Lauren kieruje się w stronę schodów, a ja wlokę się za nią. Mam jedno pytanie w głowie: Czy Camila wie?
-Lauren, poczekaj.- chwyciłam ją za rękę i odkręciłam w moją stronę. Zrobiła zdziwioną minę ale nic nie powiedziała.- Camila wie?-
Ona tylko się uśmiechnęła.
-Nie wie, zadbałam o to.- powiedziała i ruszyła we wcześniejszym kierunku.
-To po co my tam idziemy?- podkreśliłam słowo TAM, bo tak naprawdę nie wiem gdzie mnie prowadzi ani po co. Skoro Camila nie wie to jaki jest sens teraz schodzić na dół.
-Zobaczysz, Heda.- powiedziała szybko.
Zeszłyśmy ze schodów i zamiast do salonu ruszyłyśmy korytarzem w stronę jadalni. Byłam tam tylko raz.
Jadalnia to pokój z wielkim czarnym stołem oraz jednym rzędem krzeseł po jego każdej stronie, tam Camila oraz Titus załatwiają swoje interesy, a ja nie mam do niego wstępu. Nawet Lauren oraz Cody muszą mieć zaproszenie aby wejść tam.
Moje brwi były uniesione tak wysoko, że praktycznie sięgały linii włosów gdy zobaczyłam Ally, Dinah, Normani, Cody'ego, Titusa oraz Camile w pomieszczeniu. Dinah odsunęła krzesło obok siebie, niepewnie na nim usiadłam. Lauren poszła do Camili i przywitała się z nią całusem, po czym chciała usiąść obok niej, ale Camila pociągnęła ją i usiadła jej na kolanach co wyglądało niesamowicie uroczo. Szepnęła coś czarnowłosej na ucho, a ta się zaczerwieniła.
-Skoro wszyscy już są to możemy zaczynać.- odezwała się Camila.
Niezmiernie chciałam się dowiedzieć co tu robię i po co dostałam zezwolenie aby uczestniczyć w naradzie. Jednak milczę. Nie mogę wydusić z siebie słowa.
-Mamy informacje, że Frank Lawrence jest w mieście.- sprecyzował Titus, na co wszyscy wyglądali na oburzonych. Tylko ja nie wiedziałam o co chodzi.
-Jak ten skurwysyn śmie tu wracać!- oburzyła się Dinah.
-Teraz zrobimy tak, aby już tu nie wrócił, ani nigdzie indziej.- powiedziała Camila. Jej słowa brzmiały jednoznacznie, jednak nie zrobiły na mnie większego wrażenia.
-Dokładnie. Wiemy, że będzie urządzał bankiet, a to doskonała okazja.- uśmiechnął się Titus.
-Każdy wie, że ma słabość do młodych dziewczyn.- Ugh jak to brzmi.-Dlatego będzie nam potrzebna Lauren, Lexa, Dinah i Normani.-
-CO?! Nie zgadzałam się na to!- krzyknęła Camila.
-To jedyne wyjście, musisz ją puścić. Camila dobrze wiesz, że Ally będzie mieć podgląd na całe kasyno.-
-Wiem.- szepnęła.
-Poza tym Frank dziewczyn nie zna, Ciebie widział ostatnio i cała akcja by się posypała.-
-Masz rację, Titus. Kontynuuj.-
-Dobrze więc będziecie działać w dwójkach. Kordei z Hansen i Lauren z Woods. Ty i Kordei.-wskazał na Dinah.- Wy musicie odciągnąć ochroniarzy Lawrence'a. Wiem, że równo co półtorej godziny idzie zażywać insulinę do prywatnego gabinetu w kasynie. Wszędzie chodzi z dwoma ochroniarzami.- podał po jednej białej teczce Kordei i Hansen.- Waszym zadaniem jest się nimi zająć tak, aby nie poszli za nim do gabinetu. Dokładnie o 21 będzie musiał zażyć insulinę więc musicie być w gotowości o 20:40. Zrozumiano?- dziewczyny skinęły głowami na znak, że zrozumiały.
-Za to Lauren i Lexie przypada trudniejsze zadanie. Będziecie musiały przekonać do siebie Lawrence'a żeby zabrał was ze sobą do gabinetu. Lexa powinna mu się spodobać.-przełknęłam głośno ślinę bo wszystkie spojrzenia były zwrócone na mnie.- Był widziany z podobnymi do Ciebie dziewczynami.- gdyby wzrok mógł zabijać, za to zdanie ten łysol leżałby martwy. Zauważyłam, że Camila lekko się uśmiecha, pewnie dlatego, że jej dziewczyna nie jest w guście tego faceta.-Spokojnie nic wam nie grozi, będziecie uzbrojone.- jego usta wykrzywiły się, myślę, że to miał być uśmiech. Nigdy nie widziałam go uśmiechniętego, pewnie nigdy tego nie robi dlatego jego twarz nie jest zdolna do takiego gestu.
-Przechodząc do sedna.- postawił na stole małą, srebrną skrzyneczkę.-Musicie ampułkę z insuliną podmienić na-wstukał kod do skrzynki po czym ją otworzył.- na ampułkę z cyjankiem.- uniósł malutką ampułkę z przeźroczystą substancją.- Rozumiecie?-
-Tak.- powiedziałyśmy jednocześnie.
-Oczywiście, Ally będzie wszystko monitorować, bo ma dostęp do kamer w tym budynku.- spojrzał na małą blondynkę.
-Tak jest.- uśmiechnęła się.
-Cody ty masz pilnować wyjścia ewakuacyjnego. O 22 musicie się tam zjawić i niepostrzeżenie wyjść.- kiwnęłyśmy tylko głowami.
Potem Titus omawiał plan kasyna i inne szczegóły. Nie mogłam się na tym skupić ponieważ pierwszy raz dostałam takie poważnie zlecenie. Nie mogę spierdolić.
Szkoda, że właśnie to robię. Nie słucham co mówią, a potem nie będę nic wiedzieć. Poproszę Lauren aby mi wytłumaczyła jeszcze raz. Chyba nie dociera do mnie to, że właśnie mamy spotkanie w sprawię zabicia człowieka. Może nie otwarcie ale jednak taki będzie skutek naszego działania.
Poczułam wibracje w tylnej kieszeni. Zignorowałam to bo Dinah gwałtownie wstała przez co wywróciło się krzesło.
-Jak to nie mogę się ubrać tak jak normalnie?! Co ja zakonnica jestem?- wykrzyknęła oburzona.
-DJ spokojnie Camz Ci coś wybierze. Tak jak nam wszystkim.- odezwała się Lauren wtulając głowę w szyje Camili.
-Ugh!- to było ostatnie co wyrzuciła z siebie ponieważ wyszła z sali.
-Spotkanie uważam za skończone.- ogłosił Titus. Wszyscy wstali. Gapiłam się jak w transie na plan budynku.
-Heda rusz tyłek.- dźgnęła mnie w ramię Lauren.
Kiedy wstałam wypadł mi telefon. Obejrzałam go z każdej strony, nie uszkodziłam go. Przypomniałam sobie o wiadomości.
15:32 Clarke: Hej Lexie, kiedy odbierzesz swoje maleństwo?
Kompletnie zapomniałam o moim motocyklu!
15:43 Ja: Kiedy mogę przyjechać? :)
15:46 Clarke: Nawet teraz! :*
15:46 Ja: W takim razie czekaj na mnie. :)
###
CZYTASZ
DEAD POINT
FanfictionZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.