Rozdział 5

3K 146 6
                                    


Nie wiem ile czasu leżałam ranna na podłodze, może godziny, może sekundy. Lydia wciąż ściskała moją ranę i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Ból był ogromny, czułam palenie w podbrzuszu i strasznie chciało mi się spać, ale zmuszałam samą siebie do pozostania przytomną. Nagle zobaczyłam, że na posterunek wchodzą Stiles, Scott i Deaton. Doktor ruszył na pomoc Stilinskiemu. Chłopcy za to weszli w głąb budynku, po czym mnie zobaczyli i stanęli jak wryci, Stiles był tak zszokowany, że nie był wstanie do mnie podejść, stał w miejscu, Scott tak samo. Znikąd pojawił się Theo, wyciągnął pasek ze swoich spodni i chyba użył go, aby zatamować krwotok. Deaton stanął przy wejściu do piwnicy i zawołał Scotta, ale chłopak nadal patrzył na mnie.

- Idź, pomóż Tracy - wyszeptałam - Scott idź - chłopak w końcu się otrząsnął i podszedł do Deatona, spoglądając na mnie. W tym momencie Stiles w końcu się ruszył i uklęknął obok mnie z przerażonym wyrazem twarzy. Theo zaczął zaciskać pasek, a ja oddychałam z trudem z powodu bólu. Spojrzałam na Stilesa i złapałam jego rękę, chłopak ścisnął moją dłoń, aby dodać mi trochę siły.

- Nic jej nie będzie - powiedział Theo, a młody Stilinski wypuścił głośno powietrze z ulgą, mogłam zauważyć łzy w jego oczach. Theo odsunął się trochę od nas, Lydia dzwoniła po karetkę, a Stiles nadal milczał.

- Wszystko jest dobrze, żyje - wyszeptałam tak cicho, że sama siebie ledwo słyszałam.

- Nie mogę cię stracić - on też szeptał i gładził moje włosy.

- Nie stracisz - powiedziałam i ścisnęłam mocniej jego rękę.

***

Byłam na sali operacyjnej, Melissa kazała mi liczyć od dziesięciu w dół i tak zrobiłam. Z każdą liczbą moje powieki stawały się cięższe, aż w końcu je zamknęłam.

***

Obudziłam się następnego dnia rano w szpitalnej sali, wszystko mnie bolało. Zobaczyłam Scotta, śpiącego na siedząco po jednej stronie mojego łóżka i Stilesa po drugiej. Kiedy lekko się poruszyłam chłopcy od razu się obudzili, chciałam coś powiedzieć, ale obaj mnie przytulili.

- Nigdy więcej nas tak nie strasz - wyszeptał Stiles.

- Nigdy więcej - dodał Scott.

- Nie mogę nic obiecać - powiedziałam i znów się położyłam - jeśli ktokolwiek z moich przyjaciół znów będzie potrzebowała ratunku, zrobię to znowu

- Des zawsze wszystkich ratujesz, a kto uratuje ciebie? - zapytał Scott.

- Od czegoś mam was - powiedziałam i na nich spojrzałam - no rozchmurzcie się trochę, przecież nie umarłam

- Na szczęście - powiedzieli jednocześnie.

- Czy wszystko w porządku z Lydią, z szeryfem, a co z Tracy? - zapytałam.

- Typowa ty, zawsze martwisz się bardziej o innych niż o siebie- powiedziała Alfa.

***

Przez pół godziny chłopcy opowiadali mi o tym co się wydarzyło, kiedy skończyli, Scott wyszedł, aby porozmawiać z Melissą, o tym kiedy mogę wrócić do domu. Gdy tylko wilkołak opuścił pokój Stiles mnie pocałował, a ja szybko oddałam gest. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie i powiedział

- Tak bardzo cię kocham

- Ja ciebie też - odpowiedziałam, patrząc mu w oczy.

- Kiedy pomyśle o tym, że w każdej chwili mogę cię stracić moje serce się łamie, chciałbym móc coś zrobić, aby cię obronić, ale co ja mogę? Jestem tylko człowiekiem - powiedział sfrustrowany.

Destiny//Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz