Znamię

887 87 30
                                    


Puk puk puk

Zapukałem na drzwi byłego władcy raju. Wrota uchyliły się.

Wszedłem do środka.

-Znalazłem dla ciebie zajęcie – zwróciłem się do anioła

-Och, przepraszam za kłopot – ukłonił się

-Nie przepraszaj – uśmiechnąłem się

-Co miałbym robić? - zapytał i usiadł na łóżko

-Wydawałbyś osądy w Dolinie Wyklętych, masz już wprawę – wytłumaczyłem

-Daleko? - wyglądał na zmartwionego

-Nie, powinniśmy wyjechać jeszcze dziś, zapowiedziałem twoją wizytę – odparłem – nie przejmuj się, dasz rade

Postanowiliśmy zebrać się i wyruszyć w podróż do Doliny Wyklętych. W drodze do powozu zaczepiłem Hakaela i oświadczyłem mu, iż na chwilę znikam. Kazałem również przekazać wiadomość o mojej nieobecności Vonowi.

Wyruszyliśmy.

Sporo rozmawialiśmy o tym co dzieje się w Raju.

Nie podobał mi się tamte zasady i prawa. Były one niesprawiedliwe wobec mieszkańców. Niby mają być tacy dobrzy i nieść sprawiedliwość, a sami oszukują ludzi i aniołów. Czy to nie oni powinni się tu znaleźć?

Po dłuższej chwili dojechaliśmy do końca Pustki. Dalej nie można było zjechać.

Przed nami rozciągała się wielki krater. Spoglądając w dół nie można było dostrzec końca.

-I co teraz? - zapytał Maleris

-Schodzimy w dół – odpowiedziałem

-Ale ja – nie zdążył dokończyć

Popchnąłem go w dół i krzyknąłem:

-Użyj skrzydeł!

Ja sam dałem krok przed siebie. Niestety nie mogłem użyć moich pozostałości po skrzydłach. Wyląduje po prostu na swoich nogach.

Momentalnie znalazłem się w na samym dole. Czekałem na Malerisa.

-Leć prosto w dół! - odezwałem się

Kilka dłuższych chwil później anioł dotarł.

Długo mu to zajęło.

Znajdowaliśmy się w skalistym dole o dużej powierzchni. Do budynku, w którym wydawano osądy i mieszkał sam Xoir prowadziła jedna droga. Poza nią wszędzie wokoło znajdowała się rozgrzana do czerwoności lawa i ognie piekielne. Skutkiem wpadnięcia tam była natychmiastowa śmierć.

Szliśmy przed siebie. Od skał odbijało się echo krzyków, wołania o pomoc, lamenty rozpaczy.

W końcu dotarliśmy do budowli w centrum. Zapukaliśmy na drzwi. Otworzyły się ze przeraźliwy skrzypieniem.

-O Shivam! Wchodź! - odezwał się Xoir, zarządca

Przywitał nas średniego wzrostu mężczyzna. Był on krzyżówką demona z bykiem. Pierwsze co wrzucało się w oczy była jego głowa. Porośnięta była brązową sierścią, tak jak całe jego ciało. Z jego dziurek nosa, na końcu pyska wychodził kolczyk. Wydawało się, że patrzy z nienawiścią, jednak tak nie było.

Oczywiście na głowie prezentowały się dumnie dwa rogi. Jego kończyny górne, jak i dolne były tego samego rodzaju co moje.

Prawie niczym się od siebie nie różniły.

Mimo, że na zewnątrz byłą piekielnie gorąca temperatura, to w środku panował kojący chłód.

-To jest ten twój nowy gach? - zaczął Xoir

-Nie, nie. - zaprzeczyłem – On ma ci pomagać w osądach

-A to przepraszam – uśmiechnął się

Dałem Malerisowi kilka wskazówek co do wyroków, trochę pozwiedzałem i wróciłem do karety.

Po drodze zrobiłem zakupy. Kupiłem składniki do kuchni, aby obsługa mogła coś dla mnie upiec.

W końcu znalazłem się przy pałacu. Zmierzałem w dół do mojej służby.

-A gdzie to się wybiera? Hm? - odezwał się Berves

-Nie twoja sprawa – próbowałem go olać

-No jak to? Moja! - nie chciał się ode mnie odczepić

-Idź sprzątać, bo Hakaela na ciebie poszczuje – zagroziłem

-Pf! - parsknął i odszedł

Powoli dawałem przed siebie kroki, aż w końcu dotarłem.

Powiedziałem co chciałem i zgodzili się zrobić dzisiaj co innego. Coś na co miałem dużą ochotę od dawna.

Wracałem do pokoju. Ciekawe czy Von jeszcze śpi.

-Shivam! Shivam! - ktoś zawołał

Odwróciłem się i szukałem wzrokiem osoby, która wypowiedziała moje imię. Oho, o wilku mowa. Toż to sam Von.

-Gdzie byłeś? - dociekał

-Nigdzie daleko, zaprowadziłem Malerisa do jego nowej pracy – opowiedziałem

-Już się martwiłem, że znowu coś się stało – odetchnął z ulgą

Kroczyliśmy do mojej małej komnaty i rozmawialiśmy. Tematy w ogóle się nam nie kończyły.

-Pamiętasz coś z wczoraj? - zapytałem

-T-tak... - zawahał się – przepraszam za kłopot, to przeze mnie? - pokazał na moje skrzydła

-Spokojnie, odrosną – podniosłem kąciki ust i poczochrałem go po jego włosach

-A właśnie, jak wstałem to już to tu było – usiadł na łóżko i wskazał na nadgarstek

Kiedy to zobaczyłem niesamowicie się zdziwiłem. Nie wierzyłem własnym oczom. Na jego ręku widniała moja pieczęć, jednak w białym kolorze. Coś mi tu nie pasowało.

Kazałem mu poczekać. Zajrzałem w księgę, z której wcześniej korzystałem.

Nic nie znalazłem na temat przypadku Vona.

-No nic – westchnąłem i odłożyłem książkę na miejsce

-Co teraz? To źle, że mam to znamię? - zapytał poddenerwowany

-Jest to równoznaczne z tym, iż jestem twoim właścicielem – powiedziałem wprost

To chyba dobrze, nie" usłyszałem myśl chłopaka

-Ktoś ma jeszcze to? - zapytał

-Nie, tylko ty – odparłem

Może w końcu się mną zainteresuje?" znowu pomyślał

Westchnąłem i ciężko usiadłem na fotel. Co ja z nim mam...

*~*~*~*

Taki krótki rozdział na rozgrzewkę. Pierwszy tydzień szkoły zaliczony!

Hm... chyba w następnym zrobię coś czego się nie spodziewacie XD

Wraz z początkiem szkoły moja wena odeszła wraz z radością.

Ale muszę powiedzieć Wam, że moje kolejne opowiadanie, o którym wcześniej wspominałam ma już 5 gotowych rozdziałów!

The Devil in IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz