54. Dwoje drzwi, jeden wybór.

2.2K 173 106
                                    

- Leondre... Wracaj do sali..- usłyszałem za sobą cichy głos pielęgniarki. Spojrzałem na nią ze łzami w oczach.
- To moja wina...- szepnąłem.
- Chodź. Jak będzie coś wiadomo to dam ci znać. Zgoda?
- Yhym...- ostatni raz spojrzałem za szklane drzwi i wróciłem do sali.

***

- Leondre?- w drzwiach pojawiła się ta sama pielęgniarka, którą widziałem godzinę temu.- Angela żyje...

W tym momencie kamień spadł mi z serca. Poczułem, że w końcu moge swobodnie oddychać.

- Ale...- No tak, zawsze musi być "ale".- Jest w śpiączce i są małe szanse, że się wybudzi...- wtedy z mojej twarzy zszedł uśmiech, a pojawiło się zmartwienie i... Strach.

- Mogę do niej pójść?

*Angela*

Nie wiem co się dzieje. Widzę dwa wyjścia. Dwoje drzwi. Podchodzę do jednych i słyszę radość mojej mamy, jej śmiech. Uspokajający głos lekarzy, głos, który zapewnia, że niedługo wszystko będzie dobrze. Chcę je otworzyć, ale ciekawość... Tak, to ciekawość kazała podejść mi do drugich drzwi. Zza nich słyszałam płacz kobiety, mojej mamy, cichy głos Leondre, który mówił, żebym wróciła i lekarzy, którzy prosili ich o opuszczenie sali.

Pytanie brzmi gdzie mam iść?

*Leo*

Kiedy wyszliśmy z sali Angeli jej mama usiadła na krześle i zaczęła niemiłosiernie płakać. Usiadłem obok i ją objąłem.

- Przepraszam, wiem, że to nic nie zmieni, ale... - zabrakło mi słów, ale kobieta podniosła głowę, spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, mimo, że w jej oczach wciaż byly łzy.
- Już rozumiem dlaczego ona cię tak bardzo kocha...

*Dwa dni później*

Siedzialem z Angelą, trzymałem jej dłoń. Po prostu spędzaliśmy razem czas. Tak jakby ona spała i miała się za chwilkę obudzić.

- Przepraszam, ale musisz już wyjść...- powiedziała pielęgniarka. Przytaknąłem.
Przed wyjściem pocałowałem ją w policzek i szepnąłem do ucha: " Jesteś aniołem, ale ja chciałbym cię widzieć tu, na ziemi.... Pamięta, że cię kocham..."

*Kilka dni później*

*Angela*

Nadal nie potrafię wybrać. Normalnie poszłabym do pierwszych drzwi, ale tam nie ma przy mnie Leo. Za bardzo go kocham, żeby z niego zrezygnować...

Muszę zaryzykować, może to jakiś test? Mam dwoje drzwi do wyboru, jedną szanse i brak możliwości powrotu.

Nie pomagają mi głosy, które słysze zza drugich drzwi... Nie pomaga mi szept Leo, bo bardziej boję się, że go stracę...

Już wiem...

Myślałam, że wybrałam, ale... Usłyszałam śmiech mojej mamy. Tak prawdziwy, tak realny... Dochodzący zza pierwszych drzwi... Zza drzwi, za którymi nie ma Leo...

Podniosłam się i podeszłam do wybranych drzwi, złapałam za klamkę...

*Leo*

Przyszedłem do szpitala, jak przez ostatnie dni. Zazwyczaj przychodził ze mna Charlie, ale akurat dzisiaj nie mógł.

Kiedy podszedłem pod sale mojej dziewczyny, zobaczyłem wielkie zamieszanie i stojącą obok mamę Angeli.

- Co się dzieje?- zapytałem zaniepokojony.
- Angela... Ona... Ona umiera...- zakryła usta dłonią i wróciła do obserwowania sali swojej córki.
Właśnie w tym momencie mój świat przestał istnieć... Usiadłem na krześle, zakryłem twarz dłońmi i... Myślałem.
Ja nie mogę bez niej żyć...

Czasami jest tego wszystkiego za dużo. Myslisz, że nie masz problemów, a potem pojawia się wielka przeszkoda, której nie możesz pokonać. W takich chwilach potrzebujesz osoby, która poda ci rękę i powie: " hej! Głowa do góry! Dasz radę, jestem z tobą!". Czekasz na to, ale taka osoba nie przychodzi, a wiesz dlaczego? Bo ona jest po drugiej stronie muru. Wtedy przychodzi najgorsze. Poddajesz się. Przegrywasz walkę o swoje życie.

- Pani jest mamą Angeli?- niski głos, starego lekarza, wyrywa mnie z rozmyśleń. Wstaję i podchodzę do mężczyzny i smutnej kobiety.
- Tak...- odpowiada drżącym głosem.
- Jest mi bardzo przykro, robiliśmy wszystko....- po tych słowach kobieta się rozpłakała, a ja spojrzałem za szklane drzwi. Odłączali ją od aparatury. Prosta kreska na monitorze, przekreśliła moje marzenia i rozdarła moje serce.

Wybiegłem ze szpitala.
Ona nie żyje... Moja dziewczyna umarła, a ja razem z nią.

Wbiegłem do pustego domu. Nikogo nie było, tylko ja...
Wyjąłem telefon i napisałem do Charliego co się stało. Na końcu dopisalem "przepraszam", a potem wyjąłem wszystkie tabletki, które udało mi się znaleźć i alkohol z barku mojej mamy.

Wszedłem na dach. Na nasz dach. Ten na którym widziałem blask w jej oczach, ten, na którym widziałem jak jej końciki ust unoszą się, ten, na którym słyszałem jej śmiech. Ten, na którym miałem to co straciłem kilka minut temu.

Połknąłem wszystkie tabletki. Wziąłem łyk wódki,
- Ten świat jest szalony... Tu umierają anioły..- szepnąłem pomiędzy kolejnymi łykami alkoholu.
Potem wziąłem jeszcze jeden łyk i kolejny... Aż w końcu zasnąłem...

***

No to kończymy :')
























Ale jeszcze nie teraz... Jeszcze przynajmniej jeden rozdzial...

Ps.Pod nastepnym rozdzialem napisze wam cos waznego. No to papa
Ps v2. Jak ktoś nie czyta "Codziennie jedna tajemnica" ale chce przeczytac to co napisalam w ostatnim "rozdziale" to zapraszam 💗

"Anioł" |L.D|   Cz.II // ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz