Rozdział 24

1.5K 96 2
                                    


Szybko wsiedliśmy do Jeepa. Ja i Scott usiedliśmy z przodu, a Stiles, z Lydią na swoim ramieniu, z tyłu. W pewnym momencie dziewczyna nie mogła wytrzymać i krzyknęła, co sprawiło że lusterka w aucie pękły. Stiles spojrzał na Lydię i powiedział

- Dasz radę, rozumiesz? Spójrz na mnie, uda ci się – obiecał, a dziewczyna spojrzał na bok jego twarzy, po którym ciekłą krew płynąca z jego ucha.

- Ale wam nie – odpowiedziała słabo banshee.

Spojrzałam ze strachem na Stilesa, a potem na Scotta i powiedziałam

- Szybciej, Scotty, szybciej.

***

- Połóżcie ją na stół – rozkazał Deaton, kiedy tylko weszliśmy do kliniki dla zwierząt. Od razu wykonaliśmy jego polecenie.

- Trzymajcie ją – dodał doktor, ale nie było to takie proste. Lydia była na skraju wytrzymałości i nie panował już nad swoją mocą, dlatego wyrywały jej się krótkie krzyki, które powodowały trzęsienie całego pomieszczenia.

- Doktorku musisz coś zrobić – powiedział Stiles, próbując trzymać Lydię.

- Zrobię, ale musicie ją trzymać – wyjaśnił, a wtedy podeszłam do Stilesa i pomogłam mu przy trzymaniu banshee, obok której pojawił się Deaton z wielką igłą.

- Spokojnie – powiedział, co było dość nie na miejscu.

- Co to jest? – zapytałam, spoglądając na moja cierpiąca przyjaciółkę.

- Jemioła

- Jemioła? Ona ma cholerną dziurę w głowie – powiedział zdenerwowany Stiles, a Lydią wstrząsnęła nowa fala bólu.

- Stiles, Des pomóżcie – upomniał nas Scott, abyśmy trzymali rudowłosą, a doktor zbliżył igłę do głowy Lydii i wbił ją w dziurę, którą wywiercili jej w Eichen. Deaton zaczął wprowadzać jemiołę przez strzykawkę, a gdy skończył Lydia, gwałtownie usiadła krzycząc z ogromną mocą, przez którą szyby w oknach pękły. Chciałam obronić banshee przed szkłem więc szybko machnęłam ręką i wyobraziłam sobie, że szkło leci w każdym kierunku tylko nie na Lyds, co zadziałało i uchroniło moją przyjaciółkę, która teraz leżała na stole bez życia. Szybko do niej podeszłam i wyczuła, że nie oddycha.

- Lydia obudź się – poprosiłam potrząsając dziewczyną, a w moich oczach pojawiły się łzy – obudź się błagam, nie możesz nas zostawić, nie możesz zostawić swoich przyjaciół. Deaton zrób coś! – krzyknęłam błagalnie, ale lekarz tylko pokręcił smutno głową, zrobił wszystko co mógł – nie, nie, nie – powiedziałam przez łzy opierając głowę na brzuchu Lydii – nie rób tego, obiecałyśmy sobie, że się nie zostawimy, pamiętasz? – zapytałam przez łzy i poczułam ręce Stilesa, na swoich ramionach

- Destiny – powiedział.

- Zostaw mnie! – krzyknęłam na chłopaka – Lydia po prosu otwórz oczy, proszę – usłyszałam jak dziewczyna wciąga powietrze i po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Lydia spojrzała na mnie zdezorientowana, a ja pochyliłam się aby ja przytulić.

- Żyjesz – wyszeptałam szczęśliwa i odsunęłam się od rudowłosej spoglądając jej w oczy – żyjesz – powtórzyłam i spojrzałam w kierunku drzwi, w których stała Natali Martin. Kobieta od razu podbiegła do córki i mocno ją przytuliła, a ja odwróciłam się w stronę Stilinskiego, który łagodnie się uśmiechał i wtuliłam się w niego, a Stiles od razu mnie objął przyciągając jeszcze bliżej siebie i położył swoją brodę na mojej głowie. Usłyszałam tylko jeszcze słowa Lydii, zanim kompletnie się wyłączyłam przez natłok emocji.

- Uratowali mnie, moi przyjaciel mnie uratowali

***

Tej nocy  pojechałam z Lydią do jej domu, dziewczyna była silna i starała się nie okazywać strachu, który nadal odczuwała, ale kiedy tylko razem znalazłyśmy się w jej pokoju zaczęła płakać. Przyciągnęłam ją do siebie, powtarzając jej jak bardzo ja przepraszam, że nie wyciągnęliśmy jej wcześniej i zapewniałam ją, że to wszystko się nigdy więcej nie powtórzy. Po dłuższej chwili dziewczyna uspokoiła się, nie mówiła zbyt wiele, było widać że nadal była w szoku spowodowanym wszystkimi wydarzeniami. Zaproponowałam żeby poszła się umyć, ja w tym czasie przygotowałam jej łóżko do snu zeszłam na dół po coś do jedzenia. Mama Lydii siedziała w salonie, patrząc przed siebie. Gdy mnie zobaczyłam szybko przetarła kilka łez które pojawiły się na jej policzkach.

- Wszystko z nią dobrze? – zapytała.

- Tak bierze teraz prysznic, przyszłam po coś do jedzenia – odpowiedziałam szybko, na co kobieta tylko lekko przytaknęła głową. Podeszłam do lodówki i wyciągałam składniki, aby przygotować kilka kanapek dla mnie i rudowłosej. Gdy jedzeni było gotowe już chciałam wrócić do mojej przyjaciółki, ale spojrzałam na jej matka sztywno siedząca na kanapie, zrobiło mi się jej straszliwie żal.

- Pani Martin – powiedziałam cicho siadając obok niej i dotykając delikatnie jej dłoni przez co jej wzrok skupił się na mojej osobie – nie powinna się pani obwiniać, nic z tego co się wydarzyło nie było pani winą, nie było też naszą winą – oznajmiłam, a w oczach kobiety pojawiły się łzy.

- Ale mogłam coś zrobić, uwolnić ją wcześniej – wyszeptałam, chowając twarz w dłoniach.

- Nie wiemy czy to coś by dało, a poza tym nie możemy teraz myśleć co by było gdyby. Lydia teraz jest wolna i musimy jej pomóc wrócić do normalności. Pani córka jest jedną z najsilniejszych kobiet jakie kiedykolwiek poznałam i jestem pewna, że sobie poradzi.

- Masz racje Destiny – zgodziła się ze mną Natalii, a na jej ustach pojawił się smutny uśmiech – akurat Lydia zawsze sobie radzi – przyznała.

- I tym razem też tak będzie – zapewniłam ją, po czym ścisnęłam jej ramię w pokrzepiającym geście i ruszyłam na górę do pokoju przyjaciółki. Ta nadal brała prysznic, więc postawiłam talerz z posiłkiem na jej biurku i czekałam aż wyjdzie z łazienki. Stało się to po piętnastu minutach. Do pokoju weszła moja rudowłosa przyjaciółka w grubej piżamie i mokrych włosach, zakrywającej jej twarz. Poprosiłam Lydię, aby usiadł i coś zjadła, co z wielką chęcią zrobiła. Kiedy już skończyła konsumować posiłek zapytałam

- Chcesz pogadać o tym co cię spotkało w Eichen? Albo wiedzieć co przez ten czas działo się w mieście? – zapytał łagodnie.

- Co do pierwszego to nie chce o tym rozmawiać, ale jest jedna rzecz którą chcę się z tobą podzielić, gdy byłam w katatonii spędziłam trochę czasu z Meredith, nie wiem do końca jak to możliwe,  wiesz moce banshee i te sprawy, ale co jest najważniejsze nauczyłam się walczyć za pomocą swojej mocy – oznajmiła Lydia, na co na moje twarzy pojawił się mały uśmiech.

- To świetnie – odpowiedziałam i przyciągnęłam przyjaciółkę do siebie. Możliwość poczucia jej ciała wtulonego moje była kojąca, wiedział, że w końcu jest bezpieczna – tak się cieszę że tu jesteś – powiedziałam próbując się znów nie rozpłakać – tak bardzo tęskniłam

- Ja za tobą też - odpowiedziała banshee i wtulił się we mnie mocniej. Przez kilkadziesiąt minut po prostu leżałyśmy razem na łóżku napawając się swoim towarzystwem po czym Lydia zapylała

- No to co działo się w mieście? – na co się zaśmiałam.

- Już chcesz wracać na służbę? – zapytałam, na co dziewczyna przytaknęła z lekkim uśmiechem, więc zaczęłam – trochę tego było...

Destiny//Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz