Rozdział pierwszy
Pożegnania
- To się nie dzieje.
W hallu było zimno. Harry wpatrywał się w swoje dłonie i pocierał skórę, mając nadzieję, że je rozgrzeje. Podniósł wzrok i wyjrzał za drzwi; słońce przebijało się już przez cienką warstwę chmur, które pojawiły się w nocy. Prawie mógł zobaczyć jezioro, mętne w słabym świetle poranka. Wyglądało spokojnie.
- Syriuszu, proszę…
- Absolutnie nie! Harry miał wrócić do domu ze mną! Z nami!Chaos zapanował w wejściu do zamku. Harry usiadł na swym kufrze, a jego ręce luźno zwisały z kolan. Jego oddech był urywany – choć nikt tego nie zauważył. I tego właśnie chciał. Oszalałby, gdyby spędził jeszcze choć trochę czasu w skrzydle szpitalnym.
- Syriuszu…
- Dyrektorze, jak pan mógł! Ufałem, że odda pan Harry'ego pod naszą opiekę.
- Odebrano mi kontrolę nad tym, Syriuszu. Minister…
- Pieprzyć Ministra!
- Bariery u Dursleyów będą chronić Harry'ego przed śmierciożercami.
- A bariery w Black Manor zrobią jeszcze więcej! Wiesz o tym, Albusie.Dyrektor rozłożył ręce, wyglądając na nieszczęśliwego.
- Owszem, wiem o tym. Ale nie mogę nic z tym zrobić. Aurorzy wkrótce przybędą, by zabrać pana Pottera do domu jego krewnych. Tak zadecydował Minister, a sąd to poparł.
- On. Jest. Moim. Chrześniakiem. – Syriusz drżał z wściekłości. Jego włosy prawie stały dęba, a dłonie zaciskał w pięści.
- Jak również bratankiem Petunii Dursley; łączą ich więzy krwi. – Zmęczony głos dyrektora rozbrzmiał w hallu. – W takich sprawach krew zawsze będzie triumfować nad pragnieniami naszych serc.Syriusz odwrócił się.
- To kompletny nonsens. – Podszedł do Harry'ego i kucnął przed nim. – Dzieciaku? Nie wolałbyś wrócić z nami do domu? – Wyciągnął rękę i dotknął dłoni Harry'ego. – Dzieciaku?
Zielone oczy otworzyły się błyskawicznie.
- Tak… wolałbym. – Przełknął ślinę, biorąc głęboki wdech. – Ale… Minister… robi to… bo może. – Zadrżał i napotkał spojrzenie swego ojca chrzestnego. – To jego zemsta.
- Harry? – Remus położył dłoń na ramieniu chłopaka. – Ktoś wezwie panią Pomfrey.
- Wszystko… w porządku.
- Masz zadyszkę! – Syriusz sięgnął w jego stronę, ale zawahał się w ostatniej chwili. Wstał i spojrzał w twarz Albusowi. – Widzisz? On nie może iść do Dursleyów w takim stanie!
- Czy jest coś, co mogę zrobić? – Lucjusz Malfoy stał obok swojego syna i obserwował zdenerwowanego animaga. Draco odszedł od ojca, by usiąść z Harrym, chwytając jedną z dłoni chłopaka we własną.
- Tak. Merlinie. Nie wiem. – Syriusz przeczesał dłonią włosy i patrzył, jak pielęgniarka klęka obok Harry'ego i podaje mu pomarańczowy eliksir. Harry przełknął go z trudnością, reagując skrzywieniem na jego smak.
- Syriuszu. – Albus położył dłoń na ramieniu czarodzieja. – Sam pójdę zakwestionować polecenie Ministra. Ale to trochę potrwa. Do tego czasu pan Potter uda się do domu swoich krewnych.
- Nie powinno tak być. – Syriusz pokręcił głową. Jego oczy były szkliste. – To mój chrześniak. Obiecałeś, Albusie. Powiedziałeś, że zabierzemy go do domu.
- Wiem i jest mi bardziej przykro, niż mogę to wyrazić. – Starszy czarodziej odwrócił wzrok. Dwóch Aurorów szło ścieżką do zamku.
- Napraw to, Albusie. – Oczy animaga błysnęły. Strząsnął dłoń dyrektora i wrócił do Harry'ego. – Hej, dzieciaku. – Zajął miejsce Pomfrey przed chłopakiem. – Wkrótce po ciebie przyjdziemy. Nie będziesz tam długo.Harry uśmiechnął się do niego, a wyraz jego twarzy ścisnął Syriusza za serce.
- Wiem, Łapo. – Harry spojrzał w dal i wstał. Objął ojca chrzestnego za szyję i ścisnął. Mężczyzna trzymał go mocno. – Niedługo będę z tobą – wyszeptał Harry do jego ucha i odsunął się. Syriusz obserwował, jak chłopak się żegna, próbując pocieszyć płaczącą Ginny i wściekłego Dracona. Blondyn odciągnął mniejszego chłopaka na bok i szeptał mu do ucha. Syriusz patrzył, jak słaby rumieniec występuje na policzki chłopaka, a ten zaczyna kręcić głową. Draco powiedział coś jeszcze, co sprawiło, że Harry się zaśmiał i ponownie przytulił Dracona.
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...