Lis w kurniku

8.6K 662 180
                                    

   Bill w ciągu całego swojego życia nie był tak wściekły jak teraz. Nie potrafił pojąć, jak jego rodzina — nie, była rodzina — mogła tak postąpić.Jak, u licha, normalni i mili ludzie nagle zniżyli się do poziomu umysłowego... Knota! Zacisnął zęby i starał się stłumić gniew. Nikomu nie wyszłoby na dobre, gdyby podczas rozmowy z dyrektorem stracił panowanie nad sobą.
Zatrzymał się naprzeciwko Dumbledore'a. Twarz starszego czarodzieja nie wyrażała żadnych emocji, a niebieskie oczy migotały jak zwykle i Bill nie był w stanie odgadnąć jego myśli. Wysoki rudzielec wziął głęboki wdech, wypuścił powietrze i zatrzymał się przy stole nauczycielskim z miną osoby zdecydowanej postawić na swoim.
— Dyrektorze — przywitał się Bill ze spokojem kontrastującym ze wzburzeniem, które ogarniało go jeszcze przed chwilą. Albus skinął głową w odpowiedzi.
— Panie Wea... cóż, Bill — poprawił się dyrektor i zmarszczył brwi. Były członek rodziny Weasleyów posłał mu krótki, dodający otuchy uśmiech.
— Proszę na razie mówić mi Bill, jeśli można — stwierdził łamacz klątw. Nie mógł zmusić się do żalu nad swoim postępkiem, nawet jeśli jego była rodzina oprzytomnieje — krzywda, jaką wyrządzili Ginny, była zbyt wielka, by ją wybaczyć. I — uśmiechnął się pod nosem — naprawdęprzynieśliby mu pecha w zawodzie. Gobliny nigdy nie miały dobrej opinii o łamaczach klątw i ich rodzinach. Bill sądził, że zrozumieją jego sytuację i teraz z całą pewnością dadzą mu podwyżkę!
— Więc, Bill. — Dyrektor uśmiechnął się ciepło. — Całkiem niezłe wejście. — Złożył ręce na piersi i spojrzał znad swoich okularów połówek na młodego czarodzieja, który zarumienił się i wbił wzrok w podłogę. Dyrektor miał dziwną moc zmieniania ludzi w jąkających się nastolatków, przyłapanych na błąkaniu się po zamkowych korytarzach podczas ciszy nocnej. Bill zrugał się w myślach, że przecież już dawno temu skończył dwanaście lat, i zmusił się do podniesienia wzroku. Wziął głęboki oddech i wzruszył ramionami.
— Ach, to. No cóż. Nie mogłem nic na to poradzić, musiało się stać i tyle — odparł. Severus mierzył młodego czarodzieja takim spojrzeniem, jakby rudzielcowi wyrosła druga głowa. Ale przynajmniej nie jest to jedno z tych morderczych spojrzeń, pomyślał Bill, nadzieja wciąż istnieje.
— Tak, rozumiem — odparł Dumbledore i uniósłszy rękę, zaczął gładzić się po brodzie. — Czy planujesz tu zostać na jakiś czas, mój chłopcze? — Bill uniósł głowę i przestąpił z nogi na nogę. Miał nadzieję, że dyrektor go o to zapyta.
— Jeśli byłaby taka możliwość, chciałbym zostać, by spokojnie porozmawiać z Ginny i dokończyć kilka spraw. — Niespokojnie się poruszył i spojrzał na byłą siostrę siedzącą przy stole Ślizgonów. Dyrektor podążył za jego wzrokiem, a jego wyraz twarzy złagodniał.
— Myślę, że nasza profesor OPCM—u z wielką chęcią skorzysta z możliwości porozmawiania z tobą i być może nie pogardziłaby kilkoma demonstracjami tego, czym się zajmujesz. Porozmawiam później z profesor Montevay i coś wymyślimy. — Dumbledore mrugnął do młodzieńca, po czym gestem ręki zasugerował mu, by poszedł do swojej siostry. Twarz Billa pojaśniała, gdy uśmiechnął się promiennie do nauczycieli — wszystkich, włączając Snape'a — po czym skierował się do stołu, przy którym siedzieli bacznie obserwujący go uczniowie.
Gdy Bill do nich podszedł, Ginny wstała z dziwnym wyrazem twarzy.
— Bill... — odezwała się łamiącym się głosem. Bill szybko pokonał dzielącą ich odległość i chwycił dziewczynę w ramiona, całkowicie ignorując wpatrujących się w nich pozostałych uczniów. Ginny przylgnęła do brata, a po jej policzkach potoczyły się wielkie łzy.
— Ginny, Ginny, Ginny — mruczał Bill, kołysząc ją. — Jesteś moją siostrzyczką i zawsze nią będziesz, bez względu na wszystko — wyszeptał jej do ucha. Dziewczyna załkała cicho i uścisnęła go mocniej. Gdy obok nich zabrzmiało ciche kaszlnięcie, Bill odwrócił głowę, ale nie wypuścił Ginny z ramion.
Draco ruchem głowy wskazał na drzwi, zatrzymując na chwilę wzrok na stole Gryfonów, gdzie Ron i bliźniaki z nienawiścią na twarzach obserwowali swoje niedawne rodzeństwo. Bill spojrzał w ich kierunku, a na jego ustach pojawił się pełen wstrętu uśmieszek, po czym skinął głową.
— Chodź, Gin, wyjdźmy stąd. — Puścił ją, lecz wciąż jedną ręką obejmował w ramionach. Ginny szybko otarła łzy i przytaknęła, ruszając w kierunku wyjścia. Draco i Harry spojrzeli na siebie, po czym wstali i udali się w ślad za nimi. Nie mieli zamiaru pozwolić, by ktokolwiek ich teraz niepokoił.
Para Ślizgonów dogoniła rodzeństwo tuż za wyjściem z Wielkiej Sali i poprowadziła do nieużywanej klasy na końcu korytarza. Sami usadowili się w alkowie tuż przy wejściu, pilnując, by nikt nie przerwał dwójce rudzielców w środku.
Bill objął Ginny po raz kolejny, gdy tylko znaleźli się w klasie. Jedną ręką zaczął głaskać ją po włosach, kiedy dziewczyna zalała się łzami. Młoda czarownica ponownie przylgnęła do brata, pomiędzy łknięciami łapiąc powietrze — wiedziała, że będzie wyglądać okropnie, ale w ogóle się tym nie przejmowała. Bill był przy niej, tulił ją i mówił, że wciąż są rodziną i nikt, nikt, nigdy tego nie zmieni. Te słowa były jak balsam dla jej zmęczonej duszy, lekiem na złamane przez niegdysiejszych rodziców serce. Bill był przy niej.
Nieco później Ginny odsunęła się od brata i otarła łzy końcem rękawa. Gdyby Pansy to zobaczyła, urwałaby mi głowę, cichy, drwiący głosik odezwał się w jej głowie, lecz kazała mu zamilknąć. Bill zrobił krok do tyłu i marszcząc brwi, zaczął przetrząsać kieszenie. W końcu wyciągnął pogniecioną chusteczkę do nosa i wręczył jej z małym uśmiechem. Ginny przyjęła ją i zaczęła osuszać twarz. Przesunęła się w stronę okien i zajęła jedno z wolnych miejsc, a Bill podążył jej śladem i usiadł obok. Gdy świadomość tego, co jej brat zrobił, uderzyła Ginny ze zdwojoną siłą, wbiła wzrok w swoje dłonie.
— Wy... wyrzekłeś się rodziny — rzuciła w końcu, spoglądając na niego, na co Bill przytaknął.
— Ginny... jesteś moją siostrą. To ty postąpiłaś słusznie i stanęłaś w obronie tego, w co wierzyłaś. Poszłaś za głosem serca, a to powód do dumy, a nie wstydu. Naprawdę postąpiłaś bardzo honorowo. Aby zrobić coś takiego, potrzeba było dużo odwagi, serca i ogromnej determinacji, a jeśli ci kretyni tego nie widzą, ich strata. Nie zasługują na ciebie. A co do mamy i taty... — Przerwał i wyjrzał za okno. — Rodzicie postąpili karygodnie. Naprawdę i szczerze wierzę w każde słowo, które tam powiedziałem. Wstydzę się, że byłem częścią tej rodziny... Złamali wszystkie rodzinne zasady i zawiedli zaufanie, a publicznie cię wydziedziczając, przekroczyli wszelkie granice przyzwoitości, Ginny. — Przysunął się bliżej, ujął jej dłonie i ścisnął delikatnie. — To zaklęcie, Ginny, miało być stosowane tylko, tylko w stosunku do członka rodziny, który popełnił coś naprawdę okropnego, na przykład przyczynił się do masowego ludobójstwa lub dopuścił się czegoś tak ohydnego, jak pedofilia czy kazirodztwo. Nie mieli prawa, nie mieli prawa, cię tak potraktować, nie dałaś im ku temu żadnego powodu. Kiedy otrzymałem list mamy, nie mogłem w to uwierzyć, więc sprawdziłem. Gringott ma ogromną bibliotekę, a w niej między innymi bardzo rzadki zbiór dokumentów historycznych. Sprawdziłem to, Gin. Rzucili to zaklęcie, ale bardzo zmienili jego przeznaczenie — aż się dziwię, że nikt ze starszych czystokrwistych rodów nie podniósł głosu. A może podniósł, tylko ja nic o tym nie wiem? I jeszcze jedno. Gobliny, cóż... — urwał z małym uśmieszkiem — były niezwykle niezadowolone z całego tego skandalu. Zdecydowanie wolą pracowników o nieskalanej reputacji. Tak więc nie martw się o mnie. — Ginny uśmiechnęła się słabo, słysząc jego podbarwione humorem słowa, a napięcie wiszące w powietrzu nieco zelżało. Zrobiła głęboki wdech i wydech.
— Ale, Bill... jesteś tego pewien? Całkowicie pewien? — Przyglądała mu się, najwyraźniej nie wierząc, że jej były brat tak dokładnie sobie to wszystko przemyślał. Twarz Billa wyrażała jednak tylko determinację.
— Tak, Gin. To był mój świadomy wybór, nawet nie próbuj myśleć, że w jakiś sposób wrobiłaś mnie w tę sytuację. — Ginny opuściła wzrok —przeszło jej wcześniej przez myśl, że Bill wydziedziczył się tylko dlatego, że czuł się winny tego, co ich rodzina jej zrobiła.
Wyciągnął rękę i uniósł jej podbródek, tak by spojrzała mu prosto w oczy.
— Kocham cię, Ginny. I zawsze będę, bez względu na wszystko. Sam podjąłem decyzję o wyrzeknięciu się rodziny i sam postanowiłem stanąć po twojej stronie — i nigdy jej nie opuszczę. — Cicha obietnica Billa wywołała kolejną falę łez, które teraz spływały po policzkach rudowłosej dziewczyny. Bill otarł je, przyciągnął ją do siebie i uścisnął. Długą chwilę zostali tak przytuleni do siebie, nic nie mówiąc, po prostu się ciesząc wzajemną obecnością.

Wiara [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz