Rozdział 10

2.7K 134 1
                                    

Po skończonych zajęciach wybrałam się odwiedzić Melissę w szpitalu i przy okazji przynieść jej obiad.

- Jesteś taka kochana – powiedziała, gdy wręczałam jej posiłek.

- Nie ma za co – odpowiedziałam – pomóc ci w czymś?

- Nie trzeba, dzisiaj jest wyjątkowo spokojny dzień – oznajmiła, kiedy nagle zobaczyłam Stilesa idącego w naszą stronę, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie widziałam go tylko od rana, a i tak tęskniłam. Z tego co wiedziałam, wybrał się do szpitala z Lydią, ponieważ ta był pewna, że gdy podczas mojej operacja przysnęła na krześle w poczekalni, znalazła się na sali operacyjnej i widziała Doktorów Strachu, a teraz chciał przypomnieć sobie więcej. Stiles odwzajemnił mój uśmiech i pocałował mnie w policzek na przywitanie.

- Cześć – przywitał się z nami – W tej sali, do której nas wpuściłaś nie ma światła – zwrócił się do Melissy.

- Od godziny mamy problemy z zasilaniem – wyjaśniła – miało chodzić o dźwięki – dodała.

- O słuch – zgodził się Stilinski – to Lydia – wyjaśnił i ruszył w stronę windy, a ja podążyłam za Mel, żegnając się szybkim całusem z chłopkiem.

***
Moja przyrodnia matka nie potrzebowała pomocy, więc postanowiłam wrócić do domu. Gdy wyszłam ze szpitala uderzyło we mnie zimne powietrze. Nagle nie byłam w Beacon Hills tylko w moim starym domu, który teraz ledwo pamiętałam. Znajdowałam się na tarasie, miałam około jedenaście lat. Wiatr rozwiewał moje włosy na boki, a po policzkach ciekły łzy. Nagle obok mnie pojawiła się mama.

- Destiny, to co się dzisiaj stało nie było twoją wina – powiedziała.

- Mamusi prawie zabiłam Leah – powiedziała mała Destiny, a ja zachłysnęłam się powietrzem – stanowczo tego nie pamiętałam.

- Nie chciałam jej skrzywdzić, ale nie umiałam tego kontrolować

- Nic się nie stało córciu – powiedziała i przyciągnęła mnie do siebie.

- A co jeśli pewnego dnia skrzywdzę kogoś albo zabiję? – zapytała mała ja, szlochając coraz głośniej.

- Dlatego musisz nauczyć się kontrolować swoją moc, aby temu zapobiec.

Odtworzyłam oczy i znów byłam przed szpitalem w Beacon Hills.

Poczułam, że Doktorzy byli w budynku, to dziwne uczucie duszenia pojawiło się znowu i wiedziałam, że chodzi o Scotta.

***

Razem z Melissą uzbrojoną w strzykawkę, która miał pomóc Alfie wsiadłyśmy do windy. Gdy drzwi znów się otworzyły zboczyłam jak jeden z facetów w maskach rzuca Scottem o Ziemię. Wycelowałam w niego pistolet i zaczęłam strzelać, kule go nie raniły, ale przynajmniej powodowały cofnięcie się. Wyszłam z windy, ciągle strzelając, Mel pojawiła się obok mnie i pomogła synowi wejść do windy. W końcu kule w pistolecie się skończyły, zaczęłam walczyć wręcz, ale nie miałam dużej szansy z tym czymś. Przypomniałam sobie o nożu, który trzymałam w pasku pod bluzką, szybko go wyciągnęłam i wbiłam w przeciwnika, na szczęście trafnie.

- Destiny biegnij! – krzyknęła Melissa, a ja zrobiła co kazał i po chwili byłam bezpieczna obok Alfy.

- Nie powinniśmy czytać tej książki – powiedział wystraszony Scott.

***

Po ataku Doktorów na szpital, razem ze Scottem udałam się do klinki, gdzie czekali Stiles i Theo, to połączenie wydawało mi się niepokojące, chcieli pokazać nam ciało kolejnej chimery.

Destiny//Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz