- Łuhuu! - zawołał Skywalker, oglądając wszelkiego rodzaju materiały wybuchowe. Od razu dostrzegłam rzędy metalowych kul, które wybuchają w locie, lecz moją uwagę przykuły płaskie dyski, które w pojedynkę nic nie znaczą, lecz razem ich siła znacznie wzrasta.
- Musimy mieć jakiś plan - mruknęłam. - Dopiero potem będziesz się zachwycał.
Anakin odchrząknął znacząco.
- Po pierwsze: nawet nie wiemy, jak ta fabryko-baza wygląda, a po drugie... - zawahał się, jednak szydercze słowa wypłynęły z ust - Poza tym ty i tak zrobisz wszystko po swojemu i cały plan diabli wezmą - parsknął, wstając z klęczek.
Otrzepał kolana, jednak zauważyłam, że dyskretnie sięga po miecz. Jego palce musnęły rękojeść, jakby był w gotowości obronić się przede mną.
- Eh, nie mam nastroju, by się z tobą przekomarzać - westchnęłam, odchodząc jak najdalej od niego.
Trudno mi się było przyznać, ale jego słowa mnie zabolały. Skrzyżowałam ręce na piersiach i z podniesioną głową opuściłam "zbrojownię".
Minuty płynęły tak wolno, że w porównaniu z nimi nawet Anakin szybciej myślał. Prychnęłam, zła, bo zamiast mu odpyskować, zwyczajnie uciekłam. Jeszcze się odegram, pomyślałam z przekąsem, obdarzając przy okazji wchodzącego Skywalkera sztucznym uśmiechem.
*
- Za ile będziemy? - zapytał.
- Za godzinę - odparłam, patrząc na jasnoniebieski hologram.
Między nami zapanowała cisza. Ignorowałam go, oglądając rękojeść miecza.
Nagle... Niespodziewanie odczułam ból w okolicach skroni. Wrzasnęłam, zginając się wpół. Pociemniało mi przed oczami...
Biel wypełniała każdą przestrzeń.
Plamki rosły.
A potem nie było nic.
Leciałam.
Spadałam.
Unosiłam się i...Pieczenie policzka sprawiło, że się ocknęłam. Miałam wrażenie, jakby ktoś przed chwilą mnie obudził, jakbym wynurzyła się z głębokiej wody.
Zdałam sobie sprawę, że siedzę okrakiem na Anakinie, który był rozpłaszczony na ziemi. Dłońmi przypierałam jego palce, aby nimi nie mógł poruszać. Pojedyncze kosmyki moich włosów łaskotały jego twarz. Tuż obok twarzy Skywalkera leżał miecz.
Chłopak patrzył się na mnie przerażonym wzrokiem.
- Ccc..cco..? - szepnęłam, opadając na podłogę i jednocześnie wypuszczając go z kleszczy.
- Dobra. Zaczynam się ciebie bać - Anakin stęknął. - To było creepy...
- Co się właściwie stało? - zapytałam, ocierając twarz. Oddaliłam dłonie i zamarłam widząc na nich... posokę.
- Rzuciłaś się na mnie - odparł z wyrzutem Skywalker. - Cholera, twoje oczy stały się żółte i płynęła z nich krew. Cholera... - Zamrugał. - Ty - się - na - mnie - rzuciłaś. Jak... zwierzę.
Jego przerażenie w głosie zmalało, a kącik ust uniósł się szelmowsko.
- To nie jest zabawne. Ja nic nie pamiętam. Straciłam kontrolę! - wypaliłam.
- Wracamy do Świątyni - zakomenderował Anakin, wstając z podłogi.
- Nie ma mowy... - syknęłam.
- W takim stanie tylko zaszkodzisz. A sam nie dam rady, poza tym... - zawiesił głos, by przemilczeć kolejne słowa.
Domyśliłam się, co chciał powiedzieć: że mogę stanowić zagrożenie.
Ogarnął mnie żal.
- Ale ja nie chcę zawieść Jedi - mruknęłam.
- Uwierz, dla dobra wszystkich wracajmy - Skywalker nachylił się nad sterami statku i zaczął ustalać nowe współrzędne lotu.
- Nie! - ryknęłam, odpychając go.
Słowa same wyleciały mi z ust. Rzuciłam nim mocą o ścianę. Ponownie straciłam władzę nad swoim ciałem.
- Musimy lecieć do niego. Do jedynego pana ciemności i kosmosu! - krzyczał ktoś moimi ustami.
- Wybacz, Sus... - Rzekł Anakin zachodząc mnie od tyłu. - Obudzisz się w Świątyni. Jesteś jak dziki zwierz. Jak pantera.
Rozległ się świst i ból głowy pozbawił mnie świadomości.
CZYTASZ
By zostać Jedi|| Akademia Strażników
FanficPrzed Darthem Sidiousem było wielu. Teraz ciemność unosi się nad światem, a Zakon Mrocznych Jedi ma warunki, by stale rosnąć w siłę... Susana kroczy ścieżką Jedi. Zostaje wplątana w afery, które mogą spowodować zagładę planet i galaktyk. Czy zło rod...