Siedzę na łóżku wpatrując się w wschód słońca. Przypomina mi się jak pierwszy raz się tu znalazłam. To wydaje się być tak odległe, a w rzeczywistości minęło tylko cztery miesiące.Wtedy też byłam zagubiona i nie wiedziałam co robić. Dokładnie tak samo się czuje. Może jestem trochę bardziej pewna siebie. Albo jednak nie. Już niczego nie jestem pewna. Moich relacji z Lauren. To jest tak cholernie doskonała przyjaźń a ja musiałam zawalić. Jak zawsze. Kiedy moje życie się układa zawsze coś idzie nie tak. Było za idealnie.
Idealnie to za duże słowo. Było dobrze.
Także nie do końca było dobrze. Moje relacje z Clarke. Chciałam ją tylko poznać, a tymczasem zaczynam mieć do niej uczucia. Mieszkam z dwiema kobietami w związku więc nie obawiam się tego, że mnie nie zaakceptują. Po prostu to przeszłość mi nie pozwala zaakceptować wszelkich uczuć do kogokolwiek ani tym bardziej tych kierowanych do mnie. Przy Lauren zaczynałam się w małym stopniu przełamywać do takich rzeczy. Jednak czuje, że teraz wszystko się zmieni. Moje życie osiągnęło kolejny martwy punkt z którego będzie mi się trudniej wydostać bo już nie postawi mi na drodze dwóch kobiet które uratują mnie przed śmiercią głodową.
Elektroniczny zegarek na szawce pika wskazując godzinę ósmą. Stoję przy oknie za pewne ostatni raz podziwiając widok z niego. Kiedy zegarek przestaje pikać, drzwi się otwierają. Nie muszę się odwracać by wiedzieć kto to.
Usłyszałam zamykanie drzwi i wzdrygnęłam się kiedy poczułam zimną dłoń na moim ramieniu. Nie śpiesznie odwróciłam głowę aby ujrzeć twarz Lauren.
Byłam w 100% przekonana iż to będzie Camila. Tymczasem zielonooka delikatnie się uśmiecha, a ja w tej chwili całkiem głupieje i nie wiem co się dzieje. Wczoraj mało sam jej wzrok mnie nie zabił. Dziś zmienił się jej humor diametralnie.
Mimo jej uśmiechu czuje, że moje policzki stają się mokre. Ja płacze? Pierwszy raz przy kimś?
-L-Laurem ja nie chciałam.- słowa same opuszczały moje usta, jednak to namiastka słów ponieważ wypowiedziałam to dławiąc się łzami. Stałam przed nią i ryczałam jak jeszcze nigdy przed nikim.
-Lexa, uspokój się. Chcę na spokojnie porozmawiać.- pociągnęła mnie za rękę w stronę łózka.- Nie naciskam, jednak chcę wiedzieć dlaczego mi nie ufasz?- spojrzała prosto w moje oczy. Ta sytuacja nadaje się aby w końcu komuś się wyżalić. Odpowiednie miejsce i odpowiednia osoba.
-Chcę Ci coś powiedzieć, w końcu wiszę Ci sekret, prawda?- spojrzałam na swoje kolana później znów na nią.-Tydzień przed tym ja mnie znalazłyście, spłonęła kawalerka która należała do mojego ojca i do mnie.- powiedziałam na jednym wdechu.
-Um... Dobrze. Czemu walczyłaś w klatkach?-
-Żeby zarobić. No wiesz na jedzenie i dragi dla niego. Nie zarabiające dziecko, to nie potrzebne dziecko, prawda?-
-C-co? To znaczy, że masz rodzeństwo?-
-Nie, znaczy nie wiem. Moja mama nie mogła dać więcej dzieci niż jedno.- na wspomnienie mojej mamy zakuło mnie w sercu, tej kobiety której nie było dane mi poznać i dzięki której moje życie byłoby całkowicie odmienione.
-Mam rozumieć, że odeszła?-
Pokiwałam tylko głową.
-Lexa, proszę. Chcę wiedzieć wszystko. Pomogę Ci jak tylko to będzie możliwe. Zaufaj mi.-
Westchnęłam. Próbowałam nie pokazywać emocji które kotłowały się we mnie od kiedy zrozumiałam jakie moje życie było bezwartościowe.
-Ciężko mi. Chcę zapomnieć ale także w końcu komuś powiedzieć.- popatrzyłam w jej oczy w których można dojrzeć napływające łzy.
-Powiesz kiedy będziesz gotowa, nie mogę z Ciebie niczego wyciągać. Przepraszam to nie miało tak być. Przepraszam.-
-Nie, Lauren. Teraz jest na to czas i miejsce.- wzięłam głębszy oddech, Lauren złapała mnie za rękę.-Od kiedy pamiętam miałam różne 'mamusie'. Konkubiny ojca, rozumiesz?- skinęła głową.- Wykorzystywali mnie jak tylko mogli. Nie sexualnie. Stałam pod marketami w za dużym kożuchu bo nie chciało się im wydawać pieniędzy na porządne ubrania, dlatego starsze babcie się litowały i wrzucały do kubka jakieś drobne. Kiedy przyniosłam więcej pieniędzy dostawałam coś do jedzenia, jednak kiedy było ich nie wystarczająco, dostawałam kromkę chleba i pół butelki wody. Wiesz... Jak każde małe dziecko pragnie by rodzic był z niego dumny... Dlatego wpoiłam sobie, że muszę zarabiać żeby uszczęśliwić mojego 'najukochańszego tatusia'.-zrobiłam cudzysłów palcami.
- W wieku trzynastu lat uzbierałam pieniędzy na czarną kurtkę oraz normalne spodnie. Ubrana w wyjściowy strój, przemykałam się do klubów między nogami. Pijani i często naćpani ludzie nie zwracają uwagi na swoje rzeczy dlatego łatwo było ich okradać. Kiedy przynosiłam do domu dużo większe sumy pieniędzy ojciec był bardzo zadowolony i raz nawet usłyszałam, że dumny. Wtedy mieszkała z nami kobieta o imieniu Clarie była chyba najmilszą ze wszystkich jego kochanek. Pamiętam jak kupiła mi czerwoną sukienkę. To chyba najmilsze wspomnienie z mojego całego dzieciństwa.- uśmiechnęłam się jednak po mojej twarzy spłynęła łza. Zamilkłam na chwilę, wytarłam ją, poprawiłam się i kontynuowałam swoją opowieść.
-Jednak szczęście nie trwa wiecznie. W końcu mnie złapali. Trzy lata udawało mi się okradać ludzi bez schwytania. Jednak któregoś dnia złapał mnie dosłownie za rękę właściciel tego klubu. Ubłagałam go, że zrobię wszystko aby mnie wypuścił. Tak też zaproponował mi układ. Mam mu towarzyszyć na spotkaniach, wtedy jestem całkowicie jego i może robić ze mną co chcę. I tu nadarzyła się okazja aby założyć moją czerwoną sukienkę. Jednak była kupiona na trzynastolatkę, a nie na szesnastolatkę o nieco okrąglejszych biodrach i większych piersiach. Ledno zakrywała mi pośladki, a zamek przeszywałam w trzech miejscach aby się dopiąć. Dante bo tak miał na imię ten mężczyzna był spasionym, niskim, Włochem który zawsze chodził w granatowym garniturze, szytym na miarę. Towarzyszyłam mu na tych spotkaniach, siedziałam mu na kolanie, a on czasami mnie całował i kładł rękę na kolanie. W jego ustach słowa kochanie czy skarbie brzmiały okropnie, tak samo jak moje imię. Dlatego teraz kiedy ktoś kieruje je w moją stronę słyszę jego głos i czuje oddech na policzku. Jedynym plusem jest to, ze mogłam korzystać z jego domowej siłowni. Dzięki temu byłam sprawna aby potem walczyć.- kiedy ostatnie słowo opuściło moje usta, czułam jak pewna cześć ciężaru który nosiłam uleciała i juz nie wróci.
-Nie rozumiem, dostawałaś za to towarzystwo pieniądze, tak?- zapytała.
Skinęłam tylko głową na tak.
-Czemu nie uzbierałaś dostatecznie dużo pieniędzy i się nie wyniosłaś?-
-To nie było takie proste. Dla dwóch słów: jestem dumny. Prawda jest taka, że oddawałam im tylko część tych pieniędzy, drugą część odkładałam na wpisowe na walki. Kiedy podjęłam się pierwszej walki i przyszłam poobijana do Dantego, wyrzucił mnie z roboty. Nie miałam gdzie iść. W domu bez pieniędzy nie było się po co pokazywać, więc siedziałam tak gdzie tylko mogłam. Akurat wygrałam jedną z walk. Wróciłam do domu uprzednio uciekając ze szpitala, wszędzie była rozlana wódka, a ojciec spał z niedopałkiem na kanapie. Zostawiłam pieniądze na balacie i wyszłam.-
Myślałam, że opowiedzenie całej tej historii bardziej mnie dotknie, będą napady płaczu, histeria... Tymczasem tu nic takiego nie nastąpiło. Czułam pewnego rodzaju ból, jednak był wywołany on tym, że nie zwróciłam uwagi na to jak zależało mi na swoim ojcu, jaką miłością darzyłam tego bezwartościowego człowieka kiedy on nie dawał mi nic raniąc mnie tym. Czuję, że to co się stało to tylko moja wina...
-Jesteś silna i to tylko to pokazuje. Od małego zawzięta i uparta. To dobre cechy.-uśmiechnęła się, wstała i podała mi rękę.
Takiej reakcji się nie spodziewałam. Myślałam, że będzie się nade mną użalać. Jednak jej reakcja jest odwrotna, taka jakiej chciałam. Może dałam się jej poznać i wie jak się przy mnie zachowywać? Nie potrzebowałam współczucia czy litości tylko wygadania i akceptacji mojej przeszłości. Otrzymałam to co chciałam.
-Gdzie idziemy?- niepewnie zapytałam.
-Na spotkanie.-
###
CZYTASZ
DEAD POINT
FanfictionZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.