Luminara stanęła przede mną z założonymi rękoma i rzekła:
- Teraz mogę cię wtajemniczyć w misję. Nie masz tu nikogo, komu mogłabyś coś wypaplać. Anakin już został poinformowany wczoraj, więc...
- Co?! - przerwałam jej okrzykiem. - Anakin wiedział, a ja nie!?
Chłopak wytknął głowę zza drzwi i posłał mi ironiczny uśmiech. Zacisnęłam pięści i powstrzymałam się, bo chciałam tupnąć nogą. Odczekałam chwilę i rzekłam z rozgniewaniem:
- Wydaje mi się, że to ja jestem bardziej godna zaufania niż to - wskazałam na Anakina.
- Wypraszam sobie...
- Susano, posłuchaj mnie - zaczęła wyjaśniać Mistrzyni. - Zrozum, że na sto procent opowiedziałabyś wszystko Dalei, a ona z kolei Lily, no i w konsekwencji cały zakon by się dowiedział, dziecko!
- Kobiety... - mruknął pod nosem Obi-Wan sterujący statek, który najwyraźniej się dobrze bawił.
Prychnęłam i odwróciłam wzrok od Luminary. To będą ciężkie lata... Bardzo ciężkie. Może mogłabym złożyć petycję, o nowego Mistrza? Wątpię... Nadzieja matką głupców.
*
- Może więc w końcu powiedziałabyś mi, gdzie w ogóle lecimy, no i po co? - przypomniałam po zbyt długiej chwili milczenia.
Luminara posłała mi morderczy wzrok, a ja zrobiłam niewinną minę.
- Dziecko... - Mistrzyni pokiwała głową. - Czasem się dziwię, że wybrała ciebie moc...
- Miło mi - prychnęłam. - Więc co z tą nieszczęsną misją?
- Niech ci już będzie... Na planecie Borleias dzieją się bardzo dziwne rzeczy... Zaczęło się od paru nieszczęśników, którzy zapuścili się zbyt głęboko do pewnej puszczy. Jak się domyślasz, nie wrócili więcej do swoich domów. Po tym incydencie, w powietrzu zaczęła się unosić jakaś zła aura, miejscowa ludność zaczęła się bać. Kilka tygodni później, zniknęło dziecko, które tylko o metr przekroczyło linię drzew. Od tamtego momentu cywile zaczęli nazywać to przeklęte miejsce Puszczą Śmierci...
Po moich plecach przebiegły ciarki, a Luminara kontynuowała:
-... Każdego pierwszego dnia tygodnia ginęło dziecko, które nawet trochę zbliżyło się do linii puszczy. Niektórzy uważają, że to prastare duchy drzew się mszczą, za to, że osadnicy się zbyt daleko w ich dom zapuścili, że odkryli ich przedwieczną tajemnicę... Ale mi się wydaje, że coś tu nie gra... Śmierdzi tu ciemnymi mocami...
Mistrzyni zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Wcale nie podobała się ta historia, ani trochę. Dziękuję bardzo za taką misję.
- Czyli z tej twojej opowieści ma wynikać, że to nam przypadł zaszczytny obowiązek odnalezienia tych dzieci i zabicia tego, kto, albo co je porywa, prawda? - zapytałam z wątłą nadzieją w głosie.
- No widzisz, jak się szybko uczysz... - skomentował Anakin, znowu wychylając swoją gębę.
Olałam go.
- Dlaczego nie zajmie się tą sprawą, ktoś... - szukałam odpowiedniego słowa.
- Odważniejszy, silniejszy, lepiej władający mieczem? - podpowiedział Obi-Wan.
- Dokładnie! Czemu ktoś taki się tym nie zajmie?
- Bo to właśnie my zostaliśmy wytypowani, Susano - rzekła sucho Luminara. - Mamy okazję się sprawdzić, no i czegoś was nauczyć, wy młodzi...
- Taa...
Zamyśliłam się. A co jak zawiodę ich? Co jak przeze mnie zginiemy? Przeze mnie wszyscy giną... Nawet siostra. Posmutniałam i straciłam na wszystko jakąkolwiek ochotę. Przypomniały mi się słowa... Słowa mamy, które wypowiedziała do mnie po śmierci Guen: żałuję, że to nie ty zginęłaś... tak bardzo żałuję... Tych słów nigdy nie zapomnę. Nigdy. Mama mnie nie kochała. To Guen była ta ładniejsza, mądrzejsza. Pomagała mamie we wszystkim. Sprzątała... Gotowała. Była dobra, pomocna i miła. Nigdy nie sprawiła swoim nienagannym zachowaniem przykrości. Nigdy nie zrobiła głupoty, w odróżnieniu do mnie. Już mając pół roku rzuciłam piłką tak, że zbiła się szyba, a jak miałam roczek, to potajemnie wypluwałam do garnków zmiksowane na papkę jedzonko dla dzieci... Nie było tygodnia, jak czegoś nie przeskrobałam. Wszędzie zaglądałam, wszystko musiałam wiedzieć, zadawała miliony pytań... Może gdybym była taka jak Guen, to bym była przez mamę kochana? Pewnie tak... Ale niestety jestem jej dokładnym przeciwieństwem...
Westchnęłam i wstałam z kanapy, kiedy poczułam burczenie w brzuchu. Przypomniało mi się, że wzięłam jedzenie, więc wróciłam do pokoju. Mieliśmy być na miejscu grubo po zmroku.
Anakin drzemał na górnym łóżku, więc po cichu wyciągnęłam z kieszeni jedno jabłko i położyłam się na swoim posłaniu. Jedząc, nawet się nie zorientowałam, kiedy zapadłam w sen...
Nagle nie leżałam już w łóżku, na statku. Stałam w puszczy. Ciemność panowała wszędzie, wiatr poruszał liśćmi dziwnych, porośniętych bluszczem drzew. Zamarłam przestraszona. Chciałam już wołać po imieniu Luminarę, Anakina, Obi-Wana, ale nie mogłam wydobyć z gardła żadnego dźwięku... Nagle... Z dala dobiegł mnie odgłos płaczu dziecka. Moje serce szybko zaczęło bić. Płacz dobiegał z prawej strony. Zaczęłam biec, rozgarniając gałęzie krzewów. Zatrzymałam się, kiedy z innej strony dobiegł kolejny płacz. Nie wiedziałam, co robić, kogo najpierw ratować... Kolejne odgłosy płaczu zlały się w jeden głośny... Padłam na kolana... Na plecach poczułam czyjeś spojrzenie...
Otworzyłam natychmiastowo oczy, ciężko dysząc. Przed sobą ujrzałam niebieską, wiszącą twarz! Krzyknęłam głośno i spadłam z łóżka.
Anakin zarechotał, a mi wcale nie było do śmiechu.
- Głupku! Przez ciebie dostałabym zawału! - zganiłam go.
- Szkoda, że nie widziałaś swojej przerażone miny - zachichotał chłopak, wyłączając swój miecz świetlny.
Burknęłam coś w odpowiedzi. Nagle pojazdem szarpnęło. Poleciałam do przodu i zderzyłam się ze ścianą. Jęknęłam głucho.
- Wylecieliśmy z nadświetlnej - szepnął Anakin, zbierający się z ziemi. - Dolatujemy...
Te słowa spowodowały, że pobladłam.
Hej! Postanowiłam, że rozdziały, dotyczące misji Susany będę tytułowane i dzielone na części... ;) Do następnego!
CZYTASZ
By zostać Jedi|| Akademia Strażników
FanfictionPrzed Darthem Sidiousem było wielu. Teraz ciemność unosi się nad światem, a Zakon Mrocznych Jedi ma warunki, by stale rosnąć w siłę... Susana kroczy ścieżką Jedi. Zostaje wplątana w afery, które mogą spowodować zagładę planet i galaktyk. Czy zło rod...