Po usłyszeniu swojego dawnego imienia nie mogłam wydusić słowa, nie mogłam oddychać. Przez umysł przewijały mi się wszystkie sceny które usilnie próbowałam wyprzeć z pamięci i najwyraźniej mi się udawało. Do czasu.
Do moich uszu docierały stłumiony głos Clarke. Odwróciłam głowę w jej stronę co okazało się fatalnym pomysłem gdyż zamiast upragnionej twarzy blondynki widziałam mordę przyozdobioną w okropnego czarnego wąsa.
-Zostaw mnie!- zadarłam się tak głośno, że cały blok mnie słyszał. Odskoczyłam od niej jak oparzona stojąc po środku pokoju i ciągnąc się za włosy.
To nie może być on. Te słowa powtarzałam niczym mantrę, mamrocząc pod nosem.
Clarke podeszła do mnie i ujęła jedną dłoń w swoją. Wyszarpnęłam się i upadłam na kolana rycząc jak opętana.
-Lexie- to jedno słowo wystarczyło abym znów widziała te piękną twarz która pojawia się w moich snach. Jedno słowo wypowiedziane przez nią mogło doprowadzić mnie do ataku paniki, a także jedno z niego wyciągnąć. Obejmowała mnie, mówiąc, żebym się uspokoiła i myślała i dobrych wydarzeniach. Próbowałam uspokoić płytki oddech. Jedyne co pamiętam to to iż płakałam, że nie chcę do niego wracać, a Clarke szeptała, że nikomu mnie nie odda.
Obudziłam się. Cicho liczyłam, że te wydarzenia to tylko zły sen. Nie przychodziły często ale jednak były. Rozejrzałam się. Nie jestem u siebie, to nie moje łóżko. W dalszym ciągu jestem u Clarke.
Leżałam skulona na jej łóżku z głową na jej udach. Blondynka czytała książkę. Poprawiłam się tak abym mogła widzieć jej twarz, niestety książka mi w tym przeszkadzała.
-Clarke, możesz to odłożyć?- cicho zapytałam, jednak na tyle głośno aby mnie usłyszała.
Podniosłam się do siadu. Popatrzyła na mnie zdezorientowana.
-Clarke, chcę wiedzieć... -spojrzałam w jej błękitne oczy.- Skąd znasz to imię?-
-Ono należny do Ciebie.- uśmiechnęła się smutno.
-W czasie przeszłym. Skąd je znasz?-
-Pamiętam Cię, dwa lata temu trafiłaś do szpitala w którym miałam staż. Ciężkie pobicie i podejrzenie wstrząsu mózgu, pamiętam jak dziś.- chciała dotknąć mojej dłoni ale ją zabrałam.- Zaintrygowałaś mi tym, że mimo twojego ciężkiego stanu zdrowia nie zostałaś w szpitalu.- popatrzyła w moje oczy.- Przedstawiłaś mi się. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam w twoje oczy wiedziałam, że ich nie zapomnę i odszukam choćby nie wiem co. I tak się stało, siedzisz tu ze mną słuchając mojego wywodu.- spuściła głowę.
-Nigdy więcej nie mów tak do mnie, rozumiesz?- syknęłam.
-N-nie zrobię tego.-
Spuściłam wzrok, nie chciałam patrzeć w oczy które są przepełnione tyloma uczuciami względem mnie.
-Lexa, popatrz na mnie.- wolno, bardzo wolno podnosiłam głowę, nie chciałam znów patrzeć w te oczy. W tej chwili najlepszym wyjściem byłoby opuszczenie pomieszczenia. Z drugiej strony bardzo pragnę jej wysłuchać. Za bardzo.- Jesteś dla mnie ważna nie rozumiesz? Chcę być w twoim życiu, tak jak ty w moim. Pragnę tego. Znamy się jakieś dwa miesiące. Ja znam Cię dużo dłużej. Daj mi szansę.-
-Clarke j-ja nie wiem. Jesteś niezwykle dobrym aspektem w moim życiu, światełkiem w tunelu, rozumiesz. Jednak nie wiem czy jestem zdolna okazywać Ci jakieś uczucia. Po prostu nie wiem.-
-Rozwiążemy to, pozwól sobie pomóc.- ujęła moją twarz w dłonie, składając słodko-gorzki pocałunek. To był dla mnie wystarczający argument. Nie potrzebowałam zbędnych słów aby wiedzieć, że jej zamiary są dobre.
-Odpowiesz mi jeszcze na jedno pytanie?- skinęłam głową.
-Od jak dawna masz te ataki?- zapytała przekręcając głowę w prawo.
-Kiedy ktoś użyje mojego dawnego imienia, tylko wtedy.-
Przytuliła mnie. Zaciągnęłam się jej zapachem, najlegalniejszy, mój osobisty narkotyk.
-Clarke, która godzina?- szepnęłam opierając brodę na jej mostku.
-Siódma rano.- ucałowała mnie w nos, na co go zmarszczyłam.
-Jak to?!- zdałam sobie sprawę z tego, że jestem spóźniona do willi o jakieś siedem godzin! O nie, nie, nie. Lauren. Camila. Ugh.
-Mam przesrane!- warknęłam, pocierając skronie.
-Spokojnie.- uśmiechnęła się.
-Nie! Lauren mnie zabije! Będę martwa!-
-Nie, nie będziesz. Zadbałam o to.-
-Jak?- pociągnęła mnie tak, że dalej na niej leżałam.
-Zadzwoniłam do Lauren, że nie jesteś w stanie wrócić do domu. Zapytała się tylko czy dalej Cię ujarałam.- poczułam jak czerwienią mi się policzki. Ugh po co Lauren mówi takie rzeczy.
-Nic się nie stało.- wplotła rękę w moje włosy masując mi głowę. Miałam ochotę mruczeć.
-Przepraszam.- podniosłam się i złożyłam na ustach blondynki całusa. Ta jedynie zrobiła dzióbek i zamknęła oczy. Dała mi tym do zrozumienia, że chcę kolejnego. Na dwóch się nie skończyło po dwudziestu przestałam liczyć.
-Wybaczysz?- zapytałam.
-Wybaczę. Tobie wszystko się wybacza.-
###
CZYTASZ
DEAD POINT
FanfictionZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.