Dzień, jak co dzień... czyli najzwyczajniej nic się nie dzieje. Może tak dla zabicia nudy przejść się po mieście?
Wstałem leniwie z łóżka i rozejrzałem się po nudnie ciemnym pokoju. Udałem się w stronę lustra, aby spojrzeć w jakim stanie jestem. Gdy tylko się do niego zbliżyłem dokładnie się sobie przyjrzałem. Hm... wszystko było w porządku i na miejscu.
Często musiałem sprawdzać jak wyglądam, aby nie patrzono na mnie jak na dziwoląga. Cóż w mojej wieloletniej karierze jeszcze nikt nigdy nie gapił się jakimś dziwnym spojrzeniem
- Oczy są w porządku... reszta też – powiedziałem do siebie przeczesując moje białe włosy, po czym związałem je w małą kitkę
Cóż często siedziałem w domu w ciągu dnia, wychodziłem „na łowy" dopiero w nocy, kiedy większość ludzi śpi. Wtedy właśnie zaspokajam swój głód, który objawia się w dość nietypowy sposób.
Kiedy moje prawdziwe „ja" zgłodnieję i pragnie zapełnić swój żołądek nie odczuwam tego, tak jak jest to z ludźmi. O tym informuje mój kolor oczu, który w ludzkiej formie powinny być złote. Zmieniają kolor w zależności od tego jak bardzo robię się głodny. Finalnym kolorem, który oznacza już moją granicę jest krwistoczerwony. Generalnie już wtedy wpadam w szał i pożeram moje ofiary po kolei i w dużych ilościach. Normalnie starczy mi jedna osoba na ok. 2-3 dni.
Oczywiście, żeby moi sąsiedzi oraz inni nie podejrzewali mnie o coś dziwnego chodzę od czasu do czasu i kupuję dużo produktów i jak zwykły człowiek gotuję.
Chodzę sobie po ludzkim świecie, już bardzo długo i nigdy nikt nie snuł podejrzeń względem mnie. Śmieszy mnie troszkę fakt, że chodzę tak sobie między rasą ludzką, a oni w żadnym stopniu nie są świadomi tego kim naprawdę jestem.
-Dobra pora wychodzić, bo od 2 dni nie wychodziłem z domu, jeszcze coś pomyślą sobie o mnie – wypowiedziałem do mojego odbicia.
Szybko ubrałem, jakieś pierwsze lepsze rzeczy i wyszedłem z mieszkania, które znajdowało się na poddaszu starego drewnianego budynku. Wraz ze mną mieszkało tu jeszcze 4 rodziny. Budynek nie był jakiś zadziwiająco wysoki.
Zakluczyłem drzwi i schodziłem powoli na dół. Całe wnętrze budowli było wykonane z drewna. Schody, po których szedłem strasznie skrzypiały. Z każdym krokiem deski wydawały z siebie różne dźwięki.
W końcu znalazłem się na dole i ruszyłem przed siebie. Na zewnątrz było jeszcze jasno. Usłyszałem bicie dzwonu, spojrzałem się na najwyższy budynek, który się znajdował się w mieście. Na zegarze ratusza wybiła godzina 17:00.
Pogoda była niewiarygodnie zła, ponieważ... świeciło słońce. Cóż nie ma się co dziwić skoro zaczęło się lato, a lata bywają tutaj gorące. Właśnie tego najbardziej nienawidziłem w ludzkim świecie – tej ciepłej pory roku.
Kiedy tylko przychodzą te gorące miesiące mówię właścicielowi mieszkania, że wyjeżdżam i cały ten czas spędzam u siebie na dole, czyli tam skąd pochodzę. Bywam tam codziennie, ale tylko kiedy nadchodzi noc na świecie ludzi. W naszych strona zupełnie inaczej liczymy czas.
Dawałem kroki prosto przed siebie oglądając poboczne wystawy sklepów. Po drodze wstąpiłem do baru parę ulic dalej od mojego mieszkania. Zamówiłem jakieś tanie jedzenie i coś do picia.
Kilka chwil później otrzymałem swoje zamówienie. Danie obciekało tłuszczem i wyglądało, jak psu z gardła wyjęte, no ale nic, dobre i to.