-Kiedy idziecie na konsultacje?- zapytała Camila, kiedy ja próbowałam zebrać myśli.
-Dziś po południu.- siedziałam z głową opartą o dłoń.
-Gwarantuję, to najlepszy onkolog jaki kiedykolwiek istniał.- brunetka poklepała mnie po plecach.- Nie masz się jeszcze czym martwić. Nic nie jest pewne.-
-Pewne jest to, że ma raka!- uderzyłam dłonią o blat.-Dalej nie mogę w to uwierzyć.-
-Ja tak samo. Nie zadręczaj się, proszę. To oklepany tekst ale, Clarke jest silna, poradzi sobie. Nie zostawimy was samych z tym wszystkim. Pytałaś się jej w ogóle?-
-Nie zdążyłam, nie znalazłam odpowiedniej okazji.- westchnęłam.
Kiedy tylko powiedziałam Camili o schorzeniu mojej dziewczyny, nie wahała się i od razu zaproponowała żeby Clarke zamieszkała z nami. Argumentowała to tym, że mogło by się jej pogorszyć, a tu zawsze ktoś jest obecny. Nie jestem przekona co do tego pomysłu i nie wiem co mam z tym zrobić. Składać taką propozycje czy sobie odpuścić?
-Słuchasz mnie?- brązowooka szturchnęła mnie.
-Zamyśliłam się. Mogłabyś powtórzyć?-
-Mówiłam, że jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga. Teraz tym bardziej kiedy jesteście razem tak oficjalnie.- uśmiechnęłam się. Jesteśmy razem. Oficjalnie.
-Tak, wiem. Zapytam, chodź wiem, że się nie zgodzi.-
-Przekonasz ją. Wykorzystaj urok osobisty.-
-Do czego ma go wykorzystać?- obok nas znikąd pojawiła się Ally. Camila pisnęła, a ja o mało co nie spadłam z krzesła.- Weźcie idźcie do spowiedzi bo widać, że macie coś na sumieniu.- zaśmiała się blondynka.
-Ty tez nie jesteś aniołkiem i masz sporo za uszami.- odgryzła się jej Camila.
-Nikt nie jest święty, słonko.- wzruszyła ramionami Brooke.
Sprawdziłam godzinę w telefonie, wiedząc, że muszę jeszcze jechać po Clarke.
-Będę lecieć dziewczyny. To sprawa życia i śmierci.- czarny humor najlepszy w takich sytuacjach, Lexa. Trzymaj tak dalej. -Dosłownie.-szepnęłam tak żeby mnie nie słyszały.
Zgarnęłam z wieszaka na klucze, katę do Jeepa Camili i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. To będzie ciężki dzień.
***
Stoimy pod gabinetem doktora Williamsa. Nie wiem czy bardziej denerwuje się ja, czy blondynka. Co chwila ściska moją dłoń i posyła mi subtelny uśmiech. Jej oczy mają niecodzienną barwę, są takie jakby zamglone? To nie jest dobry znak.
-Wchodzimy?- pyta.
-Po to tu jesteśmy.-
-To na co czekasz?-
W chwili kiedy chcę coś powiedzieć, drzwi się otwierają i wychodzi z nich mężczyzna w białym, długim fartuchu. Na oko ma koło pięćdziesięciu lat. Ma krótkie włosy i krótką, siwiejącą brodę. Nie jest on najprzystojniejszym facetem, jakiego widziałam, ale nie o wygląd tu chodzi.
-Panienka Griffin jak mniemam.- popatrzyłam na nią i wzrokiem powiódł po jej ciele, zatrzymując się na naszych złączonych dłoniach.- A ty jesteś?- zwrócił się do mnie.
-Alexandria Woods, narzeczona.- wypaliłam bez zastanowienia, podając mu rękę.
-Skoro uprzejmości mamy za sobą, zapraszam.- zaprosił nas do swojego malutkiego, białego gabinetu.
Znajdowało się tu biurko dwa krzesła, kilka regałów z segregatorami. Nic szczególnego, zwyczajny gabinet lekarski.
-Proszę usiąść.- wskazał na krzesła stojące przy biurku, a sam zajął fotel naprzeciw nas.
-Jak zostałem poinformowany, zdiagnozowano u ciebie- popatrzył na Clarke.- raka płuc, jakiś miesiąc temu. Podjęłaś leczenie w tym czasie?-
-Nie.- odpowiedziała krótko blondynka.
-Muszę przeprowadzić badania mające na calu zidentyfikowanie guza bądź jego ewentualnych przerzutów oraz sprawdzić czy istnieją jakiekolwiek przeciwwskazania do podjęcia leczenia lub w razie konieczności operacji.-
-Rozumiem.-
-We wczesnym wykryciu raka jest największe prawdopodobieństwo wyleczenia go. Mediana dla chorych nieleczonych wynosi od sześciu do ośmiu miesięcy. Jednak twoja obecność tutaj wskazuje na to, że chcesz podjąć leczenie, tak?-
-Oczywiście.- odpowiedziałam za blondynkę. Mężczyzna popatrzył na mnie z wrogością. Czemu od samego początku ten człowiek darzy mnie niechęcią? Dodatkowo nie kryjąc się z tym?
-Wracając, na badania proszę się zgłosić za dwa dni. Proszę.- podsunął jej jakąś kartkę.- To są zalecenia czynności związanych z badaniami. I to by było na tyle.-
Lekarz odprowadził nas do drzwi.
-Um, przepraszam. Ile się należy za wizytę?- zapytała blondynka.
-Została już opłacona. Do zobaczenia.- wymamrotał coś jeszcze pod nosem i zamknął drzwi.
Clarke stała obok mnie ewidentnie o czymś myśląc. W drodze do samochodu odezwała się.
-Kto zapłacił?-
-Jak uważasz?-
-Camila.-
-Najwidoczniej.-
-Czemu?-
-Bo jesteśmy rodziną, a ty godząc się na bycie moja dziewczyną, weszłaś do niej.- dalej ciesze się jak dziecko na samą myśl o tym, że jesteśmy razem.
-A-ale- zaczęła grymasić, ale szybko jej przerwałam.
-Nie ma żadnego ale. Z resztą ona śpi na pieniądzach.-
-Racja.- uśmiechnęła się delikatnie.
-Więc..- oparłam się o drzwi jeepa i przyciągnęłam za biodra Clarke do siebie tak, że nasze klatki piersiowe się stykały.-Na co moja dziewczyna ma ochotę?- złożyłam szybkiego całusa na jej ustach.
-Na Ciebie.- ponowiła ten ruch, co ja kilka sekund wcześniej, wpijając się zachłannie w moje usta. Jej dłonie z moich ramion zsunęły się na piersi.
-Mnie, niestety nie ma w menu.- oparłam swoje czoło o jej.
-A jak sprawić żebyś była?- spojrzała na mnie spod swoich, długich pomalowanych rzęs.
-Hm, chyba się nie da.- jeszcze szybko ją pocałowałam.-Wracamy?- dostałam w odpowiedzi kiwnięcie głową.
W czasie drogi powrotnej do willi, rozważyłam propozycje Camili. Chyba to ta chwila. Lepszej nie znajdę. Sięgnęłam i wyłączyłam radio.
-Clarke, mam pytanie.-
-Kto pyta nie błądzi.- uśmiechnęła się.
-Kiedy powiedziałam Camili o twojej chorobie, złożyła pewną propozycję. Nie mówię żebyś się zgadzała, tylko przemyślała to. Na początek.-
-Lexa, mów otwarcie o co chodzi.-
Położyłam dłoń na jej kolanie, spoglądając na nią.
-Zamieszkaj ze mną.- wypaliłam, wracając wzrokiem na drogę jednak dalej patrząc na drogę.
-N-nie wiem. Zaskoczyłaś mnie tym.-
-Nie wiadomo co się może wydarzyć. Może mnie nie być przy tobie, a w willi zawsze ktoś jest. W razie jakiegoś wypadku, otrzymałabyś szybką pomoc. Dodatkowo sprzedałabyś mieszkanie, miałabyś większy budżet na leczenie.- użyłam tych samych argumentów co Cabello. Po minie blondynki mogłam wywnioskować, że zastanawia się nad moimi słowami.
-Niczego nie obiecuje. Przemyśle to, zgoda?-
-Zgoda.-
###
CZYTASZ
DEAD POINT
FanfictionZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.