XXIX

1.1K 119 5
                                    

Po usłyszeniu swojego dawnego imienia nie mogłam wydusić słowa, nie mogłam oddychać. Przez umysł przewijały mi się wszystkie sceny które usilnie próbowałam wyprzeć z pamięci i najwyraźniej mi się udawało. Do czasu.

Do moich uszu docierały stłumiony głos Clarke. Odwróciłam głowę w jej stronę co okazało się fatalnym pomysłem gdyż zamiast upragnionej twarzy blondynki widziałam mordę przyozdobioną w okropnego czarnego wąsa. 

-Zostaw mnie!- zadarłam się tak głośno, że cały blok mnie słyszał. Odskoczyłam od niej jak oparzona stojąc po środku pokoju i ciągnąc się za włosy.  

To nie może być on. Te słowa powtarzałam niczym mantrę, mamrocząc pod nosem.

Clarke podeszła do mnie i ujęła jedną dłoń w swoją. Wyszarpnęłam się i upadłam na kolana rycząc jak opętana. 

-Lexie- to jedno słowo wystarczyło abym znów widziała te piękną twarz która pojawia się w moich snach. Jedno słowo wypowiedziane przez nią mogło doprowadzić mnie do ataku paniki, a także jedno z niego wyciągnąć. Obejmowała mnie, mówiąc, żebym się uspokoiła i myślała i dobrych wydarzeniach. Próbowałam uspokoić płytki oddech. Jedyne co pamiętam to to iż płakałam, że nie chcę do niego wracać, a Clarke szeptała, że nikomu mnie nie odda.

Obudziłam się. Cicho liczyłam, że te wydarzenia to tylko zły sen. Nie przychodziły często ale jednak były. Rozejrzałam się. Nie jestem u siebie, to nie moje łóżko. W dalszym ciągu jestem u Clarke. 

Leżałam skulona na jej łóżku z głową na jej udach. Blondynka czytała książkę. Poprawiłam się tak abym mogła widzieć jej twarz, niestety książka mi w tym przeszkadzała. 

-Clarke, możesz to odłożyć?- cicho zapytałam, jednak na tyle głośno aby mnie usłyszała. 

Podniosłam się do siadu. Popatrzyła na mnie zdezorientowana.

-Clarke, chcę wiedzieć... -spojrzałam w jej błękitne oczy.- Skąd znasz to imię?- 

-Ono należny do Ciebie.- uśmiechnęła się smutno.

-W czasie przeszłym. Skąd je znasz?- 

-Pamiętam Cię, dwa lata temu trafiłaś do szpitala w którym miałam staż. Ciężkie pobicie i podejrzenie wstrząsu mózgu, pamiętam jak dziś.- chciała dotknąć mojej dłoni ale ją zabrałam.- Zaintrygowałaś mi tym, że mimo twojego ciężkiego stanu zdrowia nie zostałaś w szpitalu.- popatrzyła w moje oczy.- Przedstawiłaś mi się. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam w twoje oczy wiedziałam, że ich nie zapomnę i odszukam choćby nie wiem co. I tak się stało, siedzisz tu ze mną słuchając mojego wywodu.- spuściła głowę.

-Nigdy więcej nie mów tak do mnie, rozumiesz?- syknęłam.

-N-nie zrobię tego.-

Spuściłam wzrok, nie chciałam patrzeć w oczy które są przepełnione tyloma uczuciami względem mnie.

-Lexa, popatrz na mnie.- wolno, bardzo wolno podnosiłam głowę, nie chciałam znów patrzeć w te oczy. W tej chwili najlepszym wyjściem byłoby opuszczenie pomieszczenia. Z drugiej strony bardzo pragnę jej wysłuchać. Za bardzo.- Jesteś dla mnie ważna nie rozumiesz? Chcę być w twoim życiu, tak jak ty w moim. Pragnę tego. Znamy się jakieś dwa miesiące. Ja znam Cię dużo dłużej. Daj mi szansę.-

-Clarke j-ja nie wiem. Jesteś niezwykle dobrym aspektem w moim życiu, światełkiem w tunelu, rozumiesz. Jednak nie wiem czy jestem zdolna okazywać Ci jakieś uczucia. Po prostu nie wiem.- 

-Rozwiążemy to, pozwól sobie pomóc.- ujęła moją twarz w dłonie, składając słodko-gorzki pocałunek. To był dla mnie wystarczający argument. Nie potrzebowałam zbędnych słów aby wiedzieć, że jej zamiary są dobre. 

-Odpowiesz mi jeszcze na jedno pytanie?- skinęłam głową.

-Od jak dawna masz te ataki?- zapytała przekręcając głowę w prawo.

-Kiedy ktoś użyje mojego dawnego imienia, tylko wtedy.-

Przytuliła mnie. Zaciągnęłam się jej zapachem, najlegalniejszy, mój osobisty narkotyk. 

-Clarke, która godzina?- szepnęłam opierając brodę na jej mostku.

-Siódma rano.- ucałowała mnie w nos, na co go zmarszczyłam.

-Jak to?!- zdałam sobie sprawę z tego, że jestem spóźniona do willi o jakieś siedem godzin! O nie, nie, nie. Lauren. Camila. Ugh.

-Mam przesrane!- warknęłam, pocierając skronie. 

-Spokojnie.- uśmiechnęła się.

-Nie! Lauren mnie zabije! Będę martwa!- 

-Nie, nie będziesz. Zadbałam o to.- 

-Jak?- pociągnęła mnie tak, że dalej na niej leżałam. 

-Zadzwoniłam do Lauren, że nie jesteś w stanie wrócić do domu. Zapytała się tylko czy dalej Cię ujarałam.- poczułam jak czerwienią mi się policzki. Ugh po co Lauren mówi takie rzeczy.

-Nic się nie stało.- wplotła rękę w moje włosy masując mi głowę. Miałam ochotę mruczeć.

-Przepraszam.- podniosłam się i złożyłam na ustach blondynki całusa. Ta jedynie zrobiła dzióbek i zamknęła oczy. Dała mi tym do zrozumienia, że chcę kolejnego. Na dwóch się nie skończyło po dwudziestu przestałam liczyć.

-Wybaczysz?- zapytałam.

-Wybaczę. Tobie wszystko się wybacza.- 

###

DEAD POINTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz