*polecam przeczytać wcześniejszy rozdział jeszcze raz*
Myśląc że budynek oświetlony różnobarwnymi światłami robił wrażenie trzeba wejść do środka. Do głównej sali prowadził wąski korytarz który przemierzało się po czerwonym dywanie na końcu którego znajdowały się masywne drewniane drzwi z pozłacanymi zdobieniami. Lauren pchnęła wielkie drzwi które wydały z siebie ciche skrzypnięcie i naszym oczom ukazała się wielka sala wypełniona ludźmi. Przyglądałam się pomieszczeniu którego przepych tak bardzo emanował, wskazując albo na brak gustu u właściciela albo na to że, bardzo chciał się pochwalić ile pieniędzy posiada i nie szczędzi ich na szkaradne dodatki. Na każdej ścianie wisiały malowidła które przedstawiały półnagie kobiety. Zważając na to, że większość gości to mężczyźni ubrani w drogie garnitury, perfekcyjnie wyprasowane przez ich żony nie mające pojęcia co ich ukochany małżonek w tym czasie robi, takich rzeczy nie mogło zabraknąć. Na końcu wielkiej sali był umieszczony bar który obsługiwało kilku barmanów. Pod ścianami znajdowały się wielkie kanapy które w większości były zajęte przez gości. Gdzieniegdzie przewinął się jakiś wysoki barczysty mężczyzna, ze słuchawką w uchu oraz kaburą na broń przy pasie czego nie dało się nie zauważyć. Ci panowie reprezentowali kadrę dość dobrych ochroniarzy tego przybytku.
Z zamyślenia wyrwało mnie pociągnięcie za rękę którą obejmowała zimna dłoń Lauren. Wystawiła do mnie łokieć wskazując tym, że mamy iść pod rękę aby nasza przykrywka była bardziej wiarygodna. Przemierzając pomieszczenie dało się czuć palący wzrok na sobie. Mam wrażenie, że ten spacer trwa w nieskończoność. Ukradkiem spoglądnęłam na Lauren która szła z podniesioną głową i cwaniackim uśmieszkiem. Emanowała od niej pewność siebie, czego nie można było powiedzieć o mnie. Boje się jak cholera tego co ma nastąpić, tego co może pójść nie tak i tego co mi zrobią, jeżeli nawalę.
-Nie denerwuj się tak. To widać. Udawaj, że przyszłaś się tu zabawić.- usłyszałam szept czarnowłosej przy uchu, następnie złożyła za nim szybkiego całusa przez co moje policzki pokrył rumieniec. Nie spodziewałam się po niej takiego gestu względem mnie. -No dalej mała. Nie bądź taka spięta, uśmiechnij się.- po tych słowach złapała mnie za rękę i podeszła do jakiegoś mężczyzny.
-Lexa to jest nasz dobry znajomy, Dave.- owy mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń na co zareagowałam podobnym gestem.
-Jestem Alexandria.- swoją wielką dłonią ujął moją i pocałował jej wierzch, a ja momentalnie zapragnęłam dotyku Clarke na swoim ciele. W tej samej chwili widziałam jej uśmiech i wiem, że po tym wszystkim będę chcieć go zobaczyć. Lauren owinęła swoją rękę wokół moich bioder tak, że jej dłoń znajdowała się na pośladku. Zignorowałam to.
Wyłączyłam się z ich rozmowy uważnie obserwując wszystko dookoła. Ciekawsze od przysłuchiwania się ich rozmowie wydawali mi się faceci którzy bezczelnie przyglądali się nam. Nic dziwnego jesteśmy dwójką kobiet pośród pijanych mężczyzn. Moją uwagę zwrócił jestem konkretny człowiek. Niski, gruby mężczyzna, ubrany w stary, włoski garnitur. Siwe włosy wskazywały o jego podeszłym wieku. W lewej dłoni trzymał kieliszek z szampanem. Nie mogłam przyjrzeć się jego twarzy, ponieważ był odwrócony plecami do mnie. Błagam aby był to tylko kurewski zbieg podobieństw.
Momentalnie przez głowę przebiegły mi wszystkie wspomnienia z łudząco podobnym Włochem. To jak w lewej ręce trzymał kieliszek z wytrawnym, białym winem. To jak pachniał i jak gestykulował podczas rozmowy. Jego ukochany, złoty, sygnet na palcu serdecznym u prawej reki. Zaczęło mi brakować powietrza. Jakby całe uleciało z tak wielkiego pomieszczenia.
-Hej, Lexa co się dzieje?- mój stan nie został niezauważony. Nie mogłam się ruszyć. Lauren spojrzała w stronę w którą patrzyłam ja. Wtedy mężczyzna jakby na zawołanie odwrócił się i zaczął zmierzać w naszą stronę. Jego rozmówcą był człowiek na którego dziś chcemy zesłać śmierć. Kiedy Dante był ode mnie na wyciągnięcie ręki moje powieki zrobiły się niewyobrażalnie ciężkie, a świat zaczął się zamazywać. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Czułam jak upadam ale nie mogłam powiedzieć ani słowa. Ostatnią osobą którą zobaczyłam była Lauren, mówiąca coś do mnie, nic z jej słów nie mogłam zrozumieć.
***
Ocknęłam się w ciemnym pomieszczeniu. Nawet tak ciemne światło drażniło moje oczy. Kiedy już się przyzwyczaiły do oświetlenia, rozglądnęłam się. Był to gabinet z ciemnymi, prawie czarnymi meblami. Całe pomieszczenie oświetlała jedna lampka która znajdowała się na ogromnym biurku po środku pokoju. Kontem oka dojrzałam ruch w rogu pomieszczenia. Zaczęłam szukać palcami pasa na nodze do którego miałam przypięty nóż. Serce przyśpieszyło, a do krwi zaczęła wpływać adrenalina, na to kiedy postać zmierzała w moim kierunku. Z każdym krokiem sylwetka tej osoby zaczęła wydawać się coraz bardziej znajoma. Kiedy światło padło na twarz kobiety momentalnie się uspokoiłam.
-Ominęło Cię pół akcji.- powiedziała Dinah-Muszę Cię pochwalić, dzięki Tobie uwinęłyśmy się szybciej niż było zaplanowane.-
-A-ale jak to? Nic nie zrobiłam.- podniosłam się do siadu.
-Faktycznie.- roześmiała się.- Po tym jak zemdlałaś właściciel tego gównianego kasyna kazał przynieść Cię tutaj. Za nim polazł ten paskudny Włoch.- odwróciła się patrząc w stronę rogu pokoju.- Niestety zastali tu mnie co się źle dla nich skończyło.- podeszła do biurka zabierając srebrną walizeczkę.
Momentalnie wstałam aby spojrzeć tam gdzie przed chwilą patrzyła blondynka. Dostrzegłam tam dwa ciała w wielkiej kałuży ciemnej krwi.
-Nie mogłam pozwolić na to żeby ten grubas nas wydał.- powiedziała z satysfakcją. Spojrzałam na nią , a potem znów na zwłoki. Dinah przyłożyła dwa palce do swojej głowy udając, że to pistolet i żartobliwie 'wystrzeliła' po czym się roześmiała. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie mogłam odczytać swoich uczuć które w tym momencie było tak cholernie poplątane. Jedyne czego chciałam to wrócić do domu.
-Chodź. Czekają na nas.- Dinah wyszła z pokoju kręcąc biodrami jakby była na najprawdziwszym wybiegu.
Wymknęłyśmy się sprawnie wyjściem dla personelu pod którym stał zaparkowany czarny SUV. Cała drogę do domu milczałyśmy, nikt się nie odezwał.
Pierwsza do willi wbiegła Dinah za nią Mani i Camila. Szłam na końcu jak najwolniej potrafiłam. Unikałam wszelkich spojrzeń i błagałam aby nikt mnie nie zaczepił i nie zmuszał do rozmowy. Zostawiając niewygodne buty w holi, wolno skierowałam się w stronę schodów. Z kuchni dało się usłyszeć kłótnie dziewczyn o to jaki alkohol będą pić. Gdybym ich nie znała pomyślałabym, że skończą na winie. Jednak wiem, że będzie inaczej i jutro będę słuchać narzekania na kaca.
-Ktoś na Ciebie czeka.- usłyszałam za plecami głos Lauren. Posłałam jej mały uśmiech i prawie biegiem ruszyłam w stronę mojej sypialni.
Otworzywszy drzwi zobaczyłam Clarke w swoich różowych włosach i jeansowej katanie, siedzącą na łóżku, trzymającą książkę w ręce. Zamknęłam cicho drzwi, podchodząc do niej i wtulając się w jej bok. Odłożyła książkę i objęła mnie ramieniem, zaciągnęłam się tak bardzo wyjątkowym zapachem i jak na zawołanie zaczęłam płakać aby dać upust swoim emocjom.
-Twój koszmar się skończył.- ucałowała mnie w czoło.
###
CZYTASZ
DEAD POINT
FanfictionZ pierwszego martewgo punktu wyciągnęła mnie krótkotrwała jasność po czym wpędziła w jeszcze strasznejszą ciemność którą rozproszył anioł dzięki któremu ciemność już nie nastała.