XXIII

1.1K 113 1
                                    

Mimo, iż słyszałam coraz wyraźniej nawoływania, miałam je gdzieś. Liczyła się teraz tylko i wyłącznie Clarke tuląca mnie. Nic ani nikt inny. Blondynka jakby czytała w moich myślach. Poczułam jej usta którymi musnęła moje z delikatnością motyla. Czemu akurat porównuje ją do tego owada? Ponieważ po pierwsze jest piękny, tak jak ona, po drugie moim zdaniem w swoim malutkim ciele ma tyle wdzięku którego często brakuje ludziom. Clarke nim emanuje pod każdym względem.

-Lexa!- znów usłyszałam krzyk Normani. Teraz jednak był to wrzask.

Clarke odsunęła się ode mnie przekręcając w stronę czarnoskórej. Jedynie się wyprostowałam aby wyglądać na wyższą chociaż nic mi to nie da bo jestem od niej o głowę niższa.

-Ciebie też miło widzieć.- uśmiechnęłam się, chociaż gotowało się we mnie, ze psuje mi mój wieczór.

Zmierzyła mnie i Clarke wzrokiem, zmarszczyła brwi.

-Co do kurwy nędzy robicie w środku nocy, zjarane na placu zabaw?-

-Nic- Clarke schowała się za mną, nie rozumiem czego się boi. No dobra może i rozumiem bo niedawno pobiła mnie do nieprzytomności.

-Ja widziałam coś innego. Dziewczyno, Lauren wszczęła alarm, że zginęłaś, a ty beztrosko skaczesz sobie po parku i przypalasz? Wiesz jakie to nie odpowiedzialne z Twojej strony?-

-Nie miałam pojęcia, że aż tak się martwi.-

-Martwi się jak widać. Teraz pożegnaj się ze swoją koleżanką, dziewczyna czy narzeczoną czy kim ona tam jest i idziemy.- odwróciła się do nas plecami i wyciągnęła telefon.

-Clarke... Ja.. Ja.. muszę wracać.- szepnęłam.

-Wiem, słyszałam.-

-Wrócisz sama czy mam prosić Kordei żeby Cię podwiozła?- złapałam ją za rękę. Sama nie spodziewałam się takiego gestu z mojej strony. Czułam, że muszę to zrobić. To był pewnego rodzaju odruch.

-Dam sobie radę, jestem już dużą dziewczyną, mamusiu.-

-Dobrze, że nie tatusiu.-zachichotałam, ucałowałam ją w nos który zmarszczyła.

-Jak będę w domu dam Ci znać.- uścisnęła mnie. Skierowała się w stronę przedszkola.

-Clarke, zaopiekuj się moim motorem!- krzyknęłam.

Popatrzyłam na Normani która stała ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Idąc za nią w stronę jej auta rozmyślałam o całej sytuacji z Clarke. Poważnie się zastanawiam co między nami zaszło. Może to po prostu cholernie realny sen? Wątpię. W ciągu kilku tygodni powiązała mnie z nią dziwna siła która nie pozwoliła się oddalić tylko przyciągała jeszcze bliżej. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

Droga do auta minęła w grobowej ciszy. Kordei jeździła srebrnym mercedesem. Zajęłam miejsce obok kierowcy. Bardzo nie lubię siedzieć z tyłu. Kiedy zaczęłam rozpoznawać okolice wiedziałam, że zbliżamy się do willi. Teraz albo nigdy.

-Normani.-

-Co?- warknęła.

-B-o chciałam się dowiedzieć czyy.. przemyślałaś to co powiedziałam.- siedziałam bez ruchu wpatrując się w oświetloną drogę przede mną. Nie śpieszyło się jej odpowiedzieć.

-Słuchaj. Nie bądź zła na Camilę, opowiedziała mi wszystko co przeżyłaś. Z jednej strony w dalszym ciągu mam do Ciebie żal i zawsze będę mieć. Jednak myślę, że zasłużyłaś na wybaczenie. Byłaś tylko dzieciakiem które chciało przetrwać na ulicy. Miałam od Ciebie o wiele więcej i mogłam zrobić karierę normalnym sposobem.- popatrzyła na mnie przelotnie. Nic się nie odzywałam.-Z drugiej strony na twoim miejscu zrobiłabym to samo. Sama nie jestem lepsza.-westchnęła.-Wybrałam wygodny sposób aby zyskać szybko sławę. Byłam lepsza od większości z tamtych dzieciaków. Nigdy nie było mi dane poznać prawdziwej zawodniczki i wiem, że nie poradziłabym sobie z profesjonalistką. Po prostu to był impuls, który trzymałam w sobie przez ten czas i nie kontrolowałam tego.- zamilkła. Obie milczałyśmy.

-Powiesz coś?- przerwała ciszę.

-Dziękuje.- szepnęłam gdy wjeżdżałyśmy na podjazd willi.

-Nie masz za co.Po za tym uświadomiłaś mi jedną rzecz. Narzekałam na swoich rodziców, pokój, dom, czy kieszonkowe, a teraz widzę, że miałam wszystko o czym ty marzyłaś. To ja powinnam przeprosić.- popatrzyła na mnie zaszklonymi oczami. Nachyliłam się i ja przytuliłam. Tak sama z siebie. Mimo ostatniego zdania które ukuło mnie w serce. Chodź to prawda, ale jednak boli.

- Chodź. Teraz dopiero czeka Cię piekło.- otworzyła drzwi po czym wyszła z pojazdu.

Przełknęłam gule w gardle.

-Jeśli myślisz, że Lauren będzie zła to poczekaj aż dowie się Camila. Jednym słowem młoda, masz przesrane po całości. To, że uciekłaś to nic. Jednak Mila nie toleruje narkotyków. Od kiedy..- zamilkła.

-Od kiedy co?- dopytałam.

-Lauren... przedawkowała... o mało nie umarła.- wyszeptała.

Zamurowało mnie.

Mam przejebane. Teraz mogę szukać nowego domu i nowej pracy. Już czuje ostry zapach wściekłości.

Waham się aby przejść przez drzwi. Jeśli to zrobię narażę się na gniew Camili. Jeżeli tego nie zrobię znajdzie mnie, prędzej czy później. Decyduje się wejść. Niepewnie stawiam kroki w holu. Ściągam buty i odwieszam kurtkę.

Idę do salonu najciszej jak tylko mogę. Kiedy staje w drzwiach widzę Ally, Dinah i zmierzającą ku mnie wściekłą Lauren.

###

DEAD POINTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz