Harry, targany koszmarami, przewrócił się niespokojnie na łóżku. Jego brwi się zmarszczyły, a pot zaczął się tworzyć na linii włosów. Syriusz drzemał obok, zapomniana książka leżała otwarta na jego kolanach, jedna ze stron wygięła się pod dziwnym kątem. Od animaga dobiegało ciche chrapanie. Harry jęknął, drżąc pod okrywającymi go kocami.
Harry postawił jedną stopę przed drugą, jego głowa spuszczała się powoli, oczy prawie całkowicie się zamknęły. Był taki zmęczony. Ból w jego stopach nasilał się bardziej i bardziej, z każdym kolejnym krokiem. Mięśnie w nogach były jak woda, a głowa pulsowała z każdym branym przez niego oddechem. Jego gardło było suche jak papier ścierny, co sprawiło, że przełykanie śliny stało się dla niego nowym sposobem torturowania samego siebie.
Zadrżał, chłód wybudził go z zamroczenia. Zamrugał, jego mózg nie funkcjonował poprawnie. Skrzywił się i spojrzał przed siebie, a potem potrząsnął głową i spojrzał jeszcze raz. Nie był już dłużej na oświetlonej ścieżce. Ale dopiero co... na... niej... byłem. Zamknął oczy i przygryzł wargę - jego ramiona opadły, czuł się pokonany. Nie mógł przypomnieć sobie ostatniego razu, kiedy widział swoją drogę. Był zbyt zatopiony w bólu, próbując zwalczyć to cierpienie, by pozostać przy zdrowych zmysłach. Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła, wbijając spojrzenie w ciemność, próbując odgonić feerię barw tańczącą mu przed oczami.
Usłyszał za sobą warczenie. Zamarł, odwracając się powoli, by przekonać się, co wydało ten odgłos. Była tam tylko ciemność. Zdusił pisk w gardle - zrobił krok do tyłu, potem drugi, potem następny. Drugi ryk wydobył się z mroku, tym razem głośniejszy, bliższy.
Harry odwrócił się od kierunku dźwięku, panika wypaliła całe zmęczenie z jego kończyn i umysłu. Co powiedział ten dziwny mężczyzna? Zaczął wchodzić w ciemność, temperatura zdawała się spadać z każdym kolejnym krokiem. Co on powiedział? Harry zaczął sapać, biegnąc, skóra między jego łopatkami swędziała. On powiedział... powiedział... Harry zmarszczył brwi, zaczął szczękać zębami, on powiedział... aby znaleźć drogę, która poprowadzi cię do domu... obraz... obraz...
Trzeci ryk prawie zwalił Harry'ego z nóg. Zacisnął ręce na uszach, kwiląc. Chcę do domu, czknął i zadrżał. Wiatr zaczął burzyć się wokół niego, sprawiając, że jego ubrania zawirowały. Wpatrywał się w pustkę, jego oczy były szeroko otwarte, łzy zasychały mu na policzkach.
Ciemność wokół niego tężała... poruszała się i była zimna. Harry cofnął się niemrawo, nie mogąc oderwać oczu od masy przed nim. Ta skręcała się radośnie i wirowała, twarze pojawiały się i znikały, usta były otwarte w krzyku i błaganiu, ręce wyciągały się do niego w prośbie o pomoc, tylko po to, by zmienić się w szczęki i ostre, bardzo ostre zęby.
Potrząsnął głową, drżenie przebiegło przez jego ciało.
- Nie. Och nie, proszę nie. - Wyciągnął rękę, wnętrzem dłoni skierowanym w ciemność, nie zwracając uwagi na to, że trząsł się jak osika. - Proszę, odejdź. Nie nadaję się do zjedzenia, przysięgam. Jestem... jestem cały brudny i chudy. Nie najesz się mną. To będzie raczej twardy i żylasty posiłek, nie, nie smaczny i pulchny, z jakiego ucieszyłby się taki dobry potwor jak ty... - Harry, mówisz jak kompletny szaleniec. Przełknął ślinę, odsuwając się szybciej, kiedy masa przed nim zaczęła się poruszać, zbliżając do niego.
Jakaś ręka owinęła się wokół jego kostki, szarpnięciem pociągając go na ziemię, na którą opadł z krzykiem. Coś przeleciało nad jego głową, kracząc i krzycząc na potwora przed nim. Harry uniósł ręce do góry, osłaniając twarz i oczy. Coś miękkiego i łaskoczącego zaczęło spadać na niego. Otworzył niepewnie jedno oko i spojrzał w górę – pióra ptaków, duże, błyszczące i czarne, powoli go okrywały.
Wciąż słyszał krakanie i krzyki – ale teraz cichsze, dalsze. Harry zaryzykował i rzucił okiem na nieznane mu istoty. Gigantyczny kruk właśnie nurkował - bombardując masę, która na niego polowała - dziób ptaka był mokry od substancji, którą, jak zakładał Harry, była krew. Patrzył na nich, zahipnotyzowany. Na jednym poziomie, wszystkim, co widział był kruk i potwór. Na drugim, jak podejrzewał, widać było w mignięciach kobietę o nieposkromionych włosach, która dzierżyła miecz i atakowała nim wielkie, ohydne bestie o długich, owłosionych ramionach.
Dźwięk truchtu po jego lewej sprawił, że obrócił gwałtownie głowę i zbladł, dostrzegając nowe stworzenie. Był to ogromny pająk, jego mnóstwo oczu było skupione na nim, całkowicie czarny, wyłączając białą plamę w kształcie diamentu na jego plecach. Zanim Harry zaczął panikować, obraz zamigotał i oto młody, ciemnoskóry mężczyzna kucał kilka stóp od niego, jego ciemne oczy wypełnione były blaskiem rozbawienia.
- Kim-kim-kim...
- Ty-ty-ty jesteś? – Młody mężczyzna przechylił głowę, patrząc na Harry'ego bez mrugnięcia okiem. – Ja-ja-ja jestem Anansi.
Harry zarumienił się, a młody mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Jesteśmy trochę przewrażliwieni na punkcie dumy, czyż nie?
Harry usiadł z trudem, jego twarz płonęła z zażenowania.
– To nie jest miłe - tak wyśmiewać się z ludzi – głośny huk i krzyk w odpowiedzi sprawił, że obaj podskoczyli i spojrzeli w tamtą stronę – potwór poruszał się szybko, próbując trafić kruka w któreś ze skrzydeł, ale wciąż chybiał. Harry wziął głęboki oddech i odsunął się kilka stóp dalej, paniczny strach ogarnął go gwałtownie.
Ciepły oddech na jego policzku sprawił, że zaczął się wyrywać. Pająk był teraz tuż obok niego, wiele oczu śledziło jego szczękę i policzek. Jedna z ośmiu nóg była gotowa do uderzenia, gotowa by przygnieść go i przytrzymać za Merlin tylko wie co. Harry jęknął.
– Cii, śliczny chłopcze. Cii, cii, cii. Powinieneś wiedzieć lepiej, że uciekasz od jednego potwora do drugiego.
Noga cofnęła się i wszystko, co Harry mógł zrobić, to obserwować. Kończyna zamazała się – wtedy coś uderzyło go mocno w bok, sprawiając, że jego żebra zaczęły krzyczeć z bólu. Nowy napastnik przeturlał się z nim kilka razy, zanim ktoś inny nie rzucił się do jego stóp, trzymając dziwnie kolorowy miecz, kiedy skóra na jego plecach trzepotała.
- Myślałem, że jesteś selkie, który nie stosuje przemocy? – Głos Harry'ego był oszołomiony i słaby.
Stworzenie spojrzało na niego, z jego oczu nie można było nic odczytać.
– A więc kłamałem – odwrócił się, żeby zmierzyć wzrokiem pająka, a następnie opuścił swój miecz – Teraz Anasi mówi, odejdź. Odbywaliśmy tę rozmowę już wiele razy wcześniej, prawda? Ty zostawiasz śmiertelników w spokoju, a ich irytujący, mali duchowni zostawiają w spokoju nas, rozumiesz mnie?
Pająk syknął i wzniósł się na czterech tylnich nogach, jego żuchwa poruszała się głośno. Selkie przesunął się i spojrzał z powrotem na Harry'ego, który zamarł z szeroko otwartymi oczyma.
– Dzieciaku, słuchaj. Teraz naprawdę powinieneś zacząć uciekać, ok? I dlaczego do cholery zszedłeś ze ścieżki? To znaczy, mówiłem ci przecież... - ryk sprawił, że selkie przerwał swój krótki wykład i powrócił do rozwścieczonego pająka przed nim.
- Cholera by to wszystko do ognia Hadesu ty nędzny, mały łajdaku! – Selkie nie miał okazji na przetestowanie swoich umiejętności na bestii. Wrona zanurkowała na pająka, rzucając go z powrotem na ziemię. – Wracaj! Wracaj do swoich własnych krain ty nędzny, mały gnojku! No dalej, wracaj! – ptak odepchnął pająka, jego dzikość przeważyła nad siłą bestii. Pająk posłał Harry'emu ostatnie spojrzenie, po czym odwrócił się i uciekł, znikając w ciemności.
Wrona wylądowała z łatwością, obserwując tą ucieczkę nieczytelnymi, złotymi oczyma. Odwróciła się i spojrzała na Harry'ego, który zadrżał. Selkie opuścił swój miecz i cofnął się, nie chcąc stawać pomiędzy wroną a człowiekiem.
- Dz-dziękuję? – Harry wzdrygnął się, siadając i owijając ramiona wokół siebie.
Wrona przekrzywiła głowę na bok, a następnie, typowo ptasim chodem, zaczęła zbliżać się do miejsca, gdzie leżał Harry. Starał się utrzymać w miejscu i nie cofnąć, kiedy masywny dziób był coraz bliżej i bliżej.
- Foka ma rację, mały chłopcze. Jesteś daleko od miejsca, w którym powinieneś być.
- Przy-przykro mi – spojrzał na ostre zakończenie dzioba. Nadal kapał z niego ciemny płyn.
Wrona zaklekotała dziobem, przechylając głowę na bok, wbijając w chłopaka uważne spojrzenie.
– Głupi śmiertelnicy, głupie czasy. Najpierw nie ma łowów... teraz zagubieni chłopcy... - Harry szarpnął głową w górę, jego usta otworzyły się. – Teraz do łóżka i spać, mały chłopcze. Zostaw takie ciemne sprawy lepszym od siebie. IDŹ! – Wrona rzuciła się na niego, co zmroziło Harry'emu krew w żyłach. Przez jedną, przeraźliwą chwilę wpatrywał się w spadający na niego dziób, czas zwolnił. Chcę do domu! Myśl zagrzmiała w jego głowie.
Moc owinęła się wokół niego i szarpnęła. Harry łapał z trudem powietrze, nie mając możliwości by krzyczeć, jego ręce poruszały się pod niewidzialną presją, starając się wydostać z potrzasku. Szarpnęło jeszcze raz i wszystkie jego myśli rozwiały się w czerni.
*
Harry wybudził się z tego koszmaru i zaczął łapczywie wdychać powietrze, jednocześnie owijając ręce wokół tułowia. Coś ciężkiego usiadło obok na łóżku, czyjeś ręce spoczęły na jego ramionach, potrząsając nim. Harry jęknął, nadal bardziej pogrążony w śnie niż przytomny – ręce zatrzymały się na chwilę przed zaciśnięciem, nie pozwalając mu się odsunąć od dotyku.
- Harry, hej dzieciaku, to ja, Syriusz. Jestem tu, jestem tu. – Harry przestał walczyć, resztki snu rozwiały się, powracając mu przytomność umysłu.
- S... - zakaszlał i wzniósł rękę, żeby potrzeć twarz. – Syriusz? – Pozwolił rozmytej, ciemnej postaci wziąć się w objęcia, znajomy, ostry zapach jego ojca chrzestnego otoczył go. – Syriusz. – Ciemnowłosy chłopiec chwycił się kurczowo animaga, trzęsąc się. To był sen, czy to było... naprawdę? Zadrżał ponownie i schował głowę w szatach starszego mężczyzny, odpychając ociągające się obrazy w głąb umysłu. Nie chcę o tym teraz myśleć. Pociągnął nosem i zaczął wyrównywać oddech. Syriusz jest tutaj - i to wszystko, co jest ważne.
- Jestem tu, chłopcze, Jestem tu – Syriusz ukrył twarz w włosach chrześniaka, owijając ramiona wokół wątłej postaci, starając się ogrzać jego wychłodzoną skórę. Gładził kościste, zbyt chude plecy, jednocześnie kołysząc chłopca, fala emocji przepłynęła przez niego, gdy Harry zagrzebał się głębiej w jego ramionach. Och Harry, dzieciaku, tak mi przykro. Zamknął oczy, poczucie winy i obrzydzenie do samego siebie przepływało przez niego, zmniejszając radość z trzymania chrześniaka w ramionach. Syriuszu, nie zasługujesz na niego, animag odepchnął głos daleko, odmawiając sobie myśli o tym, jak bardzo głos brzmiał jak Jamesa. Cofnął się odrobinę, szepcząc zaklęcie, które rozjaśniło przytłumione światło.
Harry skrzywił się od nagłego rozbłysku, jego wrażliwe oczy sprawiły, że wdarcie się światła odczuł jak nóż wbity w czaszkę. Spojrzał na swojego ojca chrzestnego, zwracając uwagę na wyraz jego twarzy.
– Syriuszu? Co się stało?
Twarz animaga wygładziła się, ciepły, opiekuńczy wygląd zajął miejsce zmartwienia.
– Nic złego się nie stało, Harry. Wszystko w porządku. – Syriusz ułożył Harry'ego z powrotem na poduszkach, cackając się z pościelą, omijając wzrok chłopaka.
Harry złapał dłoń starszego mężczyzny, próbując zdobyć jego uwagę.
– Martwisz się czymś. – Starał się utrzymać wzrok mężczyzny, ale animag wiercił się na łóżku, unikając patrzenia na niego.
- Nie, nie, Harry. Cóż, pewnie tak, jestem zmartwiony, znaczy się. Ale nic złego się nie dzieje. Ty... ty po prostu spałeś dłużej niż się spodziewaliśmy, to wszystko. – Syriusz spojrzał na Harry'ego, odgarniając chłopcu grzywkę, pozwalając palcom błądzić po bladej skórze. – To wszystko.
Harry przygryzł wargi i spojrzał na Syriusza. Coś było nie tak z jego ojcem chrzestnym, a on nie mógł określić, co to takiego.
– Jak długo spałem? – Zdecydował się zamiast tego zapytać.
- Dwa dni.
- Dwa dni? – Harry poczuł, jak jego usta otwierają się w szoku, kiedy walczył, żeby usiąść na łóżku.
Syriusz skinął głową, trochę bardziej ponury.
– Pani Pomfrey zaczynała się martwić. To znaczy, obudziłeś się zaraz po wypiciu eliksiru i wszystko było w porządku... - urwał i odwrócił się od Harry'ego, odchrząkując – Tak, obudziłeś się i znowu zasnąłeś. Potem po prostu... nie... budziłeś się. – Syriusz powrócił spojrzeniem do Harry'ego, który spostrzegł ciemne, ciężkie worki pod oczami mężczyzny.
- Och. – Młodszy czarodziej wypuścił głęboki oddech, opadając z powrotem na łóżko. – Ale... wszystko ze mną w porządku, tak? To znaczy, nic... złego... się ze mną nie dzieje, prawda?
- Nie! Wszystko jest dobrze, Harry. Naprawdę. Poppy obejrzała cię dokładnie od stóp do głów. – Harry zrobił się zielony, co spowodowało chichot Syriusza. – Och, twoja skromność jest bezpieczna, głuptasie. Ale obejrzała cię dokładnie i nie znalazła nic złego. W porządku?
Harry z ulgą zamknął oczy.
– Tak, Syriuszu. Ok. Dobrze. – Otworzył oczy i skoncentrował je na przeciwległej ścianie, kiedy nagła myśl przyszła do niego. – Dobrze. – Musi być ze mną wszystko w porządku... to jedyny sposób, aby wrócić.
*
Remus wkradł się do Skrzydła Szpitalnego, mijając na palcach kilku drzemiących uczniów. Rzucił na nich okiem; głównie uczniowie trzeciego roku, patrząc na ich wygląd. Ukrył uśmiech pod dłonią... jeśli zgadywał prawidłowo, wszystkie dzieci były tu z powodu raczej katastroficznej lekcji eliksirów, na której trzecioroczni Gryfoni podjęli decyzję o buncie przeciwko stylowi nauczania Severusa i celowo zrobili swój eliksir nieprawidłowo. W rezultacie, wybuch rzucił na podłogę, w celu schronienia się, nawet Mistrza Eliksirów. Severus nie był zadowolony... zwłaszcza, że duża część jego składników została trafiona przez wybuchające kociołki, co zmniejszyło ich użyteczność do zera. Remus został poinformowany, że uczniowie mogli usłyszeć dobywające się z klasy wrzaski zirytowanego Mistrza Eliksirów trzy sale dalej.
Remus podążył do oddzielnej sali, mijając ostatnich, śpiących uczniów. Doszedł do parawanu, zasłaniającego korytarz i wsunął się za niego, materiał zaszeleścił, kiedy go mijał. Remus nie widział Syriusza od rana, kiedy to opuścił salę Harry'ego, żeby zdobyć trochę porządnego snu w prawdziwym łóżku. Syriusz odmówił odejścia, więc Remus zostawił go w pokoju, z książką, która dotrzymywała mu towarzystwa. Och Syriuszu, ty głupi mężczyzno, wilkołak zatrzymał się na zewnątrz drzwi do pokoju Harry'ego, nasłuchując. Potrafił wyłowić ciche pomruki ze środka, a jeden z nich brzmiał jak głos Harry'ego. Twarz Remusa rozświetliła się, otworzył drzwi – nigdy nie zauważając pary oczu, która obserwowała go z rogu sali.
- Harry! Obudziłeś się! – Remus podbiegł do krawędzi łóżka, pochylając się by uściskać chłopca. Twarz Syriusza promieniała, a obaj, chłopiec i mężczyzna, byli czerwoni od śmiechu.
- Remus! – Oczy Harry'ego były jasne i czyste.
Wilkołak usiadł na krześle obok Syriusza.
– Jak się czujesz?
Harry zrobił minę.
– Wszystko w porządku Remusie. Naprawdę.
Lupin zachichotał.
– Zakładam, że Poppy była tu już kilka razy? – Odchylił się w fotelu, składając ręce na brzuchu.
Harry przewrócił oczami i sapnął.
– Kilka razy? Myślę, że rzuciła na mnie każdy znany ludzkości czar medyczny w ciągu ostatniej godziny. I ciągle wraca żeby coś sprawdzić, „tylko jedna rzecz, kochanie" – Starsi czarodzieje zaśmiali się z niezadowolenia chłopca.
- Teraz, Syriuszu. – Remus wskazał palcem na drugiego mężczyznę, złośliwy uśmiech przepłynął przez jego twarz. – Nie pozwoliłeś Poppy wymęczyć Harry'ego, prawda? Jestem pewien, że Draco będzie chciał z nim porozmawiać i będzie dość zdenerwowany, jeśli Harry zaśnie, kiedy ten będzie do niego mówił.
Syriusz przewrócił oczami, kiedy Harry poderwał się do góry.
– Draco? Jak on się czuje? Założę się, że było trochę ciężko z nim żyć...
- Trochę ciężko? Jesteś szurnięty? Ten chłopak był rozdarty przez ostatnie trzy dni! Jedynymi osobami, które mogły podejść do niego bliżej i na które nie warczał, byli Severus i Ginny! – Remus westchnął, kręcąc głową, ale zdradził go błysk w oczach.
Harry uśmiechnął się, czerwieniejąc nieco.
– On... czy on... - wskazał na jedno z pustych krzeseł.
Syriusz potrząsnął głową, co spowodowało, że Harry trochę oklapł.
– Hej, dzieciaku. – Syriusz pochylił się do przodu, wyciągając rękę, żeby poklepać Harry'ego po kolanie. – To nie tak, że nie chciał. Severus kategorycznie mu zabronił, to wszystko. Powiedział, że ty potrzebujesz swojego snu, a on musi skoncentrować się na swojej nauce.
Harry kiwnął głową, odprężając się trochę. To miało sens, oczywiście. Jest jakieś trzy tysiące rzeczy do zrobienia... i Draco nie może dla mnie zrezygnować z nauki do swoich OWTM-ów. To niesprawiedliwe w ogóle tego od niego oczekiwać... albo założyć, że to zrobi. Ssał dolną wargę, nie zauważając spojrzenia, które wymienili między sobą dwaj starsi czarodzieje.
- Racja. Łapię. – Harry spojrzał na Remusa spod rzęs. – Ale niedługo przyjdzie, prawda? – Jego ręce skręcały się nienaturalnie pod kocem.
Remus uśmiechnął się do niego i mrugnął.
– Jutro po lekcjach, o ile nie pojawi się przed śniadaniem. Wiem, że męczył Poppy dzień i noc, pytając o ciebie, więc kiedy poszła spać, zaczął prześladować mnie, ponieważ nie mógł znaleźć Syriusza.
Harry i Syriusz roześmiali się.
– Dobrze, dobrze. – Twarz Harry'ego wygładziła się, wbił wzrok w ścianę przed sobą, unikając wzroku mężczyzn. – Też chcę się z nim zobaczyć.
- Też chcę się z nim zobaczyć – powtórzył Syriusz, sprawiając, że Harry zaczął się na niego gapić, jednocześnie zamachując się ręką. – Och Draco, moja miłości, moje serce – kontynuował, Harry nadal gapił się na niego, jednocześnie wyciągając zza pleców poduszkę i okładając nią animaga. – Och Draco, jak bardzo cię kocham, pozwól mi wyliczyć sposoby...
Syriusz był trzęsącą się masą śmiechu, po tym jak obaj, Harry i Remus, skończyli z nim. Z drugiej strony, poduszki Harry'ego musiały przejść całkowitą naprawę. Ostatni Huncwoci opuścili salę chwilę później, zostawiając Harry'ego uśmiechającego się przez sen, spokojnego.
Sny nie pozostały spokojne wystarczająco długo.
*
Ruch materaca spowodował, że Harry wypłynął ze spokojnej drzemki, w którą wpadł. Koszmary dręczyły go całą noc... przynajmniej mam nadzieję, że to były koszmary. Zasypiał szczęśliwy, uspokojony obecnością ojca chrzestnego i Remusa w pokoju. Kiedy wybudził się z pierwszego koszmaru był sam – nie bądź taki samolubny, zbeształ sam siebie, nawet mimo tego, że cały się trząsł. Syriusz siedział przy tobie przez ostatnie trzy dni. On i Remus potrzebują trochę czasu sam na sam. Nie bądź tak cholernie chciwy. Wpatrywał się w cienie w swoim pokoju, oblizując wargi, kiedy wydawały się poruszać, gdy na nie nie patrzył. Nie trzeba było mówić, że miał problem z ponownym zapadnięciem w sen.
Lekko uchylił powieki, dostrzegając w rozmytym obrazie blondyna siedzącego na skraju łóżka, zrelaksował się i całkiem otworzył oczy, szeroki uśmiech zmienił jego twarz.
Draco siedział na skraju jego łóżka, blond włosy były rozczochrane. Pod oczami miał ciemne worki, ale jego spojrzenie było jasne, kiedy patrzył na Harry'ego. Wyciągnął rękę i dotknął jego policzka, jego usta wykrzywiły się w półuśmieszku.
– Hej, bliznogłowy. – Jego głos był odrobinę chrapliwy, ale delikatny.
Harry zmarszczył nos na blondyna, wymknął mu się cichy chichot.
– Hej, fretko. – Uśmiech Draco stał się trochę pełniejszy. Harry przechylił głowę w stronę dotyku Draco, niewielki rumieniec wypłynął na jego policzki.
Skóra wokół oczu Draco zmarszczyła się, a szare oczy pojaśniały.
– Cieszę się, że wróciłeś. – Głos blondyna był cichy i dziwny wyraz przepłynął przez jego twarz, znikając zbyt szybko by Harry zdążył go zidentyfikować. – Martwiliśmy się o ciebie. Zwłaszcza Severus.
Harry przesunął się, patrząc z większej odległości na drugiego chłopca.
– Ja... to musiało być zrobione. A poza tym – zaryzykował spojrzenie na Draco – nauczyłem się wielu ważnych rzeczy, będąc tam dłużej, nieważne jak. – Posłał blondynowi niepewny półuśmiech, jego ręce wykręcały się nerwowo.
Draco westchnął i pokręcił głową, zsuwając rękę niżej, nad serce Harry'ego.
– Tak, ale ryzykowałeś zbyt wiele. Nie wiem... - otwarcie drzwi uciszyło go. Chłopcy stężeli i spojrzeli w tamtą stronę, ale zrelaksowali się, gdy zobaczyli wchodzącego Severusa.
Mistrz Eliksirów spojrzał na obu, zanim jego wzrok spoczął na Harry'm.
– Panie Malfoy, pan Potter i ja musimy... uciąć sobie małą pogawędkę. – Harry pobladł, słysząc ton Mistrza Eliksirów. Znał ten dźwięk... starszy czarodziej nie był z niego zadowolony.
Draco spojrzał na Harry'ego, zauważając jego bladą twarz i zmarszczył brwi przed odwróceniem się do swojego ojca chrzestnego.
– Nie, proszę pana, myślę, że zostanę.
Severus podniósł brew na blondyna, ale Draco trzymał się mocno, wystawiając podbródek, jego szare oczy stały się lodowate. Starszy czarodziej pochylił odrobinę głowę, wiedząc, że kiedy Malfoy się przy czymś uprze, nie było mowy, że zmieni zdanie.
– Dobrze, Draco, możesz zostać, ale – wyrównał spojrzenie z uśmiechającym się teraz chłopcem, sprawiając, że ten uśmiech zaczął blednąć. – Nie chcę słyszeć od ciebie ani słowa. To rozmowa między mną a panem Potterem, rozumiemy się? – Draco skinął głową i przeniósł się na krzesło obok łóżka, biorąc jedną z dłoni Harry'ego w swoją.
Severus spojrzał na chwilę w dół, na ich złączone ręce, miękki wyraz przepłynął przez jego twarz, zanim ta stwardniała. Przeniósł krzesło na skraj łóżka Harry'ego i usiadł, układając prosto swoje szaty i składając dłonie przed twarzą. Przyglądał się Harry'emu przez chwilę oczyma, z których nie dało się niczego odczytać. – Pan, panie Potter, jest bardzo trudnym chłopcem. – Harry wiercił się, jego ręka zaciskała się na ręce Draco.
Severus westchnął i opuścił dłonie na kolana.
– Czy mógłbyś wyjaśnić mi, dlaczego właściwie zdecydowałeś się wypić całą fiolkę, zamiast tego jednego łyka, jak ci nakazałem?
Harry zagryzł wargę i skrzywił się. Otworzył i zamknął usta kilka razy, brak mu było słów. Wziął głęboki oddech i wypuścił go gwałtownie. Nie chciał tego mówić Mistrzowi Eliksirów, ale...
- Ja... to boli tak bardzo, dostawanie się tam i wracanie, te piętnaście minut ledwie wystarczy, żeby zobaczyć cokolwiek. To znaczy, mogę zobaczyć, co perwersyjnego i nowego wymyślił Voldemort, tak, ale nie mam szans, żeby naprawdę się tam rozejrzeć. Tym razem mi się udało i myślę, ze znalazłem kilka rzeczy, które są naprawdę ważne. – Harry spuścił wzrok na swoje okrycie i skupił go na jakimś kłaczku, próbując nie widzieć, jak bardzo Severus zbladł, na jego wspomnienie o bólu, który wywoływał eliksir.
Severus rozparł się na krześle przez chwilę, a potem pochylił się do przodu, jego oczy pociemniały.
– Panie Potter... Harry. Czy masz jakiekolwiek pojęcie o ryzyku, które podjąłeś ostatniej nocy? – Jego głos drżał, a Harry był zaszokowany intensywnością w głosie starszego mężczyzny.
Zaryzykował spojrzenie w górę, na widok zbolałej ekspresji na twarzy starszego czarodzieja, jego żołądek szarpnął się.
– Ja... - zamrugał kilka razy. – Nie było innego wyjścia. – Powtórzył, jego wolna ręka śledziła wzory na kołdrze. – Dyrektor nie ma żadnych innych szpiegów w szeregach Voldemorta, teraz, kiedy potrzebuje ich najbardziej. Jestem ostatnią opcją, która została.
Severus ściągnął grzbiet nosa i skrzywił się.
– Potter... jesteś na dobrej drodze do doprowadzenia mnie do szaleństwa, wiesz o tym? – Harry zamrugał na Mistrza Eliksirów, jego oczy się rozszerzyły. Severus spojrzał z góry na młodszego chłopca. – Nigdy więcej nie zrobisz czegoś tak głupiego, rozumiesz mnie? Jeśli, jeśli masz jakieś obiekcje, co do pobytu w Innym Świecie dłużej niż kwadrans, przedstawisz je komuś dorosłemu, zanim zdecydujesz się na coś tak głupiego ponownie. Zrozumiano? – Ton Severusa był surowy.
Harry spojrzał na Draco, który również zaserwował ciemnowłosemu chłopcu surową minę, żadnej pomocy z tej strony, jak zgaduję. Westchnął i pochylił głowę.
– Ja... w porządku. Rozumiem. Nie wezmę tak dużo, po raz kolejny, bez uprzedniej konsultacji z kimś.
- Bez konsultacji ze mną lub Panią Pomfrey.
Uch, przyłapany. Harry przygryzł na chwilę swoją dolną wargę, zanim skinął głową.
– W porządku. Nie wezmę tak dużo ponownie, bez uprzedniej konsultacji z panem albo z panią Pomfrey. – Ręka Draco zacisnęła się mocniej, kciukiem głaskał wnętrze jego dłoni, powodując dreszcze u Harry'ego – drażniąc jego skórę, ale nie powodując łaskotek. Harry zerknął na Draco, ale twarz blondyna była spokojna, skupiona na Mistrzu Eliksirów.
Harry odwrócił się w porę, aby zobaczyć jak twarz Severusa ledwo widocznie łagodnieje.
– Dobrze. Trzymam pana za słowo, panie Potter. – Wpatrywał się w młodszego czarodzieja przez chwilę, jego twarz była nie do odczytania.
Harry spojrzał w dół, na złączone ręce jego i Draco, dziwne przeczucie przepełzło przez jego kręgosłup. W jakiś sposób potrafił prześledzić linie i zgrubienia na ich dłoniach. Nie sądzę abym potrzebował czegoś więcej, kiedykolwiek. Przełknął ciężką gulę w gardle, poczuł gorzki strach smaku na języku. Błyski snów przeleciały przez jego umysł – nie, nie sądzę.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...