Rozdział 29

1.3K 87 2
                                    


W domu byłam po kilkunastu minutach, zastałam tam Braeden siedząca w kuchni i jedzącą orzechy. Dziewczyna układał skorupki na podłodze, nie wiedziałam po co to, ale nie miałam ochoty nawet pytać.

- Myślałam, że coś się stało, nie odbierałaś.

- Wszystko w porządku – odpowiedziała ciemnoskóra, musiałam przyznać, że nie była zbyt wylewna.

- Skoro już tu jestem to zostanę z tobą i tak nic nie zdziałam na posterunku, a do tego cały czas czuję, że nadchodzi coś złego

- Więc lepiej się na to przygotuj – ostrzegła mnie dziewczyna i miała rację.

***

Gdy już się ściemniło dostałam wiadomość od Stilesa, już wiedzieli dlaczego Mason był genetyczną chimerą co oznaczało, że byliśmy krok bliżej do uratowania go.

- Braeden, musimy jechać! – krzyknęłam, wychodząc z pokoju i poczułam, że coś jest nie tak. Przez moje ciało przeszły dziwne ciarki i umiałam je rozpoznać. Moja ciotka była blisko, zbyt blisko. Szybko wyciągnęłam broń z za paska i przeładowałam ją celując przed siebie i udając się w kierunku schodów, najciszej jak mogłam. Wtedy usłyszałam strzał, a po nim odgłosy walki i szybko oparłam się o ścianę ściskając mocno broń w mojej dłoni. Wzięłam głęboki oddech, uspakajając się i ruszyłam naprzód, a nagle z podłogi wyleciał pocisk, kucnęłam, zasłaniając odruchowo głowę. Teraz byłam pewna, że moja ciotka jest wewnątrz. Musiałam przygotować się na ostateczna walkę.

Cały czas słyszałam kolejne strzały i odgłosy szarpaniny, miałam nadzieję, że to Braeden wygrywa, nie chciałam aby coś jej się stało przez mnie, ale wierzyłam w jej umiejętności. Musiałam wierzyć.

***

Chowałam się na piętrze, moje ciało było przyciśnięte do jednej ze ścian. Odgłosy walki na dole ucichły, starłam się wyłapać jakiś dźwięk, ale bez nadludzkiego słuchu nie usłyszałam nic przydatnego. Najciszej jak mogłam wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy. Miałam trzy nieodebrane połączenia od Scotta i pięć od Stilesa. Chciałam zadzwonić do któregoś z nich, kiedy usłyszałam kroki na dole.

- Do kogo dzwonisz, Destiny? Swojego chłopaka Stilesa, a może tego Alfy, który stał się twoją nową rodziną? – zapytała – zaproś wszystkich, będzie zabawne oglądać jak próbują cię chronić

Nie odezwałam się, ale schowałam telefon z powrotem do bluzy, zaraz po wyłączeniu go.

Usiadłam pod ścianą, zastanawiając się co powinnam zrobić. Po kilku minutach ciszy usłyszałam pojedynczy strzał.

- Prawie ci się udało Braeden – powiedziała moja ciotka – ale nie do końca. Dostaniesz kolejną szansę, powodzenia – dodała, po czym zaczęłam iść w kierunku schodów. Nie mogłam wieczne siedzieć na górze, prędzej czy później musiałam się z nią zamierzyć.

- Dołączysz do nas, Destiny? – zapytała ciotka.

- Des, nie schodź – krzyknęła Braeden, więc zatrzymałam się zaraz obok schodów. Chciałam zejść, kiedy poczułam rozrywający ból na szyi, przyłożyłam do niej rękę po czym spojrzałam na nią. Nie było krwi, ale ból wydawał się prawdziwy, tak prawdziwy, że musiałam się oprzeć o ścianę obok mnie. Nie wiedziałam co się dzieje, aż nagle nie wiadomo skąd w moje głowi pojawi się imię: Lydia. Coś bardzo złego się jej stało, a ja nie mogłam jej pomóc przez moją ciotkę. Musiałam to zakończy. Moi przyjaciele mnie potrzebowali.

- Twoja moc należy do rodziny – powiedziała, gdy ból powoli mijał i wracałam do rzeczywistości – nie możesz jej przywłaszczyć sobie. Twoja matka próbował nam ją odebrać, nie pozwolę abyś dokończyła jej dzieło

- Moc należy do mnie – odpowiedziałam na tyle głośno, aby mnie usłyszał – i nikt z tej rodziny nie ma mi jej prawa odebrać – dodałam, powoli schodząc po schodach. Zacisnęłam mocno dłonie na broni trzymanej w ręce, nie byłam pewna czy chcę jej użyć.

Zeszłam po dwóch stopniach. Nagle usłyszałam serię strzałów. Ciotka i Braeden ostrzeliwały siebie nawzajem, wykorzystałam hałas aby zejść na sam dół schodów i oprzeć się plecami o ścianę, teraz tylko ona oddzielała mnie od kobiety, która chciała mnie zabić.

Przygotowałam się do ataku, wyciągnęłam nóż zza pasa i mocno ścisnęłam jego rękojeść w dłoni. Nie chciałam używać broni, bo ona równała się z zabójstwem, a mimo wszystko miałam nadzieję tego uniknąć. Wyszłam z za rogu i zaatakowałam przeciwniczkę, nie spodziewała się tak nagłego ataku, więc udał mi się wytrąci jej broń, która upadła na podłogę obok nas. Zaczęłyśmy się szarpać, uderzyłam ją pięścią w twarz, raz , drugi, trzeci. Potem ona odpowiedziała tym samym, po czym uderzyła mnie kolanem w brzuch. Zgięłam się w pół, łapiąc za obolałe miejsce. Kobieta szybko rzuciła się w kierunku broni i załapała ją w dłonie. Chciała obrócić się w moją stronę i strzelić, ale byłam szybsza i już po chwili stałam z ostrzem przy jej gardle.

- I co zrobisz teraz? – zapytałam szarpiąc za jej włosy, kiedy nagle otworzyły się drzwi do domu i stanął w nich Stiles.

- Zabawne, że pytasz - powiedziała i nim coś zrobiła, pistolet wystrzelił, kula trafiła w brzuch chłopaka, a ten spojrzał na mnie z szokiem w oczach po czym upadł na ziemię.

- Nie! - krzyknęłam po czym wytrąciłam broń z ręki ciotki, kopnęłam ją w róg pokoju. Odwróciłam kobietę w moją stronę i wbiłam nóż w jej brzuch. Pałałam chęcią zemsty, nie obchodziło mnie już jej życie, nawet jeśli wcześniej nie chciałam być odpowiedzialna za jego koniec - on przeżyje twój atak, ale ty możesz nie przeżyć tego co cię spotka cię za to co właśnie zrobiłaś – wyszeptałam jej do ucha. Przez chwilę przestraszyłam się samej siebie, ale musiałam być twarda, wyciągnęłam nóź z brzucha ciotki, a ta upadła z jękiem na podłogę, nie zdolna do poruszenia się.

Destiny//Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz