Hermiona machała gwałtownie nogami, czekając na przybycie dyrektora. Siedziała na podeście figury gargulca już prawie godzinę, a jej serce waliło głośniej za każdym razem, gdy słyszała, że ktoś się zbliża. Obok niej leżała książka, jakaś beletrystyka, którą dostała od matki na święta. To był weekend w Hogsmeade i Hermiona miała nadzieję, że uda jej się porozmawiać z dyrektorem w cztery oczy.
Ciężkie kroki sprawiły, że zanurkowała w książkę, przerzucając powoli strony i próbując nie patrzeć na jakąkolwiek osobę, która się zbliżała.
- Przecież to panna Granger – Hermiona skuliła się nieco na dźwięk szyderczego tonu Mistrza Eliksirów. – Chce pani wykopać z Gryffindoru kolejnego ucznia?
Hermiona poczuła rumieniec występujący na jej twarzy, gdy powoli zamykała książkę.
- Nie, proszę pana. Ja tylko czytam swoja książkę, to wszystko. – Wpatrywała się w czubki jego butów, próbując z powrotem okiełznać swój temperament.
- Więc rób to gdzie indziej – spojrzała w górę, słysząc jego urywany głos. Była zszokowana, gdy zobaczyła intensywne cienie pod jego oczami i bledszy niż zwykle odcień skóry.
- Dobrze się pan czuje? – Wpatrywała się w niego, dostrzegając zagniecenia na jego szacie i błoto oblepiające brzeg jego płaszcza.
Profesor Snape prychnął na nią.
- Proszę zejść mi z drogi, panno Granger, zanim odbiorę Gryffindorowi punkty za pani bezczelność. – Zerwała się na nogi i popędziła za nim. Szczupły mężczyzna pochylił się nad gargulcem i wyszeptał coś do niego, cały czas patrząc na Hermionę. Statua uskoczyła z drogi, powodując, że dziewczyna podskoczyła lekko. Wszedł na schody.
- Proszę zaczekać! – Wyrwała się do przodu, zanim gargulec zdążył z powrotem zablokować jej drogę.
Profesor Snape odwrócił się do niej.
- Panno Granger. Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru za pani zachowanie. Ma pani natychmiast zejść ze schodów...
- Lavender Brown była szpiegiem! – Przygryzła wargę i podniosła dłoń, by zakryć usta. Świetnie, po prostu świetnie, Hermiono. Wygadałaś się jak pierwszoroczna, doskonale. Mistrz Eliksirów mrugał przez chwilę, mając wciąż otwarte usta. Zamknął je gwałtownie, wpatrując się w nią ponuro.
- Ty durna, bezmyślna dziewczyno – warknął, chwytając ją mocno za rękę i ciągnąc do gabinetu dyrektora. Hermiona nigdy w życiu nie była tak przerażona.
- Albusie! – Mistrz Eliksirów wtargnął do gabinetu dyrektora, ciągnąc za sobą Hermionę. – Mamy problem.
Hermiona czuła się tak, jakby jej twarz płonęła. Potknęła się, stając obok profesora, i pocierała rękę w miejscu, w którym chwycił ją profesor, mrucząc cicho do siebie. Potem podniosła wzrok i poczuła, jakby cała krew odpłynęła jej z twarzy.
Harry, Draco, Neville, Ginny, Syriusz, Remus i dyrektor wpatrywali się w nią z różnymi wyrazami twarzy. Ten Dumbledore'a był miły, ale chłodny; oblicza Harry'ego, Syriusza i Remusa były całkowicie puste. Neville był rozczarowany, a reszta... Hermiona przesunęła się lekko w stronę drzwi. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, byłoby po niej już jakieś czterysta razy.
- Yyy, cześć. – Odkaszlnęła i wbiła wzrok w podłogę, biorąc głęboki wdech, zanim ponownie spojrzała w górę. – Ja... ugh. Jest coś, co... To znaczy, odkryłam...
- Panna Granger nie jest w stanie powiedzieć, że po prostu wyrwało jej się, wszem i wobec, że wierzy, iż Lavender Brown była szpiegiem. – Severus skrzyżował ręce na piersi i spojrzał z góry na dziewczynę z burzą włosów, która stała obok niego.
- Yyy – Hermiona spojrzała na zgromadzonych, a na jej twarz zaczęło powracać ciepło. – On... Profesor Snape ma rację. Wierzę, że Lavender naprawdę szpiegowała dla... dla Sami-Wiecie... dla Voldemorta. – Zmusiła się, by wypowiedzieć to imię. – Ja... coś jakby, yyy... przypadkowo szłam za nią pewnego dnia i usłyszałam, że rozmawia z kimś. Z mężczyzną. I rozmawiali o tobie... Harry. – Nie mogła spojrzeć chłopakowi w oczy. Skierowała spojrzenie na podłogę. – Ja... On, kimkolwiek był, powiedział Lavender, że Czarny Pan będzie zadowolony z jej raportu. Powiedziała mu coś o Harrym i o jego... zdrowiu.
- Jak cholernie miło z twojej strony, że czekałaś, aż Maddie będzie martwa zanim tu przyszłaś, ty żałosna, wstrętna suko. – Ginny próbowała zejść z fotelu, a Neville i Remus przytrzymywali ją na miejscu. – Zamierzam przekląć cię tak, że stracisz pamięć, ty bezwartościowa szmato...
- Panno Black! – Ostry ton Severusa natychmiast uciszył dziewczynę. Hermiona mogła tylko wpatrywać się w niską dziewczynę, którą kiedyś znała, z otwartymi ustami. – Ślizgoni nie używają takiego języka publicznie, ani nie grożą innym w obecności dyrektora. Będzie pani siedzieć cicho i uprzejmie albo opuści pani pokój, czy to jasne?
Ginny osunęła się powoli na siedzenie, wpatrując się ponuro w Hermionę.
- Tak, proszę pana.
- Dobrze, a teraz proszę przeprosić.
- Co? – Szatynka spojrzała na Mistrza Eliksirów. – Nie zrobię tego.
Severus patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a jego ciemne spojrzenie paliło.
- Zrobi to pani, panno Black.
Ginny wierciła się w fotelu, zerkając kilka razy na Syriusza, który tylko uniósł brwi i przewrócił oczami.
- Ja... dobra. Tak mi przykro. – Zadrwiła, rzucając Hermionie paskudne spojrzenie. Czarownica skrzyżowała ramiona na piersi z irytacją i odchyliła się w fotelu, kręcąc nosem.
- Dobrze – Severus zwrócił się do Hermiony. – A teraz proszę usiąść i wyjaśnić nam jak, kiedy i gdzie miało to miejsce. – Hermiona opadła na krzesło wezwane przez profesora; jej serce zadrżało, gdy wszyscy odwrócili się i wbili w nią wzrok.
~~~~~~
- Nadal nie rozumiem, dlaczego ona nie poszła do dyrektora, gdy pierwszy raz usłyszała Brown i tego jej nieznanego rozmówcę. – Ginny w końcu zdecydowała się ignorować fakt, że Hermiona wciąż jest w pokoju, po tym, jak została jeszcze dwukrotnie ostrzeżona przez Mistrza Eliksirów za swoje niewłaściwe zachowanie.
- Ona nadal tu jest – Hermiona w końcu warknęła na dziewczynę, powodując, że ta odwróciła się do Hermiony.
- Wiem, ale to może się zmienić. – Jej bujna grzywa zadrżała lekko na dźwięk chłodnego tonu Ginny.
- Ginny – Harry wreszcie się odezwał, prawie powodując, że wszyscy podskoczyli. Blady chłopak siedział cicho, gdy Hermiona opowiadała swoją historię, wpatrując się stanowczo w swoje ręce. – Bądź teraz miła. Sama się zgłosiła – podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Hermiony. – I choć to nie przywróci Maddie... Granger – urwał, przeciągając nieznacznie jej nazwisko – w końcu wybrała właściwą stronę, której wierzy. – Spojrzał twardo na Hermionę, a jego wzrok palił jasną zielenią. Dziewczyna podniosła rękę do gardła, czując łzy piekące ją w oczy.
- Harry... – zaczęła, ale przerwała, gdy słowa ją zawiodły.
- Potter, pamiętasz? – Harry odchylił się w fotelu; miał bladą twarz i oczy wyrażające zmęczenie. – Nigdy nie znałaś prawdziwego Harry'ego. – Skrzywił się i podniósł dłoń do skroni. Spojrzał na Dumbledore'a, który skinął życzliwie głową. – Jeśli mi wybaczycie – podniósł się powoli, a Draco zrobił to samo. – Nie czuję się za dobrze. – Pozwolił, by Draco położył dłoń w dole jego pleców, prowadząc go ostrożnie do pokoju. Blondyn rzucił Gryfonce zjadliwe spojrzenie, szydząc z niej, zanim opuścił pokój za Harrym. Brunet nie zadał sobie na tyle trudu, by się obejrzeć.
Hermiona obserwowała byłego Gryfona wielkimi oczami.
- Co jest z nim nie tak?
- A co cię to obchodzi?
- Ginny!
- Przepraszam, proszę pana.
Usta Hermiony tworzyły cienka linię, gdy odwracała się do grupy. Wzięła głęboki wdech, poskramiając swój temperament.
- Wiem, że jesteś na mnie zła, Ginny...
- Black, wyrażaj się poprawnie.
- Dobra. – Hermiona spojrzała na młodszą dziewczynę, która tylko uśmiechnęła się do niej złośliwie. – Black, wiem, że jesteś na mnie zła. I wiem, że ty i Harry macie wszelkie prawo, żeby być. Ale – wyrzuciła rękę do przodu – przepraszam, w porządku? Nie wiedziałam. Nigdy nie pomyślałabym, że Lavender może umrzeć i nie wiedziałam, że Maddie otrzyma Pocałunek! Myślisz, że mnie to nie prześladuje? Myślisz, że nie czuję się okropnie z powodu tego, że nie powiedziałam o tym wcześniej? Myślałam... – Hermiona przerwała; gula w gardle dusiła ją.
- Wy, Gryfoni, nigdy nie myślicie. – Nowy głos sprawił, że Hermiona odwróciła się w stronę drzwi. Do pokoju weszła ciemnowłosa szóstoroczna, którą Hermiona ledwie rozpoznawała, trzymająca w dłoni stos papierów.
- Ach, Sasha, widziałem, że spotkałaś na korytarzu Harry'ego i Dracona – Severus uśmiechnął się do dziewczyny, która zmarszczyła delikatnie nos na słowa starszego czarodzieja. Usiadła z gracją na miejscu zwolnionym przez chłopców, zwracając chłodne spojrzenie na Hermionę.
Gryfonka zaczerwieniła się ponownie i przygryzła wargę, patrząc na dyrektora. Stary czarodziej skinął głową zachęcająco.
- Ja... jest coś jeszcze.
- Zawsze jest coś jeszcze.
- Ciii!
Hermiona spojrzała ostrożnie na Ślizgonów.
- Michael Corner był wczoraj w pokoju wspólnym Gryffindoru. On i Ron rozmawiali. On, Michael, powiedział, że Lavender miała wizję, w której Harry kontroluje te piekielne ogary – obserwowała, jak cała grupa się spina. Snape i Dumbledore wymienili dłuższe spojrzenia. – I... – Hermiona kontynuowała, patrząc na nich – powiedział, że Voldemort wysyła te ogary do Harry'ego, by puścił je swobodnie po szkole i zabił nas wszystkich. – Snape pokręcił głową i odwrócił wzrok, wykrzywiając twarz. – Wy... – Hermiona otwierała i zamykała usta kilkukrotnie. – Wiedzieliście już o tym?
- Nie wiedzieliśmy, że Voldemort planuje powiększyć swe szeregi – odpowiedział dyrektor. – Ale tak, byliśmy świadomi, że są w to zaangażowane piekielne ogary.
- Jak? – Hermiona czuła, że ciekawość zaczyna ją palić.
- Mniejsza z tym, panno Granger. – Severus spojrzał na nią, powodując, że skuliła się lekko.
- Daj spokój, Severusie. Panna Granger przyszła tu i podzieliła się z nami informacjami, których nie musiała ujawniać. – Dyrektor zwrócił błyszczące teraz oczy na Hermionę, składając ręce na biurku i pochylając się do przodu. – A teraz, dziecko, musisz mi wybaczyć. – Oparł się z powrotem i wyciągnął różdżkę, wskazując na nią, zanim mogła wydobyć z siebie choć słowo protestu. – Li lego per face tacere su questa materia******* – machnął różdżką i Hermiona poczuła, jak zaklęcie osiada nad nią.
- Co... jak... dlaczego... – wybełkotała, wpatrując się w dyrektora z mętlikiem w głowie.
- To dla twojej ochrony... i naszej. – Albus spojrzał na nią z powagą. – Panno Granger, to jest sprawa najwyższej wagi. Pani milczenie w tej sprawie jest konieczne.
- Ale mógł pan to po prostu powiedzieć! – Hermiona wstała; plecy miała proste jak drut. – Nie musiał rzucać na mnie zaklęcia, by zapewnić sobie moje milczenie! Jak pan śmiał!
- Panno Granger – Mistrz Eliksirów rzucił drwiącym tonem – jest pani znanym wrogiem przynajmniej dwóch osób w tym pomieszczeniu. Pracowała pani nad tym, by skompromitować pozostałych z tej grupy. Jak moglibyśmy nie związać pani przysięgą? – Starszy czarodziej z wdziękiem wzruszył ramionami, przechylając głowę na bok. – Skąd możemy mieć pewność, że nie pożałuje pani rano tej decyzji i nie wyśpiewa wszystkiego temu bachorowi, którego nazywa pani swoim chłopakiem?
- On nie jest moim chłopakiem. – Hermiona zazgrzytała zębami. Severus prychnął i odwrócił wzrok.
- Skoro tak pani twierdzi, panno Granger. Pani milczenie nie było zagwarantowane, ale teraz już jest. To wszystko, czego potrzebowaliśmy.
- Ale... – Hermiona zakołysała się na piętach, marszcząc brwi. – Ale... ja chciałam pomóc! Ja... to znaczy...
- Pomóc? Chcesz pomóc? Tak jak pomogłaś Harry'emu? Tak jak pomogłaś Maddie? – Ginny przysiadła na skraju fotela, a ręka Syriusza na jej ramieniu była jedyną rzeczą, która ją tam trzymała.
Gryfonka wzięła głęboki wdech.
- Wiem, że wiele rzeczy zrobiłam źle... ale chcę to naprawić. Chcę pomóc wam dowiedzieć się, co się dzieje i jak to powstrzymać.
- Nigdy nie naprawisz tego, co zrobiłaś – Ginny strząsnęła dłoń Syriusza i wstała, wypadając jak burza z pokoju. Hermiona pochyliła głowę, gdy dziewczyna przechodziła obok niej, nie mogąc spojrzeć jej w oczy. Syriusz patrzył na nią, zanim wstał i wyszedł w pospiechu za Ginny.
- Panno Granger... proszę wybaczyć jej zapał. – Podniosła wzrok na dyrektora, a powstrzymywane łzy błyszczały jej w oczach. – Panowie, panienko – zwrócił się do zgromadzonych przed nim osób. – Pozwólcie mi porozmawiać z panną Granger na osobności. Omówiliśmy już wszystko, co było ważne. Severusie – Dumbledore i Mistrz Eliksirów odbyli dłuższą bezdźwięczną rozmowę. – Przyjdziesz do mnie później na herbatę?
Severus skinął głową, gdy reszta grupy wstawała – Sasha podniosła się ostatnia i spojrzała ponuro na Hermionę. Wszyscy w ciszy opuścili pokój – poza szóstoroczną. Przeszła przez pokój i stanęła naprzeciw Hermiony, kładąc ręce na biodrach i mierząc Hermionę wzrokiem od stóp do głów.
- To właśnie takich osób jak ty nienawidzę – dziewczyna wyszeptała do Hermiony, sprawiając, że ta poderwała głowę, a jej spojrzenie napotkało wzrok Ślizgonki. – To tacy ludzie jak ty zabili moją rodzinę. – Dziewczyna, Sasha, podpowiedział umysł Hermiony, przechyliła głowę i unieruchomiła Gryfonkę wzrokiem. Pochyliła się trochę, przez co Hermiona nieco się cofnęła. – Mam nadzieję, że poznasz taki sam ból jak ja. – Dziewczyna odsunęła się, reagując zadowolonym uśmiechem na wyrażającą szok i przerażenie twarz Hermiony. – Na razie! – Mrugnęła do Gryfonki i uśmiechnęła się szeroko, obracając się na palcach i w podskokach opuszczając gabinet. Hermiona odwróciła się do Dumbledore'a oniemiała, kilkukrotnie otwierając i zamykając usta.
- Ja... ja... ona...
Dyrektor z powagą spojrzał na nią znad okularów.
- Są bardzo opiekuńczy względem siebie. – Odchylił się w fotelu i gestem nakazał Hermionie, by usiadła na krześle naprzeciw niego.
- Ona... ona... ona mi groziła! Panie dyrektorze! – Hermiona przeszła przez pokój i opadła na brzeg jednego z krzeseł, splatając ręce na kolanach. – Proszę pana... wiem... teraz wiem, że Harry nie mógłby pracować dla Voldemorta – zadrżała pod ostrym spojrzeniem dyrektora. – Ale... proszę pana, nie przeszkadza panu sposób, w jaki działają Ślizgoni? To znaczy, oni w ogóle nie starają się zmienić tego, jak postrzegają ich inni... a przynajmniej nie robili tego wcześniej. To, że wspiera go dom o najgorszej reputacji w czarodziejskim świecie, nie przyniesie Harry'emu żadnych korzyści. Nie może pan zabrać go ze Slytherinu i... i umieścić go gdzie indziej?
Dumbledore w milczeniu przyglądał się jej przez długą chwilę. W końcu rozłożył przed sobą ręce i westchnął.
- Ach, ale gdzie mógłby pójść? Panno Granger, problem z wojnami jest taki, że nikt nigdy nie może być pewien swoich sojuszników... ani swoich wrogów. – Wyczarował zestaw do parzenia herbaty i zaproponował filiżankę Hermionie, która jednak odmówiła. Dodał śmietankę i cukier do swojej herbaty i mieszał ją przez chwilę w milczeniu. – Slytherin od dawna był postrzegany jako dom złych czarownic i czarodziejów... wie pani dlaczego?
Hermiona wzruszyła ramionami i spojrzała na swoje dłonie.
- Ja... myślę, że to dlatego, że to prawda. To znaczy, ten dom ma najgorszą reputację i jest domem, który zasilił czarodziejski świat największą liczbą złych osób.
- Doprawdy? – Dyrektor nie spuszczał oczu z filiżanki, mieszając powoli.
- Cóż, tak. To znaczy, proszę spojrzeć na Voldemorta, na Lestrange'ów, czy nawet na Malfoyów... Słyszałam też, że Grindelwald był w Slytherinie.
- Ach, tak. Voldemort i Grindelwald – Dumbledore pokiwał głową ze zrozumieniem. – Ale jak wielu Ślizgonów, w setkach, w tysiącach, ukończyło tę szkołę będąc naprawdę złymi? – Hermiona tylko wpatrywała się w dyrektora. – To nie dom czyni osobę złą, panno Granger. To osoba wybiera, czy chce, czy nie chce podążać ścieżką zła. Voldemort i Grindelwald wybrali ścieżkę ciemności. Lestrange'owie i inni wybrali podążanie tymi złymi ścieżkami, ale – spojrzał na Hermionę, a jego niebieskie oczy już nie migotały – nie ma czegoś takiego jak absolutna czerń czy absolutna biel.
- Ale... ale... – Hermiona jąkała się, oblizując nerwowo usta.
- Świat nie jest taki prosty, młoda damo. – Dyrektor ze smutkiem pokręcił głową. – Rzeczy, które w młodości poznajemy jako absoluty, często okazują się bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje. Wojna, jej „dobra" i „zła" strona, jest jedną z takich rzeczy. My, jako jedna strona tej wojny, mamy wersję, która przedstawia nas jako „dobrych" w tej bitwie. Dlaczego? Bo wybraliśmy walkę przeciw przekonaniu, które może zmienić nasz świat. Ale co z Voldemortem? Jak on postrzega świat? Czy widzi siebie jako „złą" stronę bitwy?
Hermiona wzruszyła ramionami w milczeniu, spuszczając wzrok na swoje ręce. Z roztargnieniem skubała nitkę w dżinsach, żując wewnętrzną stronę wargi w zamyśleniu.
- Ach, panno Granger. Świat nie jest tylko czarny lub biały. To jest szary świat, który często nie ma jasno określonych reguł tego, czy coś jest dobre czy złe. Są tylko wybory, które podejmujemy... i ich konsekwencje. – Ton dyrektora wyrażał smutek. Spojrzała na niego, zauważając, że wyglądał na zmęczonego.
- Proszę pana? Dobrze się pan czuje? – Zacisnęła usta, obserwując go uważnie.
Uśmiechnął się, ale było to przesłonięte smutkiem.
- Panno Granger, jestem tylko starym człowiekiem, który popełnił zbyt wiele błędów. Ale nie poniosę za nie konsekwencji... nie – odwrócił od niej wzrok i wpatrzył się w kominek. – Ci, którzy zapłacą za konsekwencje, są ludźmi, których miałem nadzieję chronić.
- Harry. – Zrozumienie spłynęło na Gryfonkę.
Albus skinął powoli głową.
- Decyzje, które podjąłem dla młodego pana Pottera, były ciężkie i bardzo, bardzo niebezpieczne dla niego. I właśnie dlatego potrzebujemy twojego milczenia, świadomego czy nie. – Ponownie spojrzał na nią. – Zaklęcie, które rzuciłem, służy też twojej ochronie. Jeśli zostaniesz schwytana i przepytywana, nie będziesz w stanie powiedzieć, czego się dowiedziałaś. Nawet serum prawdy nie będzie w stanie go przełamać.
- Ale... to jest mroczne zaklęcie! – Hermiona zakryła usta dłonią, przerażona.
Dyrektor przechylił głowę na bok.
- Dlaczego mroczne? Przez to, jak jest użyte, czy przez to, że chroni ciebie i wszystkich innych?
- Ale... ale... – pokręciła głową, a jej oczy zaszkliły się.
- Teraz zaczynasz rozumieć – dyrektor podniósł się, wzdychając. Hermiona zerwała się na nogi kilka sekund później, pozwalając starszemu mężczyźnie odprowadzić się do drzwi. – Jeśli usłyszysz coś jeszcze, nie wahaj się przyjść i porozmawiać ze mną, dziecko. Zasugerowałbym też, byś udała się do pana Pottera lub kogokolwiek innego, ale – zwrócił na nią migotliwe spojrzenie – nie sądzę, by meble przetrwałyby, gdybyś to zrobiła.
Hermiona uśmiechnęła się, słysząc, że starszy czarodziej próbuje ją rozbawić.
- Dziękuję panu. – Wzięła głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze. – Ja... przepraszam, że nie przyszłam wcześniej. Ja... nigdy – musiała przerwać i przeczyścić gardło. – Nigdy nie pomyślałabym, że mogliby zabić... jednego z nich.
- Wiem, dziecko. Wiem. – Objęła się rękoma, wdzięczna za pocieszającą dłoń dyrektora na swoim ramieniu. Czuję się tak, jakbym zgubiła się w ciemnym lesie i nie widziała, dokąd idę. Pożegnała się z dyrektorem i rozpoczęła długą wędrówkę do wieży Gryffindoru, zagubiona w swoich myślach.
~~~~~~
- Co za nieznośna, świętoszkowata, obłudna dziwka!
- Ginny...
- Nie, widziałeś ją? Myśli, że teraz, gdy ma jakieś informacje, którymi może się podzielić, to będzie wyglądać tak: „Och! Hermiono! Zobaczyłaś światło! Wszystko jest wybaczone?" Nie sądzę! – Ciemnowłosa czarownica chodziła w tę i z powrotem po opustoszałym korytarzu, a jej szaty wirowały wokół niej.
- Możesz się uciszyć? – Głos Sashy zaskoczył ich wszystkich, gdy wyszła zza rogu i dołączyła do nich. Spojrzała na nich, wyglądając na niezadowoloną. – Gdzie jest profesor? Mam dla niego kilka informacji.
Neville i Ginny wymienili spojrzenia i wzruszyli ramionami.
- Myślę, że chciał dogonić Dracona i Harry'ego. – Neville westchnął i usiadł na parapecie, przesuwając dłonią po twarzy.
- Ach, w porządku. – Sasha wyprostowała się. – W takim razie pójdę go poszukać. – Wyminęła zgromadzonych.
- Zaczekaj chwilę. – Remus podszedł do niej szybko. – Pójdę z tobą. Nie chcę, żeby którekolwiek z was chodziło samotnie, zrozumiano? – Sasha przewróciła oczami, ale stała w miejscu, póki wilkołak do niej nie dotarł. Wtedy ruszyła w stronę lochów, nie oglądając się za siebie; Remus popędził za nią.
- No cóż – grzywka Ginny opadła jej na twarz, gdy dziewczyna oparła się ciężko na lasce. – Dzisiejszy dzień jest całkowicie pochrzaniony.
Neville parsknął i pokręcił głową, gdy Syriusz wodził między nimi wzrokiem.
- Gin, zrelaksuj się. W końcu się uda. Mamy więcej informacji, niż mieliśmy wcześniej. – Zsunął się z parapetu i podszedł do Ginny, delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu. – Zobaczysz, będzie dobrze. A teraz chodźmy do dormitorium, zanim wyślą po nas oddział poszukiwawczy.
Ginny przytaknęła niechętnie i pozwoliła, by Neville objął ją ramieniem, obracając ją w stronę lochów. Syriusz szedł u ich boku, milcząc. Ginny spojrzała na niego, przyglądając się grymasowi na jego twarzy i rękom głęboko wciśniętym w kieszenie.
- Co planujesz?
Animag podniósł na nią wzrok, a zaskoczenie odbiło się na jego twarzy, zanim zastąpił je szeroki uśmiech.
- Dlaczego sądzisz, że coś planuję? – Mrugnął do niej, ale oczy go zdradziły.
Ginny parsknęła i przewróciła oczami.
- Może dlatego, że za dobrze cię znam? No już, gadaj. – Zatrzymała się w połowie korytarza, umieszczając rękę na biodrze i gapiąc się na animaga.
Syriusz przybrał złośliwy wyraz twarzy.
- Cóż... – rozejrzał się na pokaz, a następnie pochylił się, szepcząc. – Słuchajcie, myślałem... – Cała trójka pochyliła głowy na środku korytarza; ich słowa były stłumione i niezrozumiałe, z wyjątkiem kilku słyszalnych parsknięć i chichotów.
~~~~~~
- Nie rozumiem, dlaczego ten cholerny dom wciąż istnieje. – Ron wpatrywał się w słabo zaludniony stół Slytherinu od samego wejścia do Wielkiej Sali. Kilku Ślizgonów z młodszych roczników było otoczonych przez starszych uczniów, który już nie jedli, ale pilnowali tych, którzy byli za młodzi, by się bronić i jeść w tym samym czasie. – Mam na myśli to, co się stało z Lavender... – Lee położył dłoń na ramieniu Rona, ściskając je i odciągając go łagodnie w stronę stołu Gryfonów, zanim rudzielec zaczął... znowu.
- Daj spokój, Ron. Jedzmy. Mamy dziś zajęcia i musisz mieć siłę. – Ron usiadł powoli między Lee i Deanem, patrząc na Pansy i Millicentę, które uparcie go ignorowały, chichocząc nad czymś, co zobaczyły w gazecie. Skrzywił się w ich stronę; szyderczy wyraz pojawił się na jego twarzy.
- Głupie cipy. – Ron w końcu odwrócił się i położył łokcie na stole, opierając twarz na dłoniach.
- Ron! – Parvati spojrzała na rudzielca, zatrzymują się pomiędzy kęsami. – To takie okropne słowo! – Pociągnęła nosem i wpatrywała się w niego, odkładając widelec z brzękiem.
Ron odwzajemnił spojrzenie.
- Nie obchodzi mnie, czy to jest okropne słowo. To właśnie tym jest każda dziewczyna w Slytherinie... dziwką. Cipą. Samicą rozpłodową śmierciożerców. – Ron pokręcił głowa i zaczął napełniać swój talerz, zaciekle dźgając jedzenie.
- Ron! – Parvati skrzyżowała ręce na piersi i skrzywiła się w jego kierunku. – To jedna z najbardziej okropnych rzeczy, które kiedykolwiek usłyszałam z twoich ust! Co twoja matka...
- Moja mama miała już do czynienia ze Slytherinem, który zdeprawował jedno z jej dzieci tak, że zostało jedną z wymienionych dziwek z tego domu! – odgryzł się jej Ron, uderzając dłonią w stół i uciszając wszystkie rozmowy prowadzone wokół nich.
Oczy Parvati otworzyły się szerzej, a jej twarz zbladła.
- Ron... – zaczęła. Niewyraźne szepty rozległy się chwilę później ze strony podsłuchujących ich Puchonów, Krukonów, a nawet Gryfonów. Nikt nie zauważył, że Pansy i Millicenta cicho obserwują stoły i przebywające przy nich osoby znad swoich czasopism.
- Nie. Właśnie tam mogłaś to zobaczyć, ale tego nie zrobiłaś. Spójrz, jak się ubierają. Jak się zachowują. Wszystkie stroją się dla chłopaków, więc mogą sobie wybrać spośród nich najlepszego, najbogatszego męża. To jest chore. – Ron odwrócił się w stronę jedzenia, wpatrując się w nie niewidzącym wzrokiem. – Nie są jak pozostałe dziewczyny ze szkoły. Skromne, troskliwe dziewczyny. Jak... jak Lavender i... – urwał znowu, biorąc porządny łyk soku z dyni i mając nadzieję, że oczyści to jego gardło. Parvati i pozostali wokół niej wymienili spojrzenia, ale zachowali milczenie; żadne z nich nie chciało ponownie sprowokować nieprzewidywalnego rudzielca.
Seamus, który siedział kilka miejsc dalej, wbił spojrzenie w talerz i trzymał swój temperament w ryzach. Jednak w myślach radośnie zmiażdżył Rona i wszystkich, którzy siedzieli obok niego, do postaci niewielkiej kałuży czerwonego szlamu. Nazwać Sashę dziwką... Czerwień przesłoniła mu wzrok, podczas gdy jego palce, zaciskające się na sztućcach, zbielały. Zapłacisz mi za to, ty cholerny dupku. Patrzył z radością, jak Ron kończy swój sok z dyni. Wszyscy Gryfoni wokół niego pili sok z ochotą, komentując, jak świetnie smakuje tego dnia. Żaden z nich nie zauważył, że on całkowicie ignoruje swój puchar... i wędzone śledzie.
Ron odchylił się od stołu, najedzony. Śledzie były wyśmienite, a sok z dyni najlepszy, jaki kiedykolwiek próbował. Ziewnął, czując ciepło i pełny brzuch. Poczuł zbliżające się beknięcie i wypuścił je głośno, ku uciesze chłopców siedzących wokół niego. Dziewczyny pisnęły i zaczęły się krzywić, zwłaszcza Parvati, powodując jeszcze głośniejszy śmiech chłopców. Powieki zaczęły mu ciążyć i ziewnął jeszcze raz.
- Mmm, jestem śpiący – Dean położył głowę na stole, mrugając nieprzytomnie.
- Ja też. – Parvati ziewnęła i pospiesznie zakryła usta dłonią. Zaczęła wstawać i zamarła w połowie ruchu. Jej oczy otworzyły się szerzej, a ona wyprostowała się szybko. – Ja... muszę na chwilę wrócić do dormitorium. Będę... spotkamy się w klasie. – Odwróciła się gwałtownie i ruszyła sztywno w stronę drzwi.
Ron i pozostali spojrzeli po sobie, zdezorientowani.
- Co w nią wstąpiło? – Ron pokręcił głową i zaczął wstawać. Ostry, nagły skurcz złapał go głęboko w brzuchu. Mruknął i oparł się o stół, starając się utrzymać oczy otwarte. Chwilę później naprawdę, naprawdę musiał iść. Zamrugał gwałtownie, czując się tak, jakby miał piasek pod powiekami. – Ja... ugh... – Jego wnętrzności skręciły się ponownie; wyprostował się powoli i ostrożnie, mocno zaciskając pośladki. – Muszę... iść. Też. Wrócę później. – Wykonał nieokreślony gest ręką i ruszył w drogę do dormitorium tak szybko – i ostrożnie – jak tylko mógł. Och, dajcie mi to zrobić. To pali, Oooch, to pali!
- Czy to działa? – Pansy leniwie kartkowała gazetę, nie ośmielając się podnieść wzroku, by to sprawdzić. Wpatrywała się dłużej w komplet jasnolawendowych szat, unosząc elegancko brew. To mi się podoba...
Millicenta zerknęła na stół Gryfonów, a złośliwy uśmiech pojawił się na jej twarzy, zanim nie odzyskała panowania nad sobą.
- Wszyscy zmierzają w kierunku drzwi. Niektórzy z nich trzymają się już dłońmi za pośladki. – Większa dziewczyna przerzuciła stronę, przewracając oczami na widok celebrytów, którzy bezmyślnie do niej machali.
- Widzę, że to działa – Ginny i Harry pojawili się za piątorocznymi dziewczynami; oboje uśmiechali się szeroko na widok paniki Gryfonów. Zajęli miejsca obok Pansy, napełniając talerze jedzeniem i dobierając się niecierpliwie do swoich śledzi.
- Tak. A przy okazji, jak ty to zrobiłeś? – Draco usiadł naprzeciwko nich; jego oczy błyszczały od śmiechu.
Harry parsknął w swój talerz, opuszczając w końcu widelec i wycierając usta.
- Zgredek. – Ponownie zaczął się śmiać, potrząsając głową w milczeniu; łzy rozbawienia napłynęły mu do oczu.
- Zgredek. Domowy skrzat? – Ślizgoni wymienili spojrzenia, poruszając się niespokojnie.
Ginny spokojnie skinęła głową, a jej oczy migotały.
- Kto by pomyślał, że będzie tak mściwy? Syriusz poszedł do niego zeszłej nocy i dał mu... co to było, Harry? To było coś mugolskiego – Odwróciła się do nieogarniętego chłopaka, który siedział obok niej, a uśmiech poruszył kąciki jej ust.
- Ex... ex... ha ha, Ex-Lax******** i jakiś środek usypiający. Nie jestem pewien jego nazwy. Zgredek wrzucił... – parsknął i próbował kontynuować. – Wrzucił... – zaczął znów chichotać – środek zwalczający zaparcia do soku z dyni, a pigułki nasenne do śledzi. Więc ci, którzy zjedli oba, będą w trochę... – zakrył twarz rękoma, gdy zaczął śmiać się jeszcze bardziej. – Będą w trochę niechlujnym położeniu!
Pansy odwróciła na chwilę wzrok, zanim Millicenta pochyliła się i wyszeptała jej coś do ucha. Usta blondynki otworzyły się, a jej twarz wykrzywił grymas.
- Och, to jest paskudne. – Spojrzała na stół Gryfonów – opuścili go wszyscy z wyjątkiem Seamusa i Hermiony. Irlandczyk zerknął na stół Ślizgonów i uśmiechnął się powoli, zanim podniósł się bez pośpiechu i opuścił Wielką Salę, trzymając ręce w kieszeni i pogwizdując. Hermiona spojrzała na oddalające się plecy Seamusa, na swój nietknięty talerz, a potem na Ślizgonów. Podniosła się również, chwytając swoje rzeczy, i popędziła do pokoju.
Pansy podniosła rękę, by zasłonić radosny uśmiech, który pojawił się na jej ustach.
- To jest okropne, obrzydliwe i absolutnie wspaniałe. – Pansy odwróciła się do Ginny i Harry'ego, otwierając szerzej oczy. – Myślicie, że ten skrzat pozwoli nam truć ich dalej?
~~~~~~
Hermiona ostrożnie obserwowała, jak Seamus idzie korytarzem w kierunku biblioteki. Przygryzła wargę, a jej myśli szalały. Coś się dzieje z Seamusem. Jadł dzisiaj... ale unikał śledzi i soku. Musiał więc wiedzieć o żarcie. Więc, albo to był jego żart... albo zna tego, kto to zrobił.
Przez cały dzień próbowała złapać drugiego Gryfona, by z nim porozmawiać, ale chłopak był dziwnie cichy i chłodny w stosunku do niej. Unikał jej pytań, a ponadto umiejętnie kierował rozmowę na inne tematy, ku irytacji Hermiony. Dowiem się, o co chodzi, nawet jeśli tego nie chcą.Zmarszczyła brwi i skręciła za róg, próbując iść powoli i spokojnie w stronę olbrzymich drzwi na końcu korytarza. Zaraz... gdzie poszedł Seamus?
- Dlaczego za mną idziesz, Hermiono? – Gryfonka podskoczyła prawie na stopą, obracając się przodem do chłopaka, który stał oparty o ścianę i ukryty za posągiem. – Śledziłaś mnie przez cały dzień. No już, czego chcesz?
- Skąd wiedziałeś, czego nie jeść? – Hermiona przygryzła wargę, myśląc o wszystkich swoich współdomownikach, którzy zemdleli w łazienkach. Profesor McGonagall miała dziwaczny wyraz twarzy, gdy ona i profesor Flitwick transportowali uczniów do skrzydła szpitalnego i wzywali skrzaty, by posprzątały ten... bałagan.
Chłopak wzruszył ramionami i odsunął się od ściany.
- Dlaczego pytasz?
- Bo wiesz, co się dzieje! Wiesz, co oni... Ty wiesz! Dlaczego ty się dowiedziałeś, a ja nie? – Zacisnęła dłonie w pięści, sfrustrowana.
- Bo twoja żądza wiedzy czyni cię słabą. – Plecy Hermiony zesztywniały na dźwięk tego głosu. Zobaczyła, że Seamus uśmiecha się ciepło do dziewczyny stojącej za nią. Skąd Seamus zna Sashę? Pokręciła głową i odwróciła się powoli.
Ślizgonka stała kilka stóp dalej, z granatową kokardą we włosach i ubrana w dobrze skrojone szaty.
- Cześć, Seamus. – Uśmiechnęła się do chłopaka; jej oczy też się śmiały. Potem jej spojrzenie przesunęło się na Hermionę, a jej wyraz twarzy stał się chłodniejszy. – Jesteś wścibską, obłudną, małą dziwką, która powinna trzymać się z dala od spraw innych ludzi.
Hermiona zaczerwieniła się i zmrużyła oczy, patrząc na nią.
- Ty... ty wstrętna, obślizgła, przebrzydła wiedźmo! – Zignorowała błysk gniewu w oczach drugiej dziewczyny. – Ryzykowałam wiele, przynosząc... – jej głos zamarł, ale usta nadal się poruszały. Hermiona zamrugała kilka razy, zaskoczona. Spróbowała ponownie, ale żadne słowo nie wyszło z jej ust.
Ślizgonka obserwowała ją przez chwilę, zanim powoli pokiwała głową.
- Ach, zaklęcie. – Hermiona spojrzała na nią, kilkukrotnie odchrząkując. – Pamiętaj, dyrektor związał cie zaklęciem, żebyś nie mogła o tym mówić, więc zamilkłabym, gdybym była tobą. Kto wie, jakie mogą być konsekwencje ignorowania tego? – Oczy Sashy błyszczały, a Hermiona była prawie pewna, że słyszała parsknięcie wydane przez chłopaka, który za nią stał. – Tak więc do zobaczenia, kochana. – Seamus nawet nie spojrzał na nią, przechodząc obok, by dojść do Sashy. Hermiona otwierała i zamykała usta kilka razy, oniemiała. Potem zmrużyła oczy i ruszyła za nimi.
- Zaczekajcie chwilę – dogoniła ich i stanęła przed nimi, splatając ręce na piersi i patrząc, jak para wygodnie zajmuje oddalony od wszystkich stół. – Jeśli Seamus może pomóc, ja też mogę.
Sasha uniosła brew, słysząc jej słowa.
- Serio? A niby dlaczego? – Położyła swoje podręczniki na stole i ułożyła je w kolejności alfabetycznej, tak samo jak notatki.
Hermiona wpatrywała się w nią; zaczynała ją boleć głowa.
- Bo to nie fair, jeśli nie będę mogła pomóc. – Uspokój się. Myśl logicznie. Uspokój się, myśl logicznie... nie zabijaj jej, nie próbuj jej przekląć, uspokój się...
Ślizgonka prychnęła, delikatnie wyginając perfekcyjnie ukształtowaną brew.
- Życie nie jest fair, dziewczynko. – Machnęła ręką na Gryfonkę, krzywiąc się. – Idź stąd i zabierz swoje idealistyczne, obłudne morały gdzie indziej. – Pociągnęła nosem i wróciła do książek, uśmiechając się do Seamusa, który wyglądał na całkiem zadowolonego z ignorowania faktu, że Hermiona ciągle była w pomieszczeniu.
- Ale... – Hermiona odskoczyła, gdy szóstoroczna nagle wstała i wyciągnęła różdżkę.
- Wynoś się stąd.
- Ale...
- Jesteś głupia. Wynoś się.
- Sasha. – Głos Neville'a sprawił, że wszyscy się odwrócili. Hermiona patrzyła w milczeniu, jak były Gryfon przechodzi przez pokój z Blaise'em i łagodnie kładzie dłoń na ramieniu Sashy. – Niech będzie. Hermiona, mimo wszystkich swoich wad, wie o poszukiwaniach. – Chłopak odwrócił się i spojrzał na Gryfonkę. – Często jest zaślepiona przez fakty i przez swoją – usta Neville'a uniosły się w niewielkim uśmiechu – ocenę dobra i zła, ale – wzruszył ramionami i odwrócił się do szóstorocznej – umie przekopywać książki jak nikt inny.
Sasha spojrzała na Gryfonkę, bezwiednie stając pomiędzy nią a Seamusem.
- No nie wiem. Jest dziewczyną tego gnoja...
- Nie jestem dziewczyną Rona! – Hermiona ledwo powstrzymała się od nadepnięcia jej na stopę. – Nie umawiamy się od wieków. Dlaczego wszyscy mi to wyrzucają?!
- Bo on rozgłasza, że jesteś jego dziewczyną – głos zadowolonego z siebie Dracona rozległ się między regałami. On i Harry pojawili się w świetle, patrząc uważnie na Hermionę. Draco przesunął się między Gryfonkę i Harry'ego, ukrywając go częściowo w swoim cieniu.
- Cóż, myli się. – Gryfonka pociągnęła nosem i odwróciła się. Mówiłam mu już wiele razy, że już nigdy się z nim nie umówię. Nie mogę znieść przebywania obok niego.
- To dziwne, biorąc pod uwagę to, że powiedział każdemu z drużyny quidditcha, że jesteś cholernie uległa. – Blaise wyciągnął Neville'owi krzesło, po czym wyczarował kolejne dla siebie, ignorując oburzony wrzask dziewczyny.
- Co zrobił?! – Jej dłonie zacisnęły się w pięści i zaczęły lekko drżeć. – Zabiję go. – Oburzyła się, a jej oczy błysnęły.
- Musisz poczekać, w kolejce stoi przynajmniej dziesięć osób. – Pansy i Millicenta przybyły do zatłoczonego już zakątka, rozglądając się z niesmakiem. – Naprawdę musimy znaleźć lepsze miejsce na spotkania. – Stanęły na obwodzie koła, popychając Hermionę do środka i otaczając ją.
- Gdzie jest Ginny? – Harry w końcu stanął w świetle, obracając się powoli. Zignorował Hermionę, przesuwając wzrokiem po całym zakątku. – Miała tu przyjść po zaklęciach. – W grupie zapadło milczenie.
- Była ze mną i z Pansy po lunchu... odprowadziłyśmy ją do klasy. – Millicenta wysunęła swoją różdżkę z rękawa, ściskając ją mocno.
- A po zajęciach minęłyśmy ją i Andrew; miała tu przyjść i czekać na nas. – Draco spojrzał na Blaise'a i Neville'a. – Wy dwaj przeszukajcie bibliotekę. Pansy, Millicenta... – zwrócił się do dziewczyn – idźcie do skrzydła szpitalnego. Sprawdźcie, czy jej tam nie ma. – Pominął spojrzeniem Hermionę. – Sasha, ty i Seamus zostaniecie tu... w tym zamieszaniu mogli pójść dłuższą drogą. – Szóstoroczna skinęła głową, wyglądając na zmartwioną. – Harry i ja zaczniemy sprawdzać korytarze.
- A co ze mną? – Hermiona z uporem uniosła podbródek. – Mogę pomóc.
Draco odwrócił się, by na nią spojrzeć.
- Posłuchaj, ty...
- Brudna szlamo, tak, tak, już wiem. – Hermiona odpowiedziała mu drwiną.
Draco zmrużył oczy i położył ręce na biodrach.
- Nic o nas nie wiesz, prawda? – parsknął, kręcąc głową z niesmakiem.
- Wiem, że jesteś zarozumiałym durniem, który był dla mnie okropny przez ostatnie cztery lata – odparła, mrużąc oczy.
- Wystarczy! – Harry odepchnął ich od siebie, patrząc stanowczo. – Najpierw znajdźmy Ginny, a dopiero wtedy wasza dwójka będzie mogła ze sobą walczyć. – Harry złapał Dracona za ramię i pociągnął za sobą. – Daj spokój, Draco. – Blondyn opierał się przez chwilę, wciąż wpatrując się w dziewczynę, zanim pozwolił brunetowi wyciągnąć się z kąta.
Hermiona odwróciła się do Seamusa, który rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
-Ty naprawdę ich nie znasz, Herm. Musisz odrzucić wiele rzeczy, w które myślisz, że wierzysz.
Gryfonka pokręciła powoli głową i skrzywiła się.
- Ale...
- Dobra, idziesz z nami. – Neville wstał i pokręcił głową, marszcząc brwi. – Rusz głową, Hermiono. Myśl. Wiem, że potrafisz.
- Neville! – sapnęła Hermiona, otwierając szerzej oczy. Blaise tylko parsknął i wszedł między półki przed nimi.
- Rusz się. – Neville kiwnął głową, wskazując kierunek, w którym poszedł Blaise. – Chodźmy. Jeśli jesteś tak chętna do pomocy, możesz nam pomóc znaleźć Ginny – która prawdopodobnie znów została narażona na kolejną rundę dręczenia Black. – Hermiona mruknęła coś cicho, ale posłusznie wyszła z zakątka za byłym Gryfonem.
~~~~~~
- Ginny! – Harry stał na środku korytarza, nasłuchując.
- Masz coś?
- Nie. – Szczupły chłopak westchnął i spojrzał na Dracona. – Jestem...
- Rigor ut a tabula! Prurigo!********* Zostawcie mnie! Pomocy! – Draco i Harry patrzyli na siebie przez chwilę, zanim pobiegli w kierunku głosu Ginny.
- No chodź, mała szmato...
- Wszyscy chłopcy to mówią...
- Jesteś Ślizgonką... zasługujesz na to...
- Jak diabli. Zostawcie mnie! – Ginny wycofała się do kąta, trzymając różdżkę w jednej dłoni, a laskę w drugiej. Machnęła na nich laską, mocno uderzając jednego z nich w golenie i posyłając go skowyczącego na ziemię. – Petrificus! – Uniknęła zaklęcia wiążącego, rzuconego przez jednego z chłopców, i obnażyła zęby w ich kierunku, ignorując palący ból w kolanie.
- Odejdźcie od niej, wy cholerne gnojki! – Harry i Draco pojawili się za grupą chłopaków, którzy przypierali do ściany czwartoroczną Ślizgonkę. –Ligo sursum!********** – Dwóch z nich zostało owiniętych w szaty, zakneblowanych i związanych. – Infligo sicco!*********** – Pozostali dwaj chłopcy „rozluźnili się" i upadli na podłogę. Harry stanął nad nimi, patrząc twardym wzrokiem. – Nic ci nie jest, Ginny?
Szatynka patrzyła na chłopców uważnie; adrenalina wciąż pulsowała jej w żyłach.
- Ja... wszystko w porządku. – Wzięła kilka wdechów i dopiero wtedy się ruszyła. – Andrew! – Kopnięciem odsunęła jednego z chłopaków i zajrzała do jednego z pomieszczeń.
- Gdzie on jest? – Draco zatrzymał ją łagodnie, kładąc dłonie na jej ramionach.
- Ja... przebiliśmy się przez ten rozgardiasz i ruszyliśmy w stronę biblioteki. Rozwiązał mi się but, więc zatrzymałam się, by go zawiązać. Andrew drażnił się ze mną z tego powodu, ale nagle zapadła cisza. Podniosłam wzrok, a jego nie było. – Oczy Ginny napełniły się łzami. – Następna rzecz, jaką zauważyłam, to te dupki – próbowała kopnąć jednego z nich, ale Draco ją od nich odciągnął – pojawiające się znikąd. Upuściłam torbę, chwyciłam Jaredtha (laskę – przyp. tłumaczki) i różdżkę, i wycofałam się pod ścianę.
- Gdzie już była ta czwórka? – Harry uśmiechnął się szyderczo do jednego ze związanych chłopaków, szturchając go czubkiem buta.
Ginny pokręciła głową.
- Nie... było ich sześciu. Ja... oni po prostu zniknęli, zaraz po tym, jak próbowali mnie złapać. – Wzruszyła ramionami i chwyciła mocniej Jaredtha. Harry przesunął wzrokiem po lasce i zmrużył oczy.
- Hm. Tak. Zobaczmy, czy damy radę znaleźć Andrew. – Chłopak ostrożnie podszedł do drzwi w korytarzu i otworzył je. Draco odciągnął Ginny na bok i posadził ją na podstawie posągu. Później przeszedł przez korytarz i dołączył do Harry'ego.
- Masz go?
- Nie. Sprawdź po lewej, ja pójdę w prawo. – Blondyn zawahał się przez chwilę, a potem skinął głową. Wyciągnął różdżkę i chwycił ją mocno, ostrożnie zbliżając się do zamkniętych drzwi.
Ginny przysiadła na brzegu swojego miejsca, na przemian patrząc na chłopców leżących na ziemi i na dwóch Ślizgonów.
- Macie coś? – Jej zdrowa noga kiwała się w górę i w dół.
- Nie... moment. Draco? – Harry czekał, aż blondyn ponownie znajdzie się u jego boku, zanim popchnął jedne z drzwi, otwierając je z trzaskiem. Jego oczy zrobiły się ogromne i poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. – Andrew! – Harry i Draco dobiegli do leżącego chłopaka. Wielka kałuża krwi rozprzestrzeniała się wokół jego głowy. Harry spojrzał na Dracona. – Wezwij Pomfrey. – Zielone oczy napotkały srebrne i Draco szybko skinął głową, zanim ruszył szaleńczym sprintem, przebiegając obok Ginny bez słowa.
- Harry? Harry? – Spanikowane okrzyki Ginny powoli docierały do Harry'ego. Tu jest tyle krwi... co mogę zrobić... Wpatrywał się w krew – zdawała się migotać, zamieniając się w lustro. Spojrzał w nie, mrużąc oczy i próbując odsunąć ciemność, która pędziła ku niemu. Przypatrywał się powierzchni, wyciągając ku niej jedną rękę. Co... tam coś jest... upada...
- Harry. – Szorstkie ręce odciągnęły go, hałas powrócił i nagle wszystko było znów jasne i oczywiste. Pokręcił ospale głową; przewracało mu się w żołądku. Draco pochylił się nad nim, spocony i zdyszany. Pani Pomfrey i dyrektor badali chłopaka, a Ginny stała cicho w drzwiach. – Co się stało?
Harry w milczeniu pokręcił głową; jego spojrzenie przesunęło się po Draconie i spoczęło na Andrew. I na krwi. Zadrżał; dreszcz przebiegł mu wzdłuż szyi, gdy patrzył na pracę pielęgniarki.
- Pióra. Tam były zakrwawione pióra.
Draco zesztywniał i spojrzał na Ginny, która bezradnie wzruszyła ramionami. Jej oczy lśniły od łez.
- Nie... nie... nie prawdziwe pióra. – Westchnął i ponownie pokręcił głową, wiedząc, że gubi się w wyjaśnieniach. – To... nie mogę tego wyjaśnić. To było jak sen. Ale nie wiem, o co chodziło. Ale były tam pióra.
- Draco – blondyn podniósł wzrok, słysząc głos swojego ojca chrzestnego. Mistrz Eliksirów kiwnął głową w stronę drzwi, a jego spojrzenie powędrowało w stronę mniejszego chłopaka. Potem odwrócił się do czwartorocznego, zręcznie przytrzymując jego głowę, gdy pani Pomfrey zabezpieczała ją przy podłożu.
Draco zmarszczył brwi, pomagając Harry'emu podnieść się na nogi, zadręczając swój umysł poszukiwaniem czegoś, co odwróciłoby uwagę chłopaka od faktu, że go stamtąd zabiera.
- Czy te pióra mogłyby być od... niej? – Wyprowadził Harry'ego z pomieszczenia i ruszył w stronę biblioteki. Głośne uderzenia stóp wskazywały na to, że pozostali nauczyciele są już w drodze – Draco chciał zabrać stamtąd Harry'ego, zanim tam dotrą. Ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebuje, jest więcej osób zadających mu pytania... zwłaszcza teraz.
- Nie wiem. Może. Ale dlaczego Morrigan miałaby wysyłać mi wizję przedstawiającą pióra? – Harry zatrzymał się nagle, pocierając skroń. – Gin? – Odwrócił się do niskiej dziewczyny stojącej na progu. Ledwie na niego spojrzała. – Chcesz iść do dormitorium czy zostać tutaj?
- Chciałabym zostać z Andrew. – Ścisnęła mocniej laskę; była blada i nie odrywała wzroku od leżącego chłopaka. – Ale – zwróciła w ich stronę załzawione spojrzenie – mógłbyś... mógłbyś przysłać... – urwała, przygryzając wargę.
Harry uśmiechnął się do niej smutno i wyciągnął rękę, by dotknąć lekko jej policzka.
- Przyślę tu Syriusza, dobrze? – Szybko skinęła głową, a wyraz ulgi przemknął przez jej twarz. Harry otworzył usta, by powiedzieć coś jeszcze, a potem zamknął je gwałtownie. Skinął głową na Dracona i obaj wymknęli się z pokoju. Szli w milczeniu przez chwilę, zanim Harry zwrócił się do Dracona. – Co się stało z tymi dwoma, którzy zniknęli?
Draco parsknął, spoglądając przez ramię na oddalający się profil Ginny.
- Jej laska wysłała ich na środek jeziora.
Harry zerknął na blondyna, otwierając oczy szerzej, zanim szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- To cudownie. – Zaśmiali się cicho, idąc powoli w stronę korytarza, przy którym mieszkał animag wraz ze swoim kochankiem
~~~~~~
- Harry...
- Chwileczkę. Muszę powiedzieć Syriuszowi, że Ginny go potrzebuje. – Harry prowadził blondyna przez plątaninę korytarzy do pokoju animaga. Syriusz otworzył drzwi, gdy tylko zapukali, trzymając różdżkę w gotowości.
- Harry! – Animag uścisnął chłopaka, podnosząc go z ziemi i machając nim na boki. – Witaj! Witaj! Witaj!
- Ugh. Nie mogę... oddychać... – Harry poruszył się w uścisku Syriusza, sprawiając w końcu, że starszy czarodziej postawił go na ziemi. Dyszał lekko, przyglądając się ani magowi. – Cześć, Syriuszu.
Starszy mężczyzna wyszczerzył się do chłopców, a jego oczy migotały ciepłym blaskiem. Przygasły nieco, gdy uchwycił ich poważne spojrzenia.
- Co stało się tym razem? – Przełknął ślinę i poruszył się, spinając ramiona.
Harry westchnął i wyprostował się.
- Ginny cię potrzebuje. Czekaj! Nic jej nie jest. – Podniósł dłoń, by zatrzymać szybko czerwieniącego się animaga. – Ona i chłopak zostali zaatakowani na korytarzu. Wszystko z nią w porządku, ale nie z chłopakiem. Ona... potrzebuje cię w tej chwili.
Syriusz stanowczo skinął głową, a jego spojrzenie stało się intensywniejsze.
- Gdzie ona jest? – Harry powiedział mu. – W porządku. Idę. Możesz powiedzieć Remusowi, dokąd poszedłem? – Harry ledwie przytaknął, zanim wysoki
Animag rzucił się obok nich, opuszczając korytarz w psiej formie.
Harry westchnął, patrząc na mężczyznę oddalającego się długimi susami. Wszedł do pokoju, przytrzymując dla Dracona otwarte drzwi.
- Remusie? – Zamknął ostrożnie drzwi, zabezpieczając je zaklęciem. Ruszył dalej, przechylając głowę na bok. – Remusie?
- Tutaj, Harry. – Wilkołak pojawił się w drzwiach do niewielkiej biblioteki, która należała do obu mężczyzn. Były nauczyciel OPCM uśmiechnął się do Harry'ego i Dracona, oczyszczając swoje ubrania z kurzu, gdy szedł w ich stronę. – Ach, dobrze cię widzieć. Witaj, Draco.
- Profesorze Lupin.
- Proszę – starszy mężczyzna gestem nakazał im, by usiedli, wyczarowując zestaw do herbaty. – Mów mi Remus. – Blondyn skinął niepewnie głową, siadając ostrożnie na brzegu zniszczonej kanapy.
Harry spojrzał na swojego chłopaka z rozbawieniem. Brunet odchylił się na siedzeniu, ciesząc się z tego, jak fotel dopasowuje się do niego.
- Syriusz poszedł do Ginny. Jest trochę wstrząśnięta. Została zaatakowana na korytarzu... nic jej nie jest – uspokoił wilkołaka – ale o chłopaku, który z nią był, nie można tego powiedzieć. Chciała, by Syriusz przyszedł... potrzebowała go.
Remus skinął głową, nalewając im herbatę.
- A jak ty się czujesz? – Wilkołak podał Harry'emu jego filiżankę, patrząc mu w oczy.
- Dobrze – uśmiechnął się łagodnie do wilkołaka, balansując kubkiem na kolanie. Draco parsknął i przewrócił oczami. – Byłem jakby zauroczony, gdy zobaczyłem, jak ciężko ranny jest chłopak, ale już jest dobrze.
- W jaki sposób zauroczony? – Remus podał Draconowi jego herbatę i zaczął napełniać własną filiżankę.
- Ja... – Harry posłał blondynowi gwałtowne spojrzenie; Draco tylko uśmiechnął się do niego spokojnie. – Widziałem pióra. We krwi... tak jakby. – Harry przebiegł dłonią przez włosy, wzdychając. – To znaczy, nie były we krwi. To było tak, jakby... powierzchnia krwi była lustrem, a ja zobaczyłem w nim pióra.
- Hmm – Remus odchylił się na krześle, a grymas roztargnienia wykrzywił mu twarz. – Pióra. Interesujące. – Wilkołak przez dłuższą chwilę mieszał w milczeniu herbatę, mając na wpół przymknięte oczy.
- Syriusz opowiedział ci o poprzedniej nocy, prawda? – Harry poruszył się w fotelu, czując ciepło napływające mu do twarzy.
Remus spojrzał na niego, mrugając.
- Tak, opowiedział.
- Czy to mogła być wiadomość od Morrigan? – Harry wziął łyk herbaty, krzywiąc się trochę pod wpływem jej temperatury.
- Być może, ale nie sądzę. – Remus przechylił głowę na bok i wstał, odstawiając herbatę na bok i znikając na chwilę w bibliotece. Wyszedł po chwili z książką w dłoniach. – Krew jest bardzo potężną rzeczą. Czy przeleje się na skutek wypadku, czy umyślnie, jej magiczne właściwości są ogromne. I często bardzo, bardzo śliskie. – Remus usiadł i zaczął przeglądać książkę, mrucząc coś do siebie.
Harry i Draco wymienili spojrzenia.
- Śliskie? – Harry obracał swą filiżankę na spodku, zajmując czymś ręce.
Remus spojrzał na nich.
- Zły dobór słów, przepraszam. Krew jest często używana przy czarnej magii, a jej używanie zostało właściwie zabronione w czarodziejskim świecie. Wiecie dlaczego?
Chłopcy pokręcili głowami.
- Cóż – Remus odchylił się na krześle, zostawiając książkę na swoich kolanach. – Krew, zwłaszcza czarodziejska, jest bardzo, bardzo potężna. Użycie jej w eliksirze lub w zaklęciu zwiększa ich moc. Dodajcie do tego czarną magię, a otrzymacie rytualne ofiary; rzuć zaklęcie z mocą otrzymaną w wyniku śmierci w pełni rozwiniętego, dorosłego człowieka, a otrzymasz cholerną klątwę. – Harry poruszył się niespokojnie, gdy obrazy z sali tortur Voldemorta przemknęły mu przez głowę. – Problem z rzucaniem zaklęć wzmacnianych krwią jest taki, że mogą stać się bardzo, bardzo uzależniające. – Chłopcy powoli skinęli głowami. – Niszczenie nie leży w naturze krwi, raczej w mocy, którą ona posiada. Rozumiecie? – Ponownie przytaknęli. – Dobrze. A teraz twoja wizja, Harry. – Remus z powrotem podniósł książkę, marszcząc brwi, gdy przebiegł wzrokiem w dół strony. – Mówiłeś, że krew zachowywała się jak lustro?
- Tak. Odbijała światło z okna. Było pochmurno i niebo miało kolor zbliżony do srebra, czyniąc ją – krew – lśniącą jak lustro. Spojrzałem w nie, a pokój zdawał się blednąć wokół mnie, zaczynając od brzegów mojej wizji i posuwając się dalej. Czułem się tak, jakbym był w tunelu i wpatrywał się w krew – była jedyną rzeczą, jaką mogłem zobaczyć, naprawdę. I to wtedy zacząłem widzieć pióra spadające we krwi. Były... – Harry przerwał, marszcząc brwi. – Wiesz jak to wygląda, gdy rozrywa się poduszkę i pióra są wszędzie, w pewien sposób spływając łagodnie ku ziemi? – Wilkołak przytaknął. – Właśnie tak było, tylko dużo krócej. Wtedy wyciągnięto mnie stamtąd.
Remus postukał się w usta palcem i w końcu skinął głową.
- Myślę, że w tym przypadku to niekoniecznie była wysłana tobie wizja – spojrzał na książkę – ale raczej, że użyłeś krwi, by stworzyć lustro i to zobaczyć.
- Ja co? – Harry uniósł brwi, patrząc na byłego profesora.
Remus uśmiechnął się do niego.
- Jesteś niezwykłym chłopcem, Harry. Wydarzenia z zeszłego roku zwiększyły tylko moc, którą posiadasz, ale przyciągnęły cię tez bliżej – dużo, dużo bliżej – do miejsca, w którym mroczna magia spotyka się z jasną. – Harry spojrzał na swoją chłodną już herbatę, czując winę i lekkie poczucie wstydu. – To nie jest zła rzecz, Harry. Mroczna magia niekoniecznie musi być zła. – Ciemnowłosy chłopak wpatrywał się w filiżankę, nie chcąc podnieść wzroku. – Harry, spójrz na mnie. – Niechętnie spojrzał w górę, napotykając spojrzenie wilkołaka.
Remus łagodnie uśmiechnął się do niego ze zrozumieniem.
- Czarna magia jest chaotyczna – wyjaśnił cicho. – Jest magią nieporządku, finalną magią. Składa się z klątw i uroków, raczej niczym nie skrępowanych. To rzucający wybierają, czy mają być dobre, czy złe, tym samym kończąc czyjeś życie dla własnych celów lub torturując kogoś, bo mogą. To nie magia ich do tego nakłania... ale raczej czarodziej lub czarownica używa jej do złych rzeczy.
Harry oblizał wargi i powoli skinął głową; informacje powoli zagnieżdżały się w jego umyśle.
- Więc ja... użyłem czarnej magii? Przez przypadek? – Z roztargnieniem podsunął wyżej okulary, koncentrując się na mężczyźnie siedzącym przed nim.
Remus powoli przytaknął.
- Tak, tak sądzę. Coraz bardziej przyzwyczajasz się do... innego rytmu, jaki posiada czarna magia... to raczej jak czucie. Nie miałeś zamiaru tego zobaczyć, ale to zrobiłeś, wykorzystując moc z przelanej krwi, by się doładować.
- Ale dlaczego? Nie myślałem o niczym takim... – Harry urwał, marszcząc brwi. – Moment. Chciałem mu pomóc. Chciałem zrobić coś, by pomóc... ale... – wzruszył ramionami. – Wszystko zrobiło się dziwne, zanim zdążyłem pomyśleć o czymkolwiek.
- Cóż, Syriusz powiedział mi, że Morrigan pomogła ci, gdy byłeś w potrzebie – zauważył Remus, biorąc łyk herbaty. – Może zobaczyła przebłysk twoich myśli, gdy dopadła cię magia.
- Ale... ona sprzeczała się z kimś, by mi pomógł. Nie próbowała mnie uzdrowić. Nie mogła. – Harry skończył swoja herbatę, odstawiając filiżankę na mały stolik, który stał obok niego. – Więc nadal nie rozumiem, dlaczego miałbym zobaczyć pióra.
- Zgoda. A co powiesz na to? – Remus wstał i odstawił filiżankę, przechodząc przez pokój i podając Harry'emu książkę, którą trzymał. Brunet wziął ją od niego, wpatrując się w tytuł. Czarna magia w teorii. Uniósł brwi, patrząc na profesora. – Wiem, dość oschły tytuł, ale zgłębia historię czarnej magii i jej zastosowanie. To dość ciekawy temat... na przykład, czy wiedziałeś, że Petrificus był początkowo uważany za mroczne zaklęcie?
- Nie – Harry przechylił głowę na bok, trzymając książkę w dłoniach. Draco prychnął, powodując, że chłopak spojrzał na blondyna.
- Oczywiście, że był. Ludzie używali go kilka wieków temu do przytrzymywania zwierząt w miejscu, gdy je ubijali. Ministerstwo zakazało używania go w tym celu, hm, jakieś dwieście lat temu. Powiedzieli, że to nieludzkie. – Blondyn przewrócił oczami i dokończył herbatę, grzecznie odmawiając, gdy Remus zaproponował mu następną.
- Ale... – Harry uniósł brwi. – to nie ma sensu. Jeśli pozwolisz zwierzętom się rzucać, mogą przerwać cały proces, tym samym sprawiając sobie więcej bólu. Petrificus przytrzymywał je w miejscu, więc... yyy, ludzie mogli mieć pewność, że wystarczy jeden cios, by je zabić. – Harry skrzywił się. – To dość niepokojące. – Poczuł, że przewraca mu się w żołądku. – Nie sądzę, bym zamierzał jeść dziś mięso.
Remus i Draco wybuchnęli śmiechem, słysząc słowa Harry'ego, który pokazał im język.
- Widzisz, Harry? – Remus usiadł z powrotem, splatając ręce na brzuchu. – Rzeczy rzadko są czarne lub białe. – Wilkołak z gracją uniósł jedną rękę. – Jest porządek i chaos. Tworzenie i niszczenie. Czy jest tylko jedno zło? Nie. To tworzenie lub niszczenie czegoś definiuje, co nim jest.
Harry powoli skinął głową, w zamyśleniu pocierając kciukiem grzbiet książki. Westchnął i spojrzał na Dracona.
- Dziękuję, Remusie. – Wilkołak uśmiechnął się do niego. – To... nabrało sensu. Niestety musimy już iść... Jestem pewien, że Pansy i reszta obedrą nas żywcem ze skóry. – Draco zamrugał, a potem pokręcił głową.
Remus wstał, odprowadzając ich do drzwi.
- Cieszę się, że mogłem pomóc, Harry. Pamiętaj, jeśli kiedykolwiek będziesz chciał porozmawiać... będę tu. – Przez chwilę ściskał ramię Harry'ego, wpatrując się uważnie w zielone oczy. – Nie jesteś w tym sam, Harry. Pamiętaj o tym.
Młodszy czarodziej zarumienił się i przytaknął, spuszczając wzrok na podłogę. Draco skinął głową Remusowi, zanim wysunął się przez drzwi, czekając, aż Harry dołączy do niego.
- Dziękuję ci, Remusie. Nie zapomnę. – Harry obejrzał się w stronę wilkołaka.
Remus kiwnął głową w milczeniu i zabrał dłoń z ramienia chłopaka, obserwując, jak dołącza do blondyna na korytarzu. Ach, Harry. Zamknął cicho drzwi i podszedł do kominka, wciskając dłonie głęboko w kieszenie. Po chwili westchnął i pokręcił głową, wracając do swej miniaturowej biblioteki; zostawiając jasno oświetlony pokój i wracając do ciemności.
*
** Puk (alias Robin Filut) – jedna z postaci w sztuce „Sen nocy letniej" Shakespeare'a
*** Morrigan – znana też jako Morrigu, to celtycka bogini wojny i zniszczenia. Przedstawiana jest zwykle w zbroi i rynsztunku. Pojawia się wszędzie, gdzie jest wojna. Krąży nad polem bitwy pod postacią kruka lub wrony (wikipedia)
**** Dian Cecht – w mitologii celtyckiej syn Danu i Beli, bóg leczenia i lekarz wśród Tuatha de Danaan (wikipedia)
***** Cu Chulainn – wojownik, bohater z mitologii irlandzkiej, śmiertelnik często czczony przez Irlandczyków (wikipedia)
****** Beltane lub beltaine (ognie Belenosa; zwane też Cethsamhain, "przeciwko Samhain") – święto celtyckie rozpoczynające lato. Odbywa się w nocy z 30 kwietnia na 1 maja, podczas którego gaszono stare ogniska i rozpalano nowe (wikipedia)
******* Dumbledore związał Hermionę przysięgą milczenia w tej konkretnej sprawie
******** środek na przeczyszczenie
********* brak odniesień w języku łacińskim, ale w wolnym tłumaczeniu pierwsze zaklęcie przyrównałabym do Petrificusa (coś na kształt „sztywny jak deska"), a drugie ma wywołać swędzenie
********** jakiś rodzaj zaklęcia wiążącego
*********** gratuluję pomysłu – mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju zaklęcia „wypróżniającego"
CZYTASZ
Wiara [DRARRY]
FanfictionUpływających wakacji Harry nie mógł zaliczyć do najprzyjemniejszych, pomimo tego, że Dursleyowie przestali go dręczyć psychicznie czy zaganiać do fizycznej harówki. A to wszystko dzięki dyrektorowi, który, działając zapewne w dobrej wierze, wysłał l...