Nos zaczął mnie lekko podszczypywać. Przebudziłem się i spojrzałem przez ramię.
Przez otwarte okienko wlatywało dosyć ostre powietrze. Nie ma się co dziwić, przecież te okolice są jednymi z najzimniejszych. Do takich chłodnych terenów należały Przeklęty Las, Cmentarzysko Hari, Czarna Gwiazda oraz Martwe Miasto.
Droga była prosta, bez wybojów. Jechaliśmy spokojnie.
Oprócz lekkiego skrzypienia wozu i cichego parskania Aherów panowała cisza. Straszna cisza.
Wiedziałem, że nie ma tu żadnych pagórków, wzniesień, dolin i tym podobnych. Teren tej krainy jest niezwykle płaski. Można spokojnie dawać kroki przed siebie bez jakichkolwiek obaw, że wpadnie się w dołek. Wiedzieli o tym mieszkańcy i takie demony jak ja. Poza tym nikt.
Nie dało się tego wywnioskować na pierwszy rzut oka, ponieważ gęsta mgła, która wisiała w powietrzu ograniczała widoczność do kilku kroków.
Jedynymi przeszkodami w jakie można było zawadzić to leżące bądź stojące krzyże oraz konary drzew.
Znałem każdy skrawek tej okolicy. Bywałem tu najczęściej ze wszystkich krain. Miało swój urok.
Ponownie zamknąłem oczy.
„Ile jeszcze?" powiedziałem w myślach
„Za chwilę będziemy panie Shivamie" odpowiedział
„Dzięki"
W tym czasie Von smacznie sobie spał i wygodnie na mnie leżał.
*~*~*
„Jesteśmy" usłyszałem wyraźnie
„Okej, odpocznij sobie" powiedziałem
-Von, wstawaj – głośno rozkazałem, jednak upadły anioł, ani drgnął – hej, słyszysz mnie? - zapytałem
Dalej nie odpowiadał.
Jego głowa zwrócona była w prawą stronę i leżała centralnie na środku mojej klatki piersiowej. Ręce chłopaka oplatały mnie dość mocno.
Delikatnie nim potrząsnąłem.
-Halo moja żono, mąż z tej strony. Wstawaj – podniosłem głos
Chwilę pomruczał i się obudził.
Kiedy ujrzał w jakiej pozycji leży, szybko się zerwał.
~*Von*~
Jeny... nie powinienem tak spać. Nie, że nie chcę, ale... jeśli chodzi o takie rzeczy to tylko sam na sam.
Zrobiło mi się strasznie zimno. Kiedy okrył mnie swoimi skrzydłami było mi tak ciepło i miło....
Najchętniej leżałbym tam cały dzień. Jednak obowiązki wzywają.
-Wychodzę – dał krok przed siebie i wyszedł z ciepłego pojazdu
Na siedzeniu obok zostawił płaszcz. Czy jemu naprawdę nie jest zimno?
Na samą myśl o wyjściu na zewnątrz dygocze, a co dopiero tam siedzieć czy chodzić.
Zarzuciłem na siebie odzienie i zamknąłem za sobą drzwiczki.
Rozejrzałem się dookoła, jednak... nikogo tam nie było. Żadnej żywej duszy. Jedynce co widziałem to mgła gęsta jak mleko.
-Shiv... - mruknąłem – Shivam! - powiedziałem głośniej – Gdzie jesteś? - łzy powoli napływały mi do oczu
Zgubiłem się! I co teraz?!