Po skończonych zajęciach wybrałam się odwiedzić Melissę w szpitalu i przy okazji przynieść jej obiad.
- Jesteś taka kochana – powiedziała, gdy wręczałam jej posiłek.
- Nie ma za co – odpowiedziałam – pomóc ci w czymś?
- Nie trzeba, dzisiaj jest wyjątkowo spokojny dzień – oznajmiła, kiedy nagle zobaczyłam Stilesa idącego w naszą stronę, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie widziałam go tylko od rana, a i tak tęskniłam. Z tego co wiedziałam, wybrał się do szpitala z Lydią, ponieważ ta był pewna, że gdy podczas mojej operacja przysnęła na krześle w poczekalni, znalazła się na sali operacyjnej i widziała Doktorów Strachu, a teraz chciał przypomnieć sobie więcej. Stiles odwzajemnił mój uśmiech i pocałował mnie w policzek na przywitanie.
- Cześć – przywitał się z nami – W tej sali, do której nas wpuściłaś nie ma światła – zwrócił się do Melissy.
- Od godziny mamy problemy z zasilaniem – wyjaśniła – miało chodzić o dźwięki – dodała.
- O słuch – zgodził się Stilinski – to Lydia – wyjaśnił i ruszył w stronę windy, a ja podążyłam za Mel, żegnając się szybkim całusem z chłopkiem.
***
Moja przyrodnia matka nie potrzebowała pomocy, więc postanowiłam wrócić do domu. Gdy wyszłam ze szpitala uderzyło we mnie zimne powietrze. Nagle nie byłam w Beacon Hills tylko w moim starym domu, który teraz ledwo pamiętałam. Znajdowałam się na tarasie, miałam około jedenaście lat. Wiatr rozwiewał moje włosy na boki, a po policzkach ciekły łzy. Nagle obok mnie pojawiła się mama.- Destiny, to co się dzisiaj stało nie było twoją wina – powiedziała.
- Mamusi prawie zabiłam Leah – powiedziała mała Destiny, a ja zachłysnęłam się powietrzem – stanowczo tego nie pamiętałam.
- Nie chciałam jej skrzywdzić, ale nie umiałam tego kontrolować
- Nic się nie stało córciu – powiedziała i przyciągnęła mnie do siebie.
- A co jeśli pewnego dnia skrzywdzę kogoś albo zabiję? – zapytała mała ja, szlochając coraz głośniej.
- Dlatego musisz nauczyć się kontrolować swoją moc, aby temu zapobiec.
Odtworzyłam oczy i znów byłam przed szpitalem w Beacon Hills.
Poczułam, że Doktorzy byli w budynku, to dziwne uczucie duszenia pojawiło się znowu i wiedziałam, że chodzi o Scotta.
***
Razem z Melissą uzbrojoną w strzykawkę, która miał pomóc Alfie wsiadłyśmy do windy. Gdy drzwi znów się otworzyły zboczyłam jak jeden z facetów w maskach rzuca Scottem o Ziemię. Wycelowałam w niego pistolet i zaczęłam strzelać, kule go nie raniły, ale przynajmniej powodowały cofnięcie się. Wyszłam z windy, ciągle strzelając, Mel pojawiła się obok mnie i pomogła synowi wejść do windy. W końcu kule w pistolecie się skończyły, zaczęłam walczyć wręcz, ale nie miałam dużej szansy z tym czymś. Przypomniałam sobie o nożu, który trzymałam w pasku pod bluzką, szybko go wyciągnęłam i wbiłam w przeciwnika, na szczęście trafnie.
- Destiny biegnij! – krzyknęła Melissa, a ja zrobiła co kazał i po chwili byłam bezpieczna obok Alfy.
- Nie powinniśmy czytać tej książki – powiedział wystraszony Scott.
***
Po ataku Doktorów na szpital, razem ze Scottem udałam się do klinki, gdzie czekali Stiles i Theo, to połączenie wydawało mi się niepokojące, chcieli pokazać nam ciało kolejnej chimery.
CZYTASZ
Destiny//Stiles Stilinski
FanfictionMoja siostra zawsze powtarzała mi, że moja moc to dar, ja uważam ją za przekleństwo bo to przez nią straciłam wszystko. Straciłam rodzinę, dom, bezpieczeństwo. Powiedziano mi, że będę szczęśliwa. Powiedziano mi, że wszystko się ułoży. Powied...