że nie potrafił się obudzić i tkwił uwięziony w wizjach — wyjaśnił cicho Neville, przeczesując palcami włosy. Zerknął w stronę kanapy i westchnął z ulgą, gdy zobaczył, że Harry jest wciąż pogrążony we śnie.
— Musiałem nauczyć się przełamywać jego zaklęcia wyciszające, bo rzucał je wokół swojego łóżka, kiedy myślał, że już śpię. Chciał być pewien, że nie usłyszę jego krzyków podczas kolejnego napadu wizji. Baran, najwyraźniej chce przez to wszystko przejść sam, tak jakby nie wierzył do końca, że ja — my wszyscy — chcemy go wspierać. Jakby się bał na nas polegać, bo możemy w pewnym momencie zniknąć, jak Ron i Hermiona — prychnął, zakładając rękę na rękę. Gdy wymienił imiona swoich byłych współdomowników, którzy tak bardzo skrzywdzili Harry'ego, w jego oczach błysnęła iskra gniewu. Draco zacisnął usta. Z wielką przyjemnością sprawię, że cały ten cholerny Dom, a zwłaszcza ta dwójka, pożałują, że się urodzili, pomyślał, lecz zachował tę myśl tylko dla siebie.
— Cóż, w takim razie ciągle będziemy musieli mu powtarzać, że nie mamy zamiaru znikać, prawda? — stwierdził poważnym tonem Draco.
— Prawda — zgodził się z nim Neville. Nagle od strony kanapy dobiegł ich cichy jęk i obydwaj odwrócili się w tamtą stronę. Harry leżał sztywno wyprostowany, z rękami zaciśniętymi w pięści po bokach, a jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Draco ruszył w jego stronę, ale już było za późno. Harry szarpnął się i otworzył oczy, równocześnie łapiąc powietrze szeroko otwartymi ustami. Przewrócił się na bok, tyłem do Ślizgonów, i trzęsąc się cały, ukrył twarz w poduszce. Draco i Neville w mgnieniu oka znaleźli się przy kanapie.
— Harry? Wszystko w porządku? — spytał Draco, kucając u jego boku. Harry skinął głową, lecz nie odsłonił twarzy. Wciąż drżąc, wziął głęboki oddech i rozprostował palce. Na wnętrzach dłoni można było dojrzeć małe, krwawe półksiężyce.
— Nic mi nie jest — wymamrotał w poduszkę. — To tylko... zły sen, nic więcej. — Draco prychnął w odpowiedzi i położył dłoń na jego ramieniu, lecz szybko ją wycofał, czując, jak Harry wzdrygnął się pod wpływem dotyku.
— Harry... — zaczął, na co były Gryfon podniósł głowę z poduszki i wbił w niego rozmyte spojrzenie. Okulary spadły mu z nosa w którymś momencie podczas snu i leżały teraz obok na kanapie.
— Nic mi nie jest — padła cicha odpowiedź, poparta gniewnym spojrzeniem — które nie było zbyt efektywne, skoro Harry nie widział wyraźnie. — Jedyne, czego mi teraz potrzeba, to jedzenie — stwierdził, kłamiąc w żywe oczy. Wiedział, że musi jeść, ale w tamtej chwili sama myśl o tym przyprawiała go o mdłości. Przez chwilę szukał po omacku okularów, nasunął je na nos i w końcu ujrzał wyraźnie Draco i Neville'a. Wstał z kanapy i przeczesał palcami włosy. — Śniadanie, Wielka Sala, łapiecie? Takie miejsce, gdzie wszyscy plotkują i obmawiają? Coś wam to mówi? — dokończył, spoglądając na Draco. Nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać o tym, co przed chwilą się wydarzyło.
— Jestem w pełni świadomy, gdzie spożywa się posiłki, Harry — zaczął Draco, również wstając i wpatrując się w niego. — Ale myślę, że naprawdę...
— Nie. Nie chcę o tym gadać — przerwał mu Harry, kręcąc głową i mrużąc gniewnie oczy.
— Mówić, nie gadać — poprawił go Draco, unosząc brew. Blondyn nie zrobił kroku do tyłu i teraz stali blisko siebie, na tyle, że krawędzie ich szat stykały się. Harry wzruszył ramionami i podniósł swoją torbę.
— Obojętne. Jedzenie. Teraz — oświadczył stanowczo, zarzucając ją na ramię, i próbował ominąć Draco, na co ten złapał za ramię torby i zatrzymał go.
— Jeeeeeeeść — zajęczał były Gryfon, lecz Draco nie puścił, przyglądając mu się z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Po chwili uśmiechnął się spokojnie.
— Dobrze. Pójdziemy coś zjeść, ale kiedyś będziesz musiał opowiedzieć o tych snach. To niezdrowo wszystko tak skupiać w sobie — oświadczył i dla podkreślenia swoich słów pociągnął za pasek torby, na co Harry tylko wywrócił oczami.
— Tak, mamo. A teraz, czy możemy już iść? — Draco westchnął i wskazał ręką Harry'emu, by szedł przodem. Gdy Harry ruszył do wyjścia z pokoju wspólnego, Draco i Neville wymienili się zmartwionymi spojrzeniami. Muszą w jakiś sposób zmusić go do rozmowy. Może Veritaserum albo zdrowa dawka mocnego alkoholu..., pomyślał Draco, wychodząc na korytarz. Cokolwiek, co skłoni go do mówienia, nie może wszystkiego zatrzymywać dla siebie, bo zwariuje. Blondyn wzdrygnął się, a złe przeczucie przemknęło mu zimnym dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Harry musi im zaufać, musi uwierzyć, że go nie porzucą. Ale jak go o tym przekonać?, westchnął i odsunął zmartwienia na później. W tym momencie musiał się upewnić, że Harry naprawdę coś zje.

*
Harry zamknął za sobą drzwi do swojego pokoju i westchnął. Draco przyglądał się jego każdemu najmniejszemu ruchowi podczas lunchu, poszedł za nim do biblioteki i niańczył podczas kolacji. Harry dziwnie się czuł, będąc tak bacznie obserwowanym i miał nadzieję, że Draco sobie da w końcu z tym spokój. Z pewną dozą początkowej niechęci nawet polubił uwagę i opiekę, jaką Ślizgon go dotychczas otaczał, ale teraz zdecydowanie przesadzał. Naprawdę myślę, że któregoś z tych dni, kiedy przyzwyczaję się do tego i będę oczekiwał uwagi i takich tam, on zniknie. Nie mogę sobie na to pozwolić. Upuścił torbę na podłogę i ruszył w stronę łóżka. Doskwierał mu delikatny ból głowy i bardzo chciało mu się spać, ale był wykończony ciągłymi koszmarami i wizjami, które nawiedzały go, gdy tylko zamknął oczy.
Przyciągnął nogi do siebie, wycelował różdżką w kominek i wyszeptał cicho zaklęcie. Buzujący ogień zaczął walczyć z przejmującym chłodem, panującym w pokoju. Harry zadrżał i upuściwszy różdżkę na łóżko obok siebie, zaczął rozcierać ramiona. Wstał i podszedł do kominka, wystawiając ku niemu ręce. Westchnął z przyjemnością, gdy powoli jego dłonie i stopy zaczęły się ogrzewać.
Jego palce ostatnio przypominały raczej kawałki lodu niż części ludzkiego ciała, co znacznie uprzykrzało sen. Nie lubił zakładać skarpetek do łóżka, ale przez kilka ostatnich nocy był do tego zmuszony. Miał wrażenie, że ostatnio jego stopy wciąż są zmarznięte, ale nie chciał zawracać tym głowy pani Pomfrey. Ostatnią rzeczą, jakiej jej teraz trzeba, są moje narzekania na zimne palce. I tak już we wszystkim widzi drugie dno,prychnął w myślach, zamykając oczy. Powoli wypuścił powietrze i pokręcił głową z boku na bok, czując z przyjemnością, jak napięte mięśnie powoli się rozluźniają. Gdybym wiedział, że bycie Ślizgonem wymaga nienagannej wyprostowanej postawy prawie cały czas, błagałbym Tiarę, żeby przydzieliła mnie do Ravenclawu. Uśmiechnął się pod nosem z idiotyzmu swojej myśli, gdyż w głębi ducha wiedział, że nie istniała żadna inna możliwość — tylko Slytherin.

Po długiej chwili wygrzewania się przy ogniu otworzył oczy. Porzucając źródło ciepła, podszedł do swojej torby, podniósł ją i przeniósł na biurko. Wyciągnął wszystkie książki, odkładając je na półkę, a potem sięgnął po pracę domową. Przejrzał ją, sprawdzając po raz wtóry, czy napisał wszystko, co powinien. Miłościwe niebiosa nad nami, zamieniam się w mola książkowego z prawdziwego zdarzenia. Może powinienem się wybrać na nocną przechadzkę po korytarzach, albo co. Rozważał ten pomysł przez dłuższą chwilę, a jego wzrok powędrował w kierunku stojącego przy łóżku kufra. Może nie dziś, naprawdę jestem zmęczony. W takim razie jutro, przytaknął swoim myślom i ponownie skupił uwagę na pracy domowej.
Odłożył wypracowanie, po czym wyciągnął swoje inne notatki. Książka Syriusza była dość... dokładna, ale Harry mimo to chciał rozwinąć parę pomysłów, które tam znalazł. O, na przykład sprawić, by eliksir wzrostu ogona wywoływał wzrost tylko szczurzych ogonów. Z przyjemnością podrzuciłbym coś takiego Ronowi do soku. Chyba powinienem, jak już do tego dojdę, złożyć wizytę Zgredkowi, może byłby w tej kwestii pomocny, uśmiechnął się pod nosem, z przyjemnością wyobrażając sobie Rona biegającego po zamku z wielkim szczurzym ogonem. Gnojkowi dobrze by to zrobiło. Uśmieszek na twarzy Harry'ego zastąpił grymas złośliwości. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech, próbując uspokoić buzujący w nim gniew. Wkurzanie się nie posłuży teraz niczemu, a co najwyżej znowu zwymiotujesz, więc się nie nakręcaj i uspokój, upomniał się w myślach.
Starał się skupić myśli na czymś innym i poczuł, że gniew powoli wygasa. Poczuł ukłucie smutku, gdy pomyślał o Syriuszu. Jak jego ojciec chrzestny zareaguje na to, że został wyrzucony z Gryffindoru i umieszczony w Slytherinie? Znienawidzi mnie? Nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego? Przełknął ciężko ślinę, wysunął krzesło i usiadł na nim. Powinienem do niego napisać czy pozwolić, by się dowiedział o wszystkim z jutrzejszego Proroka Codziennego? Wysłać sygnały dymne i zabarykadować się w swoim pokoju, chowając się przed jego gniewem? Merlinie, co ja mam zrobić?
Zaczął oddychać coraz szybciej, gdy rozważał w myślach wszelkie możliwe reakcje Syriusza na tę wiadomość, i nadaremnie próbował się uspokoić. Skończyło się na tym, że w oczach pojawiły mu się mroczki. List. Napiszę do niego list. Podjąwszy ostateczną decyzję, odsunął na bok notatki dotyczące różnych kawałów i dowcipów i wyciągnął czysty pergamin oraz przybory do pisania. Przygryzał przez chwilę końcówkę pióra, wpatrując się w czystą powierzchnię karty — nie miał bladego pojęcia, jak zacząć.
Drogi Syriuszu, tak było dobrze. Praktycznie jak każdy normalny list. Może powinienem to wrzucić gdzieś między „Och, wyciąłem dziś numer Ronowi i Deanowi. Czy wiesz już, że wykopali mnie z Gryffindoru? No tak, i dyrektor przyjął to bardzo spokojnie. Tiara zmieniła mi przydział na Slytherin. No i Puchoni skopali w piątek tyłki Krukonom, dasz wiarę?" Z hukiem uderzył czołem o blat biurka, wciąż próbując ułożyć w myślach list. Będę skończony, jak to zrobię i będę skończony, jak tego nie zrobię, westchnął, podniósł głowę i zacisnąwszy usta w cienką linię, zanurzył końcówkę pióra w atramencie.

Drogi Syriuszu!

Pomyślałem, że napiszę Ci osobiście o wydarzeniach z ostatnich chwil. Jeśli bym tego nie zrobił, i tak byś się dowiedział o wszystkim z gazet — a to nie byłoby zbyt dobre. Stąd ten list. Nie bardzo wiem, jak Ci to powiedzieć, więc nie będę owijał w bawełnę. Gryfoni wykopali mnie z Domu. Złożyli petycję z podpisami i takie tam, a Dumbledore na to przystał. Ponownie podchodziłem do Przydziału i Tiara umieściła mnie w Slytherinie. W zasadzie nie jestem tym tak bardzo zdziwiony. Ślizgoni byli dla mnie ostatnio bardzo mili i bez oporów przyjęli mnie w swym Domu. Nawet Malfoy się zmienił. Upewnia się, czy jem, ochrania przed Ronem i resztą. Jedyni Gryfoni, którzy chcą się ze mną jeszcze zadawać, to Ginny Weasley i Neville Longbottom, i kiedy dowiedzieli się, że zostałem wykluczony z Gryffindoru, także poprosili o zmianę przydziału. Są teraz razem ze mną w Slytherinie.
Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zbyt wściekły. Nie... Nie chciałbym, żebyś mnie znienawidził. Profesor Snape zachowuje się w stosunku do mnie przyzwoicie, więc nie mogę na niego narzekać. Oczywiście, wiem, że tak czy siak go nie lubisz, niemniej jednak jego postawa mi to wszystko trochę ułatwia.
Pomyślałem, że wolę Ci o tym wszystkim napisać osobiście, nim znajdziesz artykuł w jutrzejszym Proroku, a jestem pewien, że się on ukaże. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Pozdrów ode mnie profesora Lupina.
Twój (mam nadzieję, że wciąż) syn chrzestny,
Harry

Harry przeczytał list jeszcze raz i wypuścił z cichym świstem powietrze. Nie był to najlepszy kawałek, jaki kiedykolwiek napisał, ale przynajmniej był jasny i wyraźny. Teraz musi dotrzeć do Syriusza przed poranną gazetą. Przygryzł wargę, namyślając się. Jeszcze nie zaczęła się cisza nocna — jeśli się pospieszy, może zdąży dojść do gabinetu dyrektora i wrócić do swojego pokoju. I od kiedy zacząłem się tak bardzo przejmować byciem poza dormitorium po czasie? Czy przed chwilą nie planowałem jakiegoś wyjścia na jutrzejszy wieczór? Pokręcił głową i podmuchał na pergamin, chcąc przyspieszyć schnięcie atramentu. Gdy był pewien, że już się nie rozmaże, zwinął go, zalakował i wyszedł z pokoju.
Dyrektor z chęcią wysłał list. Harry wiedział, że Dumbledore zna sposób, by o wiele szybciej skontaktować się z Syriuszem i profesorem Lupinem, miał więc nadzieję, że jego list dotrze jako pierwszy — a jego ojciec chrzestny pozostanie ojcem chrzestnym po jego przeczytaniu. Przełknął ciężko ślinę i zawrócił do dormitorium — dwa razy musiał nadrabiać drogi, bo nogi same prowadziły go do wieży Gryffindoru, zamiast do lochów.Proszę, nie bądź na mnie wściekły, Syriuszu, błagał w myślach, przekraczając próg pokoju wspólnego Ślizgonów, nie chcę stracić także i ciebie.
Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu i zauważył, że tylko parę osób jeszcze nie poszło do łóżek. Siedzące na kanapie Pansy i Millicenta uśmiechnęły się do niego i pomachały, na co Harry odmachał im i omijając je szerokim łukiem, skierował się do swojego pokoju. Dziewczyny go peszyły — wciąż mierzyły wzrokiem jego szaty w taki drapieżny sposób. Na szczęście, w tamtej chwili ich uwagę z powrotem przykuł leżący na ich kolanach magazyn i Harry z ulgą wypuścił oddech.
Wymknął się na korytarz prowadzący do dormitoriów i schował w swoim pokoju. Rzucił zaklęcia wyciszające, nie będąc pewnym, czy ściany są odpowiednio zabezpieczone, by wyciszyć jego krzyki. Lepiej dmuchać na zimne, pomyślał. Zrzucił z siebie ubrania i wskoczył w piżamę. Gdy już przyszykował się do spania, jego myśli znowu zaczęły krążyć wokół Syriusza i jego możliwej reakcji. Proszę, błagał, sam nie bardzo wiedząc kogo,proszę, nie pozwól, bym i jego stracił. Wślizgnął się pod kołdrę i zasnął zmęczony wciąż gnębiącym go niepokojem. Był wykończonynawiedzającymi go koszmarami.

*
Śnił. Scena była znajoma do bólu. Mała dziewczynka stała w kącie komnaty tortur i wbijała w niego spojrzenie swojego jedynego zdrowego oka. Nie drgnęła, by podejść bliżej, a Harry poczuł, jak na jego twarz wypływa pełen bólu i błagania wyraz. Próbował się do niej zbliżyć, wziąć ją na ręce i powiedzieć, że zrobi wszystko, co tylko w jego mocy, by ją pomścić, że Voldemort za to zapłaci i on już tego dopilnuje — lecz nie mógł się poruszyć.
Jego stopy nie drgnęły, mimo tego, że bardzo starał się nimi poruszyć. Jego dłonie nagle zostały związane nad głową, tak wysoko, że ciało wyciągnęło się do granic możliwości. Jęknął, domyślając się, jak dalej ten koszmar się potoczy. Pręga bólu przecięła jego plecy, wywołując zduszony skowyt. Zamrugał, próbując przegonić napływające do oczu łzy, i wykręcił głowę, by przez ramię spojrzeć na swojego oprawcę, by zmieszać z błotem i splunąć w twarz wizjowemu Voldemortowi, lecz kiedy ujrzał stojącą za sobą postać, słowa uwięzły mu w gardle.
Zamiast Voldemorta zobaczył Rona, ubranego w nienaganne szaty aurorskie. Za nim stała Hermiona z drwiącym uśmiechem na twarzy. Jeszcze dalej stał tłum uczniów i nauczycieli, obserwujących, jak Ron unosi dłoń, by wymierzyć kolejny cios.
— Możesz winić tylko siebie — odezwała się Hermiona, kiedy bicz zaświstał w powietrzu. Harry wyrwał się, gdy poczuł palący ból na plecach. — Nie zasługujesz na nic poza bólem. I śmiercią. Jesteś beznadziejnym, żałosnym, zdradzieckim wielkim przegranym i sam o tym dobrze wiesz. — Jej słowa niczym trucizna dotarły do samego dna jego duszy. Harry powoli opuścił głowę. Po Hermionie zaczął mówić Dean, potem Colin, Seamus, profesor McGonagall i profesor Flitwick.
Harry krzyczał, kiedy dosięgały go kolejne uderzenia, aż w końcu się złamał, w głębi ducha nienawidząc siebie za to i za wszystkie swoje porażki. Niedługo potem mógł już tylko łkać i krzyczeć, błagając o wybaczenie, zrozumienie, o jeszcze jedną szansę na naprawienie swoich błędów, pomszczenie tych, których zawiódł. Gdyby tylko zechcieli mu dać jeszcze jedną szansę...

*
Severus Snape jęknął, bo z jego komnat dobiegł cichy alarm, uruchamiający się, gdy w Domu Slytherina polała się krew. Uniósł wzrok i przeklął, zrozumiawszy, że alarm nie włączył się z powodu jakiejś pomniejszej bójki w pokoju wspólnym — jego źródłem był pokój Harry'ego. Wstał, wywracając przy tym krzesło.
Przefiukał do pokoju chłopca i szybko podszedł do leżącej na łóżku i zawodzącej drobnej postaci. Harry rzucał się zaplątany w pościel. Na jego przedramionach widać był szramy i sączącą się z nich krew, która uruchomiła alarm. Severus usiadł na brzegu materaca, który ugiął się znacznie pod jego ciężarem. Uleczył rany, dziwiąc się, dlaczego jeszcze w pokoju nie pojawiła się pani Pomfrey. Dowiem się jutro, zadecydował. Wyciągnął rękę i dotknął czoła chłopca, odsuwając zlane potem kosmyki i odsłaniając zaognioną bliznę.
— Ciii, Harry. Obudź się, to koszmar. — Severus szybko rozejrzał się po pokoju, upewniając się, że wciąż są sami. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz chciał, było to, żeby Albus i Poppy ujrzeli go zatroskanym. Oczekiwali od niego, że będzie łagodniejszy dla uczniów, ale wtedy przecież już doniczego nie mógłby ich zmusić na lekcjach.
Harry początkowo skrzywił się pod wpływem dotyku, ale po chwili na jego twarz wypłynął spokój i zamiast się obudzić, do czego zmierzał Severus, pogrążył się w głębszym, niezakłóconym koszmarami śnie. Łatwo było dostrzec bladość jego skóry i ciemne półkola pod oczami. Śpij, Harry, wyszeptał Mistrz Eliksirów, nie martw się. Będziemy nad tobą czuwać. Mężczyzna pozostał w pogrążonym w ciemnościach pokoju, upewniając się, że koszmary minęły na dobre. Wychodząc parę godzin później, spojrzał przez ramię na śpiącego chłopca. Harry leżał na boku, zwinięty w kłębek i niemal całkowicie skryty w pościeli.
Gdy tylko dodająca otuchy obecność Mistrza Eliksirów zniknęła, koszmary zaczęły powracać. Harry przekręcił się na drugi bok, a po jego policzkach spływały łzy. W snach wciąż widział torturowanych ludzi i tych, których nie udało mu się uratować. Mając za towarzystwo tylko otaczającą go ciemność pokoju, owinął się ściślej kołdrą i zaczął łkać. Podświadomie pragnął, by ten miękki, głęboki głos, który mówił mu, że wszystko będzie w porządku, powrócił.

*
Ginny czekała na Harry'ego w pokoju wspólnym Ślizgonów. Była bardzo głodna, ale chciała zejść do Wielkiej Sali w jego towarzystwie — zarówno dla jego, jak i swojego bezpieczeństwa. Nie miała najmniejszej ochoty, idąc w pojedynkę, napotkać braci. Czekając, bawiła się rękawem szaty — solidnie znoszonej, jeśli ją porównać do strojów nowych współdomowników. Pogładziła ręką po niegdyś czarnym, a teraz zszarzałym materiale, i przygryzła dolną wargę. Szkoda, że nie mam wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić sobie nową, pomyślała, lecz po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Kiedyś nadejdą takie dni, że będę wystarczająco bogata, by kupić sobie kolejną szatę, kiedy tylko zapragnę, poprzysięgła sobie po raz kolejny w duchu. Była zdeterminowana zadbać o swoje finanse, tak by nigdy nie musiała oszczędzać i ciułać knut do knuta, jak jej rodzice.
Słysząc szmer głosów, podniosła głowę na czas, by ujrzeć, jak Harry z Draco u boku wychodzą z korytarza prowadzącego do dormitoriów chłopców. Nie wygląda dobrze, zauważyła. Był zaspany, bardzo blady, a pomiędzy brwiami już chyba na stałe zagościła głęboka zmarszczka.Wygląda, jakby nie zmrużył oka przez całą noc, zmartwiła się. Cóż, już ja się upewnię, że będzie się dobrze odżywiał, poczynając od dzisiaj. A po lekcjach zaciągnę go tu z powrotem i jeśli będę musiała, przykuję do łóżka. Potrzebuje snu, porządnego i w dużej ilości, pomyślała, czekając, aż podejdą. Za nimi z korytarza wyłonili się Neville i Blaise.
— Hej, Ginny. Draco, ani słowa. Nawet nie próbuj mnie poprawiać przed śniadaniem. Jest na to zbyt wcześnie — odezwał się Harry, nim Draco zdążył otworzyć usta. Blondyn wyglądał na znieważonego tą uwagą i obdarzył Harry'ego bardzo jadowitym spojrzeniem, lecz nic nie powiedział.Tak trzymaj, Harry, pomyślała Ginny, uśmiechając się promiennie do chłopców.
— Gotowi na śniadanie? — spytała radosnym głosem i musiała pochylić głowę, by nie wybuchnąć śmiechem, gdy Harry zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Naprawdę nie był rannym ptaszkiem i jak się o tym już wcześniej przekonała, do całkowitego oprzytomnienia potrzebował porządnego kubka herbaty. Harry wręcz gardził wczesnym stawaniem — czymś, z czego Ginny czerpała energię na cały dzień. Ten gderliwy Harry często był niezwykle pocieszny rankami — a czasem potrafił nieźle nadepnąć komuś na odcisk. Po chwili dołączyli do nich Neville i Blaise, i wszyscy razem ruszyli na śniadanie.
Pójście w innym kierunku niż do stołu Gryfonów było... dziwne, stwierdziła Ginny, wsuwając się na swoje miejsce pomiędzy Pansy a Neville'em. Drobna brunetka odwróciła się na chwilę, uśmiechnęła się, po czym wróciła do swojej rozmowy z Millicentą. Ginny odpowiedziała uśmiechem i skupiła uwagę na stojącym na stole jedzeniu. Pansy okazała się być całkowicie inną dziewczyną niż zawsze się tego spodziewała. Była uprzejma, sympatyczna i pełna życia, sprawiając, że Ginny poczuła się w ślizgońskim dormitorium jak u siebie. Millicenta była mniej gadatliwa, ale mimo to ciepła i przyjacielska. Na osobności zachowują się całkowicie inaczej, pomyślała, nakładając sobie na talerz jedzenie.
Mniej więcej w połowie śniadania setki sów, które wleciały przez otwarte okno, oznajmiły przybycie poczty. Większość ptaków trzymała w szponach Proroka Codziennego. Ginny obserwowała je spokojnie i zauważyła, że Harry także nie spuszczał z nich wzroku. Już miała go zapytać, czy spodziewa się jakiegoś listu, kiedy zauważała znajomego ptaka.
Errol, próbując wylądować na stole Ślizgonów, wpadł do stojącego na środku talerza z jajecznicą. Na twarz Ginny wypłynął rumieniec — spodziewała się, że towarzyszący jej przy śniadaniu współdomownicy zaraz wybuchną śmiechem z powodu tej starej, należącej do jej rodziny sowy. Zamiast tego jednak Blaise podniósł Errola i odczepił przywiązaną do jego nóżki czerwoną kopertę. Ginny zamarła, ujrzawszy wyjca.Naprawdę, całkowicie i totalnie nie chcę wiedzieć, co ma mi do przekazania, pomyślała. Wzięła głęboki oddech i sięgnęła po kopertę, która pod wpływem jej dotyku natychmiast się rozwinęła i zaczęła krzyczeć:

GINEWRO WEASLEY! JAK ŚMIAŁAŚ W TAK HANIEBNY SPOSÓB ZNIEWAŻYĆ RÓD WEASLEYÓW!!! JESTEŚ NIEWDZIĘCZNĄ, ZŁOŚLIWĄ I NIEPOSŁUSZNĄ DZIEWCZYNĄ! OSTRZEGALIŚMY CIĘ, MŁODA PANNO! MIAŁAŚ TRZYMAĆ SIĘ Z DALEKA OD POTTERA — A CO TY ZROBIŁAŚ? TWÓJ BIEDNY OJCIEC NIE BĘDZIE MÓGŁ SPOJRZEĆ NIKOMU PROSTO W OCZY! JA WSTYDZĘ SIĘ ZAFIUKAĆ DO SĄSIADÓW — TWOJE HANIEBNE ZACHOWANIE ZOSTAŁO OPISANE NA PIERWSZEJ STRONIE PROROKA! COŚ NIEWYBACZALNEGO! OPOWIEDZIAŁAŚ SIĘ PO STRONIE TEGO OBŁĄKANEGO POTTERA, PRZYSZŁEGO CZARNEGO PANA, I PONIESIESZ TEGO KONSEKWENCJE! SKORO PONAD RODZINĘ WYBRAŁAŚ TEGO... TO COŚ, W TAKIM RAZIE NIECH ON BĘDZIE TWOJĄ RODZINĄ!!! OD DZIŚ NIE NAZYWASZ SIĘ WEASLEY, GINNY NIKT — UMYWAM OD CIEBIE RĘCE! PAPIERY ZOSTAŁY JUŻ PODPISANE I WYSŁANE DO MINISTERSTWA ORAZ DUMBLEDORE'A. NINIEJSZYM ZOSTAJESZ BEZ NAZWISKA, DOMU I KNUTA W KIESZENI! MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ ZADOWOLONA! NIGDY WIĘCEJ NIE PRÓBUJ SIĘ Z NAMI KONTAKTOWAĆ! NIE MA WYTŁUMACZENIA DLA TEGO, CO ZROBIŁAŚ! NIGDY CI TEGO NIE WYBACZYMY — ANI JA, ANI TWÓJ OJCIEC! NIGDY WIĘCEJ NIE WOLNO CI PRZEKROCZYĆ PROGU NASZEGO DOMU!

I z tymi słowami wyjec stanął w płomieniach. Ginny skamieniała i pobladła, wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się list. W Wielkiej Sali zapadła całkowita cisza, a praktycznie wszyscy na nią spoglądali. Harry sięgnął przez stół i nakrył jej dłoń swoją. Ginny drgnęła i powoli uniosła wzrok.
— Ja... Oni... Oni mnie publicznie wydziedziczyli, Harry — wyszeptała, a jej ręce zaczęły się trząść. Harry zmarszczył czoło, nie do końca rozumiejąc sytuację. — Ginny Nikt — zawiesiła głos na swoim nowym nazwisku. Niewiele brakowało, by z jej oczu popłynęły łzy. Harry mocniej ścisnął jej dłoń, a Ginny odwróciła swoją i chwyciła się jego ręki, jakby to była ostatnia stabilna rzecz na świecie. Pansy otoczyła ją ramieniem i to wystarczyło, by Ginny się rozpłakała. Łkając niepowstrzymanie, zgarbiła się i zakryła ręką usta. Wokół zaczęły rozlegać się szepty.Severus nie był w stanie uwierzyć własnym uszom. Molly Weasley wyrzekła się własnego dziecka — wiedział, że jej fanatyzm będzie problemem, ale pomyśleć, że posunęła się tak daleko... Mistrz Eliksirów spojrzał na dyrektora. Starszy czarodziej wyglądał tego dnia na bardzo zmęczonego. W niebieskich oczach, obserwujących zapłakaną Ginny, nie gościło tak zwykłe dla nich migotanie. Po chwili uwagę Severusa odwrócił głośny chichot dobiegający od strony stołu Gryfonów. Ronald Weasley siedział otoczony przez swoich współdomowników i nie spuszczał oczu z byłej siostry.
— Oj, popatrzcie tylko na te krokodyle łzy. Niezłe przedstawienie, co? — Głośno wypowiedziane słowa Gryfona były wyraźnie słyszalne wśród szumu cichych szeptów. Severus ogarnęła wściekłość. Ginny była teraz Ślizgonką i nikt nie miał prawa wyrażać się o jego podopiecznych w tak bezczelny sposób. Wstał od stołu, gotowy udzielić Weasleyowi ciętej reprymendy, lecz ktoś go w tym ubiegł.
— Ronaldzie Weasley, swoją złośliwą i nienawistną wypowiedzią pozbawiłeś Gryffindor stu punktów. I żeby nigdy więcej nie padło z twoich ust coś podobnego! — rozległy się wypowiedziane ostrym tonem słowa Minerwy McGonagall. Wszyscy Gryfoni spoglądali na nią z całkowitym zdziwieniem i przerażeniem, nie będąc w stanie uwierzyć, że głowa ich Domu właśnie odebrała im aż tyle punktów za jeden marny komentarzyk na temat Ślizgona.
Minerwa odwróciła głowę i napotkała spojrzenie Severusa. Niewyraźne linie wokół ust i wyraz oczu zdradzały targające nią emocje. Była całkowicie zszokowana i wyprowadzona z równowagi zachowaniem Molly Weasley, chociaż pewnie zaprzeczyłaby temu, gdyby ktoś zapytał ją wprost. Severus skinął jej głową, odsunął krzesło i skierował się ku stołowi Ślizgonów.
Podszedł do Ginny akurat w momencie, w którym dziewczyna straciła przytomność, a wśród uczniów rozległy się zduszone okrzyki przestrachu. Przechylając się nagle na bok, niemal spadła z ławki, lecz na szczęście była na tyle lekka, że Pansy udało się temu zapobiec. Mistrz Eliksirów spojrzał lodowato na przyglądających się jak sępy uczniów innych Domów i wziął omdlałą Ginny na ręce. Jego wzrok jasno dał znać Ślizgonom, by pozostali na swoich miejscach. Harry wstał, lecz Severus tylko potrząsnął głową, a były Gryfon z determinacją zacisnął usta i zmrużył oczy. Severus spojrzał na Draco i wskazał mu wzrokiem Harry'ego, na co blondyn pociągnął drugiego chłopca za szatę.
— Harry, ona pewnie będzie nieprzytomna przez jakiś czas. Odwiedzimy ją po transmutacji, nie martw się — odezwał się, gdy Harry na niego spojrzał. Harry ponownie przeniósł pełne zmartwienia spojrzenie na opiekuna domu i przytaknął powoli, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu, nie spuszczając wzroku z bezwładnego ciała Ginny. Mistrz Eliksirów przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym szybkim krokiem wyszedł z Wielkiej Sali, w pełni świadomy podążających jego śladem szeptów i plotek. Skrzywił się na samą myśl o tych nieco bardziej ciętych plotkarzach znajdujących wśród uczniów pewnego Domu. Biedna dziewczyna, pomyślał, wspominając własną walkę z pogłoskami krążącymi po Hogwarcie. Biedna, biedna dziewczyna.

*
Ronald Weasley ze stoickim spokojem obserwował, jak Mistrz Eliksirów opuszcza Wielką Salę. Bolał go widok jego siostry — nie, jego byłej siostry — która upadła aż tak nisko. Nie powinna słuchać Pottera, pomyślał. Staraliśmy się przecież, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale ten... ten potwór ją nam odebrał, a teraz jest stracona. Nikt jej nie może pomóc, westchnął. Hermiona uścisnęła jego dłoń.
— Czy twoi rodzice przyjmą ją z powrotem, jeśli do nas wróci i pożałuje tego, co zrobiła? — spytała. Ron potrząsnął głową, na chwilę napotykając wzrok swoich braci.
— Nie. Oni się jej wyrzekli publicznie, Hermiono, a to znaczy, że nie jest już Weasleyem. Rozumiesz, to jest pewnego rodzaju zaklęcie, czy rytuał. Jej przodkowie odcięli się od niej całkowicie, nie ma żadnych praw do naszego nazwiska czy historii rodu. Zostanie pozbawiona statusu czarownicy czystej krwi — nie, żebyśmy się przejmowali tym nonsensem tak czy siak, ale w niektórych miejscach taki status otwiera wiele drzwi. Zostanie także pozbawiona wszelkich talentów, jakie krążyły w rodzie Weasleyów, na przykład umiejętności znajdowania wody. Może to niewiele, ale każdy ród ma taką jedną czy dwie umiejętności, właściwe tylko dla niego. Ginny nie ma teraz niczego. Naprawdę została Ginny Nikt bez historii, rodziny, nazwiska — wyjaśnił Ron. — Mama i tata nie mogliby jej przyjąć z powrotem, nawet gdyby zechcieli. Rytuał został ukończony i nie istnieje możliwość odwrócenia jego skutków. — Wzruszył ramionami. Hermiona pochyliła głowę.
— Ja... miałam nadzieję, że będziemy w stanie ją uratować, że z czasem... — wyszeptała zza kurtyny włosów, które ukryły jej twarz. Ron wyciągnął rękę i odsunął loki na bok, przeciągając przy tym delikatnie palcem po jej policzku.
— Hermiono, my już ją straciliśmy. Teraz jest Ślizgonką — nie ma od tego odwrotu. Opłakuję siostrę, którą kiedyś miałem, ale nie będę tracił czasu na osobę, którą Ginny teraz się stała. Rozchmurz się, Hermiono. Wszystko się poukłada. Skoncentrujmy się lepiej na Domu. Musimy chronić naszych współdomowników przed wpływami Pottera. Jeśli potrafił Ginny tak przewrócić w głowie, to ciekawe, do czego jeszcze jest zdolny? Nie możemy już dłużej polegać na McGonagall, ją także straciliśmy, sama słyszałaś. Musimy być silni, Hermiono. Musimy im wszystkim pokazać prawdę — powiedział głosem pełnym zapału. Hermiona pociągnęła nosem, wolną ręką otarła policzki z łez, które zdążyły się po nich stoczyć, i wziąwszy głęboki oddech, uniosła głowę.
— Tak, musimy być silni. Dla innych, dla Domu. — Uśmiechnęła się powoli, widząc przyszłość w nieco jaśniejszych barwach. Zacisnęła usta i zaczęła w myślach układać plan działań. Ron, widząc, że Hermiona staje na wysokości zadania, poczuł w sercu dumę. Oto moja Hermiona,pomyślał, oto moja dziewczyna. Po chwili bracia odwrócili jego uwagę i zaczęli razem wspominać dziewczynę, która niegdyś była ich siostrą. Rudzielec nigdy nie zauważył dwóch par oczu obserwujących go z drugiej strony Wielkiej Sali — pierwsza mierzyła go pełnym chłodu, kalkulacyjnym spojrzeniem, a druga niemal osiągnęła moc uśmiercania na miejscu. Gryfon nie zwrócił uwagi na żadne z tych spojrzeń, zamknięty w swoim małym światku.   

Wiara [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz