Krew i pierworodny

2.4K 189 57
                                    

OSTRZEŻENIE OD AUTORKI: Opisy przemocy i mnóstwo krwi.

Rozdział czternasty

Krew i pierworodny

Maleńka, czarodziejska wioska leżąca tuż przy Brighton była pogrążona we śnie. Mnóstwo rodzin spędzało tam wakacje i żadna z nich nie zdała sobie sprawy z okropieństw, jakie nadchodziły, aż było już o wiele za późno.

Hotel, w którym rodzina Blacków przebywała na początku wakacji, poszedł na pierwszy ogień. Moc, jaką dał mu jego bóg, wystarczyła kapłanowi do tego, by otoczyć starożytnymi zaklęciami cały teren. Nic nie ostrzegło czarownic i czarodziejów, którzy byli w środku, o tym, co ma się wydarzyć.

Gardło nocnego stróża zostało rozcięte zaostrzonym kamieniem, który kiedyś był ceremonialnym sztyletem. Krew trysnęła z rany, zabarwiając twarz i szyję kapłana. Oblizał wargi i przełknął, a miedziany smak obudził zmysły, które od dawna były martwe.

Pierwsze piętro było prawdziwą ucztą. Rodzice zostali związani magią, a ich różdżki zabrane i połamane z drwiną. Czarodzieje. Kapłan niewiele wiedział o tych istotach, poza faktem, że miały gardła. Ale moc, jaka w nich płynęła… To wiedział na pewno. Prawie wibrowali od esencji, która mogła ponownie uczynić jego boga silnym i uzdrowić jego rozpadające się ciało.

Dzieci zostały zapędzone na niewielki teren za budynkiem. Ukryte za wysokimi zaroślami i zasłoną milczenia, pochlipujące bachory zostały ustawione w szeregu przy płocie. Kilkoro starszych próbowało walczyć. Kapłan przytrzymał je i rozdarł ich gardła zębami, ku wielkiej uciesze jego boga, który zawisł nad tym terenem, pławiąc się w ich rozpaczy.

Ognisko było idealne, ale kapłan wykorzystał krzesła i inne przedmioty, które mogły spłonąć. Rodzice, których zmuszono do posłuszeństwa, przynieśli wszystko, co było niezbędne dla jego ognia. Dzieci błagały. Ich rodzice nadal jednak poruszali się sztywno, nie wahając się.

Ogień strzelał ponad jego głową, gdy przyprowadził pierwsze dziecko. Śliczną dziewczynkę z jasnymi włosami i ciemnymi oczami. Położył ją na stole, umieszczając silną dłoń na środku jej klatki piersiowej, by powstrzymać ją przed ucieczką. Łzy i smarki spływały jej po twarzy. Jej rodzice wystąpili naprzód, gdy zachęcił ich kiwnięciem palcem.

- Wasz nowy bóg was wita – wyszeptał do nich. Zwolnili kroku. Kapłan zmarszczył brwi i zacisnął wargi. Są silni, stwierdził. Będzie potrzebować również innych. Nie można było z nim walczyć. Był kapłanem. Jego bóg będzie jego i tylko jego.

Rodzice stanęli u jego boku. Wepchnął nóż w ręce kobiety. Pokręciła głową. Mając teraz wolną rękę, chwycił tył jej głowy. Moc jego boga przepłynęła przez niego, unosząc jej rękę. Ostrze zabarwiło się na czerwono, żółto i pomarańczowo od ognia, a potem opadło.

Dziecko krzyknęło. Ostrze unosiło się i opadało, unosiło i opadało, unosiło i opadało. Krzyki słabły z każdym machnięciem zakrwawionego już ostrza.

Gdy dziecko umarło, odepchnął kobietę. Zebrawszy wypływające wnętrzności, obrócił się do ognia i uniósł je wysoko. Przysunął soczyste narządy do ust.

A potem rozpoczął ucztę.

~~~~~~

Harry spał. Wiedział, że śpi. Pamiętał wślizgiwanie się pod kołdrę i ignorowanie chrapiącego blondyna, który osunął się w nogach jego łóżka. To był dobry dzień. Spokojny dzień. I… Zaczerwienił się. Bardzo dobry dzień. Pomyślał o pocałunkach w szklarni. Lubił Dracona. Bardzo go lubił. Ale przez większość czasu sam pomysł tego, że blondyn również go lubił – w ten sposób – wystarczył, by przyprawić go o rumieniec, który nie słabł godzinami.

Wiara [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz