Rozdział 45

115 2 0
                                    

Leondre
Wszyscy czekali na moją decyzję. Czułem wielką presję. Nie chciałem zawieść dziewczyny, ani pokłócić się z Charls'em.
-Więc? - zapytał blondyn
-Musimy dojść do kompromisu
-Świetny pomysł - odezwała się Adri
-Czyli? Co masz na myśli?
-Zostanę w pokoju, a wy wyjaśnicie sobie wszystko. Jaśniej mówiąc będę tutaj podczas waszej rozmowy.
-Leondre jesteś moim przyjacielem, ale wolałbym, żebyś nie słyszał tej rozmowy...
-W takim razie musimy ją przełożyć na kiedy indziej - przerwała mu.
-Niech będzie - chłopak wyszedł trzaskając przy tym drzwiami.
Charlie
Przyjechałem tu, do tego pierdolonego szpitala, chciałem pogadać, wytłumaczyć, ale nie! Wszyscy muszą być przeciwko mnie. Podszedłem do recepcji
-Dzień dobry, chciałbym dowiedzieć się coś więcej na temat stanu zdrowia Andrei Brooker
-A kim Pan dla niej jest?
-Narzeczonym
-Nie są państwo za młodzi na ślub? Zresztą nie ważne. Nie jesteście jeszcze po ślubie, więc nie mogę nic powiedzieć
-Słucham? Nie mogę dowiedzieć się co się dzieje z moją przyszłą żoną i matką moich dzieci?
-Pani Andrea jest w ciąży? - zapytała
-Nie, jeszcze nie - uśmiechnąłem się - Nadal nalegam. Proszę mi powiedzieć, martwię się. Co ja mam powiedzieć teściowej?
-Oj no dobrze. Nic poważnego jej nie jest. Wypis dostanie już jutro. Może pan po nią przyjechać koło godziny 12
-Nie było można tak od razu? Dziękuję, do widzenia - wyszedłem jak najszybciej z tego miejsca. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.
*następnego dnia*
-Dziś już musimy porozmawiać. Musimy! - pomyślałem.
Wszedłem do szpitala, bez zbędnych rozmów udałem się od razu do pokoju brunetki. Otworzyłem drzwi bez pukania
-Co ty tu robisz? - zapytała
-Też się cieszę, że Cię widzę - uśmiechnąłem się ironistycznie
Andrea
Dziś wyrwę się z tej dziury. Mam już dość tego wszystkiego, ten wyjazd nie wniósł niczego dobrego do mojego życia, wręcz przeciwnie. Na szczęście Artur jest już w drodze i mnie stąd zabiorą. Poprosiłam Babcię, żeby mnie spakowała. Wejdę do domu, sprawdzę czy wszytko mam i wyjadę.
-Co ty tu robisz? - zapytałam blondyna, który wszedł bez zapowiedzi
-Też się cieszę, że Cię widzę
-Kto powiedział, że ja się cieszę?
-Nikt nie musiał nic mówić, ja wiem, że za mną cholernie tęsknisz - tak to prawda, tęsknię za nim, za jego pocałunkami, ramionami, perfumami, za wspólnie spędzanym czasie, ale po tym wszystkim nienawidzę go i jednocześnie kocham.
-Więc po co przyjechałeś?
-Odebrać Cię
-Chyba nie masz takich uprawnień
-Jako twój narzeczony mam więcej możliwości niż ci się wydaje
-Jako kto? - myślałam, że nie wytrzymam
-Twój przyszły mąż - odpowiedział obojętnie i zaczął pakować moje rzeczy
-Za kogo ty się uważasz? Niszczysz moje życie, a później pojawiasz się z nikąd i "próbujesz to naprawić" jeszcze bardziej wszystko psując. Owszem ja też nie jestem bez winy, ale nie rozumiem twojego zachowania. Przychodzisz do mnie z kwiatami, widzisz sytuację, którą źle interpretujesz i opowiadasz Leo głupoty, kiedy ja chcę to wyjaśnić widzę Cię już z inną dziewczyną. Nagle zjawiasz się tu i podajesz za mojego narzeczonego! - krzyczałam stojąc naprzeciwko niego. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy - Nawet nie wiesz jak ja się czułam przez ten cały czas. Tak bardzo Cię kocham, a jednocześnie mam cię dosyć. Przecież ten pocałunek nic nie znaczył. Nawet nie byliśmy razem. Czasami żałuję, że się poznaliśmy...
-Oj zamknij już się - przerwał mi złączając nasze usta.
Charlie
Pocałowałem ją po raz pierwszy od dłuższego czasu. Nie mogłem się powstrzymać. Kiedy się oderwaliśmy myślałem, że już wszystko będzie ok, ale było jeszcze gorzej. Dziewczyna wzięła swoje rzeczy i wybiegła z pokoju.
-Świetnie... - powiedziałem sam do siebie i kopnąłem krzesło. Podszedłem do recepcji i poprosiłem o wypis dziewczyny. Wyszedłem i zobaczyłem ją siedzącą na ławce przed budynkiem. Twarz schowała w swoich dłoniach. Podszedłem do niej cicho i usiadłem obok. Objąłem ją  ramieniem, ale szybko odskoczyła i ruszyła przed siebie.
Andrea
-Andrea! Stój! Proszę Cię - szłam dalej.
Nagle ktoś zawiązał mi oczy i pociągnął w nieznanym kierunku.
Chciałam krzyczeć, ale przykrył mi również usta. Zaczęłam się wyrywać, ale na darmo. Porywacz był silniejszy tym bardziej teraz, kiedy byłam osłabiona.
-Bądź grzeczna to nic ci się nie stanie - usłyszałam niski głos, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Przywarł mnie do samochodu, pogłaskał po policzku i pocałował. O dziwo nie czułam wstrętu, pocałunek był przyjemny i...znajomy? Cienkie usta delikatnie muskały moje. Po chwili byłam pewna kto mnie "porwał".
-Co ty odpierdalasz? Przestraszyłeś mnie! - nikt nie odpowiedział. Posadził mnie w samochodzie, a ja poczułam znajomy zapach. Usłyszałam, że drzwi kierowcy się otworzyły i ten ktoś był już w pojeździe. Nie jechaliśmy długo. W zasadzie już dawno mogłam zdjąć opaskę z oczu, ale tego nie zrobiłam. Chyba się bałam...
Po chwili stałam już na twardym podłożu.
-Zdejmę Ci teraz opaskę, ale obiecaj mi, że nie uciekniesz i porozmawiamy - musnął delikatnie moje usta, a ja zadrżałam. Przytaknęłam i poczułam, że ściąga ze mnie chustę. Chciałam jak najszybciej upewnić się kto mnie uprowadził, ale chwilowo oślepiało mnie słońce. Po chwili widziałam już zarys postaci, a teraz już jego dokładne rysy ciała.
-Wiedziałam. Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?
-Nie chciałaś rozmawiać po dobroci, więc musiałem wybrać inną drogę
-Gdzie jesteśmy?
-Gdzieś skąd nie znasz drogi ucieczki. Proszę porozmawiajmy
-Nie mamy o czym
-W takim razie posiedzimy tu tak długo aż zechcesz pogadać. Chyba nie chcesz się spóźnić, Artur może przyjechać w każdej chwili.
-Skąd wiesz?
-Twoja Babcia mi powiedziała.
-Niech Ci będzie. Więc o czym chcesz pogadać?
-O nas
-Nie ma już "nas" Charlie.
-Wiem, że wszystko słabo się potoczyło, ale może warto dać nam jeszcze jedną szansę. Pamiętasz tych wszystkich ludzi, którzy chcieli naszego nieszczęścia, ale my mimo wszystko stawialiśmy im czoła i potrafiliśmy zwyciężyć?
-Sam dałeś mi do zrozumienia, że z nami koniec...I to nie raz.
- Skoro był koniec to musi być też początek. Jeśli nie wyszło nam wtedy może musimy zacząć od początku?
Życie cały czas stawia nas na tej samej drodze i przypomina jak bardzo za sobą tęsknimy. Każdy zasługuje na jeszcze jedną szansę...
-Sama nie wiem Charls...nie umiem teraz odpowiedzieć
-Dobrze, ale obiecaj, że to przemyślisz
-Obiecuję - po tych słowach chłopak złapał mnie nieśmiało za rękę i poprowadził w stronę domu moich dziadków. Nagle przed nami pojawił się Jacob.
-Jacob? Co ty tu robisz?
-Przejechałem pół świata, żeby Cię znaleźć. Wiesz przemyślałem to wszystko i chciałem Cię prosić, żebyś do mnie wróciła - zamurowało mnie.
-Ona jest już zajęta
-Pfff...śmieszny jesteś gościu. Ona jest jakaś rzeczą żebyście się teraz licytowali do kogo należy? To chyba jej życie i sama będzie o nim decydować - powiedział znajomy głos za moimi plecami. Szybko się odwróciłam i przytuliłam chłopaka.
-Stąd już chyba znasz drogę powrotną. Ja nie przeszkadzam, bawcie się dobrze. Już teraz wiem czemu nie potrafisz podjąć decyzji... Mam coś co ci się przyda - podał mi wypis ze szpitala i bez pożegnania odszedł.

Holiday Adventure [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz