*W tym samym czasie Lexa*
Złapałam blondynkę która siedziała na przeciwko mnie za dłonie.
-Clarke, polecisz ze mną w kosmos?- zapytałam tak poważnie jakby to były oświadczyny. Nasze twarze dzieliły centymetry. Nie zdawałam sobie sprawy z bliskości dziewczyny.
-Z tobą wszędzie astronautko.- zaśmiała się.- Wiesz co...-przygryzła wargę.-Lubię jak wymawiasz moje imię.-
-Oh, dziękuje Clarke.-
-Nie nadużywaj.-pogroziła mi palcem jak do małego dziecka.- Chodź, wychodzimy.- zakomunikowała. Wstała aby zabrać swoją kurtkę z wieszaka przy drzwiach. Podążyłam za nią, przepuściła mnie w drzwiach, a następnie je zamknęła na klucz który schowała do portfela. Nie wiem czego śmieszyło mnie wszystko co robiła i mówiła.
-Clarkie, gdzie idziemy?- jęknęłam kiedy ciągnęła mnie za rękę w dół schodów.
-Pobawić się, Lexie.- dalej się śmiałam.
-Zboczeniec z Ciebie, wiesz?-
-Za to ty jesteś cnotką!-
-Nieeee.- pokręciłam głową.
-Taaak.-
-Czemu tak uważasz?-
-Bo jak schodzi na taki temat strzelasz buraka i się nie odzywasz.-
-Skąd możesz wiedzieć skoro nawet nie rozmawiałyśmy na ten temat?-
-Wiedzę to teraz, Lexie.-
-Pff.-
Blondynka nie żartowała kiedy mówiła, że idziemy się pobawić. Stanęłyśmy przed wysokim ogrodzeniem jakiegoś przedszkola z dość pokaźnym placem zabaw.
-Która pierwsza po drugiej stronie, panno Woods?- zapytała Clarke z zadziornym uśmieszkiem.
-Skąd wiesz, że jestem panną, Clarke?-
-Bo nie masz obrączki ani pierścionka zaręczynowego.- pogrążyła się w myślach.-O kurwa. Nie gadaj, że ta laska z magazynu to twoja dziewczyna?! W co ja się kurwa wpakowałam.- złapała się za nos, zauważyłam, że tak robi gdy się denerwuje.
-CO?! Nie. Lauren jest moją przyjaciółką, głupku.-
-Ale powiem Ci, że całkiem niezła jest.- od razu na jej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
-Nawet na Ciebie nie spojrzy.- wystawiłam jej język.
-Co ty taka pewna? hmm, może jesteście przyjaciółkami z korzyściami?- uniosła jedną brew.
-Nie! Nie dotknęłabym jej w ten sposób. Piepszy się z Camilą jak króliki w klatce.- wybuchnęłyśmy śmiechem.- To jak? Jak będę pierwsza niesiesz mnie do domu na plecach.-
-Zgoda, ale jak ja będę pierwsza zrobisz wszystko do będę chciała.- dalej uśmiechnęła się w ten swój charakterystyczny sposób.
-Okej. START!-
Starałam się z całych sił, jednak okazało się, ze wspinaczka po ogrodzeniu to nie moja działka. Za to Clarke mknęła jak burza. Wyprzedziła mnie i to znacznie. Kiedy ona siedziała na szczycie ja dopiero byłam w połowie. jednak mi to nie przeszkadza bo widok jej tyłka wynagradza mi wszystko. Kiedy była po drugiej stronie od razu pobiegła do budki ze zjeżdżalnią. Chwile później też tam byłam ale jej nie widziałam. Usiadłam tak, że nogi miałam w połowie tuby zjeżdżalni. Zastanawiałam się gdzie się podziała blondynka. Nagle coś a raczej ktoś pociągnął mnie do środka. Clarke zwisała nade mną czułam jej oddech na twarzy. To dziwne, że tuba dla dzieci pomieści dwie kobiety w tak dwuznacznej sytuacji. Jakby ktoś oglądał tą scenę z boku tak własnie by wyglądała.
-Chyba wygrałam nasz mały zakład.- uśmiechnęła się.
-T-to co mam zrobić, Clarke?- zagryzłam wargę. Lubie jej bliskość jednak wprawia mnie w zakłopotanie.
-Zastanówmy się, jesteśmy w ciasnej przestrzeni, dotykam Cię w każdym możliwym miejscu, a tobie się to podoba.. Wniosek jest taki, że robię to dla nas obydwu.- popatrzyła się w moje oczy, a jej dłoń powędrowała na mój kark. Złączyła nasze usta, na początku to był tylko pocałunek, potem zaczęła poruszać swoimi wargami na moich. Dokładnie tak było w moich snach. Tylko, że teraz znam dokładnie teksturę jej ust. Nie wiem kiedy moje ręce powędrowały na jej biodra. Pogłębiając pocałunek przez który niemiłosiernie piekły mnie policzki.
-Clarke..-wyszeptałam.- Przestań, proszę.-
-Ale coś się stało? Zrobiłam coś nie tak?-
Wszystko.
Przesunęłam ją tak abym mogła wyjść ze zjeżdżalni. Udałam się do najbliższego wyjścia aby nie musieć ponownie przechodzić przez to ogrodzenie. Opuściłam posesje szybkim krokiem. Po uśmiechu który towarzyszył mi przez pół nocy nie było śladu. Szlam przed siebie z rękami w mojej skórzanej kurtce. Poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć.
-Lexa..- usłyszałam błagalny głos Clarke.
-Odpuść.- wyrwałam rękę z jej uścisku i szłam dalej.
-Alexandria!- ona nie da za wygraną. Odwróciłam się do niej na co ona do mnie podeszła.
-Czego chcesz?-warknęłam.
-Powiesz o co Ci chodzi?- zapytała, a ja mogłam dojrzeć błysk w jej oku.
-A co Cię to obchodzi?-
-Czy ty musisz odpowiadać mi zawsze pytaniem?-
-Nie wiem, a muszę?-
-Kurwa, po prostu powiedz o co chodzi.Jestem tu z Tobą bo mi zależy, a nie dla jednej przygody więcej. Od początku wydawałaś się wyjątkowa, pod wyuczonymi odzywkami i sztuczną pewnością siebie. Zapragnęłam Cię poznać, nawet teraz tego chcę.-
-O dziękuje, to kolejny powód.-
-Co?-
-Nie chcę o tym rozmawiać.- nie mam pojęcia kiedy po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Nie mogę się oswoić z uczuciem, że komuś na mnie zależy. Po prostu nie potrafię. Może to ona pomoże mi się oswoić z przeszłością, przyszłością i teraźniejszością. Mam cudowną rodzinę która utorowała mi życie, Lauren, Camilę, a nawet Dinah. Jeszcze ciąży na mnie sprawa z Normani. Jednak chcę aby się szybko wyjaśniło i było w porządku. -Innym razem. Przysięgam.-już się nie opierałam i znalazłam się w jej ramionach. Stałyśmy tak przez dłuższą chwilę, aż ktoś krzyknął moje imię. Znam ten głos.
Normani.
###
CZYTASZ
DEAD POINT
FanfictionZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.