Poczułam na swoim ciele lekki, przyjemny podmuch wiatru. Zaraz... wiatru?!
Powoli zaczęłam otwierać oczy. Znajdowałam się na polanie porośniętej i zakrywającej cały obszar wzdłuż i wszerz przeróżnymi kwiatami i drzewami; kameliami po białe i czerwone, różowymi drzewami wiśni i kolorowymi różami. Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na swoje dłonie, ani śladu krwi..., o dziwo nic mnie już nie bolało.
Rozejrzałam się po polanie, mój worek zniknął! Zaczęłam panikować i czym prędzej zajrzałam do swojej kieszeni. Poczułam, że coś dziwnie chłodnego dotyka mojej dłoni. Tym przedmiotem okazał się być mój telefon, odetchnęłam z ulgą i nacisęłam jeden z jego przycisków. Działał, ale zasięgu ani śladu. Probowalam nawet podskoczyć do góry, aby nawiązać jakiś "kontakt" z wszechmogącą satelitą, jednak ta czynność zdała sie być całkowicie bezużyteczna.Z jednej strony byłam niesamowicie przerażona, zaś z drugiej (tam gdzieś w głębi serca) cieszyłam sie, że wreszcie mam okazje przeżyć pewnego rodzaju "prawdziwą przygodę".
Kiedy byłam mała, bardzo często bawiłam sie z innymi dziećmi w poszukiwaczy przygód a ja sama zawsze wybierałam role damskiej wersji Indiana Jones'a.
Zdecydowanie nie byłam normalnym dzieckiem, skoro juz w takim wieku głowę zaprzątały mi fanfiki wymyślane przez różne grupy fandomów.- Kto wie...? Może jakimś cudem rozpoznam to miejsce...? - byłam osobą, która niezależnie od sytuacji stara sie szukać jak największej ilości pozytywów.
Pobiegłam w stronę lasu, który znajdował się nieopodal łąki i zaczęłam się kurczowo rozglądać się za jakimś na tyle dużym drzewem, aby móc się wspiąć i przeanalizować to gdzie sie znajduje z góry.
Gdy owe wypatrzyłam wdrapałam się na pierwszą gałąź, i w chwili w której miałam stanąć na baczność i przyłożyć rękę ponad czoło, aby zasłonić sie przed oślepiającym słońcem, usłyszałam męski głos:- Co taka dziewczynka jak ty robi tak daleko od wioski?- spytał nieznajomy. Poczułam jak przez moje ciało przechodzą dreszcze. Na pare sekund zamarłam i nie mogłam zrobić dosłownie nic.
Obróciłam się w stronę mężczyzny, żeby móc się mu lepiej przyjrzeć.Był to bardzo przystojny chłopak (pewnie nie przekroczył jeszcze trzydziestki) o szarych, sterczących do góry włosach (tak szarych. Zamrugałam dwa razy, aby upewnić sie czy to prawda) oraz czarnemu jak węgiel oku. Jednemu, ponieważ drugie było zakryte... opaską? Tak, chyba opaską z jakimś dziwnym znakiem przypominający taki... Dziwny zygzak. Dolną część twarzy miał natomiast przykryte czarną maską.
- Eto... Ja... Tak jakby... eee... no... Nie jestem stąd- Miałam niebywałą ochotę na strzelenie sobie face palm'a. To chyba oczywiste, że nie pochodze ze środka jakiejś puszczy.
- Czyli jesteś zwykłą podróżniczką tak? O to dobrze, że akurat tędy przechodziłem. Chodź, zabiorę cię do hokage- Machnął ręką na znak, żebym do niego podeszła. Tak też zrobiłam. Szarowłosy zdawał sie być miłą osobą jednak mimo wszystko wolałam zachować ostrożność.
Ruszyliśmy wzdłuż ścieżki, na którą wcześniej nie zwracałam większej uwagi.• • •
- Swoją drogą, jestem Kakashi Hatake. Jōnin z Konohy. Możesz mi zdradzić jak mówią na ciebie?
- Jasne... - dziewczyna przechyliła głowę w bok dokładnie analizując całą wypowiedź mężczyzny. Konoha...? Cóż to do jasnej, ciasnej jest?!
- Dobrze Suzan... Możesz mi powiedzieć skąd pochodzisz?
- Kraków. - odpowiedziała krótko, ale widząc wyraz twarzy starszej od siebie osoby postanowiła dodać krótkie "czy coś... ", aby nieco bardziej wypełnić swoją wypowiedź.
Suzan była osobą, która ma tylko jeden wyznaczony cel, kiedy to przebywa w towarzystwie innych, "gadać", "gadać jak najwięcej". Jednak w tej chwili autentycznie nie była w stanie myśleć racjonalnie, no ale kogo by nie zatkało po spotkaniu z osobą, której stój przypomina bardziej cosplay jakiegoś ninja, niż codziennego użytku. Mało tego, włosy Pana Kakashiego zdawały sie toczyć zaciętą walkę z grawitacją.- Hmm... Po raz pierwszy słyszę taką dziwną nazwę... No ale cóż..., może pan hokage coś na to zaradzi. - uśmiechnął się lekko, co było widać spod jego maski, odwzajemniłam ten gest. Czy on właśnie powiedział, że nie wie co to Kraków...?
- Swoją drogą kim jest ten cały ,,hokage"?- zapytałam się szaro-włosego, na co on wyszczerzył oczy, tak, że mogły mu lada moment wylecieć, westchnął i powiedział:
- Widać, że nie jesteś stąd, ale twoja niewiedza na temat hokage mnie trochę zdziwiła. No dobrze słuchaj, hokage to najważniejsza osoba z naszej wioski, Konohy-gakure. Stanowisko hokage jest równe królowi i to wlaśnie jego zadaniem jest zażądzanie całą nasza osadą. To osoba, która podejmuje wszystkie ważniejsze decyzje i jest odpowiedzialna za bezpieczeństwo mieszkańców.
- A-aha. -dziewczyna wpuściła głowę w dół i zamilkła na dłuższy okres czasu.
• • •
Tu skończyłam (korekta 2018)
Minęliśmy bramę ,,Konohy". Po jej przekroczeniu ujrzałam paru strażników, machnęli oni do mojego towarzysza, a następnie skupili swój wzrok na mnie. Nie wiedząc za bardzo co powiedzieć, walnęłam prosto z mostu:
-eee...Dzień dobry- oni się na to tylko uśmiechnęli.
Była to bardzo duża wioska, w której pełno było radosnych mieszkańców, aż można było wyczuć aurę ciepła, takiego jak zazwyczaj panuje w domu. Odnosiłam wrażenie, że wszyscy ci ludzie traktują się jak rodzinę. Ta jakże miła atmosfera wywołała na mojej twarzy mimowolny uśmiech i pomimo tego, że dopiero przybyłam do tego miejsca czułam się tam najlepiej na świecie. Jedyne co mnie dziwiło, to pełno jakiś dziwnych japońskich znaczków na plakatach, czy restautacjach.
-*Może po prostu lubią chińskie żarcie?*
Nagle ja i mój towarzysz zatrzymaliśmy się. A raczej on się zatrzymał, a ja za nim.
-To tu.- oznajmił Kakashi i wskazał palcem na wielki czerwony budynek z... kolejnym dziwnym znaczkiem... (tak wiem, że oznacza on ogień, ale OC o tym nie wie ok? xd) Weszliśmy do środka. Wraz z moim towarzyszem powędrowaliśmy do jednego z pomieszczeń. Jounin zapukał w drzwi lekko trzy razy i obydwoje usłyszeliśmy słowo ,,Prosze".
-Hokage-sama, przyprowadziłem wędrowniczkę. Nazywa się Suzan Space. Twierdzi, że nie pochodzi ona stąd.
-Dziękuje Kakashi. możesz już nas zostawić. Porozmawiam z podróżniczką.- Szaro-włosy powiedział coś w stylu ,,sayonara" i wyszedł.
-Usiądz.- powiedział staruszek w jak dla mnie śmiesznej biało-czerwonej czapeczce. Wykonałam jego polecenie, a z ust nie schodził mi lekki uśmieszek.
-A więc Suzan... Czyli pochodzisz z innego świata...
-*Kurde, ale skąd on to wie? Umie czytać w myślach czy coś?*
-Powiedz mi proszę Suzan, jak się tutaj znalazłaś?- Staruszek wyglądał na spokojnego i miłego, więc nie bałam się mu zaufać.
-Można powiedzieć, że miałam wypadek. Pamiętam, że strasznie bolało i było strasznie dużo krwi, oczy same mi się zamknęły i już myślałam, że umrę, a jednak jestem tutaj.
-Czyli nie wiesz co może być spowodowane tym, że trafiłaś tutaj?
-Nooo... nie.- Hokage chwilę się zastanawiał, można powiedzieć, że dłuższą chwilę.
-Jakby na to nie patrzeć to dośc poważna sprawa... Jest tylko jedno wyjście. Nikomu nie możesz mówić o tym skąd naprawdę jesteś. A ja muszę cie wtopić w tło...
-To znaczy?
-Od jutra dzieci w twoim wieku kończą akademię i stają się geninami, czyli pierwszo-stopniowymi ninja. Postaram się zadbać o to, żeby nikt cię o nic nie podejrzewał. Dołączysz do nich i pozostaniesz w wiosce dopóki nie znajdziemy sposobu, żeby cię oczesłać do domu. Proszę tu masz klucze do swojego tymczasowego mieszkania i opaskę ninja- podał mi te rzeczy, podziękowałam, ale coś mi jeszcze nie pasowało...
-*Skąd on wie ile ja mam lat?*
Jeszcze raz podziękowałam, wyszłam, wyjęłam mapę narysowaną przez pana hokage i podążałam w poszukiwaniu swojego nowego mieszkania. Z tego wszystkiego zapomniałam się zapytać o której jest to jutrzejsze spotkanie w akademii...
CZYTASZ
Never Surrender! {Naruto x Oc} //Wznowienie po poprawieniu rozdzialow//
FanfictionFragm. Książki: ,,Ile jest wart ludzkie życie? Czy jest "coś"... Bądź "ktoś"... Kto zaplanował mi je w całości? Czy człowiek nie ma prawa do wyboru? A nawet jeżeli myśli, że ma... To jest to jedynie złudzenie? Jesteśmy tylko marionetkami... Zabawka...