Po szaleńczej gonitwie, którą przegrałam, ubraliśmy się i przytuleni do siebie wróciliśmy do akademika. Jak się okazało w samą porę, bo zastaliśmy naszego gościa śpiącego na sofie w salonie.
Przeszłam cicho do części kuchennej i pokazałam ruchem głowy, żeby Sedric jej nie budził. Dobrze, że mamy wolny pokój po Lulu, więc będzie mogła się wyspać porządnie.
Zgodnie z obietnicą i przegranym wyścigiem muszę zrobić kolację dla naszej trójki, ale chyba mój partner ma inne plany, bo przyszedł i mi przeszkadza.
-Sed- ostrzegam go.
-Co jest kotek? -Głupio się pyta i całuje mnie w kark.
-Ty już wiesz co jest- dostaje ode mnie z łokcia w żebro.
- Ała niedobra kobieto- gryzie mnie w uchu- lepiej się pospiesz i rób tą kolację, bo po seksie jestem głodny.
-To mi nie przeszkadzaj, bo nie będzie ani tego, ani tego.- mówię zadziornie, na co on od razu się odsuwa i szepcze mi do ucha.
-Zobaczymy.
Jak tylko sobie poszedł ubrać się, bo gonił mnie w samych spodniach dresowych, od razu zabrałam się za kolację. Muszę przyznać, że seks na zgodę i to na łonie natury nawet mi wyostrzył apetyt.
Staram poruszać się po kuchni jak najciszej, żeby nie obudzić siostry Seda, ale kiedy się obracam staję z nią twarzą w twarz. Ma niepewną minę i chyba lepiej będzie jak sama zacznę rozmowę.
-Przepraszam cię- mówię ze skruchą, a dziewczyna uśmiecha się leciutko na moje słowa, więc kontynuuję.- Nie wiedziałam kim jesteś i od razu założyłam najgorsze- zagryzam wargę.
-W sumie sama bym tak pomyślała na twoim miejscu, no i przyjechałam niezapowiedziana. Sed nie wiedział, że przyjadę, bo to Arisa miała przyjechać, nie ja- robi zakłopotaną minę.
-Ok, nic się nie stało- uśmiecham się i podchodzę do dziewczyny.- Ale i tak jeszcze raz cię przepraszam- wyciągam rękę na zgodę, ale zostaje pociągnięta w uściska, co oczywiście odwzajemniam.- Jestem Lori- mówi cicho dziewczyna.
-A ja Tate.
-Wiem kim jesteś- śmieje się na moje słowa- tato dużo nam opowiadał o wybrance naszego braciszka.
-Aha, czyli już wszystko wiadomo- również się śmieję.- To w takim razie siadaj do stołu i już podaję kolację.
-Czy ktoś coś mówił o jedzeniu?- Koło nas materializuje się mój partner i przytula mnie do siebie.
-Braciszku, a ty wiecznie głodny.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- mówi to i jednocześnie jedną dłonią głaszcze moje biodro.
-Dobra zostawcie sobie te czułości na później- jęczy Lori.
-Co jest siostra? Przecież, to dla ciebie nie nowość- mruga do niej.
-Boże Sed, daruj sobie- Lori uderza go pięścią w ramię.
-Dobra, koniec tego idziemy jeść- mówię wesoło.
Całą naszą trójką zasiadamy do kolacji, przy której dowiadujemy się dlaczego, to Lori a nie Arisa przyjechała do nas. Jak się okazało, siostry poznały w tym samym czasie pewnego chłopaka, który spodobał się Lori, jednak on wybrał Arise. Niestety Lori nie mogła przeboleć ich wzajemnego okazywania sobie uczuć i jednym słowem dała nogę z domu ku aprobacie ich ojca.
Po skończonej kolacji, Sed ulokował rzeczy dziewczyny w pokoju po Lulu, a ona sama dołączyła do mnie na sofie, gdzie rozsiadłyśmy się tak iż dla niego już nie zostało miejsca.
-Ej, co jest?- Sed staje naprzeciwko nas z założonymi rękami na piersi.- Już obie przeciwko mnie?- Unosi jedną brew do góry.
-Uważaj braciszku, bo teraz jest nas dwie.
-Dokładnie- śmieję się na jej słowa i jeszcze mam coś powiedzieć, ale drzwi wejściowe otwierają się prawie z hukiem, a przez nie wchodzi Travis.
-Pukać to niełaska?- Sed udaje groźną minę.
- Daruj sobie Sedric, ja tu byłem pierwszy- szczerzy się mój kuzyn i przyjaciel niczym głupek.
-To się zaraz okaże- ci dwaj stają na przeciwko siebie, jak dwa koguty szykujące się do walki.
Zanim zdążę się odezwać, robi to Lori, który wychyla się zza mnie.
-Może mnie przedstawicie?- I na jej pytanie te dwa głupki patrzą na dziewczynę i widzę jak oczy Travisa rozszerzają się i robi dziwną minę.
CZYTASZ
Czekając na ciebie
WerewolfKażdy z jej rodziny jest już z kimś związany, tylko nie ona. Specjalna szkoła dla wilkołaków ma pomóc w znalezieniu jej mate. Jednak sprawy w przypadku dziewczyny nie są takie jakby chciała ona i jej bliscy. On przystojny przyszły alfa i wciąż niesz...