VII

1.2K 138 1
                                    

Zastanawiam się jak do tego doszło, że w ciągu 10 dni te dwie dziewczyny stały się dla mnie prawdziwą rodziną której nigdy nie miałam. Wystarczyło trochę ciepła i troski, a ja im zaufałam bezgranicznie. Myślę, że są tego warte. Z początku mi się zdawało, że Camila chcę sobie mnie 'kupić'.Po części to prawda. Kiedy chciała żebym zaprzyjaźniła się z Lauren zdecydowanie zauważyłam, że się o nas troszczy. Z tego co Lauren mi powiedziała, a raczej wybełkotała to z nikim prócz Cabello i Cody'm nie rozmawia.  Na prawdę im zależy na mnie. Inaczej zostawiły by mnie na tym przystanku, zważając dodatkowo na mój ciężki charakter. 

Drugą sprawą jest pytanie, skąd Camila ma tyle pieniędzy? Przecież z zarobków psychologa nie mogłaby sobie pozwolić na taki dom oraz drogie ubrana i prezenty. Myślę jednak, że to nie moja sprawa i gdy będzie mi dostatecznie ufać sama mi to powie. 

Kolejną sprawą jest to zadanie. Mam dziś jechać do opuszczonych magazynów. Na szczęście będzie mi towarzyszyć Lauren. Dziś spotkam właścicielkę nieziemskich błękitnych oczu. Analizowałam jej zdjęcie całą noc, które tak nawiasem zwinęłam kiedy Camila nie patrzyła. Nie poznałam blondynki osobiście ale jest w niej coś intrygującego. 

-Lex!- pomachała mi przed twarzą Lauren.

-C-co?- zapytałam zdezorientowana. 

-Gówno kurwa- warknęła zielonooka.

Uniosłam pytająco brwi.

-Pytałam się Ciebie ze trzy razy czy ty w ogóle umiesz jeździć na motorze?- powiedziała z nutką irytacji w głosie.

-Taa- przytaknęłam wracając do mojej wcześniejszej pozycji na kanapie.

-Jakoś Ci nie wierze, kurduplu.- zaakcentowała ostatnie słowo.

-Jeszcze się zdziwisz, Ralph- rzuciłam w  nią poduszką. Na co paczka chipsów które miała w ręce, upadła na podłogę i wysypała się z niej cała zawartość.

-Kurwa! Będziesz to sprzątać!- wskazała na mnie palcem.

-Jasne, to dla twojego dobra, grubasie.- uśmiechnęłam się szyderczo.

Lauren wstała z kanapy uniosła koszulkę i pokazała swój umięśniony brzuch. 

-O mnie się nie martw.- założyła ręce na piersi.- Gorzej będzie z tobą jak tego nie po sprzątasz.- spojrzała w moje oczy. Jej twarz mówiła, ze od tej czynności zależy moje życie.

-Jeszcze się nie wygoiło po ostatnim.-wskazałam na mój policzek na którym widniał zielony siniak. 

-Ah.. Do twarzy Ci w zielonym.- zaśmiała się ukazując rząd białych zębów.

Dobrze wiem, że nie ustąpi i będę musiała to zrobić dlatego wstałam, wyciągnęłam miotłę i szufelkę. Kiedy wszystkie chipsy znalazły się na szufelce i miałam wrzucić je do kosza do salonu wpadł Cody. Zrobił tyle hałasu przy tym, przestraszyłam się i znów miałam sprzatanie.

-Ja pierdole, dzięki!- krzyknęłam.

Lauren zaczęła się śmiać jak głupia. Kontynuowałam sprzątanie.

-Powiedzcie mi kogo są te dwa zajebiste ścigacze które stoją na podjeździe!?- krzyknął Cody.

Na słowo ścigacz uniosłam się do góry moja głowa spotkała się z blatem bo akuratnie schylałam się do kosza. Usłyszałam pisk Lauren. Kiedy już wróciłam do pionu czarnowłosej nie było w salonie. Ruszyłam biegiem na zewnątrz, pomijając ubieranie butów. Lauren już siedziała na swojej maszynie, całując ją i coś mamrocząc. Wyglądało to przekomicznie jakby znalazła swoją wielką miłość, a nią przecież jest Cabello. Nawiasem nie widziałam brunetki przez pół dnia. 

Przejechałam dłonią po skórzanym siedzeniu. Tak to uczucie które teraz mi towarzyszy to miłość. Zauważyłam, że na maszynie są moje inicjały. L.W. a na motorze zielonookiej L.J.   

***

Ubrane w nasze skórzane stroje z kasakami na głowach zbliżamy się do magazynu w którym ma czekać kurierka. To zadanie mnie niesamowicie ekscytuje, niby nic specjalnego ale jednak. Myślę, że dzięki tym drobnym zadnią będę mogła bliżej poznać sekret Camili. Jestem pewna, ze takowy posiada. 

Zaparkowałyśmy maszyny przed drzwiami magazynu. Stary, brzydki, zerdzewiały. Dokładnie jak mój stary dom. Na myśl o tym miejscu budzą się we mnie same najgorsze uczucia. Ugh, to jest cholerna przeszłość. 

-Mówiłam Ci co masz robić. Pamiętasz?- upewniła się zielonooka. W odpowiedzi dostała skinienie głową.

Ruszyłyśmy do magazynu. Scena jak z filmu. Dwie laski ubrane na czarno z kaskami w rękach idą się spotkać z tajemniczą kurierką. Szczerze to się bałam, bo nie wiedziałam co będzie w tej paczce. Musi być to coś ważnego skoro mnie i Lauren po to wysłała. Czarnowłosa szła przede mną. Trochę z premedytacją popatrzyłam na jej tyłek. Kurwa czy to broń?! Przy pasku miała doczepioną kaburę a w niej pistolet. No bez jaj... W co ja się najlepszego wpakowałam. Ja pierdole. 

Zatrzymała się i pokazała, że mam iść przodem. Tak jak się umaiłyśmy ona miała mnie tylko osłaniać. I będzie to robić z cholerną bronią w ręku. Przecież taka drobna blondynka nie zrobi mi krzywdy. Chyba?  

Spostrzegłam postać która stała oparta o wielką metalową skrzynie i przyglądała mi się. To pewnie  Griffin. No to zaczynamy.

-Załatwimy to, czy masz zamiar gapić się cały dzień?- powiedziałam tak głośno żeby mnie usłyszała, starałam się aby mój głos był chłodny.

Podeszła do mnie. Była ubrana w skórzaną ramoneskę, czarny t-shirt, ciemno zielone spodnie, a na nogach miała botki. Jej blond włosy przy końcach były ufarbowane na różowo. Na twarzy miała zaschniętą ranę, co świadczy o tym, że była zrobiona jakiś czas temu. Wow muszę przyznać, że nawet z wielkim strupem na twarzy wygląda świetnie.

-Czyli mam przyjemność z Woods?- odezwała się, takiego głosu się nie spodziewałam. Raczej takiego piskliwego jak na dzieciaka, miłe rozczarowanie. 

-Darujmy sobie uprzejmości. Masz to po co tu przyszłam?- nie wiedziałam jak ująć tą przesyłkę. Cholera.

-Ta.- wyciągnęła niedużych rozmiarów paczkę z wewnętrznej kieszeni kurtki. Chciałam jej zabrać pakunek ale zabrała rękę.

-Mogę chociaż poznać twoje imię?- zdziwiło mnie jej pytanie. 

Przedstawić się czy ją olać? 

-Lexa- rzuciłam i wyrwałam jej paczkę z ręki. Odwracając się i kierując w stronę wyjścia. 

-Mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy!- usłyszałam melodyjny głos blondynki.

-Twoje niedoczekanie, Clarke.- odwróciłam się przez ramię aby podziwiać jej minę. Była bezcenna. Wyrażała zmieszanie i zachwyt. Zmieszanie bo przecież skąd ja znam jej imię? A zachwyt? Ta emocja nie pasuje do sytuacji. Oczywiście, że chciałam się z nią jeszcze kiedyś zobaczyć. Według wskazówek Lauren nie mogłam po sobie pokazywać żadnych emocji. Akurat to nie było trudne. Robię to od 18 lat. 

Wsiadłyśmy na motory, uprzednio chowając paczkę pod siedzenie i odjechałyśmy z piskiem opon. Nie obyło się bez małego wyścigu w drodze do willi.

DEAD POINTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz