Minęło sporo czasu od wojny. Moje skrzydła jak i klatka piersiowa zdążyły się zregenerować. Wszystko wróciło do normy. Nohagaal skończył mnie zastępować, a Maleris był zadowolony ze swojej nowej pracy.
Teraz kiedy odzyskałem siły zacząłem kombinować, co zrobić ze spasłym aniołem i resztą w podziemiach pałacu.
Zszedłem tam z Vonem, który posłusznie pomagał mi w codziennych obowiązkach.
-I jak tam się sprawy mają? - zapytałem kata
-Zostało tylko kilka aniołów, reszta jest w Dolinie Wyklętych, a druga część w Świętym Przeklętym – odparł
-Świetnie, dobra robota – podniosłem kąciki ust
Podszedłem do jednej z cel. W środku znajdowało się małżeństwo, które wyglądało dość znajomo. To na nich zwróciłem uwagę podczas walki. Skądś ich kojarzyłem.
-Mama? Tata? - odezwał się Von – Co? Ale jak?
-Ktoś ty? - zapytał mężczyzna
-To ja! Von! Wasz syn! - tłumaczył, chyba się cieszył
-My nie mamy już syna! - dodała kobieta
-Ale... co wy mówicie... - załamał się upadły anioł
-Brzydzę się tobą! Nie wierze, że wychowałam takiego potwora! Jak w ogóle mogłeś nam to zrobić? - wrzeszczała, a ja tylko obserwowałem całą sytuacje
-Mamo... - mruknął chłopak
-Nie mów tak do mnie! - złapała się krat i szarpała nimi
-Kto to widział podkochiwać się w tym pomiocie! - mężczyzna wskazał na mnie palcem – Do mnie też nie mów „Tato". Nie chcę tego słyszeć – warknął
Młodzieniec wybuchł płaczem.
„Czemu oni mi to robią? Przecież tak ich kochałem! Byli dla mnie najważniejsi, robiłem to co chcieli. Cały czas byłem im posłuszny. Czemu?" Lamentował w myślach
Dałek kilka kroków do przodu, tak aby stanąć przy chłopaku. Objąłem go ręką. Spojrzał w moją stronę. Obdarzyłem go uśmiechem. Chciałem dolać oliwy do ognia.
Przybliżyłem twarz do buzi upadłego anioła i złożyłem głęboki pocałunek na jego ustach. Jedną ręką dotknąłem też jego krocza.
Chwilę później, po wymianie czułości oderwałem się od niego i usatysfakcjonowany wbiłem wzrok w jego rodziców. Wysoko podniosłem kąciki ust.
-Przeszkadza to wam? Och jak mi przykro – powiedziałem z ironią, następnie chwyciłem nadgarstek chłopaka i przystawiłem ją do mojego znamienia – Spójrzcie, tylko, czy to nie piękne?
-Ty...! To twoja wina! Zgnijcie razem! - warknęła matka
Kątem oka zauważyłem, że cały czas trzyma coś za plecami. Nagle kobieta niebezpiecznie się zbliżyła do krat. Widziałem, że chce dźgnąć Vona. Zareagowałem.
Odwróciłem się plecami do chłopaka i zakryłem go skrzydłami. Sam zostałem głęboko zraniony.
W ułamku sekundy chwyciłem rękę rodzicielki i wykręciłem ją na drugą stronę.
-Ała! - wyła z bólu
-Nikomu nie pozwolę kłaść rąk na Vonie – powiedziałem, po czym wszedłem do środka.
Złapałem tą dwójkę za szyje i wywlokłem ich do sali, gdzie torturowaliśmy zbuntowane jednostki.
-Shivam! - słyszałem zza pleców