Rozdział 26

1.5K 89 28
                                    


Odwołanie meczu okazało się nie być takie proste, szeryf nie mógł tego zrobić, więc pozostawało nam jedno wyjścia - oddać mecz walkowerem, co było możliwe tylko jeśli trener Finstock by wrócił. Scott napisał, że trzeba spróbować wyciągnąć go z kliniki, więc właśnie przed nią czekałam na chłopaków. Kiedy usłyszałam, że jakiś samochód wjeżdża na parking, podniosłam wzrok z nad telefonu i ujrzałam niebieskiego Jeepa, na co się uśmiechnęłam, naprawdę uwielbiałam to auto. Stilinski szybko wysiadł z samochodu i ze złością w oczach do mnie podszedł.

- Czy ty czasem nie miałaś ukrywać się w domu, za linią jarzębu i z Braeden do obrony? – zapytał unosząc brew.

- Możliwe, ale uznałam że wam pomogę – odpowiedziałam zerkając na Scotta, który zmierzał w naszym kierunku.

- Destiny jesteś w niebezpieczeństwie, twoja ciotka jest w mieście – przypomniał mi Stiles.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę ukrywać się do pełni. Jeśli będzie chciała to po mnie przyjdzie i nic jej nie powstrzyma, a ja do tego czasu musze żyć normalnie i czekać na jej ruch.

- Dużo bezpieczniej byłby czekać na jej ruch w domu, z bronią w ręce – powiedział chłopak, kiedy podszedł do nas McCall i położył Stilesowi dłoń na ramieniu.

- Wiesz, że ze mną jest bezpieczna – zapewnił Alfa – A teraz koniec tych rozmów. Idziemy po trenera – powiedział i wszyscy weszliśmy do kliniki.

***

- Boże ten człowiek jest niereformowalny – powiedziałam opuszczając budynek – przez siedem miesięcy siedział na odwyku i udawał nawroty choroby

- Teraz to nieważne – oznajmił McCall – liczy się to, że odda mecz, a wszyscy będą bezpieczni – dodał, na co razem ze Stilesem przytaknęliśmy.

- Co teraz? – zapytałam.

- Teraz jedziemy do domu i przygotowujemy się do meczu – odparł Scott – spotykamy się przed nim w szkole.

Jak powiedział tak się stało, teraz siedzieliśmy w jednej z sal przed meczem i omawialiśmy nasz plan, jeśli tak to można nazwać.

- Mason, wiesz co robić – powiedział Alfa.

- Corey i ja sprawdzamy buty zawodników z Devenford – odpowiedział ciemnoskóry chłopak.

- Ja zajmę się wozami telewizyjnymi – zaproponowałam, a Stiles spojrzał na mnie wymownym wzrokiem – dam sobie radę – zapewniłam, na co odwrócił głowę i powiedział

- Tuż przed gwizdkiem trener oddaje mecz walkowerem

- Reszta szuka butów w rozmiarze 10 z krwią na podeszwie – oznajmił Liam.

- Tak z ciekawości, co jeśli to wszystko nie zadziała? – zapytałam, bo miałam złe przeczucia co do tej nocy – Co jeśli będziemy musieli z tym walczyć? Scott nadal nie odzyskał pełni sił po ataku Theo, wciąż się leczy.

- Nie – przerwał Kira – już nie

- Ona ma rację – potwierdził szybko McCall, po czym wszyscy na niego spojrzeliśmy. Scott podniósł koszulkę i pokazał nam klatkę piersiową bez żadnej rany – Zagoiło się gdy odbiliśmy Lydię z Eichen. Uleczyłem się, bo znów byliśmy wszyscy razem, jak stado.

- Bestia nie ma stada – odezwał się beta.

- Ale my tak – dodałam, spoglądając na moich przyjaciół.

- Damy radę, nikt dziś nie zginie – zapewnił nas Scott.

***

Po rozmowie ze stadem, wróciłam na chwilę do mojej szafki, wyciągnęłam z niej broń i kilka noży, po czym podciągnęłam bluzę i włożyłam wszystko do pasa zawiązanego na moim brzuchu.

- Przygotowujesz się do walki? – zapytała Kira, którą dopiero teraz zauważyłam.

- Jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony – odpowiedziałam, zerkając na dziewczynę – mam złe przeczucia - dodałam po chwili ciszy.

Azjatka spojrzał na mnie i powiedziała

- Czuję, że coś nie wypali. Mam wrażenie, że będziemy musieli z nią walczyć

- Ja też i choć jesteśmy silni, boję się. Scott czy Liam się uzdrowią, ale co z nami, co ze Stilesem. My możemy się bronić, ale on jest zdany na nas, strasznie się o niego martwię – wyjaśniłam.

- Uwierz mi, nawet kiedy twój chłopak jest wilkołakiem ten strach nie znika, mimo jego zdolności do leczenia – oznajmiła Kira – wiem z doświadczenia

- Masz rację – odpowiedziałam – dobra, za dużo czasu zmarnowałyśmy już na gadanie, czas iść na mecz, który miejmy nadzieję się nie odbędzie.

- Oby – potwierdziła lisica i razem ruszyłyśmy w stronę wyjścia na boisko.

Gdy dotarłyśmy na miejsce zawodnicy wbiegali na boisko.

- Co do..? – zaczęłam, ale Kira mi przerwała

- Grają – powiedziała z obawą w głosie.

- Pierwszy punkt planu, a już się wali – powiedziałam do dziewczyny – lepiej zajmę się wozami, powiedz chłopakom, że już zaczynam – oznajmiłam na co Azjatka tylko przytaknęła, a ja ruszyłam w stronę pojazdów lokalnej telewizji.

***

Mecz trwał, kiedy wspinałam się na drugi wóz, aby odłączyć kabel. Może nie byłam wilkołakiem, ale weszłam na auto bez większego problemu. Odłączyłam kabel i zeskoczyłam z pojazdu, aby przejść do kolejnego. Nagle zostałam uderzona czymś w głowę i upadłam, jęcząc z bólu. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam moją ciotkę, na co od razu się wściekłam. Nie mogła wybrać lepszego momentu.

- Suka – wysyczałam.

- Nie ładnie mówić tak do cioci, mama cię tego nie nauczyła – powiedział z cynicznym uśmiechem – a może nie zdążyła przed śmiercią – dodała, co jeszcze wzmocniło mój gniew.

- Bardzo chętnie bym cię teraz zabiła, ale mam ważniejsze sprawy – oznajmiłam wstając i byłam kompletnie szczera.

- Zauważyłam, nie lubisz lokalnych wiadomości? – zapytała unosząc brew.

- Coś w ten deseń, a teraz zostawisz mnie i pozwolisz wrócić mi do poprzedniej czynności, bo i tak do pełni nie możesz mi nic zrobić - powiedziałam i chciałam ruszyć z miejsca, ale kobieta stanęła mi na drodze.

- Zginą ludzie –wyjaśniłam, choć wiedział, że jej to nie obchodzi.

- Ludzie umierają każdego dnia, kochanie.

- Nie mów tak do mnie – wysyczałam przez zęby.

- Zgoda, co powiesz na kompromis. Może pójdziesz ze mną? Jeśli oddasz mi moc, problem zniknie i może nawet będziesz nazywać mnie ciocią – powiedziała na co się zaśmiałam.

- Nie ma mowy, prędzej cię zabiję – odpowiedziałam.

- Naprawdę przypominasz matkę – wciągnęłam głęboko powietrze przez nos i spojrzałam na ostatnią antenę.

- Naprawdę myślisz, że możesz coś zmienić? – zapytała moja ciotunia widząc na co patrzę.

- Kogo próbujesz uratować? Kilku przypadkowych ludzi? Swoich przyjaciół ze szkoły? – z każdym jej pytaniem mój gniew rósł.

- Chcesz walczyć teraz? – zapytałam sięgając po broń.

- To on, prawda? – zapytał patrząc za mnie, a kiedy się obróciłam zobaczyłam Stilesa – to ten, który skradł twoje serc. Ten jedyny – dodał, a gdy znów spojrzałam w jej kierunku nie było jej, przez co zaczęłam martwić się o Stilinskiego, a nie było na to czasu. Szybko wspięłam się na ostatni samochód i wyrwałam kabel z anteny. Szczęśliwa zeskoczyłam z auta, ale moja radość nie trwała długo, ponieważ ujrzałam mężczyznę, przypinającego pierwszy kabel, który wyrwałam.

- Jesteśmy z powrotem – oznajmił na co rozszerzyłam oczy w szoku.

- Idealnie. Emocje sięgając zenitu – powiedziała prezenterka i włączyła mikrofon, co wywołało ogromny pisk, a lampy na boisku pękły. Spojrzałam w stronę Stilesa i ruszyłam w jego kierunku sprintem.

Destiny//Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz