Kiedy dyrektor przychylił się do prośby Neville'a i Ginny, w Wielkiej Sali podniosła się wrzawa. Profesor McGonagall wyglądała, jakby za chwilę miała dostać zawału. Nie jeden, lecz aż trzech uczniów miało dziś opuścić jej Dom. Gdy i wśród nauczycieli rozgorzała dyskusja, opiekunka Gryfonów, nie odzywając się ani słowem, ukryła twarz w dłoniach. Jak mogła nie zauważyć powagi problemu tkwiącego w Gryffindorze? Jak mogła być aż tak ślepa? Pogrążona w gorzkich myślach, nie zważała zupełnie na scenę, która rozgrywała się dookoła.
Severus Snape siedział nieruchomo, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Miał wielką ochotę uśmiechnąć się drwiąco do Minerwy, ale mina pani Hooch sugerowała, że kobieta bez wahania wyśle go na tamten świat, gdyby tylko spróbował. Ukradkiem obserwował Harry'ego. Draco wciąż informował go, w jakim stanie psychicznym i fizycznym znajduje się były Gryfon, który, ciągle nękany przez resztę uczniów, bardzo docenił ochronę i wsparcie Ślizgonów.
Severus miał nadzieję, że w końcu uda się nakłonić chłopca do złożenia wniosku o zmianę przydziału. A teraz jest mój i tylko mój. I, Albusie, niech cię szlag trafi, jeśli spróbujesz go wykorzystać bez mojej wiedzy. Dopóki będę miał w tej kwestii coś do powiedzenia i dopóki pewne sprawy nie zostaną zrozumiane, Harry nie będzie niepotrzebnie narażał życia, poprzysiągł sobie Mistrz Eliksirów, mając świadomość, że starszy czarodziej będzie próbował znaleźć jakiś sposób, by posłużyć się Harrym. Ale przynajmniej przez jakiś czas Harry będzie bezpieczny. Severus z dumą obserwował swoich podopiecznych. Gdy Harry do nich podszedł, nikt nie okazał najmniejszego sprzeciwu. Zauważył też gest Draco i skinął głową z aprobatą.
Jednak, gdy Ginny Weasley i Neville Longbottom wstali i poprosili o zmianę przydziału, Severus zakrztusił się i opluł właśnie pitą herbatą. Kiedy usłyszał, że dyrektor wyraził zgodę, spojrzał na niego zaskoczony. Co ten stary piernik kombinuje?, zastanowił się, wycierając serwetką swoje szaty. Zmarszczył czoło, patrząc z wyrzutem na mokrą plamę, i rzucił zaklęcie czyszczące. Zdążył podnieść głowę akurat w chwili, gdy dwójka Gryfonów ruszyła w stronę stołu nauczycielskiego. Chwilę później Ron Weasley zerwał się ze swojego miejsca i szarpnął siostrę za ramię.
*
Ginny, słysząc słowa dyrektora, przełknęła głośno ślinę. Przez chwilę pomyślała o wycofaniu się, lecz wystarczyło jedno spojrzenie na Harry'ego i wiedziała, że nie mogłaby mu tego zrobić. Wyprostowała się i wciągnęła ze świstem powietrze — nie miała zamiaru dać się zastraszyć swoim wkrótce—byłym—współdomownikom, którzy obrzucali ją pełnymi wściekłości spojrzeniami. Była dumna ze swojego wyboru i przekonana o jego słuszności.
Gdy mijała Rona, zobaczyła, jak brat wyrywa się przytrzymującym go Deanowi i Seamusowi. Stanął przed nią ogarnięty furią i chwyciwszy ją za ramiona, mocno nią potrząsnął.
— Co ty, do diabła, wyprawiasz? — wysyczał, starając się opanować głos. Ginny spojrzała na niego zaskoczona. — To przez Pottera, prawda? Zmusił cię jakoś do tego... Jesteś... Jesteś pod wpływem Imperiusa, czy czegoś podobnego. Ginny, nie możesz tego zrobić! Jako twój straszy brat zabraniam ci! — rzucił, coraz silniej ściskając jej ręce.
— Puść mnie, Ron — odparła spokojnie dziewczyna, a brat spojrzał na nią osłupiały. — Powiedziałam: puść mnie, Ron! — powtórzyła. W jej głosie słychać było nutkę gniewu, który starała się opanować. W końcu stalowy uchwyt zelżał. — Nie zostałam do niczego zmuszona i nie jestem pod wpływem Imperiusa. Robię to z własnej woli, a ty nie masz żadnego prawa mi czegokolwiek zabraniać — syknęła w odpowiedzi, zaciskając ręce w pięści. Ron zmrużył oczy i otworzył usta, by coś dodać, ale dziewczyna przeszła obok niego, nim zdążył wydobyć z siebie głos. Neville, nie chcąc przyciągać uwagi rudzielca, szybkim krokiem poszedł w jej ślady. Ron usiadł z powrotem na swoim miejscu, potrząsając głową i mrucząc coś pod nosem, i obserwował, jak jego siostra zmierza w stronę Dumbledore'a.
Ginny podeszła i stanęła przed dyrektorem. Starszy mężczyzna spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się delikatnie, uciszając równocześnie ruchem ręki wszelkie rozmowy w sali.
— Czy ty, Ginewro Weasley, chcesz zmienić swój przydział? — spytał oficjalnie. Ginny zebrała całą swoją odwagę.
— Tak, chcę — odpowiedziała, równocześnie przytakując ruchem głowy. Czas wokół niej jakby zwolnił bieg. Słyszała skrzypnięcie ławki, gdy ktoś zmienił pozycję i brzdęknięcia sztućców, którymi ktoś nerwowo się bawił. Przestąpiła z nogi na nogę, czując zimny dreszcz na plecach. Lecz chwila minęła i czas znowu zaczął biec swoim zwyczajnym tempem.
— Więc proszę, podejdź tu i poddaj się ponownej Ceremonii Przydziału — powiedział Dumbledore, wyciągając w jej kierunku Tiarę Przydziału. Ginny podeszła na wskazane miejsce i założyła ją na głowę. Ogarnęła ją ciemność, gdy Tiara opadła jej na oczy.
Ach. Panna Weasley, widzimy się ponownie, prawda?, szepnął głos. Ginny wzdrygnęła się i skinęła głową. Jakaś milcząca jesteś. No dobrze. Gdzie by cię tu umieścić? Ginny poczuła wszechogarniające przerażenie — jeśli Tiara postanowi ponownie umieścić ją w Gryffindorze...
Och, nie umieszczę cię znowu w Gryffindorze, panienko. Jesteś zbyt przebiegła, jak dla nich. Ale jesteś równocześnie lojalna i posiadasz zdrową dawkę sprytu. Już wiem, gdzie cię umieszczę...
— SLYTHERIN! — wykrzyknęła Tiara, niemalże ogłuszając Ginny. Dziewczyna wypuściła z ulgą powietrze i szczęśliwa zdjęła nakrycie z głowy, a w jej polu widzenia z powrotem pojawili się zebrani w Wielkiej Sali uczniowie. Spojrzała w kierunku stołu Ślizgonów i zobaczyła, jak Harry przygląda się jej z otwartymi ustami i szerokimi z zaskoczenia oczami. Gdy chłopak zauważył jej spojrzenie, zamknął usta i posłał słaby, pocieszający uśmiech, który odwzajemniła. Odczekała, aż dyrektor zamieni jej odznakę, po czym ostrożnie przebiegła po niej palcami. Odwróciła się i ruszyła w kierunku swojego nowego stołu, lecz w pewnym momencie zatrzymało ją zamieszanie, które wybuchło gdzieś z boku.
— Jak mogłaś! Ginny Weasley, rodzice się ciebie wyrzekną! Zdrajczyni! Ty... ty... ty splamiłaś honor Weasleyów! — zagrzmiał Ron, próbując wstać od stołu. Szarpał się z przytrzymującymi go wściekłym Deanem i Seamusem, który wyglądał na niezbyt zachwyconego całą sytuacją. Fred i George, nie odzywając się słowem, wbili w nią spojrzenia, a na ich normalnie wesołych twarzach widniała tylko złość. Dumbledore przez dłuższą chwilę mierzył Rona wzrokiem i pod wpływem tego spojrzenia rudzielec w końcu zamilkł. Dean i Seamus rozluźnili uchwyt, a Ron ze złością strząsnął z siebie ich dłonie. Teraz nie spuszczał wzroku ze starszego czarodzieja, a na jego twarzy widać było strach i złość. Wydawać by się mogło, że wokół postaci dyrektora temperatura spadła o kilka stopni.
— Jeszcze jeden taki komentarz, panie Weasley, a obawiam się, że będę zmuszony odebrać jakieś punkty. — Głos dyrektora zadźwięczał wyraźnie w Wielkiej Sali. Kiedy zwykle dobroduszny Dumbledore zagroził utratą punktów, wśród zgromadzonych uczniów rozległo się kilka przestraszonych westchnięć. Ron zbladł i skinął głową. Dyrektor obdarzył go kolejnym długim spojrzeniem, po czym ruchem głowy wskazał Ginny, by poszła na miejsce. Dziewczyna posłała dyrektorowi pełen wdzięczności uśmiech i skierowała się do stołu Ślizgonów. Gdy na Sali zapanował na powrót ład i porządek, Dumbledore skinął na Neville'a.
— Czy ty, Neville'u Longbottom, chcesz zmienić swój przydział? — spytał, spoglądając na niego ciepło. Chłopak przełknął ciężko ślinę i skinął głową. Przy stole Gryffindoru zapanowało bezgłośne poruszenie, lecz gdy dyrektor tylko spojrzał w tamtym kierunku, natychmiast się uspokoiło. Neville wziął głęboki wdech.
— Tak, chcę — odpowiedział, czując w duchu dumę z faktu, że ręce mu się nie trzęsą, a dłonie nawet się nie spociły — no, prawie się nie spociły, a tego drżenia nie można nazwać trzęsieniem, pocieszył się w duchu. Dumbledore uśmiechnął się do niego i wyciągnął ku niemu rękę z Tiarą Przydziału.
— Więc podejdź i poddaj się ponownej Ceremonii Przydziału. — Neville ujął trzęsącymi się palcami Tiarę i nałożył na głowę. Upłynęła długa chwila ciszy, podczas której w Neville'u zaczęło kiełkować przerażenie, lecz w końcu Tiara się odezwała.
Ach, i jeszcze pan Longbottom. To bardzo intrygujące, że prosisz o zmianę przydziału. Jesteś Gryfonem z krwi i kości. Twoi rodzice byliby z ciebie dumni, usłyszał w myślach głos Tiary i poczuł napływające do oczu łzy, jednak udało mu się je powstrzymać. Ale Dom Gryffindora nie jest już dla ciebie bezpiecznym miejscem, to pewne. I Potter cię potrzebuje — będzie potrzebował twojej siły, przyjaźni, lojalności i odwagi. Tak, Longbottom, myślę, że umieszczę cię w...
— SLYTHERIN! — Na Sali zapanowała głucha cisza i Neville prawie się roześmiał, słysząc słaby jęk, który dobiegł od strony stołu nauczycielskiego. Rzucił okiem na Mistrza Eliksirów i zauważył, że mężczyzna przygląda mu się z przerażeniem na twarzy. Hmm, to może być całkiem ciekawe,stwierdził w myślach, równocześnie zdejmując nakrycie z głowy i oddając je dyrektorowi. Skoro zostałem Ślizgonem, nie będzie mógł na mnie więcej krzyczeć. Z całą pewnością doprowadzi go to do białej gorączki.
Neville przelotnie dotknął przetransmutowanej odznaki, po czym podszedł do stołu Ślizgonów, odprowadzany spojrzeniami wszystkich uczniów w sali. Harry i Blaise rozsunęli się na boki, robiąc dla niego miejsce. Naprzeciw niego, pomiędzy Millicentą a Pansy, siedziała przestraszona Ginny. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Neville odwdzięczył się jej tym samym, po czym rozejrzał się po twarzach swoich nowych współdomowników. Po chwili dyrektor po raz kolejny poprosił wszystkich o uwagę.
— W związku z tymi historycznymi wydarzeniami, które miały miejsce dzisiejszego dnia, odwołuję wszystkie lekcje. Dziękuję za uwagę. — Uśmiechnął się promiennie, spoglądając na zebranych w sali uczniów, pomijając przy tym stół Gryfonów. Wszyscy zaczęli wiwatować, a Neville był wdzięczny, że nie będzie musiał od razu borykać się z lekcjami i swoimi byłymi współdomownikami. Pozostaje tylko pytanie, czy mam szanse przeżyć, skoro profesor Snape jest opiekunem mojego Domu...
*
Harry już wcześniej zdążył zjeść, więc teraz, nie będąc w ogóle głodnym, wpatrywał się w talerz. Co chwilę zerkał na Ginny i Neville'a, wciąż przerażony tym, że ta dwójka wybrała zmianę przydziału, by nie zostawić go samego. W jaki sposób skończyłem z tak dobrymi przyjaciółmi?Uśmiechnął się i upił duży łyk soku dyniowego.
Ginny plotkowała z Pansy i Millicentą — obie dziewczyny wzięły ją w obroty, gdy tylko usiadła pomiędzy nimi. Wyglądała tak, jakby się dobrze bawiła — jakby przed chwilą nie wydarzyło się nic dziwnego. Neville był pogrążony w rozmowie z Blaise'em, a na jego bladych policzkach pojawiły się rumieńce. Harry spojrzał kątem oka na Draco i zauważył, że blondyn także już nie je, tylko obserwuje swoich kolegów. W pewnym momencie przysunął się do Harry'ego i zaczął szeptać mu na ucho:
— Pansy i Millicenta są w siódmym niebie, że mają nową dziewczynę w dormitorium. W ciągu pięciu minut zostaniemy zarzuceni magazynami mody, tylko czekaj. — Harry zadrżał, czując jego ciepły oddech na swoim policzku, i uśmiechnął się. Draco odwzajemnił uśmiech i powrócił do obserwacji otoczenia.
Harry westchnął i oparł się łokciami o stół — chyba tylko po to, by po chwili zostać szturchniętym przez Draco. Zdziwiony odwrócił głowę i zobaczył jego krzywe spojrzenie. Chyba żartujesz..., pomyślał, niemniej jednak się wyprostował. Twarz blondyna pojaśniała, a Harry tylko pokręcił głową. Och, Merlinie, skrzywił się i uniósł rękę do góry, nim zdążył się powstrzymać.
Próbował zamarkować ruch, że niby chciał tylko przeczesać włosy, ale kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że nikogo tym nie nabrał. Pansy spoglądała na niego z uniesionymi brwiami, oczekując najwyraźniej wyjaśnień, a mina Draco świadczyła o tym, że chłopak też nie dał się wyprowadzić w pole. Najdroższe niebiosa, jestem otoczony przez nadgorliwe kwoki, stwierdził w myślach były Gryfon. Uwaga, jaką go otaczali, niemal doprowadziła go do paniki — nigdy nie był do tego przyzwyczajony — po dzieciństwie spędzonym z Dursleyami ciężko było mu się dziwić. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech i zmusił się do uśmiechu. No dalej, Harry, nie daj się, bądź silny. Nie okazuj strachu. Jesteś teraz Ślizgonem, musisz zachować twarz. Otworzył oczy, czując się odrobinę mniej spięty.
— Wszystko w porządku? — spytał Draco, przysuwając się bliżej. Harry skinął głową, równocześnie jedną ręką tłamsząc serwetkę. Drugą dłoń wytarł w szatę, notując w myślach, że chyba będzie musiał kupić nową. Ta, którą miał na sobie, była zbyt wytarta, a w paru miejscach widniały plamy. Żaden szanujący się Ślizgon nie powinien się w czymś takim pokazywać. Gdy Pansy zmierzyła wzrokiem jego strój, z rozbawieniem stwierdził, że praktycznie widzi trybiki pracujące w jej głowie. Ta dziewczyna z całą pewnością nie miała zamiaru pozwolić, by jakikolwiek uczeń należący do jej Domu pokazywał się w tak nieodpowiednim stroju.
— Tak, naprawdę. To tylko delikatny ból głowy. Prawdopodobnie od nadmiaru adrenaliny, to wszystko — powiedział, odkładając serwetkę, i chwycił za widelec. Draco nie odezwał się ani słowem, ale jego spojrzenie wyraźnie sugerowało, że mu nie uwierzył. Harry powstrzymał westchnięcie. Udało mu się nie skrzywić, gdy poczuł kolejne ukłucie bólu. Pojedyncze ataki nie były niczym niezwykłym. Od kiedy zażył eliksir, stały się wręcz nieodłączną częścią jego życia. Ale przynajmniej nie mam napadów wizji na oczach wszystkich, pomyślał i zastukał w ławkę obok siebie. Draco spojrzał na niego zdziwiony.
— Co robisz? — spytał, przechylając głowę. Harry, trochę zawstydzony, uśmiechnął się niemrawo.
— Ja... ee... To taki mugolski przesąd. Pomyślałem o czymś i nie chciałem tego zapeszyć, więc odpukałem w niemalowane drewno — wyjaśnił, czerwieniąc się coraz bardziej pod wpływem spojrzenia Draco, który patrzył teraz na Harry'ego z taką miną, jakby mu wyrosła druga głowa.
— Mugole są dziwni — podsumował blondyn, potrząsając głową. — Nie wiem, jak ty wytrzymujesz mieszkanie z nimi. — Harry westchnął. Przeprowadzali tę rozmowę już około czternastu razy, ale Draco nigdy nie zrozumiał jego stanowiska.
— To są jedyni krewni, jakich mam, Draco. Muszę z nimi mieszkać — zripostował. W tamtej chwili oddałby wszystko za możliwość położenia łokci na stole i zgarbienia się. Blondyn wypuścił powietrze nosem, ale nie skomentował. Siedzieli jeszcze przez chwilkę, obserwując ludzi w Wielkiej Sali, pozwalając rozmowom, które toczyły się wokół, wypełnić zalegającą między nimi ciszę. Po pewnym czasie Draco przeciągnął się i spojrzał na Harry'ego.
— Może powinniśmy pójść do dormitorium? Jestem pewien, że Ginny i Neville chcą się rozpakować — powiedział, wypowiadając imiona byłych Gryfonów z taką łatwością, jakby to robił od miesięcy. Ginny, poruszona, spojrzała na niego. Draco nigdy wcześniej nie nazwał jej po imieniu, a teraz ostatecznie rozwiał jej obawy, że nie zostaną zaakceptowani w Domu Węża.
— Brzmi nieźle — odpowiedział Harry nader szczęśliwy, że w końcu będzie mógł się wyrwać spod ciągłego obstrzału spojrzeń innych uczniów. Wstali, a Pansy i Millicenta dołączyły do nich po chwili. Wychodząc z Wielkiej Sali, nie zauważyli, że od stołu Gryfonów podniosła się grupka osób i podążyła ich śladem.
W połowie drogi do dormitorium zatrzymał ich głos Rona. Harry odruchowo spiął się, a z jego postawy przebijało zdenerwowanie. Ginny wyglądała na przerażoną. Kiedy się odwrócili, ich oczom ukazała się grupka piątorocznych Gryfonów w towarzystwie paru szósto— i siódmoklasistów. Mieli wyraźną przewagę liczebną nad Ślizgonami.
— Ty draniu! — rzucił Ron w kierunku Harry'ego. — Zobacz, co zrobiłeś mojej siostrze. Przez ciebie stała się małym, plugawym, ślizgońskim wężem, do cholery. — Harry przełknął ciężko ślinę, ale nie ruszył się z miejsca.
— Czas, abyś przejrzał na oczy, Ron. Ginny sama podjęła decyzję. Do niczego jej nie zmusiłem. I byłbym wdzięczny, gdybyś się opanował i nie obrażał mojego Domu. W ciągu ostatniego tygodnia jego członkowie wykazali się o wiele większą odwagą, lojalnością i uczciwością niż Gryfoni. Jestem dumny z tego, że zostałem Ślizgonem. Teraz nie muszę się martwić, że któryś z moich współdomowników podstawi mi nogę, gdy będę schodzić po schodach, zablokuje i przeklnie drzwi do mojego pokoju lub zniszczy moje wypracowania — powiedział Harry przez zaciśnięte zęby, czując, że zaczyna się w środku gotować. Rudzielec uśmiechnął się drwiąco.
— Jesteś kłamcą i wszyscy o tym wiemy. Dom Slytherina jest pełen popaprańców i mrocznych czarodziei. Tak było zawsze i zawsze będzie — wypluł, po czym spojrzał na swoją siostrę. Ginny nie ugięła się pod jego wściekłym spojrzeniem i odpłaciła mu podobnym.
— A ty — zaczął, krzywiąc się okropnie. — Mama i tata... To ich załamie. Jak mogłaś, Ginny? Jak mogłaś stać się takim tchórzliwym wężem? — spytał, szczerze zdumiony. Ginny otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Nigdy tego nie pojmie, pomyślała.
— Ron, chyba nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć — odpowiedziała w zamian, wzruszając ramionami. — To znaczy, umiałabym, ale ty tego i tak nie zrozumiesz. Nawet nie chciałbyś zrozumieć. — Zdumienie na twarzy Rona zastąpił gniew.
— Och, to teraz, gdy już jesteś wywyższającą się i wszechmogącą Ślizgonką, twoja logika jest zbyt zawiła, bym mógł ją pojąć moim małym rozumkiem? Merlinie, nic dziwnego, że Tiara przydzieliła się do tego Domu. Zawsze byłaś małym szpiegiem, zdradzałaś mnie i bliźniaków przed rodzicami, gdy tylko miałaś okazję. — Przerażona Ginny, słysząc pełne jadu słowa, zakryła ręką usta. Spojrzała na Freda i George'a, ale na ich twarzach też nie znalazła ani krzty sympatii. Ktoś, chcąc dodać jej otuchy, położył delikatnie dłoń na jej plecach. Ginny zerknęła za siebie i zobaczyła Pansy.
— Zostaw ją w spokoju — odezwał się Neville, stając pomiędzy Ginny a Ronem. Rudzielec spojrzał na niego jak na jakiegoś obrzydliwego robaka.
— Co do ciebie... Gdyby twoi rodzice mieli pojęcie, co zrobiłeś... — To było wszystko, co Ron zdążył powiedzieć, nim Neville wymierzył mu cios. Taki obrót zdarzeń zaskoczył wszystkich, a najbardziej chyba samego Neville'a. Ron przyłożył dłoń do nosa, ścierając kapiącą krew, i szeroko otwartymi oczami spojrzał na chłopca, który go uderzył.
— Ty mały... — Zacisnął dłonie w pięści, zamierzając się na Neville'a, lecz powstrzymał go jedwabisty głos profesora Snape'a.
— Czy możecie mi dokładnie wyjaśnić, co się tu dzieje? — Mistrz Eliksirów, z rękoma założonymi na piersi, stał za plecami Gryfonów i z góry mierzył wzrokiem całe towarzystwo. Gdy spojrzał na Rona, jego twarz wykrzywiła się w drwiącym uśmieszku. Kiedy jego wzrok padł na Hermionę, dziewczyna zbladła, ale nie drgnęła.
— Nic, profesorze — mruknął Ron, odwracając ponownie głowę w kierunku swojego napastnika. — Właśnie mieliśmy iść. — Mijając Neville'a, uderzył go ramieniem i wysyczał na tyle cicho, żeby Snape nie usłyszał: — Jeszcze nie skończyliśmy!
Neville nawet nie trudził się na odpowiedź. Reszta Gryfonów podążyła śladem rudzielca, omijając grupkę Ślizgonów. Tylko Seamus się ociągał, próbując złapać wzrok Harry'ego, ale były Gryfon nie dał mu na to szansy, świadomie unikając jego spojrzenia. Irlandczyk z zawiedzioną miną ruszył za swoimi współdomownikami, zerkając od czasu do czasu za siebie.
Neville wciągnął i wypuścił ze świstem powietrze. Kiedy Gryfoni zniknęli z zasięgu wzroku, zaczął masować dłoń. Wszystkie kostki okropnie bolały.Po co ludzie się biją, skoro przy tym sami się ranią? Przestał po chwili, uświadamiając sobie, że profesor Snape wciąż przy nich stoi. Jasna cholera.
— A dlaczegóż to, Longbottom, boli cię ręka? — mruknął nauczyciel. Neville przełknął ślinę i spojrzał na Mistrza Eliksirów. Mężczyzna nie wyglądałna zdenerwowanego, a raczej na trochę rozbawionego. Co do reszty zdezorientowało Neville'a. Powinien być wściekły. Do diabła, powinien w tej chwili na mnie wrzeszczeć chociażby za to, że oddycham...
— Ja... uderzyłem Rona — wymamrotał w odpowiedzi. Usłyszał chichot Blaise'a i spojrzał na niego z miną zbitego psa.
— Przepraszam, Neville — odparł Blaise. — To po prostu... To nie było tylko „uderzenie". Ty go zmasakrowałeś. I to w niezłym stylu. — Neville zarumienił się pod wpływem pochwał i rzucił okiem na profesora Snape'a. Mężczyzna uśmiechał się i to do niego! I to jest ta scena, w której ginę, prawda?, pomyślał.
— Świetna robota, Longbottom. Jednak następnym razem radzę używać różdżki, nie pięści. Weasley jest raczej dobry w prymitywnych sposobach walki i najłatwiej będzie go pokonać za pomocą zaklęć. Czegoś, z czym nie jest aż tak obeznany. — Chłodne i suche podsumowanie Mistrza Eliksirów wywołało ogólną wesołość wśród jego podopiecznych. Nawet u Ginny. Wcześniej sądziła, że będzie zraniona lub zła, kiedy tylko profesor rzuci jakąś ostrą uwagę na temat jej braci, ale teraz wcale się tak nie czuła. Nie czuła praktycznie nic. I to nie może znaczyć nic dobrego. A może jeszcze jestem pod wpływem szoku? Jednak nie wiedziała, co o tym sądzić.
Severus ruchem ręki wskazał uczniom, że powinni już iść. Jego oczy dłużej spoczęły na nowych, wciąż onieśmielonych „nabytkach" Domu Slytherina. Nie jestem w stanie uwierzyć, że Neville Longbottom trafił do mojego Domu, zdziwił się w duchu. Ale Severus zdążył zobaczyć scenę, która rozegrała się pomiędzy Neville'em a Ronem i jego reakcja zrobiła na nim wrażenie. Ale jakby nie było, Weasley jest od niego wyższy i na pewno o wiele cięższy. Longbottom na dłuższą metę nie miałby szans, westchnął i zanotował w myśli, że musi ustalić plan spotkań ze swoimi nowymi Ślizgonami, by wbić im do głowy trochę zasad. Potrzebują teraz każdego rodzaju pomocy. Obrócił się na pięcie i oddalił w kierunku swojego prywatnego laboratorium, szczęśliwy, że będzie miał teraz chwilę dla siebie. Opracował przepis na nowy eliksir, lecz na razie wszelkie wyliczenia były przeprowadzane tylko w teorii. Teraz będzie miał czas, by w spokoju skoncentrować się na doświadczalnym przebadaniu jego właściwości.
*
Dormitoria Ślizgonów różniły się znacznie od tego, co Harry zapamiętał. Były jakoś bardziej gościnne i przytulne. Ciemne kolory królowały jak wcześniej, ale zamiast nadawać pokojom zimny i bezosobowy charakter, raczej sprawiały, że wydawały się bezpieczniejsze. Ciemnoszare kamienne podłogi tu i ówdzie przykryte były dużymi, grubymi dywanami, których czarno—zielono—szary deseń przypominał podłoże lasu. W niewielkich odstępach pod ścianami stały regały z książkami, a pomiędzy nimi wisiały portrety. Na pierwszy rzut oka postacie na portretach wydawały się być chłodne i wyniosłe, ale przed uważniejszym obserwatorem nie ukryły się iskierki rozbawienia, tańczące w malowanych oczach. Kiedy weszli do pokoju wspólnego, w wielkim kominku trzaskał ogień. Harry przystanął na chwilę i zapatrzył się w płomienie, podziwiając ich piękno. Ktoś wyrwał go z zamyślenia, delikatnie dotykając jego ramienia. Harry odwrócił się i zauważył Neville'a, który uśmiechał się przepraszająco.
— Chodź, Harry. Chcą nam pokazać nasze pokoje — wytłumaczył. Harry skinął głową i ruszył za Draco i Blaise'em w dół długiego korytarza. Pansy i Millicenta poprowadziły Ginny drugim, podobnym korytarzem wiodącym do dormitoriów dziewcząt. Była Gryfonka oddaliła się za nimi, podziwiając nowe otoczenie szeroko otwartymi oczami.
Korytarz chłopców był słabo oświetlony. Na podłodze leżał gruby dywan, który całkowicie tłumił odgłosy kroków. Ściany były zrobione z tego samego szarego kamienia, co podłoga, a pomiędzy każdą parą drzwi wisiała mała lampka.
— Od kiedy jest nas tak mało, każdy Ślizgon powyżej trzeciej klasy ma swój własny pokój. Neville, ten tu będzie twój. Blaise mieszka obok ciebie, po prawej. — Draco wskazał drzwi w połowie korytarza, po czym wskazując kolejne po przeciwnej stronie, dodał: — A tu jest twój, Harry. Ja mieszkam po twojej lewej stronie. — Harry skinął głową, po czym spojrzał w górę i w dół korytarza. Wszystkie drzwi były dokładnie takie same, szare i niczym się niewyróżniające. Praktycznie zlewały się ze ścianą. Policzył je i stwierdził, że jego pokój jest dziesiątym po prawej. Świetny pomysł, pomyślał. W ten sposób nikt nie jest w stanie powiedzieć, który pokój do kogo należy. Ślizgońska paranoja, emanująca nawet ze ścian, była mu teraz na rękę, ale i tak uśmiechnął się pod nosem.
— Dzięki, Draco. Ciekawe, czy dyrektor już przeniósł nasze rzeczy... — Zamilkł, zaglądając do pokoju. Mhm, dziękujmy niebiosom za skrzaty domowe, stwierdził. Ściąganie tutaj tego wszystkiego byłoby torturą. Odwrócił się do Ślizgonów i posłał im słaby uśmiech. — Cóż, pójdę się rozpakować — powiedział, wycofując się do pokoju. Naprawdę chciał chwilę pobyć sam, by móc w spokoju pomyśleć nad wydarzeniami dzisiejszego dnia. Draco zmrużył oczy i przyglądał mu się przez chwilę, po czym skinął głową.
— Dobrze. Ale gdybyś miał chwilę przed lunchem, chciałbym się z tobą spotkać w pokoju wspólnym. Chcę z tobą porozmawiać o wstąpieniu do drużyny. — Harry spojrzał na niego zdumiony i przytaknął głową. Kiedy tylko Ślizgoni odwrócili się, zabierając ze sobą Neville'a, Harry zamknął drzwi i pozwolił sobie na westchnięcie. Wreszcie sam. Po chwili zaczął się rozglądać po swoim nowym pokoju.
Najbardziej w oczy rzucała się przestrzeń. Pokój był duży, dużo większy od tego w Gryffindorze. Pod ścianą stało wielkie łóżko z czterema kolumienkami, zrobione z ciemnego drewna i z zasłonkami w kolorze ciemnej zieleni. Wszystkie meble wykonane były z tego samego ciemnego drewna, nadającego — według Harry'ego — pokojowi nutkę ciepła.
Przestawił nieco kufer i przejrzał zawartość, sprawdzając, czy wszystko zostało spakowane. Położył torbę na biurku i przesunął dłońmi po jego blacie, napawając się dotykiem wspaniałego drewna. W biurku była niezliczona liczba małych szufladek i przegródek. Skupił uwagę na jednej małej szufladce, w której, ku jego zaskoczeniu, wymacał palcami skrytkę. Była pusta, ale dobrze było wiedzieć, że jest. Jednak wątpię, żeby to miejsce miało jakiekolwiek tajemnice przed Snape'em, uśmiechnął się pod nosem.
Ułożył książki, przeznaczył osobną przegródkę na czyste pergaminy, a jedną z szufladek na pióra. Przez chwilę rozważał, czy powinien ukryćponadprogramowe książki, które kupił, ale odrzucił ten pomysł. Myślę, że mi się tu spodoba, stwierdził, po raz kolejny mierząc wzrokiem swój pokój. Był ciepły i przytulny, jakby zachęcający, by w nim przesiadywać. Czuł się tu bezpiecznie. Chociaż ciekawe, czy jest jakiś sekretny tunel prowadzący z dormitorium na zewnątrz... Jego myśli zaczęły krążyć wokół możliwych tras ucieczek z lochów. W wieży zadanie to było proste, w najgorszym wypadku można by było po prostu wyskoczyć przez okno, ale w lochach... Nie sądzę, żeby profesor Snape pozwolił śmierciożercom zapędzić się aż tak daleko, ale nigdy nie zaszkodzi być przygotowanym.
Postanowiwszy to, usiadł za biurkiem, przyzwyczajając się do nowych mebli. Wyciągnął kawałek pergaminu i przybory do pisania. Skupił się na planowaniu ewentualnych tras awaryjnych, szczęśliwy, że może zająć czymś swoje myśli.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...