Krzątałem się po pokoju w kółko od jakiejś dobrej chwili. Zupełnie nie miałem pomysłu co mógłbym dać upadłemu aniołowi, który obchodzi dzisiaj swoje urodziny.
Byłem kiepski w takich rzezach, jak składanie życzeń, dawanie prezentów.... To zedcydowanie nie była moja mocna strona.
Co mógłbym mu dać?
Złoto? Nie.
Pieniądze? Nie.
Srebro? Też nie.
Chyba nie o to chodzi. Taki prezent powinien być dany od serca, którego dawno już nie miałem.
Nie miałem kogo się poradzić. Nie, czekaj. Wróć.
Był taki jeden osobnik – Berves. Przecież jest jego starym kumplem.
Wykorzystam okazję póki nie ma Vona w pobliżu.
Kazałem chłopakowi udać się do Hakaela, aby zastępca wytłumaczył mu kilka rzeczy.
Szybko wyszedłem z pokoju i śmigałem w dół po schodach z prędkością światła, a raczej... ciemności.
Wyczułem obecność sprzątacza, który powinien znajdować się w pobliżu.
Stojąc na skrzyżowaniu sześciu korytarzy, skręciłem w ten, który znajdował się najbliżej mojej prawej ręki. Dawałem duże kroki przed siebie. W końcu, znalazłem go.
Spokojnie zamiatał kamienną posadzkę, nucąc coś pod nosem i wykonując zamaszyste ruchy biodrami.
Zaszedłem go od tyłu i wciągnąłem do najbliżej komnaty, jaka była po drodze. Zakluczyłem drzwi i kazałem usiąść na fotel.
-Hej, hej, hej! Tylko mi nic nie rób! Nie gustuje w takich zbysiorach, jak ty! - bronił się rękami i nogami i... miotłą
-Kijem bym cię nie dotknął – mruknąłem i wyrwałem mu szczotkę do podłogi
-No to słucham, co ode mnie byś chciał, szefuniu – podkreślił
-Znasz Vona od dziecka, nie? - przeszedłem do konkretów
-No tak – potwierdził
-A więc powinieneś wiedzieć co lubi, a czego nie, prawda? - dodałem
-No niby tak – powtarzał się
-No to teraz mi powiedz, co wiesz na ten temat – powiedziałem poważnie z grobową miną
Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Po chwili zaświtało mu, o co mi chodzi.
-Taka informacja kosztuje – uśmiechnął się podstępnie
-Mam zawołać Hakaela? - zagroziłem
-Dobra, dobra. Wyluzuj! Nie wzywaj posiłków, chłopie. Ja chcę jeszcze mieć wszystkie pióra na skrzydłach – mruknął
-Mów – przerwałem
-A więc... - zamilknął – nie wiem
-Jak to nie wiesz? - zerwałem się – To jest poważna sprawa
-Łoo... widzę, że szykuje się coś poważniejszego – puścił oczko
-Gadaj – burknąłem i ponownie usiadłem
-Ogólnie? - założył ręce na klatkę piersiową – Spodoba mu się wszystko, cokolwiek mu dasz, bo to ty – podkreślił i pokazał na mnie palcem – Daj mu siebie – wytknął język
-Mnie? - zmarszczyłem brwi
-No chyba nie mnie. Nie muszę ci przecież tłumaczyć, jak to się robi – podsumował