XXXXIII

1K 130 5
                                    

*Lauren*

-Lauren!- słyszę krzyk Camili. 

Od trzech tygodni jest dla mnie wyjątkowo, jak na nią, oschła. Dotychczas była kochająca, opiekuńcza i chorobliwie miła i zawsze zarażała ludzi dookoła siebie, swoim dobrym humorem. Od miesiąca jest inna, cicha, nieczuła i wyżywa się na mnie kiedy tylko coś jej nie wyjdzie. 

Nie zauważyłam nawet kiedy znalazłam się u siebie w pokoju. Oprzytomniałam wraz z przekręceniem klucza w drzwiach. 

-Lauren! Wiem, że jesteś w domu!- stukot obcasów jej szpilek rozbrzmiewał coraz głośniej co znaczyło, że jest coraz bliżej. 

Zaczęłam się panicznie rozglądać w poszukiwaniu dobrego miejsca do ukrycia. Zachowuje się jak dziecko, podczas zabawy w chowanego. Tylko, że to coś zupełnie innego. Nie chowam się dla zabawy, nawet w najmniejszym stopniu. Po prostu się boje, za co tym razem mnie ukara. Przecież nic nie zrobiłam, nie wychodzę praktycznie z pokoju, nie rozmawiam z dziewczynami ani nie utrzymuje z nimi najmniejszego kontaktu fizycznego.

Co się ze mną stało? Kiedy miłość przeistoczyła się  w strach przed obiektem moich długoletnich westchnięć? Nim się zorientowałam po mojej twarzy spłynęło kilka łez. Nienawidzę płakać ale w natłoku uczuć tylko tak daje im upust. Na nic innego mnie w tej chwili nie stać. Nawet wysiłek fizyczny nie daje mi już tej ulgi co kiedyś. Tak być, nie może. 

Muszę się w końcu jej przeciwstawić. A co jeśli mnie uderzy? 

Patrze na drzwi pod nimi wsuwa się kawałek papieru, do którego podchodzę jak najciszej potrafię, zdając sobie sprawę, z tego, ze brunetka jest po drugiej stronie cienkich drzwi. Podnoszę kartkę, a na niej widzę ciąg liczb. 

-To jest kod do drzwi prowadzących do mojego skrzydła. Kiedy będziesz gotowa, przyjdź. Musimy porozmawiać. Trzecie drzwi po prawej.- odczekała chwile gdybym jednak zdecydowała się coś odpowiedzieć. Po chwili po korytarzu znów rozniósł się stukot obcasów. 

Nadarzyła się idealna okazja żeby powiedzieć, co sądzę o jej ostatnim zachowaniu. Musze postawić sprawę jasno. Nie dam się tak dłużej traktować. Jeżeli trzeba będzie to odejdę. Ona mnie niszczy i ogranicza. Nie mam nawet kontaktu z Lexą, a teraz najbardziej mnie potrzebuje. 

Odczekałam chwilę aby ruszyć w kierunku oszklonych drzwi. Gniotąc kartkę w ręku, przemierzałam korytarz. Kilka razy dopadła mnie myśli żeby dopóki mogę, zawrócić i uciec. Będąc szczerym, mam nikłe nadzieje, że się zmieni. Jednak jeśli mnie kocha to, to zrobi. Bo miłość zmienia ludzi, prawda?  

Wprowadziłam kod, zostało jeszcze tylko wcisnąć enter. Ostatnia prosta na grodzę do całkowitego szczęścia lub całkowitego zniszczenia. Nacisnęłam. 

Drzwi wydały z siebie charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Ostrożnie otworzyłam drzwi. Powoli, jakby zaraz podłoga miała runąć, przemierzałam ostatnie metry korytarza. Stanęłam na przeciwko wskazanych wcześniej przez brunetkę drzwi. Teraz albo nigdy. Nacisnęłam klamkę i drzwi wydały z siebie skrzypnięcie. Weszłam do środka rozglądając się dookoła. Nie było jej tu. 

Nagle drzwi zamknęły się wydając z siebie trzask. Odwróciłam się, a za moimi plecami stała Camila. Zaczęła się do mnie zbliżać na co ja chciałam uciec, dlatego zaczęłam się cofać wgłąb pokoju. Kiedy poczułam jak moje plecy obijają się o ścianę, wiedziałam, że nie mam gdzie uciec. 

Nagle moje całe zdecydowanie jak i pewność siebie wyparowały. Spojrzałam w jej oczy, to co w nich ujrzałam, nigdy bym się tego nie spodziewała. To były łzy. Camila Cabello płacze. 

-Lauren, nie chciałam żeby tak było.- wybuchnęła płaczem. -Nie chcę żebyś się mnie bała. To nie tak miało być.- upadła przede mną na kolana, w dalszym ciągu płacząc. Stałam i patrzyłam jak sparaliżowana. A może to nie było to? Może mi się podobało to, że ona także cierpi? Nie kategorycznie, to nie mogło być to. Po chwili siedziałam na przeciwko niej trzymając jej dłonie w swoich i gładząc jej kostki swoimi kciukami, bo tylko na taką bliskość mogłam się teraz zdobyć.

-Nie wiem, co się ze mną stało.- wyszlochała. Po dłuższej chwili dalej się odezwała.-Proszę powiedz coś.- wyszeptała nieco się uspokajając.

-Camila tak, nie może być. Nie jestem twoim workiem treningowym.- powiedziałam nie patrząc na jej zapłakaną twarz. 

-Lo, nie jestem potworem. Nie wiem co się stało, że cię tak traktowałam. Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam.-nastała dłuższa chwila ciszy.- Kiedy zdałam sobie sprawę, z tego, że chcesz ode mnie odejść, przemyślałam wszystko. Zmienię się dla ciebie, Lauren. Tylko musisz mi pomóc. Proszę Lauren, nie opuszczaj mnie. Bez ciebie jestem zerem.- znów się rozpłakała. Przytuliłam ją do siebie. 

To było dokładnie to, co chciałam usłyszeć. Mam tylko jedno 'ale'. Skąd ona o tym wie? Przecież z nikim nie rozmawiam. 

-Camila, mam pytanie.-popatrzyła się na mnie swoimi wielkimi, załzawionymi oczami.- Skąd to wiesz?- 

-Mówisz przez sen.- 

-Jak to?- 

-Normalnie. Pewnej nocy stałam u ciebie pod drzwiami chcąc... Nie ważne. Po prostu słyszałam jak mówisz, ' to koniec Camz'. Wtedy przemyślałam to wszystko. Chcę się zmienić dla ciebie.- wyszeptała układając swoje dłonie na mojej twarzy.-Muszę to zrobić bo jesteś miłością mojego życia.- złączyła nasze usta. Pocałunek smakował słono-gorzkimi łzami. 

-Chcę cię zabrać na wakacje, Lauren.- 

-Wiesz, że tym mnie nie przekupisz? Będziesz musiała się postarać.- 

-Będę cię traktować jak moją księżniczkę. Chcę odzyskać to, co zatraciłam w tym czasie.- 

-Zgoda.- 

###

niesprawdzony 

DEAD POINTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz