Szybko wsiedliśmy do Jeepa. Ja i Scott usiedliśmy z przodu, a Stiles, z Lydią na swoim ramieniu, z tyłu. W pewnym momencie dziewczyna nie mogła wytrzymać i krzyknęła, co sprawiło że lusterka w aucie pękły. Stiles spojrzał na Lydię i powiedział
- Dasz radę, rozumiesz? Spójrz na mnie, uda ci się – obiecał, a dziewczyna spojrzał na bok jego twarzy, po którym ciekłą krew płynąca z jego ucha.
- Ale wam nie – odpowiedziała słabo banshee.
Spojrzałam ze strachem na Stilesa, a potem na Scotta i powiedziałam
- Szybciej, Scotty, szybciej.
***
- Połóżcie ją na stół – rozkazał Deaton, kiedy tylko weszliśmy do kliniki dla zwierząt. Od razu wykonaliśmy jego polecenie.
- Trzymajcie ją – dodał doktor, ale nie było to takie proste. Lydia była na skraju wytrzymałości i nie panował już nad swoją mocą, dlatego wyrywały jej się krótkie krzyki, które powodowały trzęsienie całego pomieszczenia.
- Doktorku musisz coś zrobić – powiedział Stiles, próbując trzymać Lydię.
- Zrobię, ale musicie ją trzymać – wyjaśnił, a wtedy podeszłam do Stilesa i pomogłam mu przy trzymaniu banshee, obok której pojawił się Deaton z wielką igłą.
- Spokojnie – powiedział, co było dość nie na miejscu.
- Co to jest? – zapytałam, spoglądając na moja cierpiąca przyjaciółkę.
- Jemioła
- Jemioła? Ona ma cholerną dziurę w głowie – powiedział zdenerwowany Stiles, a Lydią wstrząsnęła nowa fala bólu.
- Stiles, Des pomóżcie – upomniał nas Scott, abyśmy trzymali rudowłosą, a doktor zbliżył igłę do głowy Lydii i wbił ją w dziurę, którą wywiercili jej w Eichen. Deaton zaczął wprowadzać jemiołę przez strzykawkę, a gdy skończył Lydia, gwałtownie usiadła krzycząc z ogromną mocą, przez którą szyby w oknach pękły. Chciałam obronić banshee przed szkłem więc szybko machnęłam ręką i wyobraziłam sobie, że szkło leci w każdym kierunku tylko nie na Lyds, co zadziałało i uchroniło moją przyjaciółkę, która teraz leżała na stole bez życia. Szybko do niej podeszłam i wyczuła, że nie oddycha.
- Lydia obudź się – poprosiłam potrząsając dziewczyną, a w moich oczach pojawiły się łzy – obudź się błagam, nie możesz nas zostawić, nie możesz zostawić swoich przyjaciół. Deaton zrób coś! – krzyknęłam błagalnie, ale lekarz tylko pokręcił smutno głową, zrobił wszystko co mógł – nie, nie, nie – powiedziałam przez łzy opierając głowę na brzuchu Lydii – nie rób tego, obiecałyśmy sobie, że się nie zostawimy, pamiętasz? – zapytałam przez łzy i poczułam ręce Stilesa, na swoich ramionach
- Destiny – powiedział.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam na chłopaka – Lydia po prosu otwórz oczy, proszę – usłyszałam jak dziewczyna wciąga powietrze i po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Lydia spojrzała na mnie zdezorientowana, a ja pochyliłam się aby ja przytulić.
- Żyjesz – wyszeptałam szczęśliwa i odsunęłam się od rudowłosej spoglądając jej w oczy – żyjesz – powtórzyłam i spojrzałam w kierunku drzwi, w których stała Natali Martin. Kobieta od razu podbiegła do córki i mocno ją przytuliła, a ja odwróciłam się w stronę Stilinskiego, który łagodnie się uśmiechał i wtuliłam się w niego, a Stiles od razu mnie objął przyciągając jeszcze bliżej siebie i położył swoją brodę na mojej głowie. Usłyszałam tylko jeszcze słowa Lydii, zanim kompletnie się wyłączyłam przez natłok emocji.
- Uratowali mnie, moi przyjaciel mnie uratowali
***
Tej nocy pojechałam z Lydią do jej domu, dziewczyna była silna i starała się nie okazywać strachu, który nadal odczuwała, ale kiedy tylko razem znalazłyśmy się w jej pokoju zaczęła płakać. Przyciągnęłam ją do siebie, powtarzając jej jak bardzo ja przepraszam, że nie wyciągnęliśmy jej wcześniej i zapewniałam ją, że to wszystko się nigdy więcej nie powtórzy. Po dłuższej chwili dziewczyna uspokoiła się, nie mówiła zbyt wiele, było widać że nadal była w szoku spowodowanym wszystkimi wydarzeniami. Zaproponowałam żeby poszła się umyć, ja w tym czasie przygotowałam jej łóżko do snu zeszłam na dół po coś do jedzenia. Mama Lydii siedziała w salonie, patrząc przed siebie. Gdy mnie zobaczyłam szybko przetarła kilka łez które pojawiły się na jej policzkach.
- Wszystko z nią dobrze? – zapytała.
- Tak bierze teraz prysznic, przyszłam po coś do jedzenia – odpowiedziałam szybko, na co kobieta tylko lekko przytaknęła głową. Podeszłam do lodówki i wyciągałam składniki, aby przygotować kilka kanapek dla mnie i rudowłosej. Gdy jedzeni było gotowe już chciałam wrócić do mojej przyjaciółki, ale spojrzałam na jej matka sztywno siedząca na kanapie, zrobiło mi się jej straszliwie żal.
- Pani Martin – powiedziałam cicho siadając obok niej i dotykając delikatnie jej dłoni przez co jej wzrok skupił się na mojej osobie – nie powinna się pani obwiniać, nic z tego co się wydarzyło nie było pani winą, nie było też naszą winą – oznajmiłam, a w oczach kobiety pojawiły się łzy.
- Ale mogłam coś zrobić, uwolnić ją wcześniej – wyszeptałam, chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiemy czy to coś by dało, a poza tym nie możemy teraz myśleć co by było gdyby. Lydia teraz jest wolna i musimy jej pomóc wrócić do normalności. Pani córka jest jedną z najsilniejszych kobiet jakie kiedykolwiek poznałam i jestem pewna, że sobie poradzi.
- Masz racje Destiny – zgodziła się ze mną Natalii, a na jej ustach pojawił się smutny uśmiech – akurat Lydia zawsze sobie radzi – przyznała.
- I tym razem też tak będzie – zapewniłam ją, po czym ścisnęłam jej ramię w pokrzepiającym geście i ruszyłam na górę do pokoju przyjaciółki. Ta nadal brała prysznic, więc postawiłam talerz z posiłkiem na jej biurku i czekałam aż wyjdzie z łazienki. Stało się to po piętnastu minutach. Do pokoju weszła moja rudowłosa przyjaciółka w grubej piżamie i mokrych włosach, zakrywającej jej twarz. Poprosiłam Lydię, aby usiadł i coś zjadła, co z wielką chęcią zrobiła. Kiedy już skończyła konsumować posiłek zapytałam
- Chcesz pogadać o tym co cię spotkało w Eichen? Albo wiedzieć co przez ten czas działo się w mieście? – zapytał łagodnie.
- Co do pierwszego to nie chce o tym rozmawiać, ale jest jedna rzecz którą chcę się z tobą podzielić, gdy byłam w katatonii spędziłam trochę czasu z Meredith, nie wiem do końca jak to możliwe, wiesz moce banshee i te sprawy, ale co jest najważniejsze nauczyłam się walczyć za pomocą swojej mocy – oznajmiła Lydia, na co na moje twarzy pojawił się mały uśmiech.
- To świetnie – odpowiedziałam i przyciągnęłam przyjaciółkę do siebie. Możliwość poczucia jej ciała wtulonego moje była kojąca, wiedział, że w końcu jest bezpieczna – tak się cieszę że tu jesteś – powiedziałam próbując się znów nie rozpłakać – tak bardzo tęskniłam
- Ja za tobą też - odpowiedziała banshee i wtulił się we mnie mocniej. Przez kilkadziesiąt minut po prostu leżałyśmy razem na łóżku napawając się swoim towarzystwem po czym Lydia zapylała
- No to co działo się w mieście? – na co się zaśmiałam.
- Już chcesz wracać na służbę? – zapytałam, na co dziewczyna przytaknęła z lekkim uśmiechem, więc zaczęłam – trochę tego było...
CZYTASZ
Destiny//Stiles Stilinski
FanfictionMoja siostra zawsze powtarzała mi, że moja moc to dar, ja uważam ją za przekleństwo bo to przez nią straciłam wszystko. Straciłam rodzinę, dom, bezpieczeństwo. Powiedziano mi, że będę szczęśliwa. Powiedziano mi, że wszystko się ułoży. Powied...