Epilog 57

32.7K 1.6K 207
                                    

Włączcie sobie piosenkę :)

Życie bywa nieprzewidywalne. Sam przekonałem się na własnej skórze i właśnie teraz ta nieprzewidywalność biegnie w moją stronę.

-Tato, tato?- Krzyczy moja sześcioletnia córka.

-Co tam księżniczko?

-Mama cię woła. Mówi, że już się zaczęło- córka uśmiech się do mnie takim samym uśmiechem jak jej matka, a moja ukochana Tate.

- Zaczęło się co?- Pytam nie rozumiejąc, ale po chwili docierają do mnie słowa Michelle.- Dobra, gdzie jest Colin?- Pytam o jej starszego o rok brata, a mojego pierworodnego.

- Tutaj jestem. Stało się coś?

-Weź proszę siostrę i idźcie do babci, a ja muszę zająć się mama i wezwać lekarza.

-Oczywiście. Chodź Michelle- bierze młodą za rękę i wychodzą, a ja pędzę do mojej żony.

Zaraz po urodzeniu Colina, wzięliśmy normalny ślub, żeby moja ukochana nosiła moje nazwisko i oficjalnie dla całego świata była Panią Black. Niespełna pół roku po urodzeniu naszego małego wilczka, okazało się, że Tate jest w drugiej ciąży. Całe szczęście obeszło się bez dramatów i ciosania kołków na mojej głowie za ten stan. Była naprawdę szczęśliwa, co z kolei mnie niezmiernie cieszyło.

Niestety trzy lata temu Tate poroniła w wyniku obrażeń poniesionych w walce ze swoją wygnaną siostry, która zachowała się podobnie do ich matki. Niestety nie udało się uratować dwumiesięcznego maluszka, którego nosiła pod sercem. Bardzo odchorowała to wszystko moja ukochana. A to, że w ogóle zaszła ponownie w ciążę jest cudem, za który codziennie dziękuję bogini.

Na samą myśl, że moja najdroższa mogła stracić życie, przeszywa mnie nieprzyjemny dreszcz. Jedyny plus z tego nieszczęścia jakie nas spotkało, jest śmierć tej suki- jej siostry. Nie żyje, więc już nikomu nie zagraża. Została uśmiercona przez Lori, która stanęła w bronie mojej rannej żony. Niestety w domu były same kobiety, kiedy my mieliśmy naradę. Nie mogę sobie tego darować, że nie było mnie przy niej kiedy to się stało. Ale to już za nami, a teraz liczy się tylko moja ukochana.

Ku naszemu zaskoczeniu będziemy mieć bliźnięta. Zgodnie z sugestią mojej mamy, będzie to chłopiec i dziewczynka, ale zobaczymy.

Wchodzę do naszej sypialni i widzę, jak moja Tate kurczowo trzyma się oparcia fotela.

- Już jestem kochanie- podchodzę do niej i delikatnie przenoszę ją do pokoju obok, który jest specjalnie przystosowany na poród.

- Dzwoniłeś po lekarza? Gdzie dzieci?- Nawet teraz musi się o wszystko martwić.

-Dzieci u rodziców, a lekarz w drodze.

- Tylko proszę nie zemdlej jak przy narodzinach Michelle.

- Nie zemdlałem, tylko trochę się słabo poczułem, więc to nie to samo maleńka- droczę się z nią.

-Taaa, jasne- kręci głową- ciekaw...- przerywa w pół słowa, bo łapie ją potężny skurcz i prawie miażdży mi dłoń.- Kurwa gdzie ten lekarz?- Krzyczy moja maleńka.

-Zaraz będzie, wytrzymaj.

-Nie dam rady- łapie oddech- zaczęło się- dyszy.

-Co? Niemożliwe- kręcę głową.

-Sed, nie wkurwiaj mnie!- Warczy Tate.- Boże, gdzie ten pieprzony lekarz?

-Spokojnie kochanie, damy radę. - Pocieszam ją.

Jezu nie wiem czy damy radę. Ja pierdolę co tu robić i gdzie ten cholerny doktorek?

~Bierz dupę w troki i pomagaj naszej mate.

~Jeszcze mi ciebie tutaj potrzeba- warczę na mojego wilka.- Odpierdol się sierściuchu.

~ Jak sobie życzysz dupku- odpowiada i już milknie.

Robię wszystko tak jak mnie instruuje moje kochanie i ku mojemu zaskoczeniu niespełna dziesięć minut później trzymam w ramionach naszą małą księżniczkę, a Tate trzyma naszego małego księcia.

-Przepraszam za spóźnienie- wpada zdyszany lekarz i dopiero teraz spogląda na nas.- Ooo. Widzę, że już po- uśmiecha się jak głupek- w takim razie nie zabawię tutaj długo.

On sobie chyba kurwa żartuje!- Krzyczę w myślach.

Kiedy lekarz obejrzał nasze pociechy i sprawdził czy z Tate wszystko dobrze, minęła dobra godzina.

-Jak się czujesz kochanie?- Pytam moją ukochaną późnym wieczorem i kładę się koło niej w naszym łóżku.

-Dobrze, tak samo jak nasze maluszki- pokazuje ręką na dwójkę śpiących dzieciaczków w łóżeczkach obok naszego łoża.

- Tea i Thomas Black. Dziękuję ci kochanie- całuję ją namiętnie w usta i przyciągam do siebie.

-Tak, nasze kolejne urwisy- kręci głową. - I pomyśleć, że chciałam przed tobą uciec ukochany- wtula się w moje ramiona, a ja zaciągam się jej poziomkowym zapachem wymieszanym z moim wietrznym.

-Ale nie pozwoliłem ci. Jesteś na zawsze moja, maleńka- szepczę jej do ucha.

-Na zawsze- odszeptuje i całuje mnie delikatnie w swoje oznaczenie na moim obojczyku.

*****************************

Ciężko mi się rozstawać z tym opowiadaniem, ale kiedyś musi to nastąpić, więc będzie to dzisiaj :/.

Dziękuję wszystkim za czytanie i komentarze. Jesteście wielcy moi drodzy czytelnicy. Kończąc to, będę mieć więcej czasu na " Miłość w świetle księżyca" i nowy romans, ale bez wilków w tle😋😂.

Dziękuję raz jeszcze 😘😘😘❤❤

Zapraszam tych jeszcze co chcą przeczytać coś nowego na " Miłość w pełni  księżyca ".

Czekając na ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz