Jesteśmy w trakcie opijania mojej małej 'misji' która zakończyła się sukcesem. Tak jak poprzednim razem siedzimy w moim pokoju. Tylko że, teraz towarzyszy nam Cody. Chłopak przyniósł whisky i colę. Po trzech albo czterech takich drinkach czułam się, jakbym była w kosmosie. Towarzyszyła nam luźna pogawędka.
-Laureenn! Wiesz, że jestem w kosmosie?- zachichotałam.
-Widać właśnie, że odlatujesz.- zaśmiali się moi towarzysze od szklanki. Sama bym śmiała się z siebie jak z zafascynowaniem oglądałam swoje dłonie.
-Nie dawaj jej więcej bo Camila nas zabije.- powiedział Cody do Lauren. Ta napiła się ze swojej szklanki.
-Ej, a tak właściwie to czym się zajmuje Cabello? I co to do cholery za paczka, że aż Lauren musiała mieć klamkę.- zaśmiałam się na to określenie.
Oni tylko popatrzyli po sobie zmieszani moim pytaniem. Zapadła chwilowa cisza która przerwał chłopak.
-Lex, my sami do końca nie wiemy co robi Camila. Wiemy tylko, że ma z tego wielką kasę.- powiedział i przeczesał ręką swoje włosy, moim zdaniem już nieco przydługie.
-Kłamiesz!- wydarłam się- Dobrze wiesz co robi tylko mi nie powiesz!-
-Zamknij mordę.- warknęła Lauren.
-Chyba na mnie już czas.- odparł chłopak. Tak, dobrze, uciekaj. Spiepszaj stąd, kłamco. Jestem na niego zła bo wiem, że mnie kłamie.
Wyszedł i zostawił mnie samą z Lauren. Siedziałyśmy oparte o ramę łóżka. Nasze ramiona się stykały.
-Heda- zaczęła zielonooka. Podoba mi się to przezwisko, takie tajemnicze a zarazem stanowcze.
-Yeah...-wymruczałam kładąc głowę na jej ramieniu.
-Fajna była ta dzisiejsza kurierka.- wyprostowałam się. Spojrzałam na nią. Na jej twarzy widniał chytry uśmieszek. Poczułam ukłucie. Jakby zazdrość? Tylko o co? O dziewczynę której nie znam, która oczarowała mnie swoim wyglądem a zwłaszcza oczami. Chociaż wydaje mi się, że już ją gdzieś widziałam. Może nie jestem tak pijana jak sądziłam? Umiem jeszcze w miarę skleić myśli, gorzej z mówieniem.
-Jest moja.- odparłam. Usłyszałam tylko śmiech.
-Tej stanowczej wersji Lexy nie widziałam.- szturchnęła mnie łokciem.
-Jeszcze wielu wersji mnie nie znasz.- powiedziałam nieco zła jej rozbawieniem. Nic takiego nie powiedziałam.
-Czekaj. Znam tą nieśmiałą, radosną, zmieszaną i wściekłą.-zaczęła wyliczać na palcach.-No już nie dąsaj się tak. Nie ukradnę Ci tej blondynki. To nie mój typ. Z resztą to twój tyłek rozbierała wzrokiem.- dalej się zaśmiała. Poczułam ogromne ciepło na policzkach.
-Bo twoim typem jest Cabello!- powiedziałam najbardziej poważnie na ile mnie w tej sytuacji stać. Obserwuje jej twarz jak się zmienia. Tak, trafiłam w czuły punkt. Lauren podsunęła kolana pod brodę. W odpowiedzi usłyszałam tylko ciche westchnięcie.
-Jeśli chcesz możesz mi o tym opowiedzieć. Nikomu nie powiem. Bo przecież nie mam komu.- powiedziałam prawdę. Tylko oni są moją rodziną. Do której przywiązałam się i nie wyobrażam sobie ich stracić.
-W prządku.- popatrzyła mi w oczy. Jej były nieco przekrwione od ilości alkoholu, miała zaróżowione policzki też za sprawą drinków a, jej broda drgała jakby miała się za chwilę rozpłakać.
-Właściwie to z Camilą znamy się dłużej. W pewnym sensie wychowałyśmy się razem. Poznałyśmy się w domu dziecka. Przenieśli mnie z poprzedniego bo sprawiałam problemy. Jej zostało pół roku do osiągnięcia wieku w którym mogła spokojnie opuścić ośrodek. Poznałyśmy się kiedy wychowawca chciał mnie sprać bo podkradłam więcej jedzenia. Tradycyjnie szykowałam się do ucieczki. Stanęła w mojej obronie, zapewniając go, że się mną zajmie i cała odpowiedzialność jest po jej stronie za mnie. Już wtedy olśniła mnie. Sama przyznasz, że jest piękna. Kontynuując. Spędzałam z nią każdą wolną chwile i przy niej naprawdę się zmieniłam. Była dla mnie siostrą i przyjaciółką a także obiektem moich westchnień. Cholerny ideał. Nadszedł dzień w którym miała się wynieść. Dlatego dzień wcześniej ja i kilku jej znajomych spoza ośrodka zorganizowaliśmy imprezę na starych magazynach. Wszystko było super dopóki nie zaczęliśmy grać w jedną z tych pijackich zabaw. Dostała wyzwanie aby pocałować kogoś na kim jej zależy. Wszyscy myśleliśmy, że to będzie Shawn, myliliśmy się. To byłam ja. Zrobiła to nie będąc świadomą tego co do niej czuje i jak bardzo mnie tym krzywdzi. Ona na drugi dzień tego nie pamiętała, a ja wszystko każdy szczegół, jej dotyk, oddech, oczy, wyraz twarzy. Na pożegnanie powiedziała mi, że mnie odnajdzie jak się odkuje.- rozpłakała się. 'Lauren podejdź do mnie to Ci złamie kark Jauregui' płacze w moje ramię. Ta dziewczyna jest bardziej uczuciowa niż wskazuje na to jej zewnętrzna otoczka.
-Dlatego potem zaczęłam ćpać, żeby zapomnieć. Biłam się na potęgę i uprawiłam sex z każdym kto się nawinął. Lecz ona nie opuszczała mojej głowy, ciągle w niej jest, była i będzie. Po tylu latach znalazła mnie.... A ja ją dalej kocham jak kretynka mimo iż mnie zostawiła.- rozpłakała się na dobre.
-Laur, w końcu i ona zobaczy że, jesteś świetną osobą i kandydatką na żonę. Pokocha Cię za to, że jesteś przy niej. Musisz z nią spędzać więcej czasu, więcej rozmawiać.- powiedziałam przyciskając jej głowę do mojej klatki piersiowej.
-Lexa dziękuje. Dobrze jest to komuś powiedzieć. Ale teraz ty mi wisisz sekret.- zachichotałyśmy obydwie.
-Alexandrio Woods! Moja twarz ma czołowe zderzenie z twoimi cyckami!- zaczęła się śmiać. Przed chwilą zalewała się łzami teraz się śmieje. Co to za człowiek ?!
-Szukaj, a może znajdziesz.-zaśmiałam się.
Siedziałyśmy przy łóżku, gładziłam jej włosy. Nie zdałam sobie sprawy kiedy Lauren zasnęła. Czułam jak moje powieki stają się ciężkie. Po chwili dołączyłam do niej we śnie. Śniłam o cudownej blondynce z obitą twarzą.
###
A/N: Wplatać od czasu do czasu, rozdział z perspektywy Lauren albo Camili?

CZYTASZ
DEAD POINT
FanficZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.