Jest aktualnie dwudziesty szósty stycznia, dwa tysiące sześćdziesiątego piątego roku – czyli schyłek mojego życia. Opowiem wam moją historię.
Rozpoczęła się ona w taki dzień jak ten, minus jedenaście stopni, sypał śnieg. Po tragedii która miała miejsce siedem dni wcześniej, spałam na przystanku. Obudziło mnie głośne hamowanie, a następnie trzaśnięcie drzwiami. Leniwie uniosłam powieki, nie poruszając przy tym ciałem aby zimne powietrze nie wdarło się do mojego 'schronienia'.Z czarnego Range Rover'a którego już parę razy wcześniej widziałam, wyszła dość niska kobieta, na oko dwadzieścia pięć lat, na oko bardzo ładna. Nie pamiętam co dokładnie wtedy się wydarzyło bo z wycieńczenia i wychłodzenia zaczęłam tracić przytomność. Jedyne co pamiętam to krzyki tej kobiety, wołała niejaką Lauren.
Kiedy się obudziłam od razu uderzył mnie przyjemny zapach. To nie było moje posłanie które śmierdziało tak okropnie, że normalny człowiek by zwymiotował. Leżałam w dużym pokoju, na dużym łóżku które stało po środku niego, przykryta brązową pościelą. Cały pokój był utrzymany w ciepłych brązach. Nie był on nie wiadomo jaki duży, ale na pewno był przytulny i to bardzo. Jak na ten tydzień spędzony na przystanku zadowoliłabym się wszystkim. Naprawdę wszystkim. Wystrój tego pokoju na pewno był droższy, niż mój dom rodzinny. Jeżeli można było to nazwać w ogóle domem. Bardziej odpowiada temu słowo melina. Tak to dobre określenie. Zaczęłam wpatrywać się w okno. Nie rozpoznawałam okolicy. Właściwie to było widać tylko drzewa. Kiedy skierowałam wzrok przed siebie zauważyłam niską brunetkę tą z czarnego auta i wyższą o pół głowy dziewczynę o kruczo-czrnych włosach. Promienie słoneczne oświetlały ich twarze, twarz wyższej odbijała promienie za sprawą piercingu w nosie. Obie ubrane na czarno z tą różnicą, że brunetka miała na sobie czarną koszule i spodnie 'w kancik' a, ta druga skurzaną kurtkę i zwykły czarny top. Po chwili niska się odezwała. Na co wyskoczyłam z łóżka, przed oczami miałam mroczki przez co się zachwiałam. Zamrugałam kilka razy aby pozbyć się czarnych plamek. Wyższa dziewczyna wyrosła za mną.
-Cześć, jestem Camila, a to jest Lauren- wskazała na kobietę obok mnie.
-Jestem Alycia- odpowiedziałam ledwo słyszalnym tonem. Dlatego, że się bałam? Bałam, to mało powiedziane.
-Głośniej kochanie- odparła Camila, podchodząc do mnie. Złapała moją twarz w dłoń dokładnie się jej przyglądając.
-Nazywam się Alycia- powiedziałam już trochę głośniej.
-Wiesz co, Przypominasz mi trochę Lauren jak ją znalazłam. Nawet masz zielone oczy jak ona.- uśmiechnęła się do mnie. Puściła moją twarz, odwróciła się i zaczęła iść w stronę drzwi.
-Ktoś za chwilę przyniesie Ci ubrania.- pokazała Lauren, że ma iść z nią. Wyższa puściła mi oczko po czym ruszyła w jej stronę.
-Od dziś zaczynasz nowe życie!- wykrzyknęła Camila i zamknęła drzwi od pokoju.
To stwierdzenie było bardziej słuszne niż mogłoby się wydawać. I takie było, sama nie zdawałam sobie sprawy co mnie czeka w niedalekiej przyszłości.
###
![](https://img.wattpad.com/cover/109503300-288-k695205.jpg)
CZYTASZ
DEAD POINT
FanficZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.