Rozdział 27

22.1K 1.1K 105
                                    

Rozalinda

- Nawet dobry pomysł - uśmiechnęłam się.

- Co?

- Chcę coś robić. Pracować.

- Nie - warknął.

- Mogła bym być twoją sekretarką. No wiesz. Przynosić kawę, segregować papiery.

- Od tego są omegi.

- To im pomogę. Wtedy miał byś mnie cały czas przy sobie.

- Możesz ze mną być nie pracując.

- Dlaczego nie mogę pracować?

- Wcześniej ci to jakoś nie przeszkadzało.

- Ale nudzi mi się strasznie.

- Po pełni nie będzie ci się nudzić.

- Nie rozumiem cię.

- No wiesz. Ciąża. Obowiązki luny.

- Jakie obowiązki luny? Przecież jestem nią.

- Od sparowania połączysz się z moją watahą mała.

- I jaka ciąża?

- Mam ci powiedzieć skąd biorą się dzieci?- zapytał lekko się śmiejąc.

- Wiem skąd biorą się dzieci - podniosłam głos zirytowana.- Ale co to ma wspólnego z tą ciążą?

- No wiesz. Potrzebuję potomka.

- To idź do jakiejś laski i ładnie poproś.

- Proszę.

- Ja nie jestem głupia.

- Ale moja.

- Skończ z tym.

- Nie.

- Denerwujesz mnie - chwyciłam się za głowę. Byłam jeszcze trochę osłabiona. Fabien wziął mnie na ręce i zaczął wracać do pokoju.

- Puść mnie. Miałeś mnie nie dotykać.

- Jesteś jeszcze słaba kochanie.

- I co z tego?! Masz mnie puścić! Już!- na mój krzyk zatrzymał się i spiął mięśnie.

- Mała przegięłaś. Nie masz prawa mi rozkazywać.

- Ble ble ble.

- Dosyć tego. Od dzisiaj siedzisz w pokoju. Nie masz prawa się stamtąd ruszyć.

- Bo co. Zgwałcisz mnie?

- Tak - zatkało mnie.

- Chory jesteś. Puszczaj - zaczęłam się wiercić.

- Fajnie się odwdzięczasz za pomoc.

- To przez ciebie mnie porwał.

- Dlatego chcę cię chronić - szepnął.

- Ale ja tego nie potrzebuję. Teraz chcę jeść - pokazałam mu rękę, w której trzymałam trochę zgniecione kanapki.

- To wygląda jak gówno. Ugotuję ci naleśniki - uśmiechną się i wszedł do kuchni.

- Nie. Od nich ostatnio strasznie przytyłam. Chyba nie chcesz, żebym była gruba?

- Miałbym więcej do kochania. Nie przeszkadza mi to.

- Ale z ciebie dupek. Gdzie jest Louis?

- Nie mów jego imienia. Poszedł sobie - posadził mnie na blacie i staną między moimi nogami.

- Znowu z tym zaczynasz? Naucz się psie, że nie jestem twoja i mogę mówić i robić co mi się żywnie podoba - chwycił mnie mocno za uda.

- Powtórz to, a zabiję każdego, kto na ciebie spojrzy - warknął. Puścił mnie i zaczął robić naleśniki.

- Z czym je chcesz?- spytał.

- Mówiłam, że nie chcę. Głuchy jesteś?

- Okej. Będą z czekoladą - zignorował mnie.- A potem pojedziemy.

- Gdzie?

- Niespodzianka.

- Głupek.

- Zołza.

- Jak mam tak resztę życia się z tobą kłócić to już wolę zostać lesbą.

- Nawet byłby to dobry pomysł kochanie. Podnieca mnie patrzenie jak laski się całują - postawił talerz z naleśnikami na stole.

- A widziałeś w ogóle kiedyś?

- Nie - podrapał się za głową i ściągnął mnie z blatu.- Ale Ash mówił, że to jest niezłe.

- Ash widział całujące się laski?!- usiadł na krześle i posadził mnie sobie na kolanach.

- No. Clara całowała się z Mają kiedyś jak były pijane - pokroił naleśnika i nabił go na widelec.

- Mówiłam, że tego nie zjem - odwróciłam głowę.

- Nie chcę mieć żony szkieleta - szepnął mi do ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

- A ja nie chcę być kluską.

- Spalimy to szybko.

- Co?

- Podobno seks to najlepsza rzecz na spalanie.

- Chory jesteś.

- Na twoim punkcie. Mam ci zrobić samolocik jak małej dziewczynce?- spytał śmiejąc się.

- Odwal się.

- No dalej. Otwórz buźkę. Samolot leci. Wrrrr - udawał latający widelec. Nagle kawałek naleśnika spadł mi za dekolt. Pisnęłam wstając z jego kolan.

- Ty idioto! Specjalnie to zrobiłeś!

- Nie specjalnie. Uspokój się kochanie. Zaraz go wyjmę - wstał i podniósł rękę.

- Wara ode mnie zboczeńcu - cofnęłam się.

- Nie ruszaj się bo poleci głębiej - włożył mi szybko rękę pod bluzkę. - Kurwa - mruknął.  Ściągnął ją a ja pacnęłam go w głowę.

- Co robisz?

- Spokojnie. Tylko chcę polizać. Ubrudziłaś się.- palant.

Seksowny idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz