Rozdział 41

20.7K 1K 30
                                    

Rozalinda

- Wcale że nie!

- Wcale że tak.

- Jesteś niedobry.

- To ty jesteś niedobra.

- Nie. Ty.

- Zachowujesz się jak przedszkolaczek.

- Ty też.

- To obydwoje skończmy.

- Dobra. Chodźmy.- chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą do jego gabinetu. Przed drzwiami stanęłam i zapukałam.

- Po co to robisz? To mój gabinet.- Fabien otworzył drzwi. Szybko zamknęłam oczy, widząc, jak jego rodzice się całują. Idiota odchrząkną.

- Ja rozumiem że nadal działa na was pęłnia, ale nie chcę mieć więcej rodzeństwa. Teraz to raczej powinniście czekać na wnuki. - wtrącił, a ja wbiłam mu łokieć zażenowana. Mogliśmy wyjść niezauważeni i jeszcze raz zapukać, ale ten idiota oczywiście musiał swoje.

Jego rodzice oderwali się od siebie, a mama uśmiechnęła się do mnie.

- Czyli uważasz Fabik że jestem za stara?- spytała się przenosząc wzrok na chłopaka.

- No raczej.

- Kto cię wychował młody człowieku?- wstała z założonymi na piersi rękami.

- A taka jedna babka ze zmarszczkami.- prychną. Zaczęliśmy się wszyscy śmiać.

- Czego chciałeś tato?

- Beta wygnańców się odezwał. Żąda walki z naszym alfą.

- Nie może walczyć, kiedy nie ma alfy.

- Właśnie w tym rzecz. Mają nowego alfę. Musimy się dowiedzieć kogo.

- Będzie na walce?

- Nie. Ta walka to jakiś podstęp.

- Może alfa jest jeszcze za młody?- wtrąciłam się. Pomyślałam o małym Jefferym. Przecież był synem Grappea.

- Może. Kurwa, nie możemy odmówić walki.

- No właśnie. Nasze wilki nie mają za dużo energii po tej pęłni. Rozalinda słabo nas przygotowała.

Po jego słowach poczułam się winna. Spuściłam głowę.

- Nie czepiaj się mojej mate. To nie jej wina. I tak mamy przewagę, więc w niczym nie przeszkadza to, że Rozalinda jest człowiekiem.- powiedział groźnie.

- Nasz syn jest mądry i silny. Poradzi sobie bez tego.- dodała mama Fabiena wtulając się w swojego męża.

- Kiedy i gdzie chce walki?

- Jutro w lesie tam gdzie porwali Roz.

- Okej. Będziemy walczyć. Przygotuj ludzi.

- A ty co będziesz robić?

- Poćwiczę trochę na siłowni.- pociągną mnie za rękę. Wyszliśmy z gabinetu. Od razu po zamknięciu się drzwi przycisną mnie do ściany i mocno wpił się w moje usta. Oddałam pocałunek, kładąc ręce na jego policzkach. Mrukną zadowolony.

- Miałeś mnie nie dotykać.- wychrypiałam.

- Nie potrafię. Jesteś strasznie kusząca. I musisz mi dodać energii przed walką.

- Jak?

- Ta noc była idealna ale zdecydowanie zbyt krótka.

- O nie. Ja jestem wykończona. Poza tym musisz wypocząć przed jutrem.

- Jestem wytrwały.- pocałował mnie krótko i poszliśmy do siłowni.

- Czemu nikogo tu nie ma?- zdziwiłam się.

- Bo to moja prywatna.-ściągną bluzkę, a mi kolana zmiękły.- Możesz usiąść na ławce i mnie podziwiać.

- Dupek.- odwróciłam się.

- Kusicielka.- jego ręka wylądowała na moim pośladku.

- Ał. Zboczuch.- uciekłam na ławkę i położyłam się na niej tak, że miałam idealny widok na mojego chłopaka bijącego w worek treningowy.

Po czterech godzinach staną przede mną cały spocony. Rzuciłam w niego ręcznikiem.

- Umyj się przystojniaku.

- Dobrze. Ale z tobą.- przerzucił mnie sobie na ramieniu.

- Puszczaj!- krzyknęłam.

- Nie. Potrzebuję dopingu.

- Jesteś szalony.- zaśmiałam się

Seksowny idiotaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz