Odwołanie meczu okazało się nie być takie proste, szeryf nie mógł tego zrobić, więc pozostawało nam jedno wyjścia - oddać mecz walkowerem, co było możliwe tylko jeśli trener Finstock by wrócił. Scott napisał, że trzeba spróbować wyciągnąć go z kliniki, więc właśnie przed nią czekałam na chłopaków. Kiedy usłyszałam, że jakiś samochód wjeżdża na parking, podniosłam wzrok z nad telefonu i ujrzałam niebieskiego Jeepa, na co się uśmiechnęłam, naprawdę uwielbiałam to auto. Stilinski szybko wysiadł z samochodu i ze złością w oczach do mnie podszedł.
- Czy ty czasem nie miałaś ukrywać się w domu, za linią jarzębu i z Braeden do obrony? – zapytał unosząc brew.
- Możliwe, ale uznałam że wam pomogę – odpowiedziałam zerkając na Scotta, który zmierzał w naszym kierunku.
- Destiny jesteś w niebezpieczeństwie, twoja ciotka jest w mieście – przypomniał mi Stiles.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę ukrywać się do pełni. Jeśli będzie chciała to po mnie przyjdzie i nic jej nie powstrzyma, a ja do tego czasu musze żyć normalnie i czekać na jej ruch.
- Dużo bezpieczniej byłby czekać na jej ruch w domu, z bronią w ręce – powiedział chłopak, kiedy podszedł do nas McCall i położył Stilesowi dłoń na ramieniu.
- Wiesz, że ze mną jest bezpieczna – zapewnił Alfa – A teraz koniec tych rozmów. Idziemy po trenera – powiedział i wszyscy weszliśmy do kliniki.
***
- Boże ten człowiek jest niereformowalny – powiedziałam opuszczając budynek – przez siedem miesięcy siedział na odwyku i udawał nawroty choroby
- Teraz to nieważne – oznajmił McCall – liczy się to, że odda mecz, a wszyscy będą bezpieczni – dodał, na co razem ze Stilesem przytaknęliśmy.
- Co teraz? – zapytałam.
- Teraz jedziemy do domu i przygotowujemy się do meczu – odparł Scott – spotykamy się przed nim w szkole.
Jak powiedział tak się stało, teraz siedzieliśmy w jednej z sal przed meczem i omawialiśmy nasz plan, jeśli tak to można nazwać.
- Mason, wiesz co robić – powiedział Alfa.
- Corey i ja sprawdzamy buty zawodników z Devenford – odpowiedział ciemnoskóry chłopak.
- Ja zajmę się wozami telewizyjnymi – zaproponowałam, a Stiles spojrzał na mnie wymownym wzrokiem – dam sobie radę – zapewniłam, na co odwrócił głowę i powiedział
- Tuż przed gwizdkiem trener oddaje mecz walkowerem
- Reszta szuka butów w rozmiarze 10 z krwią na podeszwie – oznajmił Liam.
- Tak z ciekawości, co jeśli to wszystko nie zadziała? – zapytałam, bo miałam złe przeczucia co do tej nocy – Co jeśli będziemy musieli z tym walczyć? Scott nadal nie odzyskał pełni sił po ataku Theo, wciąż się leczy.
- Nie – przerwał Kira – już nie
- Ona ma rację – potwierdził szybko McCall, po czym wszyscy na niego spojrzeliśmy. Scott podniósł koszulkę i pokazał nam klatkę piersiową bez żadnej rany – Zagoiło się gdy odbiliśmy Lydię z Eichen. Uleczyłem się, bo znów byliśmy wszyscy razem, jak stado.
- Bestia nie ma stada – odezwał się beta.
- Ale my tak – dodałam, spoglądając na moich przyjaciół.
- Damy radę, nikt dziś nie zginie – zapewnił nas Scott.
***
Po rozmowie ze stadem, wróciłam na chwilę do mojej szafki, wyciągnęłam z niej broń i kilka noży, po czym podciągnęłam bluzę i włożyłam wszystko do pasa zawiązanego na moim brzuchu.
- Przygotowujesz się do walki? – zapytała Kira, którą dopiero teraz zauważyłam.
- Jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony – odpowiedziałam, zerkając na dziewczynę – mam złe przeczucia - dodałam po chwili ciszy.
Azjatka spojrzał na mnie i powiedziała
- Czuję, że coś nie wypali. Mam wrażenie, że będziemy musieli z nią walczyć
- Ja też i choć jesteśmy silni, boję się. Scott czy Liam się uzdrowią, ale co z nami, co ze Stilesem. My możemy się bronić, ale on jest zdany na nas, strasznie się o niego martwię – wyjaśniłam.
- Uwierz mi, nawet kiedy twój chłopak jest wilkołakiem ten strach nie znika, mimo jego zdolności do leczenia – oznajmiła Kira – wiem z doświadczenia
- Masz rację – odpowiedziałam – dobra, za dużo czasu zmarnowałyśmy już na gadanie, czas iść na mecz, który miejmy nadzieję się nie odbędzie.
- Oby – potwierdziła lisica i razem ruszyłyśmy w stronę wyjścia na boisko.
Gdy dotarłyśmy na miejsce zawodnicy wbiegali na boisko.
- Co do..? – zaczęłam, ale Kira mi przerwała
- Grają – powiedziała z obawą w głosie.
- Pierwszy punkt planu, a już się wali – powiedziałam do dziewczyny – lepiej zajmę się wozami, powiedz chłopakom, że już zaczynam – oznajmiłam na co Azjatka tylko przytaknęła, a ja ruszyłam w stronę pojazdów lokalnej telewizji.
***
Mecz trwał, kiedy wspinałam się na drugi wóz, aby odłączyć kabel. Może nie byłam wilkołakiem, ale weszłam na auto bez większego problemu. Odłączyłam kabel i zeskoczyłam z pojazdu, aby przejść do kolejnego. Nagle zostałam uderzona czymś w głowę i upadłam, jęcząc z bólu. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam moją ciotkę, na co od razu się wściekłam. Nie mogła wybrać lepszego momentu.
- Suka – wysyczałam.
- Nie ładnie mówić tak do cioci, mama cię tego nie nauczyła – powiedział z cynicznym uśmiechem – a może nie zdążyła przed śmiercią – dodała, co jeszcze wzmocniło mój gniew.
- Bardzo chętnie bym cię teraz zabiła, ale mam ważniejsze sprawy – oznajmiłam wstając i byłam kompletnie szczera.
- Zauważyłam, nie lubisz lokalnych wiadomości? – zapytała unosząc brew.
- Coś w ten deseń, a teraz zostawisz mnie i pozwolisz wrócić mi do poprzedniej czynności, bo i tak do pełni nie możesz mi nic zrobić - powiedziałam i chciałam ruszyć z miejsca, ale kobieta stanęła mi na drodze.
- Zginą ludzie –wyjaśniłam, choć wiedział, że jej to nie obchodzi.
- Ludzie umierają każdego dnia, kochanie.
- Nie mów tak do mnie – wysyczałam przez zęby.
- Zgoda, co powiesz na kompromis. Może pójdziesz ze mną? Jeśli oddasz mi moc, problem zniknie i może nawet będziesz nazywać mnie ciocią – powiedziała na co się zaśmiałam.
- Nie ma mowy, prędzej cię zabiję – odpowiedziałam.
- Naprawdę przypominasz matkę – wciągnęłam głęboko powietrze przez nos i spojrzałam na ostatnią antenę.
- Naprawdę myślisz, że możesz coś zmienić? – zapytała moja ciotunia widząc na co patrzę.
- Kogo próbujesz uratować? Kilku przypadkowych ludzi? Swoich przyjaciół ze szkoły? – z każdym jej pytaniem mój gniew rósł.
- Chcesz walczyć teraz? – zapytałam sięgając po broń.
- To on, prawda? – zapytał patrząc za mnie, a kiedy się obróciłam zobaczyłam Stilesa – to ten, który skradł twoje serc. Ten jedyny – dodał, a gdy znów spojrzałam w jej kierunku nie było jej, przez co zaczęłam martwić się o Stilinskiego, a nie było na to czasu. Szybko wspięłam się na ostatni samochód i wyrwałam kabel z anteny. Szczęśliwa zeskoczyłam z auta, ale moja radość nie trwała długo, ponieważ ujrzałam mężczyznę, przypinającego pierwszy kabel, który wyrwałam.
- Jesteśmy z powrotem – oznajmił na co rozszerzyłam oczy w szoku.
- Idealnie. Emocje sięgając zenitu – powiedziała prezenterka i włączyła mikrofon, co wywołało ogromny pisk, a lampy na boisku pękły. Spojrzałam w stronę Stilesa i ruszyłam w jego kierunku sprintem.
CZYTASZ
Destiny//Stiles Stilinski
FanfictionMoja siostra zawsze powtarzała mi, że moja moc to dar, ja uważam ją za przekleństwo bo to przez nią straciłam wszystko. Straciłam rodzinę, dom, bezpieczeństwo. Powiedziano mi, że będę szczęśliwa. Powiedziano mi, że wszystko się ułoży. Powied...