Rok szkolny zbliżał się nieubłagalnie, a Harry nadal nie miał kupionych potrzebnych książek ani uzupełnionych przyborów. Do tej pory prawie tradycyjnie zakupy robił z Weasleyami, ale w obecnej chwili było to niemożliwe. Chcąc nie chcąc, musiał dostać się na Pokątną, a jedyną osobą, jaka mogła go tam zabrać, był Hagrid, który zresztą bardzo ucieszył się z prośby, by mu towarzyszył.
Poruszenie, jakie wywołał półolbrzym, pojawiając się w progu domu Dursleyów, było tak komicznym wydarzeniem, że wywołało uśmiech na twarzy Harry'ego. Uśmiech, który nie gościł na niej praktycznie od czasu otrzymania listu od Ginny. W drodze do Dziurawego Kotła Hagrid bardzo uważnie mu się przyglądał. Zaniepokoił go fakt, że chłopak wyglądał na bardzo wyczerpanego. W jego zielonych oczach widać było zmęczenie zdradzające, że chłopiec najwyraźniej nie sypiał ostatnio zbyt często, a na pewno nie za dobrze. Hagrid jednak nie podzielił się swoimi spostrzeżeniami z Harrym, stwierdzając w duchu, że chłopak i tak ma już wystarczająco dużo na głowie.
Nie minęła godzina, odkąd znaleźli się na Pokątnej, a Harry już miał ochotę krzyczeć. Był coraz bardziej zdenerwowany, wysłuchując ciągłych szeptów za swoimi plecami. Nie były to zwykłe szepty, do których zdążył się przyzwyczaić przez te wszystkie lata. Te były pełne strachu, oskarżeń i złośliwości. Hipokryci, warknął do siebie, mijając kolejną grupkę ludzi. Wszyscy bez wyjątku.
Kiedy dotarł do księgarni, od razu schował się między regałami na tyłach, z dala od zgiełku panującego przy wejściu. Odnalazł tam trochę spokoju, przeglądając i wybierając podręczniki do zaklęć i transmutacji. Jednak część jego umysłu cały czas była skupiona na nadziei, że nie spotka nikogo znajomego. Spotkał, a jakże. Prawo Murphy'ego w najczystszej postaci. Gdy wychodził z Esów Floresów, rozglądając się za Hagridem, wpadł prosto na Rona i Hermionę. Dosłownie.
Ron bardzo urósł podczas wakacji. Miał teraz ponad sześć stóp i zdecydowanie go przewyższał. Harry nienawidził swojego niskiego wzrostu. Od zawsze miał wątpliwości, czy kiedykolwiek osiągnie chociaż pięć stóp i osiem cali. W końcu lata niedożywienia u Dursleyów musiały zebrać żniwo. Teraz, na widok Rona, wstręt do własnej drobnej postury odezwał się w Harrym z taką siłą, że ledwo powstrzymał się od tupnięcia ze złości. Hermiona także bardzo zmieniła się podczas lata, jakby rozkwitła. Włosy miała przycięte na wysokość podbródka i dzięki temu wydawały się bardziej posłuszne zabiegom jej grzebienia.
– Cześć wam. – Harry uśmiechnął się niepewnie. Jego przyjaciele tylko spojrzeli na siebie. Po chwili, zdającej się trwać wieki, bez słowa zaczęli przepychać się koło niego. Przechodząc blisko, Ron uderzył go ramieniem. Harry zatoczył się do tyłu i poczuł przeszywający ból.
– Ron? Hermiona? – Harry odwrócił się do przyjaciółki, ale Hermiona nawet nie spojrzała na niego, minęła go bez słowa i podążyła za rudowłosym chłopakiem. Stał jak wryty i w szoku patrzył, jak odchodzą. Jak mogli? Poczuł, że gniew wzbiera w nim z taką mocą, że lada chwila straci nad sobą kontrolę. Z wysiłkiem opanował złość i ukrył ją pod maską obojętności, nie zauważając, że całe zdarzenie było bacznie obserwowane z kafejki naprzeciwko.*
Draco Malfoy z coraz większym napięciem przypatrywał się tej wymianie zdań pomiędzy Weasleyem, Potterem a Granger. Nigdy nie darzył Pottera jakąkolwiek sympatią. Po głębszym zastanowieniu stwierdził jednak, że cała ta niechęć to głównie głupie szczenięce animozje i nigdy tak naprawdę nie poznał Chłopca, Który Przeżył. Blondyn wzdrygnął się, odpędzając te nieciekawe spostrzeżenia – nie cierpiał się mylić lub być wprowadzanym w błąd. Stojący koło niego Blaise Zabini poruszył się lekko, obserwując scenę za oknem. Mogłoby się wydawać, że przez jego twarz przemknął ledwo dostrzegalny cień, a zaraz za nim pojawił się miły, pomimo że udawany, uśmiech.
– Niedobrze – wymamrotał Blaise, podnosząc do ust filiżankę herbaty. Draco nieznacznie przytaknął, ciągle przyglądając się trójce na ulicy. Nie podobał mu się taki obrót spraw. W trakcie wakacji oczywiście przeczytał te wszystkie idiotyczne artykuły o Potterze, które nawet jego wyprowadziły z równowagi. Poświęcił też chwilę, by zastanowić się, czy Weasleyowie również je czytali.
Tego lata Lucjusz Malfoy opuścił szeregi śmierciożerców, z dużą pomocą ojca chrzestnego Draco – Severusa Snape'a. Narcyza Malfoy wpadła w taki szał, że o mało nie zabiła swego męża, gdy ten oświadczył jej, że nie będzie dłużej służył Czarnemu Panu. Zażądała rozwodu i, ku dużej uldze Draco, szybko ich opuściła. Chłopak nie odczuwał braku matki, bo nigdy nie była mu bliska. Jedyne, co jej zawdzięczał, to to, że go urodziła. Po tym fakcie nie chciała utrzymywać z nim żadnych bliższych kontaktów. Najwcześniejszym obrazem matki, jaki mógł przywołać w pamięci, był jej widok powracającej z jakiegoś zagranicznego wojażu. Draco miał wtedy osiem lat. Małżeństwo jego rodziców było aranżowane i nigdy pomiędzy nimi nie pojawiła się miłość.
Prawdę mówiąc, Draco wręcz cieszył się, że matka w końcu ich zostawiła – teraz jego ojciec i Severus mogli być razem bez żadnych przeszkód.
Chłopak nigdy nie poprosił ojca o szczegółowe wyjaśnienie, dlaczego ten odwrócił się od Czarnego Pana. Miał dziwną pewność, że jednym z powodów był on sam, we własnej osobie. A o tym, czego mógł zażądać Czarny Pan od spadkobiercy rodu Malfoyów, blondyn naprawdę bardzo, bardzo usilnie starał się nie myśleć. Wraz z Lucjuszem zdezerterowało wielu czarodziejów pochodzących z rodów czystej krwi, między innymi rodzina Zabiniego. Voldemort wpadł w szał. Przeżyli tylko dzięki przyjaciołom, którzy, tkwiąc jeszcze w jego szeregach, ostrzegali ich o planach zemsty Czarnego Pana.
Snape ostatecznie porzucił szpiegowanie śmierciożerców i niebezpieczeństwo, jakie się z tym wiązało. Voldemort nie mógł teraz oficjalnie uderzyć w swoich zdrajców i doprowadzało go to do białej gorączki. Jednak w ciągu lata okazało się, że Czarny Pan skupił się na innym pomyśle, który mógł być zrealizowany natychmiastowo i mieć bardzo wymierne skutki. Draco już wcześniej był przekonany, że wszystkie plotki i kłamliwe artykuły o Potterze były jego częścią i wcale mu się to nie spodobało. Musiał przyznać, aczkolwiek niechętnie, że Potter jest potrzebny czarodziejskiemu światu i jeśli wszyscy się od niego odwrócą, to sami będą musieli rozwiązać pewien bardzo poważny problem.
Lucjuszowi, pomimo koneksji w ministerstwie, nie udało się zablokować publikacji tych artykułów. I teraz Draco, obserwując, jak niedawni przyjaciele Pottera zostawiają go bez słowa, upewnił się, że plan Voldemorta zaczął działać. Plotki, podejrzenia i oskarżenia rozpuszczane wokół postaci Chłopca, Który Przeżył uderzały właśnie w z góry zamierzone cele. Do tych nieprzyjemnych spostrzeżeń dołączyło jeszcze złe przeczucie, gdy ściągnięta złością twarz Pottera zbyt szybko przybrała wyraz zimnej obojętności.
Ślizgoni spojrzeli na siebie wymownie. Potter niedawno w ogóle nie potrafił ukrywać swoich emocji, nawet gdyby od tego zależało jego życie. Jaka straszna życiowa lekcja nauczyła go takiego opanowania i ukrywania uczuć? Draco pierwszy przerwał to spojrzenie i odwrócił głowę do okna, lekko wzruszając ramieniem. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak Hagrid zgarnął Pottera sprzed Esów Floresów i odprowadził w stronę Dziurawego Kotła.
– Zmienił się – zauważył Blaise, popijając kolejny łyk herbaty.
– Kto się zmienił, chłopcy? – rozległ się za nimi głęboki głos Severusa Snape'a. Zaskoczony Draco obejrzał się przez ramię i dopiero teraz zauważył, że Mistrz Eliksirów wraz z jego ojcem stoją niedaleko.
– Harry Potter, profesorze. – Na twarzy Snape'a pojawił się drwiący uśmiech, który szybko się zmył pod wpływem spojrzenia, jakim obdarował go Draco. Blondyn doskonale zdawał sobie sprawę, że dawno minęły czasy, w których jego ojciec chrzestny był w stanie odmówić mu czegokolwiek lub choćby zaprzeczyć. Owinął go sobie skutecznie wokół małego palca, ku strasznej uciesze własnego ojca.
– A właściwie dlaczego tak cię to obchodzi? – spytał Mistrz Eliksirów, chowając swoje smukłe dłonie w fałdach szat. Severus Snape był całkowicie świadomy tego, co Draco z nim wyprawia, ale nie potrafił nic poradzić na swoją bezradność wobec poczynań tego chłopca. Kochał go i tak już musiało zostać.
Draco zamyślił się, uwalniając ojca chrzestnego od swojego spojrzenia. Wiedział, że jest zaniepokojony tak nagłą zmianą postawy czarodziejskiego świata wobec Pottera, ale nie był w stanie sprecyzować, dlaczego właściwie tak bardzo się tym przejął.
– Draco, o co chodzi? – Aksamitny głos ojca sprowadził go z powrotem na ziemię. Spojrzał ponownie na nich, lekko wzruszając ramionami.
– Nie wiem, ojcze – odezwał się po chwili, marszcząc czoło. – Wszyscy odwrócili się od niego, łącznie z najdroższym Weasleyem i tą całą Granger, teraz nawet na tę dwójkę pętaków nie może liczyć. Jedyną osobą, jaka mu pozostała, jest Dumbledore, o ile ten starzec zechce go jeszcze wspierać. Zapewne to tylko złe przeczucie. – Kończąc, pokręcił głową, jakby chciał zbagatelizować to, co właśnie powiedział. Mężczyźni wymienili się spojrzeniami. W rodzie Malfoyów płynęła domieszka krwi jasnowidzów – mała, ale jednak. Jeśli to przeczucie skłoniło Draco, który z pasją nienawidził Pottera, do rozmyślań o nim – to musiało ono zawierać ziarno prawdy.
– I uważasz, że powinieneś coś z tym zrobić? – Nim Lucjusz zdążył skończyć pytanie, Draco wbił w Snape'a lodowate spojrzenie, którego bez wątpliwości nauczył się od ojca. Severus domyślał się, co jego chrześniak w ten subtelny sposób chce na nim wymusić. Zdążył odwzajemnić się bezczelnemu dzieciakowi równie paskudnym wyrazem oczu, nim na jego twarz wypłynął rozbawiony uśmiech. Lucjusz, obserwując całą sytuację, poczuł, że serce w nim rośnie. Ten szczery uśmiech był jednym z powodów, dla których tak wiele lat temu zakochał się w sarkastycznym, ciemnowłosym mężczyźnie. W tej chwili mógł policzyć na palcach jednej ręki sytuacje w ciągu ostatnich dziesięciu lat, w których widział go na twarzy Severusa.
– Nie, panie Malfoy – powiedział Severus, a w jego głosie było słychać nutkę rozbawienia. Draco spojrzał na swojego ojca chrzestnego z tak zawziętym wyrazem twarzy, że Severusowi ledwo udało się zdusić śmiech. – No dobrze, panie Malfoy. Przemyślę to, ale niczego nie obiecuję. – Chłopak przez sekundę analizował w myślach słowa, które padły z ust Mistrza Eliksirów. Po chwili wyraźnie się rozluźnił i posłał mu ironiczne spojrzenie. Merlin jeden wie dlaczego, ale właśnie w tamtej chwili stwierdził, że musi zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby ten rok upłynął Potterowi bez zakłóceń. Jakieś paskudne, zimne coś w głębi jego duszy ostrzegało, że jeśli się nie postara – wszyscy będą straceni.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanficUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...