XXXXI

1K 120 344
                                    

-Kiedy idziecie na konsultacje?- zapytała Camila, kiedy ja próbowałam zebrać myśli. 

-Dziś po południu.- siedziałam z głową opartą o dłoń.

-Gwarantuję, to najlepszy onkolog jaki kiedykolwiek istniał.- brunetka poklepała mnie po plecach.- Nie masz się jeszcze czym martwić. Nic nie jest pewne.- 

-Pewne jest to, że ma raka!- uderzyłam dłonią o blat.-Dalej nie mogę w to uwierzyć.- 

-Ja tak samo. Nie zadręczaj się, proszę. To oklepany tekst ale, Clarke jest silna, poradzi sobie. Nie zostawimy was samych z tym wszystkim. Pytałaś się jej w ogóle?- 

-Nie zdążyłam, nie znalazłam odpowiedniej okazji.- westchnęłam. 

Kiedy tylko powiedziałam Camili o schorzeniu mojej dziewczyny, nie wahała się i od razu zaproponowała żeby Clarke zamieszkała z nami. Argumentowała to tym, że mogło by się jej pogorszyć, a tu zawsze ktoś jest obecny. Nie jestem przekona co do tego pomysłu i nie wiem co mam z tym zrobić. Składać taką propozycje czy sobie odpuścić? 

-Słuchasz mnie?- brązowooka szturchnęła mnie.

-Zamyśliłam się. Mogłabyś powtórzyć?- 

-Mówiłam, że jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga. Teraz tym bardziej kiedy jesteście razem tak oficjalnie.- uśmiechnęłam się. Jesteśmy razem. Oficjalnie. 

-Tak, wiem. Zapytam, chodź wiem, że się nie zgodzi.- 

-Przekonasz ją. Wykorzystaj urok osobisty.- 

-Do czego ma go wykorzystać?- obok nas znikąd pojawiła się Ally. Camila pisnęła, a ja o mało co nie spadłam z krzesła.- Weźcie idźcie do spowiedzi bo widać, że macie coś na sumieniu.- zaśmiała się blondynka.

-Ty tez nie jesteś aniołkiem i masz sporo za uszami.- odgryzła się jej Camila. 

-Nikt nie jest święty, słonko.- wzruszyła ramionami Brooke. 

Sprawdziłam godzinę w telefonie, wiedząc, że muszę jeszcze jechać po Clarke. 

-Będę lecieć dziewczyny. To sprawa życia i śmierci.- czarny humor najlepszy w takich sytuacjach, Lexa. Trzymaj tak dalej. -Dosłownie.-szepnęłam tak żeby mnie nie słyszały.

Zgarnęłam z wieszaka na klucze, katę do Jeepa Camili i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. To będzie ciężki dzień.

***

Stoimy pod gabinetem doktora Williamsa. Nie wiem czy bardziej denerwuje się ja, czy blondynka. Co chwila ściska moją dłoń i posyła mi subtelny uśmiech. Jej oczy mają niecodzienną barwę, są takie jakby zamglone? To nie jest dobry znak. 

-Wchodzimy?- pyta. 

-Po to tu jesteśmy.- 

-To na co czekasz?- 

W chwili kiedy chcę coś powiedzieć, drzwi się otwierają i wychodzi z nich mężczyzna w białym, długim fartuchu. Na oko ma koło pięćdziesięciu lat. Ma krótkie włosy i krótką, siwiejącą brodę. Nie jest on najprzystojniejszym facetem, jakiego widziałam, ale nie o wygląd tu chodzi.

-Panienka Griffin jak mniemam.- popatrzyłam na nią i wzrokiem powiódł po jej ciele,  zatrzymując się na naszych złączonych dłoniach.- A ty jesteś?- zwrócił się do mnie.

-Alexandria Woods, narzeczona.- wypaliłam bez zastanowienia, podając mu rękę.

-Skoro uprzejmości mamy za sobą, zapraszam.- zaprosił nas do swojego malutkiego, białego gabinetu. 

Znajdowało się tu biurko dwa krzesła, kilka regałów z segregatorami. Nic szczególnego, zwyczajny gabinet lekarski. 

-Proszę usiąść.- wskazał na krzesła stojące przy biurku, a sam zajął fotel naprzeciw nas.

-Jak zostałem poinformowany, zdiagnozowano u ciebie- popatrzył na Clarke.- raka płuc, jakiś miesiąc temu. Podjęłaś leczenie w tym czasie?- 

-Nie.- odpowiedziała krótko blondynka.

-Muszę przeprowadzić badania mające na calu zidentyfikowanie guza bądź jego ewentualnych przerzutów oraz sprawdzić czy istnieją jakiekolwiek przeciwwskazania do podjęcia leczenia lub w razie konieczności operacji.- 

-Rozumiem.- 

-We wczesnym wykryciu raka jest największe prawdopodobieństwo wyleczenia go. Mediana dla chorych nieleczonych wynosi od sześciu do ośmiu miesięcy. Jednak twoja obecność tutaj wskazuje na to, że chcesz podjąć leczenie, tak?- 

-Oczywiście.- odpowiedziałam za blondynkę. Mężczyzna popatrzył na mnie z wrogością. Czemu od samego początku ten człowiek darzy mnie niechęcią? Dodatkowo nie kryjąc się z tym? 

-Wracając, na badania proszę się zgłosić za dwa dni. Proszę.- podsunął jej jakąś kartkę.- To są zalecenia czynności związanych z badaniami. I to by było na tyle.- 

Lekarz odprowadził nas do drzwi. 

-Um, przepraszam. Ile się należy za wizytę?- zapytała blondynka.

-Została już opłacona. Do zobaczenia.-  wymamrotał coś jeszcze pod nosem i zamknął drzwi.

Clarke stała obok mnie ewidentnie o czymś myśląc. W drodze do samochodu odezwała się.

-Kto zapłacił?- 

-Jak uważasz?- 

-Camila.- 

-Najwidoczniej.-

-Czemu?-

-Bo jesteśmy rodziną, a ty godząc się na bycie moja dziewczyną, weszłaś do niej.- dalej ciesze się jak dziecko na samą myśl o tym, że jesteśmy razem.

-A-ale- zaczęła grymasić, ale szybko jej przerwałam.

-Nie ma żadnego ale. Z resztą ona śpi na pieniądzach.-

-Racja.- uśmiechnęła się delikatnie.

-Więc..- oparłam się o drzwi jeepa i przyciągnęłam za biodra Clarke do siebie tak, że nasze klatki piersiowe się stykały.-Na co moja dziewczyna ma ochotę?- złożyłam szybkiego całusa na jej ustach.

-Na Ciebie.- ponowiła ten ruch, co ja kilka sekund wcześniej, wpijając się zachłannie w moje usta. Jej dłonie z moich ramion zsunęły się na piersi.

-Mnie, niestety nie ma w menu.- oparłam swoje czoło o jej.

-A jak sprawić żebyś była?- spojrzała na mnie spod swoich, długich pomalowanych rzęs. 

-Hm, chyba się nie da.- jeszcze szybko ją pocałowałam.-Wracamy?- dostałam w odpowiedzi kiwnięcie głową.

W czasie drogi powrotnej do willi, rozważyłam propozycje Camili. Chyba to ta chwila. Lepszej nie znajdę. Sięgnęłam i wyłączyłam radio.

-Clarke, mam pytanie.- 

-Kto pyta nie błądzi.- uśmiechnęła się.

-Kiedy powiedziałam Camili o twojej chorobie, złożyła pewną propozycję. Nie mówię żebyś się zgadzała, tylko przemyślała to. Na początek.- 

-Lexa, mów otwarcie o co chodzi.- 

Położyłam dłoń na jej kolanie, spoglądając na nią.

-Zamieszkaj ze mną.- wypaliłam, wracając wzrokiem na drogę jednak dalej patrząc na drogę.

-N-nie wiem. Zaskoczyłaś mnie tym.- 

-Nie wiadomo co się może wydarzyć. Może mnie nie być przy tobie, a w willi zawsze ktoś jest.  W razie jakiegoś wypadku, otrzymałabyś szybką pomoc. Dodatkowo sprzedałabyś mieszkanie, miałabyś większy budżet na leczenie.- użyłam tych samych argumentów co Cabello. Po minie blondynki mogłam wywnioskować, że zastanawia się nad moimi słowami. 

-Niczego nie obiecuje. Przemyśle to, zgoda?-

-Zgoda.- 

### 

DEAD POINTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz