Harry miał już tego serdecznie dość. Po raz kolejny opuszczał swój pokój za pomocą Błyskawicy, klnąc przy tym jak szewc. Nieotwierające się drzwi pokoju i inne, coraz ciekawsze praktyczne „żarty" ciągnęły się przez cały tydzień. We wtorek, co prawda, drzwi się otworzyły, ale dla odmiany zaraz po wyjściu z pokoju oberwał kubłem zimnej wody. W środę jego śniadanie zostało przyprawione proszkiem o smaku wymiocin, o co zapewne zadbali Fred i George Weasleyowie. Podarowanie wam tych pieniędzy było dużym błędem z mojej strony. Nie miał sił dłużej powstrzymywać przykrych myśli, które ciągle przelatywały mu przez głowę.
Padając ofiarą kolejnych kawałów, Harry starał się zachować spokój. Miał nadzieję, że jego współdomownikom szybciej znudzi się uprzykrzanie mu życia, gdy stwierdzą, że nie robi to na nim żadnego wrażenia. Ale zanim nadszedł czas czwartkowego szlabanu u McGonagall, był gotów donieść nauczycielce na cały swój Dom. Miał już po dziurki w nosie wszystkich szeptów, lekceważenia i obrywania znienacka jakimiś robalami, gdy tylko pojawiał się w pokoju wspólnym.
Niestety, opiekunka Gryfonów była zbyt zajęta, by go wysłuchać. Wpadła tylko na chwilę do klasy, w przelocie rzucając temat eseju, który miał napisać podczas szlabanu. O moralności bójek ze współdomownikami. Zdążył tylko z oburzeniem i wściekłością spojrzeć na jej znikającą w drzwiach postać i tyle ją widział. Chwilę potem zalała go fala wyrzutów sumienia. Poza tym McGonagall nie spieszyła się tak bez powodu. Przecież dobrze wiedział, że wypełniała zadania dla Zakonu. Nie mogła w końcu tego wszystkiego rzucić w diabły tylko dlatego, że on ma problem.
Przez chwilę bezwiednie wpatrywał się w drzwi, w których zniknęła nauczycielka, a w głowie przewijały mu się wydarzenia z ostatnich dni. Poczuł, jak ogarnia go pewnego rodzaju spokój. Spokój człowieka, który właśnie coś postanowił i będzie dążył do realizacji planu za wszelką cenę. Świetnie, skoro ona nie ma czasu mi pomóc, muszę załatwić to sam. W tym momencie Harry zdecydował, że nie podda się bez walki. Skoro jego „towarzysze" chcieli się w ten sposób bawić, on nie będzie im dłużny, co oznaczało ni mniej, ni więcej, że reszcie mieszkańców Domu Godryka Gryffindora właśnie została wypowiedziana wojna. W końcu jestem synem swego ojca, synem Huncwota. Tata pewnie się w grobie przewracał, widząc, że pozwoliłem im to ciągnąć tak długo. Czas najwyższy dać tym palantom nauczkę.
Plan w głowie Harry'ego praktycznie sam się ułożył. Pierwszą rzeczą, jaką musiał zrobić, było napisanie odpowiedniego listu do Syriusza i poświęcił na to część swojego szlabanu. Nie wyjaśnił ojcu chrzestnemu całej sytuacji, poprosił tylko o pomoc w przygotowaniu paru kawałów, twierdząc, że chce się odpłacić pięknym za nadobne kilku osobom, które zalazły mu ostatnio za skórę. Wiedział, że Syriusz będzie bardziej niż chętny, żeby mu pomóc w takiej sprawie, czekał więc z niecierpliwością na jego odpowiedź.
Harry wylądował na trawniku przed wejściem do szkoły, zsiadł z miotły i odgarnął włosy z czoła. Spojrzał na widniejące wysoko na wieży okno, z którego przed chwilą wystartował. Parszywe gnojki, warknął w myślach. Jak im się, do diaska, ciągle udaje blokować moje drzwi? Burcząc pod nosem, zaczął prostować szaty, które pod wpływem lotu trochę się poprzekręcały. Spróbował też przygładzić włosy, ale bez rezultatu. Zmniejszył miotłę, wrzucił ją do plecaka i poszedł w kierunku wejścia. Nie zauważył, że jego pospieszne lądowanie, próby doprowadzenia się do porządku po locie oraz złość, która widniała na jego twarzy w trakcie trwania tych czynności, były bacznie obserwowane przez dwie pary oczu.
Obserwujące go osoby w pewnym momencie wymieniły się spojrzeniami, w których niedowierzanie mieszało się ze zmartwieniem. Co Potter wyrabia? Dlaczego postanowił opuścić swój pokój przez okno? Obserwowali go przez chwilę i gdy Chłopiec, Który Przeżył dochodził do głównego wejścia, podążyli za nim, zachowując bezpieczny dystans.
Harry wpadł do Wielkiej Sali i od razu skierował się na koniec stołu Gryfonów, gdzie usiadł, pozbawiony oczywiście jakiegokolwiek towarzystwa. Wielka Sala była wypełniona uczniami. Nad stołami niosła się kakofonia różnorodnych dźwięków. Strzępki rozmów i dźwięczne odgłosy stukających naczyń tworzyły jednostajny szum brzęczący w uszach.
Chłopak spojrzał podejrzliwie na jedzenie, ale na pierwszy rzut oka wyglądało na nietknięte. Szybko rozejrzał się dookoła, przeklinając się w duchu, że nie zrobił tego, zanim usiadł. Nigdy nie wiadomo, co bliźniakom może do łba strzelić. Podniósł talerz i uważnie mu się przyjrzał w poszukiwaniu najdrobniejszych śladów proszku lub innego paskudztwa. Dzisiaj nie mam zamiaru po raz kolejny dać się pobić, sponiewierać i uwalić błotem. Wyjął różdżkę, skierował ją na swój posiłek i wymruczał zaklęcie, gdy nikt nie patrzył. Jeśli jedzenie było wcześniej potraktowane jakąś magią, proszkiem lub czymś podobnym, zmieniłoby kolor na szary, a jeśli nic by się nie zmieniło, to znak, że można bezpiecznie jeść. Znalazł je w jednej z książek, które kupił w Esach Floresach przed przyjazdem do Hogwartu, i teraz okazało się niezwykle użyteczne w wykrywaniu Weasleyowskich dowcipów.
Z ulgą stwierdził, że jedzenie nie zmieniło koloru. Był strasznie głodny i nie miał ochoty spędzić kolejnego dnia bez śniadania. Szybko wcinał to, co miał na talerzu, w zupełności ignorując resztę siedzących przy stole osób. Skoncentrował się tylko i wyłącznie na przyjemności jedzenia, lekceważąc ich szepty i spojrzenia. Zemsta jest słodka, a my mamy jeszcze rachunki do wyrównania, myślał rozgoryczony zachowaniem swoich współdomowników, no już, tylko czegoś spróbujcie.
Harry właśnie walczył z kolejnym tostem, gdy znajomy szum wielu skrzydeł oznajmił przybycie sowiej poczty. W tłumie innych ptaków szybko dostrzegł Hedwigę niosącą w swoich szponach dość pokaźnych rozmiarów pakunek. Dołączony do niego był mały kawałek papieru. Rzucił okiem na przesyłkę, która wyglądała na spore pudełko, owinięte luźno w papierową torbę, by ułatwić sowie transport. Oderwał list, mając nadzieję, że to od Syriusza.
Drogi Harry, zaczął czytać z przejęciem. Przesyłam Ci parę drobiazgów, które mogą okazać się przydatne w Twoich planach. Lunatyk kazał Cię pozdrowić i czekaj... jak on to ujął... „cholera, Harry, następnym razem napisz coś więcej". Ale nie mów mu, że Ci to przekazałem. Mam nadzieję, że dobierzesz się, tu starannie wykreślone słowo i poprawione na: tym typkom do tyłka. Nie zawiedź nas.
Co do Proroka Codziennego, chłopiec wziął głęboki wdech, nim zaczął czytać dalej. Nie otrzymywał żadnych wiadomości od Syriusza przez całe lato i gdzieś tam w środku zaczęło w nim kiełkować ziarenko strachu, że być może ojciec chrzestny także się od niego odwrócił. Pisząc list, spytał więc wprost, czy nie jest na niego z jakiegoś powodu zły i czy czytał te publikacje w Proroku, zdaje się, że pracują tam sami kretyni. Nie wiem, co się z nimi dzieje, ale nie martw się, chłopcze, ani ja, ani Lunatyk nie wierzymy w ani jedno słowo zawarte w tych artykułach. Jak pewnie wiesz, jesteśmy... daleko... i nie wiem, kiedy uda się nam wrócić, ale postaramy się jak najszybciej. I pisuj do nas częściej, bo z Lunatyka jest straszna trzęsidupa, jeśli chodzi o Twoją skromną osobę (tylko przez przypadek nie powtarzaj mu tego).
Daj im popalić, dzieciaku.
Kocham cię, Wąchacz.
Harry uśmiechnął się do siebie, czytając list, i poczuł, jak ogarnia go ulga. W ogóle nie powinien był w niego wątpić. Syriusz kochał go i nigdy by się od niego nie odwrócił. Uśmiech poszerzył mu się znacznie, gdy ponownie spojrzał na dużą paczkę leżącą przed nim na stole. O ile znał swojego ojca chrzestnego, przesyłka była pełna ciekawostek, których mógłby użyć przeciw swoim współdomownikom.
Nie mogąc dłużej usiedzieć na miejscu, wepchnął ostatni gryz tosta do ust i wstał, zamierzając obejrzeć zawartość paczki jeszcze przed zajęciami z eliksirów. Zerknął na zegarek. Powinienem zdążyć i jeśli będę miał szczęście, znajdę coś, co będę mógł wykorzystać podczas zajęć,pomyślał, a jego uśmiech nabrał złowieszczego wyrazu. Odpłaci im się.
Rozejrzał się dookoła w sam raz, by zauważyć, jak Ron klepnął Neville'a w plecy. Ale jasnowłosy chłopiec pod wpływem tego przyjacielskiego gestu bardzo zesztywniał. Dziwne, pomyślał Harry, marszcząc brwi, Neville nigdy nie był aż tak spięty. Spojrzał jeszcze na Ginny. Była blada i wyglądała mizernie. Martwił się o nią, nie próbowała się z nim skontaktować w ciągu całego tygodnia. Udało mu się w bibliotece podsłuchać rozmowę jakichś Krukonów, z której się dowiedział o awanturze, jaka wybuchła w poniedziałek zaraz po jego wyjściu z Wielkiej Sali.Porozmawiam z nią w ten weekend. Jakoś to zorganizuję, postanowił. Musiał tylko wymyślić jakiś sposób przekazania wiadomości Ginny, aby nie dowiedział się o tym Ron. Nie miał zamiaru narażać jej ponownie na gniew brata.
Przebiegł palcami przez już i tak bardzo zmierzwione włosy i westchnął smutno. Dobry humor gdzieś się ulotnił. Wyszedł z Wielkiej Sali w poszukiwaniu opuszczonej klasy. Potrzebował jakiegoś spokojnego miejsca, by przejrzeć zawartość paczki, a biblioteka była zbyt daleko od lochów, więc jej kandydatura od razu została odrzucona. Odkładając zmartwienia na później, przyspieszył kroku i przywołał na twarz złowrogi uśmiech. Miał zamiar zamienić życie Rona Weasleya w piekło.
Jego wyjście obserwowały te same dwie pary oczu, które śledziły jego wcześniejszą drogę do zamku. Draco skrzywił się, widząc, jak Potter opuszcza salę z niepokojąco ślizgońskim uśmiechem na twarzy. Spojrzał na Blaise'a, unosząc brew w niemym pytaniu, co sądzi o nowej postawie Chłopca, Który Przeżył, ale Zabini tylko wzruszył ramionami. Blondyn przysunął się bliżej niego i po cichu próbowali dojść, co dzieje się w Domu Gryffindora.
*
Neville był nieszczęśliwy. Siedział otoczony starszymi Gryfonami i czuł się straszliwie samotny wśród ich paplaniny i wesołych uśmiechów. Spojrzał na pozostającą w oddaleniu opuszczoną postać Harry'ego i bolesne ukłucie winy znów przepłynęło przez jego serce. Spuścił wzrok z powrotem na swój talerz i zaczął bez apetytu grzebać widelcem w jajecznicy.
Źle się czuł z tym, co się działo w jego Domu. Nie rozumiał wymówek reszty współdomowników, które miały niby usprawiedliwiać to, jak traktowali Harry'ego. Nawet dla Neville'a brzmiały fałszywie. Ron był mu tak bliskim przyjacielem. Ciekawe, co się stało? Przecież nie może tu chodzić tylko o te artykuły w gazetach. Babcia od dawna nie popierała tych „nonsensów i bredni", jakie publikował Prorok Codzienny, więc Neville dopiero po powrocie do Hogwartu usłyszał, co wypisywali o Harrym w trakcie wakacji. I jak dla niego – to po prostu nie miało sensu. No dobrze, był połączony z Czarnym Panem, ale miałby też być zły jak on?
Wyprostował się na ławce, jeszcze raz rzucając okiem na ciemnowłosego chłopca siedzącego samotnie – nie, Harry nie był zły. Tego był pewien. I u stóp tej pewności biło źródło poczucia winy, które zalewało Neville'a. Wierzył w jego niewinność, ale był zbyt zastraszony postawą Rona i tym, co się działo wewnątrz Domu, by w jakikolwiek sposób stanąć w jego obronie. Co ze mnie za Gryfon, pomyślał z obrzydzeniem.
Gdy Harry został usunięty w cień, Ron przejął jego miejsce w centrum zainteresowania i wydawał się być niezwykle z takiego obrotu spraw zadowolony. Neville'a wyprowadzało to z równowagi. I nie mogło być mowy o jakiejkolwiek próbie skłonienia rudzielca do zmiany nastawienia wobec byłego przyjaciela. Kłótnia pomiędzy nim a Ginny tylko to potwierdziła. Ale mimo wszystko Neville wciąż czuł, że powinien zrobić, a przynajmniej spróbować zrobić, coś, cokolwiek. I miał taki zamiar, dopóki nie powstrzymały go wydarzenia, które rozegrały się dzień wcześniej w pokoju wspólnym.
Wczorajszego dnia wrócił do pokoju wspólnego zaraz po lekcjach, mając nadzieję, że zastanie tam Rona i będzie mógł z nim porozmawiać, ale gdy tylko wszedł do wieży, pierwszym, co usłyszał, były wrzaski Rona. Tym razem ich adresatem był młodszy Creevey.
– Co masz na myśli, mówiąc, że nikogo nie chciał skrzywdzić? Jego życie polega na wpędzaniu w tarapaty, a potem na sprytnym ratowaniu ludzi. Ile razy wylądował w Skrzydle Szpitalnym w ciągu tych lat? Ile razy ja, Hermiona i wiele innych osób trafiło tam przez niego? Dennis, twoje zaprzeczenia nie mają sensu. On jest albo stuknięty, albo przeszedł na mroczną stronę. Bez względu na to, który z tych czynników jest prawdziwy, wszyscy w tym Domu powinni zachować ostrożność w kontaktach z nim. – Wrzaski trochę się uspokoiły. – Nie chcę nawet słyszeć, że ty albo ktoś inny z młodszych klas był z nim chociażby przez chwilę sam na sam. Zrozumiałeś? Tylko Merlin wie, co mogłoby się wam przydarzyć – skończył Ron, rozsiewając wokół siebie atmosferę nieskończonej cierpliwości i ciepła.
Neville obserwował to przedstawienie w wykonaniu Rona z coraz większym przerażeniem na twarzy, bojąc się ruszyć. W końcu chyłkiem przekradł się na schody prowadzące do dormitoriów, ciesząc się w duchu, że Ron jest takim nocnym markiem. Wieczorami, gdy rudzielec wracał do sypialni, Neville zwykle już spał. Dzięki temu omijały go złośliwe przemówienia na temat Harry'ego, które wyrzucał z siebie prawie przez cały czas. Nawet by mnie nie wysłuchał, pomyślał chłopak, wchodząc do pokoju, i co ja mam teraz zrobić?
To pytanie dręczyło go przez cały wieczór. Sen już prawie go zmorzył, gdy w głowie zaświtała mu odpowiedź. Postanowił śledzić Harry'ego. Wszyscy wiedzieli, że chłopak gdzieś znika zaraz po lunchu i pojawia się dopiero na kolację, parę godzin później. Dean i Ron próbowali go kiedyś śledzić, ale mniejszy chłopiec z łatwością ich zgubił. Dean utrzymywał, że Potter ukrywa się w bibliotece, ale Ron dał wszystkim jasno do zrozumienia, iż uważa, że wymyka się do Zakazanego Lasu i kontaktuje z Czarnym Panem. Tak czy siak, zachowanie zielonookiego Gryfona wzmagało tylko podejrzenia domowników, zamiast je usypiać.
Neville jeszcze raz przemyślał swój plan przy śniadaniu. Postanowione. Pójdę za nim po lunchu, a gdybym go zgubił, po prostu udam się do biblioteki i tam poszukam. Czując narastającą w głębi duszy dumę, przytaknął swoim myślom. Jeśli znajdzie Harry'ego w bibliotece, wróci po Ginny i razem pójdą z nim porozmawiać. Powiedzieć, że nie jest sam. Chłopiec skinął ponownie głową. Harry będzie wiedział, jak mają postąpić z Ronem i może wyjaśni, dlaczego rudzielec tak się zachowuje. Ale nawet gdyby tego nie zrobił, to mimo wszystko zasługuje na przyjaciół, którzy go nie porzucą ot tak, po prostu.
Jasnowłosy chłopiec uśmiechnął się do siebie. W końcu pochodził z Lancashire, a ludzie stamtąd trzymają się swoich ideałów i nie opuszczają przyjaciół, choćby się waliło czy paliło. A raczej się wali. W myślach Neville'a przewinęło się wspomnienie ulewnych deszczy i wzbierających strumieni, które w przeciągu chwili zamieniają się w małe rzeki zmiatające wszystko ze swej drogi. Takie zjawiska często występują w Lancashire, otoczonym dziką przyrodą. Kochał to miejsce ze wszystkimi plusami i minusami, może z wyjątkiem, uśmiech na jego twarzy trochę przybladł, tych paskudnych mugolskich fabryk, które powstają wszędzie dookoła. Nieokiełznane ludzką ręką tereny otaczające dom Neville'a były pełne różnorodnej roślinności, a on uwielbiał spędzać godziny poza domem, badając i szkicując kolejne gatunki.
Lekkie szturchnięcie w kostkę przegoniło miłe wspomnienia nietkniętego, pięknego krajobrazu i sprowadziło Neville'a znów do Hogwartu. Podniósł wzrok znad talerza i ujrzał świdrującą go spojrzeniem Ginny. Chłopiec zmarszczył brwi, przyglądając się dziewczynie. Wyraźnie chciała mu coś przekazać. Szybko rozejrzała się dookoła i korzystając z zamieszania, jakie wywołało przybycie sowiej poczty, poruszyła bezgłośnie ustami:musimy porozmawiać. Neville skinął głową w odpowiedzi. Nim zdążył porządnie ją wyprostować, oberwał paczką, którą upuściła sowa. Sowa jego babci.
Chłopak potarł bolące miejsce i spojrzał ze wściekłością na wredne ptaszysko, które zdążyło już pofrunąć z powrotem. Tylko moja babcia jest w stanie korzystać z usług tak żałosnego ptaka, pomyślał rozgoryczony. Spojrzał na Ginny i wzruszył ramionami. Uśmiechnęła się rozbawiona, a w jej oczach pojawiły się iskierki. Ta wesołość zwróciła uwagę Hermiony. Uśmiech Ginny szybko umknął, gdy starsza Gryfonka przysunęła się bliżej.
– Czy przypadkiem nie zapomnieliście nam o czymś powiedzieć? – zapytała ciekawie Hermiona, spoglądając to na Ginny, to na Neville'a. Rudowłosa się zarumieniła i zmarszczyła brwi, wściekła na siebie za taką reakcję. Ron musiał dosłyszeć pytanie, bo natychmiast odwrócił się w ich kierunku.
– O co chodzi, Hermiono? – spytał, uważnie obserwując siostrę. Ciągle był na nią wściekły za tę awanturę przy kolacji. Gryfonka obdarzyła go ciepłym uśmiechem, starając się rozluźnić napięcie, jakie zawisło w powietrzu.
– Mam po prostu wrażenie, że Neville i Ginny zapomnieli nam o czymś wspomnieć. – Hermiona objęła ramieniem młodszą koleżankę. – Prawda, Ginny? – Zwalczając narastający w środku gniew, najmłodsza Weasleyówna przywołała na twarz nieśmiały uśmiech. Od kiedy jest z Ronem, stała się najbardziej wścibską osobą w Hogwarcie. Ginny zerknęła na brata, czekając na kolejny wybuch w jego wykonaniu, lecz zdziwiona zauważyła, że niewróżąca-niczego-dobrego mina została zastąpiona przez szczery uśmiech. Rudzielec odwrócił się do bardzo już zdenerwowanego Neville'a.
– Eee, to znaczy... – zaczął Neville zmieszany, ale Ron przerwał mu, klepiąc po przyjacielsku w ramię z taką siłą, że jasnowłosy chłopak się skrzywił.
– Więc spotykasz się z moją malutką siostrzyczką, co? Świetny wybór, bracie. Moje gratulacje. Będę dumny, mając cię w rodzinie. – Słowa Rona przyciągnęły uwagę bliźniaków.
– A cóż to? Powitanie nowego członka rodziny? – wykrzyknął wesoło Fred, wychylając się ze swojego miejsca obok Hermiony. Ron, szczerząc się od ucha do ucha, pokiwał mu tylko głową. Neville zdusił chęć zrzucenia z ramienia ręki Rona, który wciąż ją tam opierał. Odwrócił głowę, nie chcąc, by ktoś dostrzegł grymas niechęci. Zauważył, że Harry właśnie wstał i skierował się do wyjścia. Próbował przyciągnąć jego uwagę spojrzeniem, ale czarnowłosy chłopak, przechodząc obok, tylko przeleciał wzrokiem po ich grupce i wyszedł z sali, niosąc jakąś dużą paczkę.
– Nasza maleńka Ginny staje się dorosłą panną. Och, Merlinie! – zapłakał George, rzucając się w ramiona swojemu bratu z teatralnym szlochem. Jego okrzyk zwrócił uwagę Neville'a z powrotem na grupkę otaczających go Gryfonów. Chłopak oblał się rumieńcem, spojrzał na Ginny i wskazał oczami wyjście. Odpowiedziała mu delikatnym skinięciem głowy, lekko się uśmiechając i patrząc na niego wymownie. I nagle Neville'a olśniło, zrozumiał, dlaczego Ginny od razu nie zaprzeczyła. Jeśli wszyscy w Domu pomyślą, że się umawiają, będą ich częściej zostawiać w samotności. I wtedy spokojnie będą mogli odszukać Harry'ego i porozmawiać z nim. Uśmiechnął się do niej, w duchu wychwalając pod niebiosa jej przebiegły plan. Był idealny, nawet mimo tych paru chwil wstydu. Przynajmniej możemy wymknąć się razem do biblioteki bez zbędnego tłumaczenia.Spojrzał na Ginny jeszcze raz i dostrzegł na jej twarzy ulgę, najwyraźniej zauważyła, że zrozumiał, o co jej chodzi. Odwrócił się do Rona i zmusił się do uśmiechu.
– Wiesz, my nie... eee... na razie nie planowaliśmy o tym komukolwiek mówić. W sumie to wszystko się zaczęło całkiem niedawno. – Jakieś pięć minut temu, ale kto by tam liczył? Wypowiedź Neville'a była jak zwykle jąkająca i nieśmiała, ku dużemu rozbawieniu starszych Weasleyów. Ale mu uwierzyli, a to było najważniejsze. No i technicznie udało mu się nie skłamać, ku własnemu zaskoczeniu. Ginny po prostu promieniała, uśmiechając się do niego. Uśmiech dziewczyny zbladł znacznie i widocznie się spięła, gdy starszy brat spojrzał na nią.
– Widzisz, Gin? Wiedziałem, że zmądrzejesz – stwierdził Ron, patrząc na nią ciepłym wzrokiem. W odpowiedzi posłała mu drżący, smutny uśmiech.
Kochała brata, ale bardzo ją zranił. Ron tak zdecydowanie trzymał się swojego czarno-białego wyobrażenia o świecie, że nigdy nie był w stanie zobaczyć całej gamy odcieni szarości, które Ginny dostrzegała od czasu wypadków w Komnacie Tajemnic. Była świadoma, że doświadczenie z Tomem Riddle'em na zawsze zmieniło coś w głębi jej duszy. Nigdy więcej nie spojrzała na świat przez pryzmat niewinności. Tom odebrał jej tę możliwość. Do dziś miewała koszmary o tym, jak jego umysł zapanował nad jej myślami i ciałem. Do dziś nawiedzało ją uczucie ciepłej krwi spływającej po rękach.
Stłumiła chęć wzdrygnięcia się i potarła wierzchem dłoni o szaty, chcąc zetrzeć mroczne wspomnienie niemiłej śliskości. Nie pomogło. Spojrzała na braci, zastawiając się, jak zareagowaliby, gdyby się dowiedzieli o tym, co dręczy ją w snach i wspomnieniach. Czy odwróciliby się od niej, tak samo jak od Harry'ego? Przecież wiązały ją z Voldemortem. Ron ujął jej rękę we własną dłoń i uśmiechnął się do Hermiony, która w końcu wypuściła z objęć jego młodszą siostrę.
– Rodzice będą tacy szczęśliwi, kiedy im powiesz – kontynuował, a Ginny spojrzała na niego trochę przerażona.
– Jeszcze nie, Ron. Chciałabym sama trochę ochłonąć w nowej sytuacji, zanim mama zacznie biegać wokół mnie i robić z całej sprawy wielkie halo – odpowiedziała spokojnym głosem, myśląc o tym, jakie piekło na ziemi urządziłaby jej mama. Nie zdążyłabym mrugnąć okiem, a wydałaby mnie za mąż i wyprawiła wesele. Pomijam nawet podejrzenie, że Neville myśli w ten sposób o dziewczynach chyba tyle co ja. Rzuciła okiem na Neville'a, który wyglądał, jakby mu kamień z serca spadł.
– Gin, musisz powiedzieć rodzicom, prędzej czy później. – Ron wyglądał na trochę zaniepokojonego. Młodsza siostra, uśmiechając się do niego łagodnie, lekko wzruszyła ramionami.
– Powiem im podczas przerwy świątecznej, dobrze? – powiedziała grzeczniutkim głosem, na co Ron tylko się roześmiał.
– Dobrze, ale obiecujesz?
Dziewczyna skinęła głową, ciesząc się w myślach. Uspokojony rudzielec obserwował przez chwilę teatralne wygłupy bliźniaków, śmiejąc się radośnie, po czym wrócił do przerwanej rozmowy z Deanem i Dennisem. Ginny, patrząc na braci, wywróciła oczami.
– Och, skończcie z tym. Ściągniecie tu tylko profesora Snape'a – zasyczała. Fred gwałtownie się odwrócił do niej z aktorsko wstrząśniętą miną.
– Zranionym! Moje serce! Wspaniała Helena przemówiła! Przepadłem! – wykrzyknął nieszczęśliwym głosem i, z rękami splecionymi na wysokości serca, upadł tyłem w objęcia brata. Ginny prychnęła, dając jasno do rozumienia, co myśli o tym występie. Odwróciła się do nich plecami, a jej spojrzenie powędrowało do stołu Ślizgonów. Miała niemiłe wrażenie, że Malfoy i Zabini bacznie ich obserwują. Spod przymrużonych powiek przyglądała im się przez chwilę. Ślizgoni szeptali o czymś pochyleni ku sobie. Co oni knują? – zastanowiła się, odwracając głowę do swojego talerza. Cały ich Dom jest podejrzanie cichy i spokojny w tym roku. Ron zauważył jej reakcję, bo sam teraz przypatrywał się dwóm Ślizgonom z pełnym podejrzliwości wyrazem twarzy.
– Oślizgłe gnojki – wymruczał. – Mama miała rację, nie powinni zezwolić, by Ślizgoni wrócili w tym roku do szkoły. – Ginny przechyliła głowę, przybierając niewinną minę. Spojrzała na brata, jak gdyby nic nie rozumiejąc. Im głupsza się im wyda, tym mniej będą przed nią ukrywać.
– Dlaczego, Ron? – Miała nadzieję, że jej brat powie coś jeszcze. – Nie rozumiem, dlaczego mama nagle stała się tak antypatycznie nastawiona. Zwykle była bardzo tolerancyjna, nawet wobec Ślizgonów, sam przecież wiesz. – Spojrzał na nią zdziwiony.
– Chcesz powiedzieć, że nie rozmawiała z tobą? – spytał. Ginny zaprzeczyła ruchem głowy, marszcząc czoło. – Dziwne. Nie, czekaj! Ciebie nie było. To się chyba stało, gdy pojechałaś do tej swojej przyjaciółki z Hufflepuffu. Jak jej jest? Amanda, tak? – Przytaknęła, przypominając sobie tydzień spędzony u koleżanki. – No więc któregoś wieczoru wpadł do nas Percy i do późna w nocy rozmawiał z mamą. Najwyraźniej dowiedział się czegoś w pracy, nie powiedział dokładnie, czym się zajmuje, ale tak czy siak możesz być pewna, że nie jest to nic miłego ani zabawnego. Cokolwiek to było, zmieniło zupełnie priorytety mamy, od tego czasu ma zupełnie inne podejście do Pottera i Ślizgonów. – Mówiąc to, Ron spojrzał na stół wcześniej wspomnianych z wyraźnym podirytowaniem.
– Mama połączyła wiadomości Percy'ego z informacjami, jakie usłyszała na tych zebraniach, na których bywa, wiesz, o jakie zebrania mi chodzi, prawda? – Spojrzał na siostrę znacząco, więc dziewczyna przytaknęła. – No więc mama nas wszystkich, łącznie z tatą, usadziła i zrobiła długi wykład. – Ron przysunął się do Ginny i zaczął szeptać bezpośrednio do jej ucha. – Mama dokładnie to wszystko przemyślała. Powiedziała, że blizna to bezpośrednie połączenie pomiędzy Voldemortem a Potterem i cokolwiek kryje się w głowie jednego, to samo dzieje się u drugiego. I najwyraźniej sam dyrektor był zaniepokojony stanem równowagi psychicznej Pottera, bo podczas wakacji wysyłał mu list za listem i jakieś paczki. Prawdopodobnie eliksiry, ale mama nie jest tego pewna. Dlatego wierzymy artykułom. Nie rozumiesz, Gin? Jeśli mama w to wierzy, to dlaczego mamy się z nią spierać? – Ron odsunął się z powrotem na swoje miejsce, przyglądając się zszokowanej siostrze. No i proszę, praktycznie widziała myśli swojego brata, teraz na pewno zrozumiała. Wszystko się ułoży. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech samozadowolenia.
Gdyby Ron umiał czytać w myślach, byłby wstrząśnięty tym, co się właśnie wykluło w głowie Ginny. Ze wszystkich najidiotyczniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek słyszałam, dziewczyna wbiła wzrok w talerz, by ukryć narastający gniew, to przebija wszystko. Co, do diabła, mama sobie myśli? Czy ona w ogóle myśli? Percy to gnojek, uparty, paranoidalny, parszywy gnojek. Jak mogła mu uwierzyć? Ginny zaczęła nerwowo mieszać w owsiance. No tak, zawsze był jej ulubieńcem, wytknął jej cichutki głos w środku. W jej mniemaniu Percy nigdy nie zrobił niczego złego, przecież wiesz. I nawet jeśli jej najdroższy synek przyszedłby do niej z kłamstwem na ustach, to komu mimo wszystko by uwierzyła?
Próbowała uciszyć cichy, jedwabisty głos, który rozległ się w jej głowie, brzmiał on zupełnie jak ten należący do Toma Riddle'a. Ale mimo wszystko nie mogła odmówić mu prawdy i logiki. Percy był ulubieńcem mamy. Między innymi właśnie to było główną przyczyną ciągłych kłótni między Billem a mamą. Przynajmniej tak twierdził jej najstarszy brat.
Bill i Ginny mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Ona zawsze odtrącana przez chłopców, bo była dziewczyną, a on przez to, że otwarcie przeciwstawiał się mamie. Charlie też trzymał pewien dystans w stosunkach z mamą, ale nigdy nie zachowywał się tak niepoprawnie jak Bill. Najstarszy z rodzeństwa Weasleyów notorycznie sprzeciwiał się regułom ustanowionym przez mamę, aż w końcu z dużą ulgą wyrwał się z domu i wyjechał pracować jako łamacz klątw.
Ze wszystkich braci to właśnie jego brakowało Ginny najbardziej. Zrozumiałby, co się działo w Komnacie Tajemnic i wszystko, co było z tym związane, pomyślała. I na pewno nie dałby wiary tym bzdurom, które wygaduje Ron, westchnęła. Merlinie, bardzo bym chciała, żeby tu był. Ale Bill ciągle przebywał w Egipcie i z tego, co wiedziała, miał tam być przynajmniej przez kolejny rok. Spojrzała na brata, ale Ron był pochłonięty rozmową z Deanem. Kątem oka złapała zmartwione spojrzenie Neville'a. Skinęła głową, wskazując wyjście z sali, a chłopak lekko przytaknął, rozumiejąc, o co jej chodzi. Ginny wstała i, widząc zdziwione miny otaczających ją osób, uśmiechnęła się niewinnie.
– No to my będziemy spadali, na razie – powiedziała radosnym głosem. Neville obszedł stół i podszedł do niej, próbując się nie rumienić na dwuznaczne uśmieszki na twarzach współdomowników.
Wychodząc, zerknęła na stół Slytherinu. Dwóch chłopców zachowywało się tak, jakby w ogóle nic ich nie interesowało. Trochę przesadnie.Ewidentnie coś knują, pomyślała, marszcząc czoło, tylko co? Przygryzła wargę i zastanawiając się nad sytuacją, chwyciła Neville'a pod ramię. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili trochę się rozluźnił.
– Dokąd idziemy? – spytał. Ginny myślała przez chwilę, rozglądając się dookoła.
– Przed lekcjami już nie zdążymy. Spotkajmy się po lunchu, dobrze? – Neville przystanął i spojrzał na nią kątem oka.
– Po lunchu chciałem śledzić Harry'ego i dowiedzieć się, gdzie codziennie tak znika – wyburczał pod nosem. Ginny uśmiechnęła się.
– Ależ nie będziesz musiał. Harry chodzi do biblioteki. Tak mi powiedziała Amanda – oświadczyła rezolutnie dziewczyna. Neville przez chwilę się jej przyglądał, a potem, uśmiechając się, zmrużył oczy.
– Jesteś bardzo przebiegłą Gryfonką. – Ginny wzruszyła beztrosko ramionami, odwracając wzrok. – Zobaczymy się na lunchu? – zapytał. Spojrzała na niego i bez słowa skinęła głową.
– No to do zobaczenia – powiedziała, gdy doszli do sali, w której miała pierwszą lekcję. Neville delikatnie uścisnął jej dłoń i puścił, machając na pożegnanie. Odwrócił się i odszedł w kierunku lochów. Ginny, zagubiona we własnych myślach, przez chwilę przyglądała się odchodzącemu chłopcu, po czym weszła do klasy.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
Hayran KurguUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...