Rozdział siedemnasty
Uzdrowiciel Fondorn
Severusa rozbolała szczęka. Jeden z Aurorów trzasnął go na odlew, gdy pojawili się na małej wysepce, na której znajdował się Azkaban. Severus znał mężczyznę ze swych poprzednich procesów i różnego typu przejść z wiecznie czujnymi czarodziejskimi stróżami porządku. Chciał przekląć ich wszystkich, choć wolałby to zrobić z różdżką w ręku i bez Niewymownych w pobliżu.
Wyniosły, szary budynek Azkabanu ostudził jego gniew i wywołał dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Nawet na zimnym i ponurym wybrzeżu z kamieni sączyła się przytłaczająca moc dementorów. Severus zaparł się, choć bez rezultatu. Dwóch Aurorów chwyciło go pod ręce i pociągnęło w stronę więzienia.
Tymczasowe cele – jak Severus wiedział ze swych gorzkich wspomnień – znajdowały się na wyższych piętrach. Zazwyczaj nie były patrolowane przez dementorów. Wiedział jednak całkiem dobrze, że czasem robiono wyjątki. Jego żołądek próbował się zbuntować; kwas i żółć zapłonęły mu w gardle. Strach obmył jego skórę i doprowadził go do drżenia. Klawisze roześmiali się i wepchnęli go do niewielkiej, szarej celi. Nie było w niej nic, jedynie cztery solidne ściany i małe okienko umieszczone tuż pod sufitem.
Severus podniósł się z podłogi, chwiejnie pokazując swą odwagę. Jestem cholernym Gryfonem. Zacisnął wargi, by powstrzymać histeryczny śmiech, który chciał się spomiędzy nich wyrwać. Poprawił szaty drżącymi dłońmi. Był w trakcie wygładzania przedniej części, gdy poczuł, że to się zbliża.
To było uczucie, którego nie był w stanie zapomnieć. W swych najgorszych koszmarach był zamknięty w więzieniu; zapomniany przez Albusa, przez Lucjusza, przez wszystkich; w najgłębszych czeluściach przerażenia. Dementorzy pojawiali się zawsze tak samo. Najpierw czuć było zimny podmuch, jak gdyby zimowy wiatr zerwał się nagle w środku letniego dnia.
Uczucie pojawiło się na jego karku, unosząc krótkie włoski. Potem spełzło w dół jego pleców. On sam cofał się, dopóki jego plecy nie uderzyły o ścianę celi. Wyglądało na to, że jego klawisze go nie zapomnieli. Tak samo jak dementorzy. Przytłaczająca obecność istoty zalała niewielkie pomieszczenie. Dementor był tuż przez celą.
Kliknięcie zasuwy wycisnęło powietrze z jego płuc z cichym jękiem. Nigdy wcześniej nie posunęli się aż tak daleko. Drzwi otworzyły się, piszcząc zawiasami. Severus zacisnął zęby, osuwając się po ścianie, gdy dementor wślizgnął się do celi.
Jego krzyki godzinami odbijały się echem w korytarzu.
~~~~~~
Syriusz przechadzał się w tę i z powrotem przed kominkiem. Ciche tykanie zegara odmierzało czas. Mężczyzna trzymał przy boku szklankę z bursztynowym alkoholem.
Zobaczył, jak Ginny podnosi się ze swojego miejsca. Obrócił się i zobaczył uzdrowiciela Fondorna wchodzącego do pokoju. Był on ulubionym uzdrowicielem rodziny Syriusza, od kiedy ten był mały.
- Jakieś nowiny? Czy z Harrym wszystko będzie w porządku? – Syriusz chciał rzucić się na mężczyznę i wytrząsnąć z niego odpowiedzi.
Uzdrowiciel Fondorn usiadł na jednej ze sztywnych kanap.
- Obawiam się, że mam jednocześnie dobrą i złą wiadomość.
- Dobrą i złą?
- Cokolwiek podali Harry'emu, było to… Cóż, będzie chorował, dopóki nie opuści to jego organizmu.Syriusz mocniej zacisnął palce na rżniętym krysztale, który trzymał w dłoni.
- Co. Oni. Mu. Zrobili?
- No już, Syriuszu, nie wyciągaj pochopnych wniosków – miał czelność powiedzieć uzdrowiciel.
- Pochopnych wniosków…
- Z tego, co mogę powiedzieć po eliksirach w jego organizmie i po tym, co zdołał powiedzieć mi Harry – choć nie było tego dużo – on wierzy, że próbowali mu pomóc.
- Pomóc. Mu.
- Tak. Najwyraźniej uzdrowiciel, którego wezwali, spowodował uszkodzenie nerwów…
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...