XVI

1.1K 122 1
                                    

Już wiem o co chodziło Lauren. Boże, usta tej blondynki się nie zamykają. W ciągu 20 minut zdążyła streścić mi swoje życie. Mimo tego, że jest bardzo ale to bardzo gadatliwa jest naprawdę sympatyczna. Mojej uwadze nie uszły słowa jakimi się do mnie zwracała 'maleńka, ślicznotka' i tym podobne. Takie słownictwo miała w swojej naturze bo prosiłam ją aby tak do mnie nie mówiła aczkolwiek robiła to mimowolnie. Nie lubiłam pieszczotliwego słownictwa względem mojej osoby. Nawet w żartach.

W chwili gdy Dinah opowiadała mi o tym jak Lauren się upiła i tańczyła na jednym ze znaków drogowych przerwał mój telefon. Na ekranie widniało imię 'Clarke'. Serce zabiło mi dwa razy szybciej, a na twarz wkradł się uśmiech co nie uszło uwadze Hansen. Odczekałam chwile i odebrałam.

-Woods, słucham?- powiedziałam do telefonu.

-Heeej Lexa- powiedziała wesoło błękitnooka.

-Co tam?- zapytałam.

-Wiesz, mam dziś wolne i bardzo ale to bardzo się nudzę. Miałabyś ochotę gdzieś wyjść?- zapytała podekscytowana blondynka jakby od razu wiedziała, że się zgodzę. Bo się zgodzę, tak?

-Hm... Wyślij mi adres przyjadę po Ciebie.-

-Wiedziałam! Do zobaczenia Lexie!- krzyknęła po czym usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.

'Lexie' nikt tak uroczo mnie nie nazywał. Jak już mówię nie lubię pieszczotliwego słownictwa. Dlatego będę musiała ją uświadomić w tym aby tak się do mnie nie zwracała.

-Lexa, tłumacz się cioci Dinah, skąd ten wyszczerz.- dostałam z łokcia w żebra od blondynki.

-Nie ważne.- wystawiłam jej język.

-Do mnie tak?! O nie.- przerzuciła mnie przez ramie i rzuciła na łózko. Widać po niej, że ma sporo siły ale tak bez żadnego wysiłku podnieść kogoś? Coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że powinna zostać zapaśniczką. Zaczęła łaskotać. Ha! Ja nie mam łaskotek!

-Mów!- zaczęła się śmiać.

-Nie wyjdzie Ci to! Nie mam łaskotek!- powiedziałam z cwaniackim uśmiechem. Odwróciła się złapała moje nogi pod ramie. O nie nie nie.

-Na stopach każdy ma!- wykrzyknęła tryumfalnie. Tu ma racje.

-No dobra, dobra! Stop!- wyszepnęłam się z jej uścisku. - Ma na imię Clarke. Znamy się od niedawna, jest bardzo sympatyczna.- i przepiękna- dodałam w myślach.

Blondynka chwilę myśli.

-CLEXA!- wydarła się. Jestem pewna, że cały dom to słyszał.- Ogłaszam się kapitanem tego statku.- zaśmiała się.

Spojrzałam na telefon na którym widniało powiadomienie. To znak, ze należy się zbierać.

-Dobra, muszę iść. Tylko proszę żeby nikt się nie dowiedział.-

-Masz to jak w banku, słonko.- mrugnęła do mnie. Skrzywiłam się na ostatnie słowo. Staram się to ignorować ale średnio wychodzi.

Wpadłam jak poparzona do swojego pokoju. Ubrałam spodnie na motor bo przyznam się, że dobrze podkreślają moje kształty, czarny t-shirt po drodze złapałam jeszcze kurtę do kompletu i mogłam wychodzić.

Krzyknęłam jeszcze, że wychodzę i biegiem popędziłam do garażu po mój motor. Zgarnęłam jeszcze kask Lauren, myślę, że się nie obrazi. Będąc w drodze pod wskazany adres rozmyślam nad miejscem w które ją zabiorę. Kiedyś jeździłam po mieście bez celu, znalazłam opuszczony budynek z widokiem na plaże. Tam ją zabiorę.

***

Stała na chodniku wpatrzona w telefon. Kiedy usłyszała, że nadjeżdżam pomachała do mnie i obdarzyła swoim słodkim uśmiechem. Dalej nie mogę pozbyć się wrażenia, że się znamy.

Przytuliła mnie na co zareagowałam wzdrygnięciem. Do dotyku innych tez nie jestem przyzwyczajona. No może poza Lauren z którą dzieliłam łóżko kilka nocy. Bez słowa podałam jej kask, który od razu założyła.

-Lepiej się zasuń, jak się jedzie jest dość chłodno.- poleciłam, chociaż to tylko dlatego, żeby wybrnąć z sytuacji bo dostrzegła iż się jej przyglądam. Szybko założyłam kask, poczułam ciepło na policzkach co oznacza, że stały się czerwone. W odpowiedzi pokręciła tylko głową, ale zrobiła to o co ją prosiłam.

Kiedy dotarłyśmy do budynku słonce było wysoko. To miejsce najlepiej spisuje się wieczorem kiedy można obserwować zachodzące słońce. Mimo, ze byłam tu raz poczułam sentyment do tego widoku.

Blondynka bez słowa podążała za mną. Zastanawiałam się czemu nie wypytywała o miejsce w które ją zabieram. Wątpię aby darzyła mnie tak wielkim zaufaniem przecież niedawno przystawiłam jej broń do głowy.

Zajęłyśmy wygodne miejsce na szczycie budynku. Chwilę panowała niezręczna cisza którą blondynka przerwała.

-Palisz?- wyciągnęła w moją stronę paczkę papierosów. Pokręciłam jedynie głową.

-To dobrze.- włożyła między wargi papierosa, odpalając go. Odchyliła głowę do tyłu zaciągając się dymem. Obserwowałam ją gdy wykonywała tą czynność.

-Wiesz co, zastanawiam się czemu nie pytałaś gdzie Cię zabieram?- wypaliłam bez zastanowienia.

-Bo Ci ufam, Lexa. Wiem, ze choćbyś bardzo chciała, nie umiałabyś mnie skrzywdzić.- spoglądnęła w moje oczy.

Ma cholerną racje. Po tej krótkiej wymianie zdań, odpaliła kolejnego papierosa. Musi coś ją martwić. Nie jestem z nią na tyle blisko aby dopytywać się o co chodzi. Nikt nie lubi pytań. Gdy chce się wygadać po prostu to robi.

Do końca dania siedziałyśmy na dachu budynku. Towarzyszyła nam luźna rozmowa, w której dowiedziałam się trochę o dziewczynie. Podstawowe informacje, skąd jest, ile ma lat. Nie wiem czemu ale wydawało mi się, że mimo uśmiechu i żartów jest smuta z nie wyjaśnionego powodu. Około godziny 22 odwiozłam ją w miejsce które mi wskazała. Natomiast sama skierowałam się w stronę domu, który okazał się być pusty gdy do niego przybyłam.

###

DEAD POINTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz