Miasto, w którym pełno smogu, w nim właśnie mieszkam. Wróć, mieszkałam. Początek tej opowieści zaczyna się gdzieś w centrum tego miejsca, w pewnym kilku piętrowym bloku. Jest rok 2021. W pewnym mieszkaniu pod numerem czterdziestym piątym mieściła się rezydencja (że ją tak nazwę) Space.
- Suzan kochanie, wychodzę do pracy! Na biurku masz przygotowane pieniądze, weź je i kup sobie coś do szkoły. I pamiętaj... - głos matki brązowowłosej dziewczyny wyraźnie spoważniał - tylko nie żadną colę, ani chipsy, ani... sok pomarańczowy, źle na ciebie działa. Rozumiesz?
-Mhm...- wymamrotała w wpół trzeźwa Suzan przewracając się na drugi bok w łóżku. Uśmiechnęła się niewidocznie pod nosem. Nie obchodziły ją cola i chipsy, najważniejszy był dla niej sok pomarańczowy. Nie zamierzała słuchać mamy.
-A, i jeszcze jedno. - kasztanowowłosa kobieta podeszła do łóżka swojej córki i uniosła palec wskazujący, który miał chyba podkreślić to, co miała do przekazania. - Jeden telefon od dyrekcji o twoim nagannym zachowaniu i znowu przenoszę cię do innej szkoły. Zrozumiano?
- Nie.
- No to świetnie! Miłego dnia, Suzie!
- Dobranoc. - odpowiedziała nieco ciszej niewyspana nastolatka.
Gdy tylko usłyszała, że drzwi się zamykają, natychmiast zwlekła się ze swojego wyrka mamrocząc coś pod nosem w języku francuskim. Założyła na siebie biały podkoszulek, na którym wymalowała sobie kiedyś czerwone rogi, a pod nimi napis: „diabeł wcielony", do tego zwykłe czarne leginsy, no i oczywiście coś bez czego by się nie obeszło, a mianowicie jasne zielone soczewki. Przeczesała włosy zostawiając je rozpuszczone. Mało kiedy je spinała, ponieważ uważała tę czynność za ,,zbędny wysiłek" Skierowała się do łazienki.
* * * *
-Czas na śniadanie...- wymamrotała, sama-nie-wiedząc-do-kogo.
Pośpieszyła w swoich śmiesznych jednorożcowych kapciach do kuchni. Wyjęła; dawno już przeterminowane mleko i płatki kukurydziane. Nalała mleka do miski, wsypała płatki i zaczęła chrupać smaczny posiłek.
****
Suzan gotowa już do wyjścia do do szkoły, na którą potocznie młodzież nazywała "bagnem" wylegiwała się na kanapie w dużym pokoju przewijając kanały w telewizji; wiadomości, wiadomości, sport, wiadomości, jakieś bajki dla małolatów, znowu sport, i znowu wiadomości. Aż tu nagle mina dziewczyny się zmieniła: ze wkurzonej i zrezygnowanej na wielki grymas i przekąs.
-Anime... Jak można w ogóle coś takiego oglądać?- spojrzała na zegar, 7:20
-Pora wychodzić- westchnęła, wzięła worek na buty, który służył jej jako plecak. Założyła go i wyszła z domu zamykając po sobie drzwi na klucz. Po drodze wstąpiła do lewiatana. OCZYWIŚCIE żeby zrobić PEWNEJ osobie na złość kupiła cole, chipsy, żelki, i jakieś tam inne słodycze. Po wyjściu z magicznego świata, w którym większość osób gubi swoje oszczędności, ruszyła w stronę swojego drugiego domu. Szła powoli, gdyż do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze jakieś 20 minut. Jednakże jeśliby się spóźniła wcale by się nie załamała, ponieważ dziewczyna pełniła rolę "buntowniczki". Nauczyciele powiadali, iż zachowanie Suzan jest czasem stosunkowo gorsze niż co niektórych chłopców.
Coś kazało jej zerknąć w prawo, ujrzała czarnego kota przebiegającego właśnie przez drogę.
- *To nie wróży niczego dobrego*- pomyślała, a następnie oddaliła od siebie wszystkie złe myśli, które przeszły przez jej głowę i nie zamartwiając się już dłużej ruszyła w dalszą drogę.
Zatrzymała się przy sygnalizacji świetlnej, tak jak wiele innych osób. To było coś czego Suzan nie znosiła najbardziej, a czy jest w ogóle osoba, która lubi stać jak jakiś żul gapiąc się z niecierpliwością aż głupie czerwone światełko zmieni się za zielone i dopiero wtedy osoba ta będzie mogła spokojnie przejść przez ulice? Uwagę dziewczyny przykuł pewien staruszek przechodzący przez pasy na czerwonym świetle.
-Ej dziadku ja rozumiem, że może być pan niecierpliwy. To światełko nie wkurza tylko pana, ale proszę zrozumieć, że przepisy są takie a nie inne i wolno przechodzić przez czarno-białe paski tylko na zielonym światełku!- wykrzyczała dość głośno brązowo-włosa, ale dziadziuś jak szedł tak szedł- Cholercia, chyba mnie nie słyszy...
Zza rogu wyjechał samochód, z taką prędkością, że staruszek na pewno nie zdążyłby na czas osunąć się na bok by uniknąć potrącenia. Suzan nie zastanawiając się ani przez chwile ruszyła przed siebie, aby odepchnąć go na bok. Ludzie na chodniku wrzeszczeli do dziewczyny żeby tego nie robiła, jednakże te głosy w ogóle do niej nie docierały, tak jakby ich w ogóle nie było... Samochód, który najwyraźniej próbował na czas zahamować, co było słychać po pisku opon, trąbił na całego, lecz Suzan nie zatrzymała się ani na sekundę. Miała wyznaczony cel i dążyła do niego. Była niczym GPS, w którym ustawia się miejsce gdzie się chcę dostać , a on cię tam prowadzi. Suzan odepchnęła starca na bok, ale niestety sama nie zdążyła uskoczyć na krawężnik. Samochód wjechał prosto w dziewczynę i już po chwili Suzan leżała na betonie w kałuży krwi... Przed oczami miała ciemność... Gdzieś daleko słychać było donośny sygnał karetki...
-Zimno...-wymamrotała w duchu szatynka i po chwili całkiem odcięła się od rzeczywistości...
****
Mam nadzieje, ze ksiazka sie wam spodoba 😃 Okladka jeszcze nie zrobiona, ale postaram sie ja zaprojektowac w najblizszym czasie.
Yo
CZYTASZ
Never Surrender! {Naruto x Oc} //Wznowienie po poprawieniu rozdzialow//
FanfictionFragm. Książki: ,,Ile jest wart ludzkie życie? Czy jest "coś"... Bądź "ktoś"... Kto zaplanował mi je w całości? Czy człowiek nie ma prawa do wyboru? A nawet jeżeli myśli, że ma... To jest to jedynie złudzenie? Jesteśmy tylko marionetkami... Zabawka...