Rozalinda
- Nawet dobry pomysł - uśmiechnęłam się.
- Co?
- Chcę coś robić. Pracować.
- Nie - warknął.
- Mogła bym być twoją sekretarką. No wiesz. Przynosić kawę, segregować papiery.
- Od tego są omegi.
- To im pomogę. Wtedy miał byś mnie cały czas przy sobie.
- Możesz ze mną być nie pracując.
- Dlaczego nie mogę pracować?
- Wcześniej ci to jakoś nie przeszkadzało.
- Ale nudzi mi się strasznie.
- Po pełni nie będzie ci się nudzić.
- Nie rozumiem cię.
- No wiesz. Ciąża. Obowiązki luny.
- Jakie obowiązki luny? Przecież jestem nią.
- Od sparowania połączysz się z moją watahą mała.
- I jaka ciąża?
- Mam ci powiedzieć skąd biorą się dzieci?- zapytał lekko się śmiejąc.
- Wiem skąd biorą się dzieci - podniosłam głos zirytowana.- Ale co to ma wspólnego z tą ciążą?
- No wiesz. Potrzebuję potomka.
- To idź do jakiejś laski i ładnie poproś.
- Proszę.
- Ja nie jestem głupia.
- Ale moja.
- Skończ z tym.
- Nie.
- Denerwujesz mnie - chwyciłam się za głowę. Byłam jeszcze trochę osłabiona. Fabien wziął mnie na ręce i zaczął wracać do pokoju.
- Puść mnie. Miałeś mnie nie dotykać.
- Jesteś jeszcze słaba kochanie.
- I co z tego?! Masz mnie puścić! Już!- na mój krzyk zatrzymał się i spiął mięśnie.
- Mała przegięłaś. Nie masz prawa mi rozkazywać.
- Ble ble ble.
- Dosyć tego. Od dzisiaj siedzisz w pokoju. Nie masz prawa się stamtąd ruszyć.
- Bo co. Zgwałcisz mnie?
- Tak - zatkało mnie.
- Chory jesteś. Puszczaj - zaczęłam się wiercić.
- Fajnie się odwdzięczasz za pomoc.
- To przez ciebie mnie porwał.
- Dlatego chcę cię chronić - szepnął.
- Ale ja tego nie potrzebuję. Teraz chcę jeść - pokazałam mu rękę, w której trzymałam trochę zgniecione kanapki.
- To wygląda jak gówno. Ugotuję ci naleśniki - uśmiechną się i wszedł do kuchni.
- Nie. Od nich ostatnio strasznie przytyłam. Chyba nie chcesz, żebym była gruba?
- Miałbym więcej do kochania. Nie przeszkadza mi to.
- Ale z ciebie dupek. Gdzie jest Louis?
- Nie mów jego imienia. Poszedł sobie - posadził mnie na blacie i staną między moimi nogami.
- Znowu z tym zaczynasz? Naucz się psie, że nie jestem twoja i mogę mówić i robić co mi się żywnie podoba - chwycił mnie mocno za uda.
- Powtórz to, a zabiję każdego, kto na ciebie spojrzy - warknął. Puścił mnie i zaczął robić naleśniki.
- Z czym je chcesz?- spytał.
- Mówiłam, że nie chcę. Głuchy jesteś?
- Okej. Będą z czekoladą - zignorował mnie.- A potem pojedziemy.
- Gdzie?
- Niespodzianka.
- Głupek.
- Zołza.
- Jak mam tak resztę życia się z tobą kłócić to już wolę zostać lesbą.
- Nawet byłby to dobry pomysł kochanie. Podnieca mnie patrzenie jak laski się całują - postawił talerz z naleśnikami na stole.
- A widziałeś w ogóle kiedyś?
- Nie - podrapał się za głową i ściągnął mnie z blatu.- Ale Ash mówił, że to jest niezłe.
- Ash widział całujące się laski?!- usiadł na krześle i posadził mnie sobie na kolanach.
- No. Clara całowała się z Mają kiedyś jak były pijane - pokroił naleśnika i nabił go na widelec.
- Mówiłam, że tego nie zjem - odwróciłam głowę.
- Nie chcę mieć żony szkieleta - szepnął mi do ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- A ja nie chcę być kluską.
- Spalimy to szybko.
- Co?
- Podobno seks to najlepsza rzecz na spalanie.
- Chory jesteś.
- Na twoim punkcie. Mam ci zrobić samolocik jak małej dziewczynce?- spytał śmiejąc się.
- Odwal się.
- No dalej. Otwórz buźkę. Samolot leci. Wrrrr - udawał latający widelec. Nagle kawałek naleśnika spadł mi za dekolt. Pisnęłam wstając z jego kolan.
- Ty idioto! Specjalnie to zrobiłeś!
- Nie specjalnie. Uspokój się kochanie. Zaraz go wyjmę - wstał i podniósł rękę.
- Wara ode mnie zboczeńcu - cofnęłam się.
- Nie ruszaj się bo poleci głębiej - włożył mi szybko rękę pod bluzkę. - Kurwa - mruknął. Ściągnął ją a ja pacnęłam go w głowę.
- Co robisz?
- Spokojnie. Tylko chcę polizać. Ubrudziłaś się.- palant.
CZYTASZ
Seksowny idiota
Werewolf- Idiota - mruczę pod nosem. Kiedy się odwracam czuję jak jego ręka ląduje na moim pośladku. - Ej! - krzyczę podskakując. - Uważaj na słowa mała - mówi groźnie. Pokazuję mu środkowy palec i odchodzę na bok. Za sobą słyszę jego warknięcie. Ten dupek...